ORP Orzeł. Po 3 latach na przemyslenia...

Moderatorzy: crolick, Marmik

Awatar użytkownika
Grom
Posty: 405
Rejestracja: 2008-03-12, 00:15

Re: ORP Orzeł. Po 3 latach na przemyslenia...

Post autor: Grom »

Marmik pisze:Crolicku, zdaje się, że zapomniałeś co obejmował mój wąski wycinek. Interesowało mnie wyłącznie kiedy powinno dojść do zmiany dowodzenia i to głównie z naciskiem na słowo "powinno".
Po tych kilku latach. Myślę, że mogę odpowiedzieć.
Przyjmując za prawdziwe wszelkie zeznania. Kłoczkowski powinien zgłosić swoje dolegliwości przed wyjściem Orła w morze 1 września 1939 r i zdać dowództwo. Może i było by głupio, czy jak tam to nazwać. Obiektywnie na rzecz patrząc faktem, że ukrył swoje dolegliwości i wyszedł w morze, postąpił egoistycznie. Choć zapewne w dobrych intencjach. Tyle, że dobrymi intencjami jest wybrukowane piekło.

Wszystkiego Najlepszego w 2013.
tom
Posty: 845
Rejestracja: 2011-05-07, 10:52

Re: ORP Orzeł. Po 3 latach na przemyslenia...

Post autor: tom »

Nie jestem pewien, czy dolegliwości zdrowotne Kłoczkowski odczuwał, zanim wszedł na okręt. To, że tak twierdzi, jeszcze nie musi oznaczać prawdy. Jesli byli inni świadkowie, co to potwierdzali - wtedy co innego.

W ogóle gdy poznałem szereg przypadków z dowódcami OP z II wś., dochodzę do wniosku, że niemały procent nie nadawał się do dowodzenia, z powodu niemożności opanowania stresu bojowego w warunkach prawdziwej wojny i zagrożenia życia.

Jeśli nie starano się przed wojną dobrać na OP dowódców z wyraźnie objawianą w trakcie ćwiczeń przez nich inicjatywą taktyczną i swoistą "agresją bojową" (tak robiono w U-bootwaffe), to potem dochodziło do gorzkich rozczarowań.

Dowódcy, którzy potrafili w czasie pokoju dbać o każdą "śrubkę" i należyty stan techniczny swoich jednostek, wypadali nieźle w czasie parad, a nawet ćwiczeń, niejednokrotnie zawodzili w warunkach wojny nie realizując zadań wytyczonych rozkazami z powodu stresu. W amerykańskiej marynarce widać to było dość jaskrawo - przykład z Mummą (który spanikował przy pierwszych bombach) nie był odosobniony. Był nawet złośliwy utwór o "nieustraszonym Deo" - najodważniejszym, gdy "okręt w porcie stał". Wewnętrzną panikę podczas akcji na morzu ci "słabi" dowódcy skrywali lepiej albo gorzej. Najcześciej okręt z takim dowódcą unikał ryzykownych akcji, chował pod wodą na długo i praktycznie niewiele przemieszczał (nawet jeśli miał dość duży sektor). Zauważyłem np. niesamowicie podobną zbieżność postępowań Kłoczkowskiego i pierwszego dowódcy USS "Wahoo" - Kennedy'ego (który decydował się przy wielu okazjach jakie miał niezmiernie rzadko na atak). "Kłocz" mógł spróbować ataku przynajmniej raz. Zresztą, gdy napotkano statek nieprzyjaciela, komandor nie powinien powierzyć dowodzenia w takiej chwili zastępcy, jeśli sam nie czuł się na siłach pełnić obowiązków? Jeśli uparcie decydował sam dalej, to możliwe, że nie było z nim tak źle.
Stres mógł rzeczywiście wywołać u "Kłocza" objawy choroby, trudnej do zdiagnozowania i nie musiało być to "symulanctwo". Tak czy owak powinien sam przekazać obowiązek dowodzenia swemu zastępcy wcześniej (gdy sygnał do DF wysłano) a to, że go nie znosił, nie powinno przeważyć w tak poważnej sytuacji.

Zaznaczam, że tak mogło być (a nie musiało), bo znam opinie i tych, którzy widzą dowodzenie komandora w "lepszym świetle" i z teorią o stresie nie zgadzają się.
W sprawie wpływania do portu neutralnego rozkaz nie był kategoryczny i na "Orle" nie musiano go realizować. Okręt tracił przecież swoją "czapkę niewidkę" ujawniając się w Tallinie i ryzykował nawet bardziej, niż wtedy, gdyby dość szybko zaatakował i zatopił wrogi statek, a potem niezwłocznie się oddalił. Wielogodzinny pobyt "Orła" w porcie dawał czas Niemcom na "podciągnięcie" okrętów swojej floty bliżej Tallina i granic estońskich wód neutralnych, a żaden z oficerów naszego okrętu nie mógł wiedzieć, jak daleko są i ile to im zajmie czasu. Ten argument powinien być podniesiony przez oficerów na pierwszym miejscu przed wpłynieciem do Tallina, jeśli zamierzano kontynuować dzałania bojowe okrętu nadal. Samo cumowanie w porcie neutralnym powinno mieć miejsce tylko wtedy, gdyby okręt już naprawdę nie był zdolny do kontynuowania akcji z powodu poważnego stanu technicznego. To powinno dotyczyć zresztą wszystkich naszych OP.
Awatar użytkownika
Marmik
Posty: 4949
Rejestracja: 2006-04-30, 23:49
Lokalizacja: Puck

Re: ORP Orzeł. Po 3 latach na przemyslenia...

Post autor: Marmik »

tom pisze:Nie jestem pewien, czy dolegliwości zdrowotne Kłoczkowski odczuwał, zanim wszedł na okręt. To, że tak twierdzi, jeszcze nie musi oznaczać prawdy. Jesli byli inni świadkowie, co to potwierdzali - wtedy co innego.
Sraczka, ból piety, czy drętwienie łokcia samo w sobie jeszcze nie oznacza, że ktoś nie może dowodzić okrętem. W dużym uproszczeniu, stwierdzić to może lekarz lub sam dowódca. Pomijam tu bardziej skomplikowane przypadki, bo w tym omawianym jest to niecelowe, gdyż stwierdził to jeden z wymienionych - na piśmie, odnosząc to do konkretnego momentu.
To co dla innych jest brzegiem morza, dla marynarza jest brzegiem lądu.
Awatar użytkownika
Grom
Posty: 405
Rejestracja: 2008-03-12, 00:15

Re: ORP Orzeł. Po 3 latach na przemyslenia...

Post autor: Grom »

tom pisze:Nie jestem pewien, czy dolegliwości zdrowotne Kłoczkowski odczuwał, zanim wszedł na okręt. To, że tak twierdzi, jeszcze nie musi oznaczać prawdy. Jesli byli inni świadkowie, co to potwierdzali - wtedy co innego.
Kłoczkowski po raz pierwszy wspomina o dolegliwościach w swoich sprawozdaniach dla adm.Świrskiego pisanych z Estonii. Natomiast świadkowie przesłuchiwani w UK jasno stwierdzili, że zauważyli u niego objawy chorobowe jeszcze przed wybuchem wojny. Tylko tu znów jest dylemat, oficerowie mówią co innego, a podoficerowie i marynarze co innego.

Minęło wiele lat odkąd ostatni raz zaglądałem do dokumentów, piszę z pamięci.
ODPOWIEDZ