Maciej Franz Zagadka pancernika Benedetto Brin. OW 4/2018
: 2018-07-19, 01:02
Główną pretensją, jaką mam do Autora artykuły jest uwiedzenie przez obszerną literaturę włoską, która przez dziesięciolecia twierdziła i czasami nadal twierdzi, że zatopienie pancerników Benedetto Brin i Leonardo da Vinci było dziełem sabotażystów działających za austriackie pieniądze. Ta popularna lecz niczym nie poparta teoria była efektem wojennych emocji, istnienia faktycznej siatki sabotażystów dokonujących aktów dywersji a przede wszystkim dokonanego przez włoski kontrwywiad wykradzenia dokumentów austriackiego attache wojskowego w Zurychu. To właśnie ta akcja, nagłośniona przez prasę jako wielki sukces trafiła do zbiorowej świadomości przez fabularyzowane powieści a nawet filmy jak dość popularny w latach 50-tych "Senza Bandiera". I tak funkcjonuje miejscami do dziś na podobnej zasadzie jak mit smoleński. Ten ostatni opisywany za 100 lat z całą pewnością znajdzie swoich narratorów, którzy będą go uwiarygadniać. Tymczasem nawet 10 minut spędzone w internecie pozwala osobie nieznającej się na sprawie na przynajmniej nabranie wątpliwości co do związku przyczynowo-skutkowego między austriacką siatką dywersantów a zatopieniem pancerników. Pan Franz niestety zrobił bardzo powierzchowną kwerendę źródeł do tak ciekawego tematu.
A teraz do faktów.
1). O przyczynach zatopienia pancernika Pan Franz pisze tak:
"Jednym z najbardziej spektakularnych sukcesów działań austriackich, realizowanych włoskimi rękoma, okazało się zatopienie pancernika Benedetto Brin ...."
"Jednym z największych sukcesów tychże ostatnich (sabotażystów – przyp. TK) było zatopienie włoskiego pancernika Benedetto Brin."
"I to właśnie akt sabotażu przyjęto ostatecznie, choć poufnie, jako właściwą odpowiedź na pytanie co się zdarzyło w Brindisi o poranku 27 września 1915 r." - chodzi o ustalenia komisji badającej przyczyny eksplozji.
"Nie udało się ustalić nazwiska sabotażysty, który odpowiadał za ten akt, podobnie jak zresztą nigdy nie zdołano odtworzyć jaką drogą przedostał się do portu i zdołał podłożyć ładunek wybuchowy.... Na pytania te, także współcześnie brakuje odpowiedzi".
Mamy tu niezachwianą pewność co do przyczyny eksplozji, zmąconą jedynie brakiem wiedzy w jaki sposób sabotażysta dotarł do komór amunicyjnych ze swoją bombą.
A więc aby tą pewność zmącić jeszcze bardziej wchodzimy na oficjalną stronę
Ministerstwa Obrony Włoch i w sekcji poświęconej historii floty włoskiej czytamy:
Come ormai acclarato, si trattò di una disgrazia non diversa da quelle accadute in altre marine da guerra dell’epoca: la causa dell’affondamento era infatti da attribuire ai nuovi esplosivi utilizzati per le cariche di lancio e di scoppio che, erano stati introdotti da troppo poco tempo perché se ne conoscessero tutte le caratteristiche relative alla loro stabilità.
Jak już wyjaśniono, katastrofa ta nie rożniła się niczym od podobnych, które wydarzyły się w innych flotach w tej samej epoce; przyczyna zatopienia jest przypisana nowy materiałom wybuchowym, używanym jako materiały miotające, które wprowadzono do użycia zanim poznano ich dokładną charakterystykę i stabilność (chemiczną – przyp – TK)
Tak więc pierwsze z brzegu oficjalne źródło przeczy tezie postawionej przez Autora, który w żadnym miejscu artykułu nie wspomina o tym, że pierwsze 20 lat XX wieku to prawdziwa plaga eskplozji komór amunicyjnych, a dokładniej ich zapasów ładunków miotających, które przechowywane zbyt długo i w niewłaściwych warunkach ulegały samozapłonowi. Okrętów takich było ze 20 we flotach Wlk. Brytanii, Japonii, Wloch, Chile, Francji a poufny raport na temat wojennych wypadków i ich przyczyn dokonany przez Technical History Section brytyjskiej admiralicji jest dostępny tutaj:
http://www.gwpda.org/naval/thist24.htm
Royal Navy – obecna przecież fizycznie w bazie Brindisi nigdy nie uwierzyła we włoskie bajki o sabotażystach, których powstanie datuje się dopiero na 1917 rok. Tym bardziej, że powołana do wyjaśnienia sprawy komisja wykonała bardzo poważne śledztwo, wcale nie koncentrując się na żadnych sabotażystach. O pracach tejże i przyjętych wersjach a także sporach, jakie wykreowała ona we flocie Autor nie pisze nic. Zapewniam, że dotarcie do nich nie wymaga ślęczenia we włoskich archiwach.... A rzucają one zupełnie inne światło na całą sprawę
Komisja ta pod przewodnictwem admirała Patrisa powołała 3 podkomisje koncentrujące się na trzech kierunkach śledztwa:
- dyscyplinarnej
- artyleryjsko-amunicyjnej
- inżynierskiej
Nie ulegało żadnych wątpliwości, że eksplodowały zapasy balistytu – rodzaju prochu bezdymnego, używanego do wystrzeliwania pocisków z lufy. Wskazywał na to kolor dymu – potowredzone to zostałeo przez dr. Guido Sesti, nadzorującego produkcję balistytu w firmie Societa Anonima Dinamite Nobel w Avigliana. Proch ten był produkowany we Włoszech na licencji odkupionej od Alfreda Nobla od 1892 roku.
Podkomisji dyscyplinarnej szło najsłabiej jeśli chodzi o uzyskanie jakichkolwiek konkretnych zeznań i dowodów mogących naprowadzić śledczych na akty sabotażu lub zaniedbań. Zeznania oficerów podzieliły się na pół – Ci, ktorzy mieli w zakresie obowiązków sprawy związane z amunicją i ładunkami prochowymi twierdzili, że wszystkie procedury były zachowywane, Ci co nie mieli z amunicją do czynienia, twierdzili coś przeciwnego. Uzyskane świadectwa były zwykle bez wartości i wydać było, że sami śledczy stosują taktykę korporacyjnego chronienia "swoich". Przykładowo przesłuchanie podoficera, który o 7.30, a więc 38 minut przed eksplozją dokonywał inspekcji komór amunicyjnych nie dawało odpowiedzi nawet na takie oczywiste rzeczy jak to jakie osoby przebywaly wówczas w komorach i ich okolicach i jakie konkretne pomieszczenia rzeczony podoficer osobiście sprawdził. A wiadomo było z innych podobnych tragedii, że samozapłon balistytu jest zwykle poprzedzany powstaniem dużej ilości drażniących oparów. Kiedy w 1917 r. "zamachu w Zurychu" doszło do śledztwa prokuratury w sprawie zatopienia Brina te niespójne i słabo przygotowane materiały z komisji dyscyplinarnej spowodowały, że wersja o samozapłonie ładunków miotających okazała się najsłabiej udokumentowana, górę wzięła "chwytająca za serce" opowieść o sabotażystach, wykrytych dzięki wykradzionym z sejfu tajnym dokumentom.
Podkomisja artyleryjsko-amunicyjna pod kierownictwem eksperta od artylerii i dowódcy pancernika Gulio Cesare – kmdr. Pio Lobetti-Bodoniego zajęła się sprawą stanu balistytu i warunkom, jakie panowały w komorach amunicyjnych Benedetto Brina. L-Bodoni wskazał, że tydzień przed katastrofą osobiście zakwestionował trzy partie balistytu, jakie przyszły z zakładów w Aviglianie. Poza tym w dokumentach dowódcy pancernika – kmdr Forni di Pettenasco znajdowało się kilka raportów wysyłanych do Minusterstwa Marynarki wskazujących na wadliwie działający system chłodzenia i wentylacji komór. Żaden z tych monitów nie doczekał się odpowiedzi i zapewnie ich adresatom wersja o sabotażu spadała z nieba..... L-Bottoni zasugerował zmianę sposobu testowania balistytu i częstsze przeglądy zalegających w komorach amunicyjnych zapasów. Kilka dni po tragedii dowódca bazy w Brindisi rozkazał wyładowanie i wymianę wszystkich partii balistytu ze wszystkich jednostek włoskich. Dowódca floty włoskiej – admirał Luigi dio Savoia potwierdził pisemnie konkluzje L-Bottoniego dodając od siebie iż przyczyną eksplozji był "spontaniczny rozkład balistytu, przy udziale niesprzyjających warunków termicznych, panujących w komorach amunicyjnych (La deflagrazione spontanea della balistite, favorita dalle poco soddisfacenti condizioni termiche dei depositi munizioni).
Po tragedii dowódca bazy w Brindisi nakazał wyładunek i wymianę wszystkich ładunków miotających.
Raport kmdr. Lobetti-Bodoniego nie spodobal się w Rzymie. Szef Uzbrojenia i Amunicji Floty – adm. Giulio Bertolini oskarżył L.-Bodoniego o niekompetencję, bowiem raport uderzał w sprawy, podlegające jego zakresowi obowiązków. Bertolini wykluczył spontaniczny samozapłon balistytu podpierając się zeznaniami podoficera dokonującego inspekcji komór. Stwierdził on, że była w nich obsługa (choć nie podał kto), która wyczułaby trujące opary. Mając przed sobą dwie zwalczające się frakcje oficerów minister marynarki Camilo Corsi powołał w grudniu 1915 r. drugą komisję – tym razem złożoną z chemików od materiałów wybuchowych, którzy mieli swoje ustalenia skonfrontować z doświadczeniami Royal Navy (wiemy teraz dlaczego Admiralicja w swoim raporcie nie kupiła włoskich bajek dla gawiedzi). Raport tej komisji ostatecznie wskazywał, że balistyt produkowany dla włoskiej marynarki miał zanieczyszczenia, które mogły prowadzić do jego chemicznej niestabilności.
Niestety wszystko na nic – 22 września 1916 r. Komisja dochodzeniowa wydała całościowy raport z wypadku, wykluczając jako przyczyny tragedii spontaniczny samozapłon i atak torpedowy, nie wykluczając jednak aktu sabotażu. Przyczyny tragedii komisja nie wskazała. Bo poleciałyby głowy.... Ten dziwny werdykt miał jeszcze swoją dodatkową przyczynę – w nocy z 2 na 3 sierpnia 1916 r. W bazie w Tarencie wyleciał w powietrze nowiutki pancernik Leonardo da Vinci. Druga taka katastrofa wywoływała zbyt wiele pytań ze strony opinii publicznej i wersja o zaniedbaniach mogła kosztować zbyt wiele osób stanowiska.
Co ciekawe – pan Maciej Franz pisze, że nie znamy częśći pytań związanych z tragedią tego pancernika a także sugeruje, że także tutaj działali austriaccy sabotażyści. Tymczasem akurat w tym wypadku wiemy dokładnie co się stalo. Leżące na rufowym pokładzie beczki z benzyną przeniesiono na noc pod pokład z obawy przed atakiem lotniczym. Jedna z nich przeciekała zalewając beznyną pokłady. Opary się zapaliły, pożaru nie zdołano opanować i komory amunicyjne wyleciały w powietrze. To także nie są żadne informacje tajne ani nowe. I całkowicie ogólnodostępne. Przy okazji – komisja dochodzeniowa kogo obciążyła odpowiedzialnością za katastrofę Leonardo da Vinci ? Naszych dobrych znajomych – sabotażystów.
Reasumując – o ile wiemy co się stało na Leonardo da Vinci, to rzeczywiście nie wiemy co spowodowało wybuch na Benedetto Brinie, ale poszlak jest aż nadto, by nie domyślać się wersjo o samozapłonie balistytu. Wszyscy fachowcy badający tragedię przychylali się do tej wersji a monity dowódcy okrętu o naprawę systemu wentylacji i schładzania komór tylko ją wzmacniają.
Dla sprawiedliwości muszę dodać, że Autor wspomina w artykule wersję o samozapłonie balistytu. Ale czytając ten ustęp ma się wrażenie, że nie wie o czym pisze ani nie kojarzy czym ten balistyt jest. Wygląda to tak:
"Założono, że mogło dojść do samozapłonu bardzo niebezpiecznego materiału wybuchowego, czyli balistytu. Wybuch miałby nastąpić w części rufowej okrętu. Zakładano, że takiego wybuchu i w efekcie naporu fali uderzeniowej nie wytrzymała rufowa gródź wodoszczelna (SIC !) , a jednocześnie poprzez wentylatory doszło do błyskawicznego rozejścia się uderzenia, płomieni na cały (SIC !) okręt, doprowadzając do jego całkowitego zniszczenia (gdzie indziej pan Franz pisze, że jednak nie cały został zniszczony). Brakowało dymu (oj nie brakowało – przyp. TK), ale ten akurat środek wybuchowy nie przyczyniał się do nadmiernego dymu, w momencie wybuchu.... koncepcja ta, choć możliwa, nie została nigdy potwierdzona." Bez komentarza.
Do szczęścia brakuje mi jeszcze w tym artykule historii o czterech osobach, którym na fali uzyskanych w Zurychu materiałów wytoczono procesy o przyczynienie się do zatopienia obu pancerników. Wojna szła Włochom źle, powszechne rozgoryczenie i złość chciano skanalizować ku zdrajcom i szpiegom. Dokumenty wykradzione w Zurychu wspominały podobno (nie wiemy co w nich konkretnie było) o planach i funduszach przeznaczonych na akcje dywersyjne wobec włoskich pancerników, m.in. Leonardo da Vinci (o Brinie ani słowa). Aresztowano wobec tego kilka osób o niesymaptycznym życiorycie, dezerterów i kryminalistów, prawdopodobnie niespecjalnie sprawnych intelektualnie, gdyż jedna z nich dostała podobno od jakiegoś hotelarza, który był szefem siatki austriackich szpiegów propozycję wysadzenia pancernika. Nie chcę się tu o tym rozpisywać – historia jest tak znana, że powinna być w artykule (sprawa Carpi, Moschini, Azzini i Bertolini). W "pancernikowym" procesie zapadły wyroki śmierci, potem wszystkie zamieniono na dożywocia. Ale sentencje wyroków nie mówiły nic o zarzutach związanych z jakąkolwiek akcją dywersyjną, lecz jedynie o deercji i wspołpracy z wywiadem. Ale w świat poszedł komunikat, że to Ci, co potopili pancerniki.
2). W swoim artykule pan Franz poświęca trochę tekstu oględnej charakterystyce technicznej pancernika Benedetto Brin, No i nie powinien, bo widać jak strasznie "pływa" w terminologii i ogólnym pojęciu "co okręt ma w środku". Kilka najmocniejszych przykładów, pisownia oryginalna:
"Były to klasyczne pancerniki z czasów predrednot, jednak z czystą, sprawnie zaprojektowaną linią pokładu i nadbudówek". Czy ktoś wie o co tu chodzi ?
"Stal (do budowy kadłuba – przyp. TK) najwyższej jakości miała dostarczyć firma Martin-Siemens, co miało pozwolić uniknąć niskiej jakości pozyskanych płyt pancernych." Kadłub, pancerz, wszystko stalowe .... pancerz burtowy na tych okrętach był faktycznie produkcji zakładów Terni, utwardzanie na licencji Harveya.
"Benedetto Brin wypierał standardowo 13,427 ton" – ja się domyślam, że Autor pod słowem "standardowo" ma na myśli – normalnie. Ale przy wyporności słowo standardowo ma fachowo bardzo określone zaczenie. Nie z tej epoki.
"...dwóch potrójnych silników" – potrójnego rozprężania zapewne.
"Okręt posiadał jak na tamte czasy bardzo silne opacerzenie, zarówno poziome jak też pionowe" – no właśnie że nie miał. Taki pech.... typowy włoski projekt corazatta veloce. Na burcie jedynie 150 mm.
"Opancerzony został mostek dowodzenia" – wieża dowodzenia, pancerna sterówka ale nigdy mostek.
"Główny pancerz zdecydowano się, że będzie wynosił 150 mm, zmniejszając się do 100 na jego krańcch w pasie kadłubowym"
"Zaprojektowano także system obrony podwodnej częśći kadłuba, co takżę najlepiej świadczy o włoskich inżynierach" – ciekawe na czym on polega, ten system ?
"...wyrzutnie torpedowe kal. 450 mm, dwie poniżej wody"
O wprowadzeniu do służby Dreadnoughta: "W jednej chwili (predrednoty – przyp. TK) straciły na wartości bojowej" – tak stracłiy, że się znalazły w składzie pierwszej Grand Fleet w 1914 r.
A teraz do faktów.
1). O przyczynach zatopienia pancernika Pan Franz pisze tak:
"Jednym z najbardziej spektakularnych sukcesów działań austriackich, realizowanych włoskimi rękoma, okazało się zatopienie pancernika Benedetto Brin ...."
"Jednym z największych sukcesów tychże ostatnich (sabotażystów – przyp. TK) było zatopienie włoskiego pancernika Benedetto Brin."
"I to właśnie akt sabotażu przyjęto ostatecznie, choć poufnie, jako właściwą odpowiedź na pytanie co się zdarzyło w Brindisi o poranku 27 września 1915 r." - chodzi o ustalenia komisji badającej przyczyny eksplozji.
"Nie udało się ustalić nazwiska sabotażysty, który odpowiadał za ten akt, podobnie jak zresztą nigdy nie zdołano odtworzyć jaką drogą przedostał się do portu i zdołał podłożyć ładunek wybuchowy.... Na pytania te, także współcześnie brakuje odpowiedzi".
Mamy tu niezachwianą pewność co do przyczyny eksplozji, zmąconą jedynie brakiem wiedzy w jaki sposób sabotażysta dotarł do komór amunicyjnych ze swoją bombą.
A więc aby tą pewność zmącić jeszcze bardziej wchodzimy na oficjalną stronę
Ministerstwa Obrony Włoch i w sekcji poświęconej historii floty włoskiej czytamy:
Come ormai acclarato, si trattò di una disgrazia non diversa da quelle accadute in altre marine da guerra dell’epoca: la causa dell’affondamento era infatti da attribuire ai nuovi esplosivi utilizzati per le cariche di lancio e di scoppio che, erano stati introdotti da troppo poco tempo perché se ne conoscessero tutte le caratteristiche relative alla loro stabilità.
Jak już wyjaśniono, katastrofa ta nie rożniła się niczym od podobnych, które wydarzyły się w innych flotach w tej samej epoce; przyczyna zatopienia jest przypisana nowy materiałom wybuchowym, używanym jako materiały miotające, które wprowadzono do użycia zanim poznano ich dokładną charakterystykę i stabilność (chemiczną – przyp – TK)
Tak więc pierwsze z brzegu oficjalne źródło przeczy tezie postawionej przez Autora, który w żadnym miejscu artykułu nie wspomina o tym, że pierwsze 20 lat XX wieku to prawdziwa plaga eskplozji komór amunicyjnych, a dokładniej ich zapasów ładunków miotających, które przechowywane zbyt długo i w niewłaściwych warunkach ulegały samozapłonowi. Okrętów takich było ze 20 we flotach Wlk. Brytanii, Japonii, Wloch, Chile, Francji a poufny raport na temat wojennych wypadków i ich przyczyn dokonany przez Technical History Section brytyjskiej admiralicji jest dostępny tutaj:
http://www.gwpda.org/naval/thist24.htm
Royal Navy – obecna przecież fizycznie w bazie Brindisi nigdy nie uwierzyła we włoskie bajki o sabotażystach, których powstanie datuje się dopiero na 1917 rok. Tym bardziej, że powołana do wyjaśnienia sprawy komisja wykonała bardzo poważne śledztwo, wcale nie koncentrując się na żadnych sabotażystach. O pracach tejże i przyjętych wersjach a także sporach, jakie wykreowała ona we flocie Autor nie pisze nic. Zapewniam, że dotarcie do nich nie wymaga ślęczenia we włoskich archiwach.... A rzucają one zupełnie inne światło na całą sprawę
Komisja ta pod przewodnictwem admirała Patrisa powołała 3 podkomisje koncentrujące się na trzech kierunkach śledztwa:
- dyscyplinarnej
- artyleryjsko-amunicyjnej
- inżynierskiej
Nie ulegało żadnych wątpliwości, że eksplodowały zapasy balistytu – rodzaju prochu bezdymnego, używanego do wystrzeliwania pocisków z lufy. Wskazywał na to kolor dymu – potowredzone to zostałeo przez dr. Guido Sesti, nadzorującego produkcję balistytu w firmie Societa Anonima Dinamite Nobel w Avigliana. Proch ten był produkowany we Włoszech na licencji odkupionej od Alfreda Nobla od 1892 roku.
Podkomisji dyscyplinarnej szło najsłabiej jeśli chodzi o uzyskanie jakichkolwiek konkretnych zeznań i dowodów mogących naprowadzić śledczych na akty sabotażu lub zaniedbań. Zeznania oficerów podzieliły się na pół – Ci, ktorzy mieli w zakresie obowiązków sprawy związane z amunicją i ładunkami prochowymi twierdzili, że wszystkie procedury były zachowywane, Ci co nie mieli z amunicją do czynienia, twierdzili coś przeciwnego. Uzyskane świadectwa były zwykle bez wartości i wydać było, że sami śledczy stosują taktykę korporacyjnego chronienia "swoich". Przykładowo przesłuchanie podoficera, który o 7.30, a więc 38 minut przed eksplozją dokonywał inspekcji komór amunicyjnych nie dawało odpowiedzi nawet na takie oczywiste rzeczy jak to jakie osoby przebywaly wówczas w komorach i ich okolicach i jakie konkretne pomieszczenia rzeczony podoficer osobiście sprawdził. A wiadomo było z innych podobnych tragedii, że samozapłon balistytu jest zwykle poprzedzany powstaniem dużej ilości drażniących oparów. Kiedy w 1917 r. "zamachu w Zurychu" doszło do śledztwa prokuratury w sprawie zatopienia Brina te niespójne i słabo przygotowane materiały z komisji dyscyplinarnej spowodowały, że wersja o samozapłonie ładunków miotających okazała się najsłabiej udokumentowana, górę wzięła "chwytająca za serce" opowieść o sabotażystach, wykrytych dzięki wykradzionym z sejfu tajnym dokumentom.
Podkomisja artyleryjsko-amunicyjna pod kierownictwem eksperta od artylerii i dowódcy pancernika Gulio Cesare – kmdr. Pio Lobetti-Bodoniego zajęła się sprawą stanu balistytu i warunkom, jakie panowały w komorach amunicyjnych Benedetto Brina. L-Bodoni wskazał, że tydzień przed katastrofą osobiście zakwestionował trzy partie balistytu, jakie przyszły z zakładów w Aviglianie. Poza tym w dokumentach dowódcy pancernika – kmdr Forni di Pettenasco znajdowało się kilka raportów wysyłanych do Minusterstwa Marynarki wskazujących na wadliwie działający system chłodzenia i wentylacji komór. Żaden z tych monitów nie doczekał się odpowiedzi i zapewnie ich adresatom wersja o sabotażu spadała z nieba..... L-Bottoni zasugerował zmianę sposobu testowania balistytu i częstsze przeglądy zalegających w komorach amunicyjnych zapasów. Kilka dni po tragedii dowódca bazy w Brindisi rozkazał wyładowanie i wymianę wszystkich partii balistytu ze wszystkich jednostek włoskich. Dowódca floty włoskiej – admirał Luigi dio Savoia potwierdził pisemnie konkluzje L-Bottoniego dodając od siebie iż przyczyną eksplozji był "spontaniczny rozkład balistytu, przy udziale niesprzyjających warunków termicznych, panujących w komorach amunicyjnych (La deflagrazione spontanea della balistite, favorita dalle poco soddisfacenti condizioni termiche dei depositi munizioni).
Po tragedii dowódca bazy w Brindisi nakazał wyładunek i wymianę wszystkich ładunków miotających.
Raport kmdr. Lobetti-Bodoniego nie spodobal się w Rzymie. Szef Uzbrojenia i Amunicji Floty – adm. Giulio Bertolini oskarżył L.-Bodoniego o niekompetencję, bowiem raport uderzał w sprawy, podlegające jego zakresowi obowiązków. Bertolini wykluczył spontaniczny samozapłon balistytu podpierając się zeznaniami podoficera dokonującego inspekcji komór. Stwierdził on, że była w nich obsługa (choć nie podał kto), która wyczułaby trujące opary. Mając przed sobą dwie zwalczające się frakcje oficerów minister marynarki Camilo Corsi powołał w grudniu 1915 r. drugą komisję – tym razem złożoną z chemików od materiałów wybuchowych, którzy mieli swoje ustalenia skonfrontować z doświadczeniami Royal Navy (wiemy teraz dlaczego Admiralicja w swoim raporcie nie kupiła włoskich bajek dla gawiedzi). Raport tej komisji ostatecznie wskazywał, że balistyt produkowany dla włoskiej marynarki miał zanieczyszczenia, które mogły prowadzić do jego chemicznej niestabilności.
Niestety wszystko na nic – 22 września 1916 r. Komisja dochodzeniowa wydała całościowy raport z wypadku, wykluczając jako przyczyny tragedii spontaniczny samozapłon i atak torpedowy, nie wykluczając jednak aktu sabotażu. Przyczyny tragedii komisja nie wskazała. Bo poleciałyby głowy.... Ten dziwny werdykt miał jeszcze swoją dodatkową przyczynę – w nocy z 2 na 3 sierpnia 1916 r. W bazie w Tarencie wyleciał w powietrze nowiutki pancernik Leonardo da Vinci. Druga taka katastrofa wywoływała zbyt wiele pytań ze strony opinii publicznej i wersja o zaniedbaniach mogła kosztować zbyt wiele osób stanowiska.
Co ciekawe – pan Maciej Franz pisze, że nie znamy częśći pytań związanych z tragedią tego pancernika a także sugeruje, że także tutaj działali austriaccy sabotażyści. Tymczasem akurat w tym wypadku wiemy dokładnie co się stalo. Leżące na rufowym pokładzie beczki z benzyną przeniesiono na noc pod pokład z obawy przed atakiem lotniczym. Jedna z nich przeciekała zalewając beznyną pokłady. Opary się zapaliły, pożaru nie zdołano opanować i komory amunicyjne wyleciały w powietrze. To także nie są żadne informacje tajne ani nowe. I całkowicie ogólnodostępne. Przy okazji – komisja dochodzeniowa kogo obciążyła odpowiedzialnością za katastrofę Leonardo da Vinci ? Naszych dobrych znajomych – sabotażystów.
Reasumując – o ile wiemy co się stało na Leonardo da Vinci, to rzeczywiście nie wiemy co spowodowało wybuch na Benedetto Brinie, ale poszlak jest aż nadto, by nie domyślać się wersjo o samozapłonie balistytu. Wszyscy fachowcy badający tragedię przychylali się do tej wersji a monity dowódcy okrętu o naprawę systemu wentylacji i schładzania komór tylko ją wzmacniają.
Dla sprawiedliwości muszę dodać, że Autor wspomina w artykule wersję o samozapłonie balistytu. Ale czytając ten ustęp ma się wrażenie, że nie wie o czym pisze ani nie kojarzy czym ten balistyt jest. Wygląda to tak:
"Założono, że mogło dojść do samozapłonu bardzo niebezpiecznego materiału wybuchowego, czyli balistytu. Wybuch miałby nastąpić w części rufowej okrętu. Zakładano, że takiego wybuchu i w efekcie naporu fali uderzeniowej nie wytrzymała rufowa gródź wodoszczelna (SIC !) , a jednocześnie poprzez wentylatory doszło do błyskawicznego rozejścia się uderzenia, płomieni na cały (SIC !) okręt, doprowadzając do jego całkowitego zniszczenia (gdzie indziej pan Franz pisze, że jednak nie cały został zniszczony). Brakowało dymu (oj nie brakowało – przyp. TK), ale ten akurat środek wybuchowy nie przyczyniał się do nadmiernego dymu, w momencie wybuchu.... koncepcja ta, choć możliwa, nie została nigdy potwierdzona." Bez komentarza.
Do szczęścia brakuje mi jeszcze w tym artykule historii o czterech osobach, którym na fali uzyskanych w Zurychu materiałów wytoczono procesy o przyczynienie się do zatopienia obu pancerników. Wojna szła Włochom źle, powszechne rozgoryczenie i złość chciano skanalizować ku zdrajcom i szpiegom. Dokumenty wykradzione w Zurychu wspominały podobno (nie wiemy co w nich konkretnie było) o planach i funduszach przeznaczonych na akcje dywersyjne wobec włoskich pancerników, m.in. Leonardo da Vinci (o Brinie ani słowa). Aresztowano wobec tego kilka osób o niesymaptycznym życiorycie, dezerterów i kryminalistów, prawdopodobnie niespecjalnie sprawnych intelektualnie, gdyż jedna z nich dostała podobno od jakiegoś hotelarza, który był szefem siatki austriackich szpiegów propozycję wysadzenia pancernika. Nie chcę się tu o tym rozpisywać – historia jest tak znana, że powinna być w artykule (sprawa Carpi, Moschini, Azzini i Bertolini). W "pancernikowym" procesie zapadły wyroki śmierci, potem wszystkie zamieniono na dożywocia. Ale sentencje wyroków nie mówiły nic o zarzutach związanych z jakąkolwiek akcją dywersyjną, lecz jedynie o deercji i wspołpracy z wywiadem. Ale w świat poszedł komunikat, że to Ci, co potopili pancerniki.
2). W swoim artykule pan Franz poświęca trochę tekstu oględnej charakterystyce technicznej pancernika Benedetto Brin, No i nie powinien, bo widać jak strasznie "pływa" w terminologii i ogólnym pojęciu "co okręt ma w środku". Kilka najmocniejszych przykładów, pisownia oryginalna:
"Były to klasyczne pancerniki z czasów predrednot, jednak z czystą, sprawnie zaprojektowaną linią pokładu i nadbudówek". Czy ktoś wie o co tu chodzi ?
"Stal (do budowy kadłuba – przyp. TK) najwyższej jakości miała dostarczyć firma Martin-Siemens, co miało pozwolić uniknąć niskiej jakości pozyskanych płyt pancernych." Kadłub, pancerz, wszystko stalowe .... pancerz burtowy na tych okrętach był faktycznie produkcji zakładów Terni, utwardzanie na licencji Harveya.
"Benedetto Brin wypierał standardowo 13,427 ton" – ja się domyślam, że Autor pod słowem "standardowo" ma na myśli – normalnie. Ale przy wyporności słowo standardowo ma fachowo bardzo określone zaczenie. Nie z tej epoki.
"...dwóch potrójnych silników" – potrójnego rozprężania zapewne.
"Okręt posiadał jak na tamte czasy bardzo silne opacerzenie, zarówno poziome jak też pionowe" – no właśnie że nie miał. Taki pech.... typowy włoski projekt corazatta veloce. Na burcie jedynie 150 mm.
"Opancerzony został mostek dowodzenia" – wieża dowodzenia, pancerna sterówka ale nigdy mostek.
"Główny pancerz zdecydowano się, że będzie wynosił 150 mm, zmniejszając się do 100 na jego krańcch w pasie kadłubowym"
"Zaprojektowano także system obrony podwodnej częśći kadłuba, co takżę najlepiej świadczy o włoskich inżynierach" – ciekawe na czym on polega, ten system ?
"...wyrzutnie torpedowe kal. 450 mm, dwie poniżej wody"
O wprowadzeniu do służby Dreadnoughta: "W jednej chwili (predrednoty – przyp. TK) straciły na wartości bojowej" – tak stracłiy, że się znalazły w składzie pierwszej Grand Fleet w 1914 r.