Z mojego punktu widzenia lekarze to tresowane pieski których zakres sztuczek znam. Bywałem zaskakiwany tylko wtedy, kiedy jakiś piesek wykona swoją sztuczkę prawidłowo, zwykle widzę masę błędów. Raz trafiłem na lekarza tuż po studiach, bez przerostu ego, za to z szafką pełną książek. Kiedy go poprawiłem tłumacząc co mi jest i dlaczego jego diagnoza jest niepoprawna - wziął książkę z półki, przeczytał kilka stron i przyznał mi rację.
W swoim czasie miałem około 40 oczek więcej. Dzięki "wspaniałym" lekarzom jest to czas przeszły.
IQ nie ma jednak żadnego znaczenia w sytuacji gdy studia medyczne absolutnie nie uczą ani nie wymagają myślenia. Osoba z IQ 85 i fenomenalną pamięcią poradzi sobie całkiem dobrze. Jest nawet gorzej - studia medyczne jawnie zniechęcają krytycznego myślenia na co skarżyła mi się kiedyś znajoma lekarka.
Za to Feynman określił medycynę jako cult cargo science (jakby ktoś się zastanawiał o czym pisał). To z powodu śmierci swojej żony, która zmarła na gruźlicę nie będąc prawidłowo zdiagnozowaną pomimo całkowicie kanonicznego przebiegu, bardzo dokładnie przyjrzał się tej dyscyplinie.
Musiałem zrobić to samo, tylko że medycyna zaatakowała mnie osobiście i to z dużym wyprzedzeniem.
Można mieć doświadczenie w rozwiązywaniu problemów naukowych, znacznie bardziej ogólne, mocne i użyteczne niż doświadczenie lekarzy z którego w praktyce niewiele wynika, ot uczą się co wynika z wyrytych na blachę formułek w praktyce. Proste systemy ekspertowe z lat 80 oparte o wiedzę medyczną mają trafność diagnoz na poziomie 90% gdy lekarze średnio osiągają 70%. Zupełnie abstrahując od jakości tej wiedzy medycznej.
Zbiorowość też wyciąga słuszne wnioski w wielu sytuacjach, dzięki internetowi.
Ale to problem medycyny, a nie domeny jej działania. Nawet zacząłem pisać książkę o błędach medycyny, od strony "kongwistycznej".
Na podstawowym poziomie nie da się przeskoczyć faktu, że jest to dyscyplina w której opłaca się oszukiwać siebie jeśli dzięki temu można jeszcze lepiej oszukiwać pacjentów.
Oszustwo jest premiowane, a nie karane, by design. A z punktu widzenia dynamiki jest to system wierzeń a nie dyscyplina ścisła wymagająca zrozumienia. Dlatego najskuteczniejszą strategią jest urabianie autorytetów, to podstawowa strategia stosowana przez firmy farmaceutyczne przy wprowadzaniu nowych leków.
Ja ten problem zidentyfikowałem osobiście - lekarz odmówił współpracy i omal mnie nie pobił, twierdząc że on ze swojej strony zrobił wszystko dobrze.
Jednocześnie twierdząc że skoro okres półtrwania wynosi 6 godzin, to po 12 godzinach nie ma we krwi śladu leku.
Doktor nauk medycznych i całkowity brak zrozumienia absolutnych podstaw w kilku kwestiach na raz...
Analizując sprawę odkryłem, że znacznie łatwiej jest w medycynie zgłaszać niepożądane interakcje pomiędzy lekami, niż samo działanie niepożądane, co pięknie widać w statystykach: problematyczne leki mają bardzo dużo interakcji z lekami z tej samej grupy. Czasami zgłaszane są ślepe interakcje, tzn. nie ma żadnej interakcji w rzeczywistości a jedynie efekt uboczny zgłoszony jako interakcja
Są też przypadki odwrotne: hitową ofiarą ostatnich lat był Vioxx - został wycofany z rynku gdy za efekty śmiertelne bez wyjątku odpowiadały fluorochinolony podawane razem z nim