Nie Peceed. Popełniasz ten sam błąd co Gregski - mylisz pojęcia. Przedsiębiorca zarządza firmą, która ma ZARABIAĆ pieniądze (dla niego). Polityk zarządza państwem/samorządem, które nie zarabia żadnych pieniędzy a tylko ma wydawać pieniądze pobrane od obywateli na określone cele/usługi wspólne. To jest kolosalna różnica. Wymagająca innych działań, innych predyspozycji.No właśnie. Tak samo jak przedsiębiorca. Zarządza swoją firmą. I jak jest kiepski to też nie zarabia pieniędzy.
Może swoje, jak się wcześniej zarobiło albo jakoś pieniądze pozyskało. Zapewniam Cię, że wydawanie publicznych pieniędzy wcale nie jest takim łatwym zadaniem. Znów, ulegasz obiegowym (i kompletnie nieprawdziwym) opiniom.Cały problem polega na tym, że wydawać jest łatwo...
Ucieka Ci tu zasadnicza różnica do której się odwoływałem. Bank komercyjny ma właścicieli - przedsiębiorców/bankierów, których celem jest zarabianie pieniędzy. Mogą ryzykować, bo bank jest ich - ich własnością (choć jak się szybko okazało, ich ryzyko przekładało się na problemy wielu Bogu ducha winnych ludzi). Państwo (nowoczesne, demokratyczne) jest własnością WSZYSTKICH. W imieniu tychże obywateli, państwem zarządzają politycy. Ale państwo nie jest ich - polityków. Więc nie mogą ryzykować, bo ryzykować można swoje, nie cudze. Dlatego też szybko ustaliła się zasada (przynajmniej w państwach demokratycznych), że bank centralny nie miał zarabiać pieniędzy. Bo był bankiem szczególnym (niejako bankiem państwa, emisyjnym itd.). Różnica pomiędzy bankiem centralnym a bankiem komercyjnym (w dziedzinie bankowości) jest w przybliżeniu taka sama jak pomiędzy państwem i przedsiębiorstwem. To są inne byty, nieporównywalne. Służące realizacji zupełnie innych celów i wymagające innego zarządzania.Banki które za wiele ryzykowały traciły wszystko, co świetnie ilustruje zasadę że zysk to premia za ryzyko.
Myślisz bardzo prymitywnie, choć dla twego usprawiedliwienia mogę napisać, że tak myśli większość osób. Gdyż inaczej musiałaby sama uderzyć się w piersi i przyznać, że jeżeli stan państwa mu się nie podoba, to w jakimś stopniu jest to i jego/ich wina. I że ci ludzie nie są lepsi od tych polityków na których głosują. Masz o politykach złe zdanie i bronisz się przed myślą, że tak naprawdę jesteś do nich podobny. To bardzo ludzkie i naturalne, ale nie oznacza to, że masz rację.Problemem jest miałkość intelektualna polityków...
Popełniasz też błąd wrzucając wszystkich polityków do jednego worka. Są bowiem miałcy i są rozsądni. A to których jest więcej zależy od wyborców - bo to wyborcy ich wybierają na swój wzór i podobieństwo.
Najciekawsza jest w tym wszystkim to, że takim państwem była Polska. Po 1989 roku (a w zasadzie, to zaczęliśmy wcześniej) dokonaliśmy czegoś naprawdę niezwykłego, co podziwiał w mniejszym lub większym stopniu cały świat. Zrobiliśmy rewolucję, przetarliśmy drogę do obalenia komunizmu w Europie, gruntownie zreformowaliśmy państwo i gospodarkę a na koniec prawie dogoniliśmy tych, którzy wydawało się, są nie do dogonienia (stając się jednym z 30 najbogatszych państw świata). I to wszystko bez wielkich awantur, bez przelewu krwi, drogą pokojową. Biorąc pod uwagę punkt wyjścia, to jest to prawie cud. Wystawiający nam (Polakom) i naszym politykom najlepsze świadectwo z możliwych. Nie wiem czy komuś kiedyś coś podobnego się udało - nam tak.To nie jest uniwersalna cecha polityki na świecie, czasami narody mają szczęście do dobrych przywódców.
Jeśli ktoś tego nie dostrzega, to ma chyba bardzo, ale to bardzo głębokie kompleksy nie pozwalające mu postrzegać rzeczywistości jaka jest. Niestety, jakaś połowa Polaków takie kompleksy ma. Co jednak nie zmienia tego, że osiągnęliśmy jako państwo niebywały sukces zadziwiając świat. Ale na kompleksy nie ma rady...