Widać cały tłum chętnych do odpowiedzi, więc może ja....
Po pierwsze, to każdy wie, że „King George V najlepszym pancernikiem świata był”, a więc wszystko miał najlepsze, co za tym idzie czterolufowe wieże też. I na tym dyskusję można by zakończyć.
A jak ktoś twierdzi inaczej, to staje się moim śmiertelnym wrogiem to końca życia.
Howk.
A na poważnie, to odpowiedź wcale nie jest taka prosta. Zawsze jest coś za coś ( tak MiKo, nie zapomniałem o tym
)
Podstawowe różnice widoczne „gołym okiem”
wieże Żorża miały każdą lufę całkowicie niezależnie podnoszoną, ładowaną itd. Rysiu miał je łączone parami. Co prawda w ramach jednej pary mogły nieco się względem siebie przemieszczać, ale tylko w ograniczonym zakresie. W efekcie awaria jednego mechanizmu podnoszenia działa, na Brytyjczyku eliminowała jedno działo, u Francuza dwa. Ale skomplikowanie wieży brytyjskiej było większe.
Brytyjska wieża była w zasadzie jednym pomieszczeniem ( OK, dwoma, wydzielono miejsce dla dalmierzystów ), Francuska była podzielona na dwa pomieszczenia ( OK, trzy – dalmierzyści ) grodzią wzdłużną. Jeśli odpowiednio ciężki pocisk wpadł do środka i zrobił bum, to na Żorżu eliminował całą wieżę. Na Ryśku miał szansę wyeliminować tylko pół. Ale nie zawsze. Jeśli trafienie spowodowało zacięcie się mechanizmów obrotu, to tu też cała wieża szła w odstawkę.
Zabezpieczenia przeciwpożarowe i przeciwwybuchowe były o wiele bardziej rozbudowane na Żorżu. Efekt bitwy jutlandzkiej. Czy były potrzebne aż tak rozbudowane, ciężko powiedzieć. W końcu Dunkierka ( z wieżami podobnej, choć nie takiej samej konstrukcji co na Ryśku ) zaliczyła trafienie w wieże, ładunki miotające się tam zapaliły, ale pożar do komór nie dotarł.
Wieża ryśkowa miała grubsze opancerzenie, ale dla odmiany gorzej ukształtowane.
Przednia płyta żorża była pionowa, a dach praktycznie poziomy.
Ryśkowa zarówno przednia jak i górna były pochylone tak, że pomagały w przebiciu wrogim pociskom. Czy zwiększenie grubości rekompensowało czy też jeszcze przeważało utratę odporności z powodu kątów padania – cholera jedna wie. Różne mądre wzory dają różne mądre wyniki, które mają tą wadę, że są za każdym razem inne i nie zgodne ze sobą. Któremu wierzyć?
Na Ryśku ( i Dunkierce ) na stropach wież zastosowano pancerz utwardzany powierzchniowo. Był to ewenement w skali światowej. Żorż miał pancerz jednorodny, jak Pan Bóg przykazał.
Pancerz utwardzany powierzchniowo lepie działa od jednorodnego, jak uderzają w niego pociski prostopadle, czy też pod ostrym, ale nie bardzo ostrym kątem.
Dla odmiany jednorodny o tej samej grubości, lepiej działa od utwardzanego jak pociski uderzają w niego niemal po stycznej do powierzchni ( tak znów coś za coś ).
Różne słyszałem uzasadnienia czemu, mnie najbardziej przekonuje teoria, że pancerz jednorodny działa trochę jak „trampolina” czy „powierzchnia wody”, czy co tam. Pocisk ma „delikatnie” zmienianą trajektorię, a że pancerz na powierzchni nie jest taki twardy, to odkształca się plastycznie, ale dzięki temu pocisk sam się nie uszkadza, tylko odbija i leci dalej. W przypadku trafienia przy niemal stycznej, powierzchnia pancerza utwardzanego już tak się nie odkształca, w efekcie pocisk zaczyna pękać od uderzenia. Ostre „zadziory” które przy tym powstają zaczepiają za pancerz i rozrywają go. Oczywiście jakby pancerz był odpowiednio gruby, to i tak by się nic nie przebiło, ale z uwagi na ograniczenia masowe dachy nie mogą być tak grube jak ściany.
Francuzi uznali, że bomby przeciwpancerne stanowią większe zagrożenie niż pociski. Bomba spada niemal pionowo, a jeśli jest zrzucona z dużej wysokości to ma fenomenalną przebijalność. Pada niemal prostopadle do dachu, więc zastosowanie utwardzanej powierzchniowo płyty jest logiczne. Pozwala zaoszczędzić trochę masy ( bo dla tej samej odporności może być cieńsza ). Niestety tracimy na odporności na przebicie pociskiem, o czym boleśnie przekonała się załoga Dunkierki. Okręt ten nie miał kadłuba z pancerzem przystosowanym do odpierania uderzeń 15 calowych pocisków, ale dach wieży miał nawet grubszy niż KGV. Ale pochylony do przodu pod negatywnym kątem. Pocisk z Hooda wywalił w nim malowniczą dziurę i wybił obsługę jednej półwieży. Teoretycznie jak się policzy zgodnie z „mądrymi wzorami”, powinien wytrzymać.
Czyli albo ten pancerz był jakościowo słabszy niż się uważa, albo brytyjskie pociski lepsze niż się powszechnie uważa, albo jedno i drugie, albo „mądre wzory” dają wyniki niezgodne z rzeczywistością ( albo jedno i drugie i trzecie ).
KGV miał tu pancerz jednorodny. Na bomby mniej odporny, ale na pociski bardziej.
Brytyjczycy mieli w nosie odporność na bomby zrzucane z dużej wysokości. Uważali, że z dużej wysokości ( nie pomnę czy powyżej 1, 2 czy 3 km ) w manewrujący okręt i tak się nie trafi, a nurkowce, które mogą trafić, to nie dają odpowiedniej prędkości bombie by się nią przejmować w kontekście penetracji relatywnie grubego pancerza pokładów/dachów wież ( po II wojnie się to zmieniło ). Trzeba tu myśleć bardziej o pociskach.
Francuska wieża była napędzana prądem ( mniejsza czy były to czyste silniki elektryczne, czy napęd elektrohydrauliczny – w każdym razie do napędu wieży doprowadzano kabel z prądem jako źródło napędu ).
Brytyjska hydrauliką ( do napędu wieży przychodziła rura z cieczą pod ciśnieniem jako źródło napędu )
O zaletach i wadach tych rodzajów napędu pisałem parę razy. W kontekście ciężkich wież okresu II Wojny warto pamiętać, że nadal wówczas „elektryka nie lubiła polewania słoną wodą” i czasem słabo takie polewanie się dla napędu kończyło, a zwłaszcza Żorż był przewidziany do działania na akwenach gdzie dobrej pogody to było coś ze 30 może 50 dni w ciągu roku, więc tego polewania było sporo.
Większe zabezpieczenia przeciw głupocie czy tendencjami samobójczymi obsługi miał Żorż. Było to źródło pewnych problemów z artylerią ( te zabezpieczenia czasem się blokowały ), ale problem jest nader przegadany. Jak się porówna zawodność tych wież z innymi tego okresu, to nie były ani w czołówce najbardziej psujących się, ani najmniej. Ot taka „średnia światowa”. Tyle tylko że Brytole byli przyzwyczajeni do standardów prezentowanych przez ich 15 calówki w dwulufowych wieżach, które były bodaj najbardziej niezawodne na świecie. Jak się do tego przywyknie, to żorżowce jażą się jako „dno sześć metrów mułu i wodorosty” i taka opinia o wodorostach się do nich przyczepiła.
Dla porównania – przy długim strzelaniu do Bismarcka KGV miał pierwsze problemu po ponad pół godzinie ciągłego ognia przy dość wysokim stanie morza. W najgorszym momencie miał niesprawne 4 czy 5 dział. Czyli połowę. Uważano to w Royal Navy za dno i beznadziejny wynik.
Mass podczas strzelania do Jean Barta ( i innych jednostek ) przy idealnie płaskim morzu, miał pierwsze problemy po jakiś 20 minutach i w swoim czasie miał niesprawne 8 dział naraz ( sprawne jedno! ) i było to uznane przez US Navy za super wynik, super output itd., a dlatego, że na koniec walki udało się usterki usunąć na morzu i cała artyleria po akcji była sprawna. Więc było super.
KGV po akcji też miał wszystkie działa sprawne. PoW jakiś czas po walce z Bismarckiem też ( z wyjątkiem jednego które było niesprawne od początku ).
Masę najtrudniej porównać, bo kalibry różne.
Ale tak „pi razy drzwi”
Dunkierka miała działa 330 mm i wieża ważyła ~1500 ton.
Rysiu miał działa 380 mm i wieża ważyła ~2400 ton.
Jeśli zależność jest liniowa ( a nie jest ), to tej konstrukcji wieże z działami 356 mm powinny ważyć jakieś 1950 ton.
Wieża Żorża ważyła jakieś 1550 ton, ale do tego dochodzi masa 4 dział. Każde działo ( z przeciwwagą ) to jakieś 90 ton. Czyli razem nieco ponad 1900 ton.
Pi razy drzwi to samo. Mniejsza komplikacja mechanizmów na jednostce francuskiej + kształt dający oszczędności ciężarowe ( to pochylanie płyt dawało ich mniejszą powierzchnię, a więc masę ) poszło na grubszy pancerz i podział wewnętrzny wieży.
Ze spraw użytkowych.
Jak wspomniałem wieże Żorża sprawiały pewne problemy. Nawet pod koniec 1943 roku.
Ale działa były bardzo celne. W sensie jak się wszystkie wycelowało w ten sam punkt, to salwa padała w dużym skupieniu. Był mały rozrzut. A jak się dwa razy strzeliło z tego samego, tak samo ustawionego działa to pociski padały blisko siebie.
W zasadzie to dotyczy to pocisków, ładunków miotających, dział i wież ( pociski i ładunki muszą być powtarzalne, inaczej są różne prędkości wylotowe i opory w locie, działo musi być odpowiednio sztywne żeby nie wpadało w wibracje, co powoduje wyrzucanie pocisków pod różnymi kątami, a wieża odpowiednio precyzyjna by odpowiednio ustawiać działa i same działa w odpowiedniej odległości od siebie by pociski nie oddziaływały na siebie w ciągu lotu ).
Rysiu miał z tym duże problemy. Początkowo problemy z artylerią można mu przypisać nieukończeniu ( jak w przypadku Prince of Wales ), ale w 1945 to już minęło trochę czasu od wejścia do służby.
Po wojnie testy wykazały, że Rysiu ma rozrzuty na poziomie kilometra. Co prawda gdzie mu tam do hamerykanów z okresu międzywojennego, którzy mieli nawet ponad trzy kilosy, ale i tak było to sporo za dużo by uznać działa za celne.
Ale testy robiono wtedy gdy działa miały już duże zużycie ( bodaj 200 strzałów z pełnym ładunkiem ). Nie jest tajemnicą, że im większe zużycie, tym gorsza celność. Jak by było z nowymi?
Ale zamontowanie opóźniaczy na lufach ( przy strzelaniu salwą połowa dział odpalała minimalnie później by zwiększyć odległości między pociskami ) rozrzut spadł bodaj o połowę, więc to sugeruje, zużycie luf, zużyciem luf, ale odległości między działami nie były wystarczające.
Brytyjczycy ładowali działa przy kącie podniesienia bodaj 3 stopnie, Francuzi w pełnym zakresie podniesienia ( przynajmniej teoretycznie, w praktyce tylko do jakiś kilkunastu stopni ), ale za to czas przeładowania na Żorżu był krótszy ( jeśli działo było już na pozycji ładowania ).
Mam nadzieję, że to coś pomoże.