Tak w temacie bezpieczeństwa lotów, powyższy tekst przypomniał mi własny lot z Taszkientu do Nukus, który się odbył tak z 10 lat temu. Jednak nie pasażerowie zawinili, a obsługa.
Początkowo wszystko wskazywało, że zabytkowy AN-24 odleci o czasie.
Problemy zaczęły się gdy technik za pomocą długiej rurki spuścił paliwo do słoika po ogórkach i sprawdził zawartość pod słońce. Zaczął kręcić głową i udał się do kapitana, który w tym czasie wykłócał się z kolejnym technikiem o opony. Mówił, że na takich nie wystartuje… ( o lądowaniu chyba nie wspominał)
Nie muszę dodawać, że cała akcja rozgrywała się na oczach pasażerów, czekających na boarding tuż przed samolotem, na płycie lotniska. Ostatecznie panowie się dogadali, kapitan podpisał kwity i polecieliśmy…trochę opóźnieni. Podobno argumentem za lotem była obecność zagranicznych turystów, których nie powinno się rozczarować.
Sam lot odbył się bez przygód. Co prawda wnętrze przypominało żywo autosan, było głośno i trzęsło strasznie, jednak miła stewardessa serwowała wyroby lokalnych polmosów i prawdziwym szkle, więc jakoś zeszło.