Chyba się nie do końca zrozumieliśmy - nie sądzę aby Beck miał nas "zbawiać" czy "ratować" bo to było w istocie poza jego zasięgiem - problem bardziej w tym, że dziś znając coraz więcej szczegółów w żaden sposób nie można powiedzieć, że jego postępowanie było czy to optymalne czy, że zrobił wszystko co mógł.
I zdaje się, że można już pokusić się o scenariusze, że wbrew pozorom można było - może mniej honorowo ale nie wplątywać się w wojnę na aż tak beznadziejnych warunkach, na jakich stało się to w realu...
Lista błędów, zwyczajnie mało mądrego rozgrywania poszczególnych kwestii czy jakieś zupełnie od czapy priorytety niestety pokazują, że w kluczowym momencie, gdzie decydowała się kwestia wojna czy pokój mieliśmy u faktycznego steru politycznego po prostu politycznego nominata o mocno średnich ( a to mocno naciągany komlement grzecznościowy) kwalifikacjach i umiejętnościach, który bazując na zupełnie błędnym przeświadczeniu o posiadanym rzekomo potencjale "grał" daleko poza realnymi możliwościami swego kraju. W konsekwencji czego wręcz musiał być traktowany jako polityk dosyć mało poważny. Bo to żadne sztuka "uciekać do przodu" w tzw. mocarstwo - może opinia publiczna w kraju częsiowo się na to nabierze ale sąsiedzi może już niekoniecznie?
Piszecie, że "mógł" uratować nas gdy Niemcy wkraczali do Nadrenii i wszystko to wina Francji, że nie uratował? No cóż, a może owa Francja - tak w zgodzie z realiami a nie chciejstwem - potrafiła całkiem trzeźwo ocenić zarówno własny jak i polsko-sojuszniczy potencjał na dany moment? Beck był swego czasu łaskaw wspomnieć, że mu wtedy Mussolini obiecał coś w stylu "nic o was bez was"
a czego się potem wypierał. No cóż - pytanie może zasadnicze - a co herr Beck zrobił aby owe stosunki z Italią były takie jak powinny być? Wieniawę - znanego zgrywusa i towarzyską nadwiślańską gwiazdę wysyłając jako swego emisariusza? Nie jest to dowód skrajnego wręcz niezrozumienia pewnych rzeczy? (na marginesie Wieniawa miał nad Sekwaną coś w rodzaju persona non grata za serię mało u nas eksponowanych akcji, w których spektakularnie poobrażał czołowych francuskich polityków - a czego owoce zebrał "nominowany" na prezydenta w 1939 - może warto właśnie na jego przykładzie zauważyć jak słoniowo rozgrywamy pewne rzeczy zupełnie sobie lekceważąc opinie nawet naszych kluczowych sojuszników?) Co ten biedny Wieniawa był w stanie tam realnie załatwić jak tak w gruncie rzeczy jedyną jego mocno stroną było bycie kimś w rodzaju trefnisia? Goering oświadcza naszemu ministrowi, że w zamian za "milczenie" w sprawie Anszchlussu Niemcy mają wobec nas "zobowiązanie" a ten sobie odwleka kwestie na wieczne nigdy - bo nie czas aby pewne rzeczy poruszyć...
Takich "wątków" gdzie rozmowy czy działania z niewiadomych powodów nie zostają podjęte można przytoczyć naprawdę wiele i nie do końca zasłaniają je 'dyżurne" wyjaśnienia w przedmiocie polityki równowagi.
Szereg inicjatyw w tzw. kwestii międzymorza była prowadzona tak, że rozmówcy naszego ministra nie do końca wiedzieli o co mu właściwie chodzi nie rozumiejąc w jaki to magiczny sposób "rzecz stać się ma"
- nie wspominając już o takich "drobiazgach" jak prowadzenie działań ewidentnie sprzecznych z interesami było nie było kluczowego sojusznika - ot tak aby mu "pokazać". Warto też może wspomnieć jeszcze jedną a zazwyczaj zapominaną rzecz - koszt naszego "zwycięstwa" w 1938 roku + koszta mobilizacji alarmowej z pierwszej połowy 1939 kładły nas na finansowe łopatki niezależnie od tego czy byłaby wojna we wrześniu 1939 czy nie... Koszta mobilizacji z sierpnia 1939 czyniły już państwo faktycznym bankrutem... Ale co tam - stać nas na określone kierunki polityki niezależnie od tego jakie są tego koszta... I nie chodzi tu o dokopywanie komukolwiek co bardziej o zwrócenie uwagi, że czym innym jest nasze krajowe "powtarzanie sobie obowiązujących wersji" a czym innym uparte powtarzanie błędów, gdzie polityczny "kolega" wykatapultowany na niezwykle odpowiedzialne stanowisko musi sobie niespodzianie radzić z tematami, o których nawet nie słyszał... To to krytykuje i piętnuję - bo własnie Beck jest u nas jaskrawym przykładem polityka z rekomendacji, który po prostu nie był w stanie pewnych rzeczy zrobić optymalnie a czego konsekwencje niestety poniosły miliony ludzi... I to takich rzeczy powinniśmy unikać a nie fundować mu jeszcze "obronę", że nikt nie byłby w stanie zrobić tego lepiej - niestety polityk, który nie ulegałby mirażom tego, że jesteśmy zdolni do samodzielnego kreowania układów regionalnych prowadziłby po prostu politykę zgodną z potencjałem swojego kraju, która tak po prostu skłaniałaby go do refleksji, że jego kraju na żadną wojnę przez co najmniej 50 lat po prostu nie stać...