Nie. Biali nie walczyli "gorzej". I nie dlatego przegrali. Przegrali, bo komuniści działali bardziej bezwzględnie (pozwalała im na to ich wizja państwa) i uzyskali kontrolę nad większymi zasobami. Jeżeli komuniści cieszyli się jakimś większym poparciem, to głównie dzięki hasłu (zresztą, realizowanemu - ale też w imię realizacji interesu partyjnego a nie państwowego) natychmiastowego zakończenia wojny. Ale to poparcie nie rozciągało się na poparcie dla prowadzenia wojny domowej. Więc wybacz, ale nie masz racji.Biali nie mieli szansy na zwycięstwo nie dlatego, że Czerwoni walczyli lepiej tylko z prostego banalnego powodu braku powszechnego poparcia dla "się zobaczy jak wygramy" w miejsce udawanej i nieprawdziwej ale nominalnej "akceptacji" zmian dokonanych w tzw. międzyczasie.
Znów błąd. Realia były kompletnie inne. Już to tłumaczyłem, ale mogę jeszcze raz. Po wojnie gospodarki tych państw były zdemolowane lub co najmniej potężnie osłabione. Ludziom chodziło o przetrwanie, zaspokojenie swych potrzeb. Ci ludzie nie mieli jakichś porównań (co najwyżej "to co było" - ale wówczas było to pojęcie względne, bo przecież wszyscy pamiętali jeszcze wielki kryzys). My zaczęliśmy reformować gospodarkę mając jako wzór Zachód. Gdzie sytuacja gospodarcza była bardzo dobra. Żale, krytyka biorą się nie tyle z tego że jest źle ale z tego, że realia nie spełniają oczekiwań. I tak było w naszym przypadku. Poza tym, skoro krytykujesz kierunek reform, to jaka była alternatywa? Podałem przykłady: Ukraina, Bułgaria, Rumunia... W 1989 roku byliśmy na ich poziomie lub jeszcze niższym.Sądzę też, że przywołane przykłady powojennych Niemiec i Wielkiej Brytanii bardzo dobrze mogą posłużyć za punkt odniesienia czego zabrakło i na czym polega różnica w przyjętych priorytetach i konkretnych szczegółowych rozwiązaniach - niestety zazwyczaj ogółowi nieznane po prostu sa szczegóły tego jak inaczej można było pewne rzeczy rozwiązać.
Ależ, ten "mit" okazał się prawdziwy. Co potwierdzają dowolne fakty. Jest tu tylko jeden "haczyk". Nigdy nie jest tak, że tą przedsiębiorczość w sprzyjających warunkach okazują wszyscy. Bo to nierealne. Okazuje kilka, może kilkanaście procent. W skali państwa to wystarczy. Wolny rynek to konkurencja. A to oznacza, że jednym się udaje, innym nie. Jedni mają lepiej, inni gorzej. To naturalne. Państwo powinno w miarę możliwości ograniczać te różnice i rozbrajać napięcia. I III RP to robiła. Rzecz w tym, że to wymaga środków a te były takie jakie były - byliśmy biedni. Więc robiła to na miarę posiadanych środków. Więc powtórzę pytanie: jaka była alternatywa?I niestety Napoleonie ale pokutujący od lat mit - nie wiem jakim cudem przez ciebie odgrzany jak to robić się tym z PGR-u nie chciało dotyka następnego grzechu rządzących po 89 roku - automatycznego przyjęcia, że oto "wolność" sama z siebie zmieni nawyki i przyzwyczajenia ukształtowane przez lata i stanowiące częśc osobowości współobywateli - chyba wiesz jak rozwiązano to w Niemczech - za nasze rozwiązania pała za jego prymitywność...
Podejście skrajnie nierealistyczne, naiwne i fałszywe. Obecne sfery polityczne dokładnie odzwierciedlają reprezentację ogółu. PiS znakomicie zaś odzwierciedla tych, którzy plan Balcerowicza i ogólnie reformy po 1989 roku kontestowali (mniej lub bardziej). Sukces PiS wziął się głównie z tego, że partia to potrafiła owych niezadowolonych zmobilizować. Może trochę upraszczam (chodzi tu bardziej o środowiska myślące w określonych kategoriach niż konkretnych ludzi), ale do tego się to sprowadza.Z całym szacunkiem - obecne sfery polityczne tak się nadają do reprezentacji ogółu jak ten robotnik z PGR-u - potrzebna im spore edukacja bez szansy, że stare nawyki da się wyeliminować...
Przecież przystępując do UE, to był jedne z istotnych argumentów! Jeszcze w 2004 roku! Tego chcieliśmy i chcemy nadal! I to naturalna kolej rzeczy w gospodarce rynkowej. Poza tym, by Polacy nie emigrowali "za chlebem" to u nas powinno być lepiej. Jak chciałbyś to zapewnić w kontekście tego jak wyglądała nasza gospodarka w 1989 roku? Oczywiście można byłoby nie przystępować do UE - wyjechałoby nieporównanie mniej. O to Ci chodzi? Bo nie sądzę.Zreszta o czym tu mówimy - świetnym miernikiem jak jest fajnie jest liczba osób wyjeżdżających za granice "za chlebem"...
@Szafran
To tylko część racji. Przy czym chciałbym zwrócić uwagę, że są to głównie (choć nie tylko) "debile" związani z prawicą, mniej lub bardziej "dobrą zmianę" popierający. Przede wszystkim jednak za sytuację odpowiedzialny jest totalny bajzel i bark pomysłu strony rządowej w kontekście tego co robić. Przykład ze szkołami. Jeszcze w wakacje ZNP i parę środowisk oświatowych zwróciło się do strony rządowej by się spotkać i omówić kwestię organizacji nadchodzącego roku szkolnego. Odzewu brak. Służba zdrowia, jak już pisałem, była niedofinansowana rocznie, licząc według uzgodnień i szacunków określonych w porozumieniu pomiędzy rządem i lekarzami-rezydentami, na kilkanaście miliardów rocznie. Wystarczało nie wypłacać dodatkowych emerytur i byłaby kasa dla służby zdrowia. No ale wybory... Szafranie, niefrasobliwość ludzi ma tu znaczenie. Ale problem byłby wielokrotnie mniejszy gdyby rządzący mieli pomysł na ograniczenie skutków pandemii i go konsekwentnie realizowali. Pomysłu zaś nie ma. I piszę to nie tylko jako zewnętrzny obserwator ale jako samorządowiec, radny powiatu, który ma szpital - wcześniej jednoimienny, ostatnio przekształcony (po wielu naleganiach) w hybrydowy. Dzięki czemu uczestniczyłem w takich czy innych rozmowach, miałem wgląd w dokumenty. I wniosek jest jeden - rząd działa od pomysłu do pomysłu. Nie ma żadnej koncepcji. Jest jeden wielki chaos. Nikt nad tym nie panuje.Powtarzając partyjną propagandę. To nie rząd jest odpowiedzialny za wzrosty ale sami ludzie. Ci debile i debilki którzy nie przestrzegają zasad bo im się nie chce nosić maseczki itp.
Chyba się na mnie pogniewasz, ale wydaje mi się, że nie rozumiesz podstawowych funkcji państwa. Trochę tak jak Brudziński, który wypomniał aktorom, że z jednej strony krytykują rząd a z drugiej chcą od niego kasy. I mają rację. Ponieważ rządzący, bez względu na to kto by nie rządził, tylko administrują państwem będącym rzeczą wspólną obywateli (w państwie demokratycznym) i mającym do realizacji określone funkcje, zadania. A to oznacza, w kontekście mediów publicznych, że jeżeli są krytykowani to powinni także udostępniać media swoim krytykom. Swobodnie. Bo misją publicznych mediów jest rzetelne informowanie. Także o krytyce rządzących. Media bowiem NIE SĄ własnością rządzących!Mój drogi kolego, to piramidalna bzdura. Pokaż mi kraj, w którym finansowane z pieniędzy rządowych media publiczne są przeciwko rządowi
a teraz dlaczego to co się dzieje świadczy o upadku demokracji w naszym kraju. Jedną z cech autorytaryzmu jest zawłaszczanie państwa przez rządzących. Zawłaszczanie to polega m.in. na zawłaszczaniu instytucji - które są publiczne ale zaczynają być traktowane jako prywatne/partyjne. I tak się dzieje - zaczynasz rozumieć o co chodzi? Prywatne media zaś to prywatne media. Rzecz zupełnie inna.
Swoją droga, naprawdę tych prostych zasad nie rozumiesz czy tylko udajesz zakładając że jestem ignorantem w tych kwestiach? Bo ja rozumiem, że Brudziński jest jaki jest, ale to Brudziński a nie Ty.
PiS-u nie da się obronić w kwestii tego co robią OD POCZĄTKU!PiSu nie da się obronić w kwestii tego co zrobili przez ostatnie miesiące.
Niekoniecznie Grzechu. Jest taki mechanizm w każdym człowieku, że jeżeli da z siebie zrobić głupca to ten fakt z siebie wypiera. Być może mamy tu do czynienia z osobami, które kiedyś zagłosowały na którąś z partii opozycyjnych a potem uwierzyły w tą "trzecią drogę" i zaufały "dobrej zmianie". Teraz musiałyby same przed sobą przyznać, że popełniły błąd i jak syn marnotrawny wrócić do wcześniejszych poglądów. A uwierz mi, to jest dla wielu diabelnie trudne. więc będą ten fakt wypierały co sprawi iż tym bardziej będą czuły niechęć do tych, na których kiedyś głosowali. Obwiniając ich za wszystko tak samo jak tych, na których zawiedli się obecnie. nie wiem czy ten mechanizm ma miejsce wśród osób tu na forum, ale zauważ, że w Polsce zawsze 10-15 % wyborców jest gotowych oddać swój głos w kolejnych wyborach na jakieś efemerydy głoszące populistyczne hasła, których jedną zaletą jest to, że są "dziewicze" pod względem politycznym. Jak sądzę, duża część ich wyborców, jeżeli nie większość, to takie osoby o jakich wspomniałem wyżej. Taka jest nasza natura.Proszę wybaczyć mocne słowo, ale trzeba być debilem, aby nie dostrzegać kto, dlaczego i w jaki sposób te "ważniejsze" problemy spowodował.