Radeckij pisze: ↑2021-06-17, 21:03Temat noszenia maseczek jest mniej istotny, od kiedy można się zaszczepić, jeżeli jakiś foliarz nie chce nosić maski bo boi się grzybicy - proszę bardzo, już mi nie zagrażasz, dobrze że chociaż gacie na dupie nosisz, foliarzu, bo wiesz - grzybica...
Temat noszenia maseczki został spieprzony od samego początku i żeby już tego nie zmieniać to był pieprzony dalej, choć był moment, kiedy można było przestać pieprzyć. Dziwnym trafem lekarze od z górą stu lat stosują maseczki by w obie strony ograniczyć możliwość przeniesienia patogenów. Słowem kluczem jest "ograniczyć'. O ile? 10%, 30%, 50%, 70%? Tego na dobrą sprawę nikt nie policzy, bo wszystko zależy od tylu zmiennych, że szkoda się starać. Bez wątpienia maseczka ogranicza bezpośredni zasięg wydychania aerozoli, a ponadto w znacznym stopniu redukuje możliwość przenoszenia chorób drogą kropelkową. W obu przypadkach nie zabezpieczy to ani zakrążającego, ani zakażanego, ale zwyczajnie zmniejszy ryzyko zakażenia (poprzez np. wydłużenie czasu kontaktu do wchłonięcia dawki zakaźnej itp). To są sprawy oczywiste dla lekarzy i oczywiste np. dla znacznej części społeczności niektórych państw azjatyckich, które uczyły się tego na kilku epidemiach, które do nas w takim stopniu nie dotarły.
Problem sprawdza się do tego, że pewne sprawy wprowadza się w uzasadnionych przypadkach (czyli to "ograniczenie" nie może być po prostu marginalne). Nasz rząd niczego nie uzasadniał. Nawet gdy o uzasadnienie proszono z mównicy sejmowej to za uzasadnienie służyły hasełka i straszenie. W tej sytuacji zwyczajnie rosła grupa wątpiących lub traktujących wprowadzane obostrzenia jako przymus do obejścia. Wystarczy dziś wejść do sklepu by zobaczyć jak to wygląda (ok. połowa ludzi nosi maseczki na brodzie).
Nie wiem czy przy naszej narodowej tendencji do podważania wszelkich reguł inny sposób by się udał, ale przynajmniej mógł mieć sens, bowiem noszenie maseczek od początku było zasadne tylko w "skupiskach" ludzi, czyli tam gdzie 2 lub więcej osoby mają ze sobą bliski, niekrótkotrwały kontakt. No i tu zaczyna się problem czy bliski to dwa metry? czy trzeba chodzić z linijką? Czy krótkotrwały to 60 sekund? czy sprawdzać wszystko stoperem (na marginesie trochę tak było i niektórzy z sprawdzali czy ich kontakt z inną osobą nie przekraczał 10 minut... inna sprawa dlaczego)?
A skoro nie da się tego łatwo ustalić, a z egzekwowaniem tego nie ma już szans to najlepiej starą polską metodą wprowadzić ograniczenie z górnej półki (z początkowymi furtkami maskującymi logistyczne nieprzygotowanie władz). To coś jak porównuję drogi lokalne w Niemczech i w Polsce - analogiczny odcinek tam ma ograniczeni do 100 km/h, a u nas do 50 km/h. Efekt jest dokładnie ten sam. Tam praktycznie wszyscy jadą zgodnie z przepisami, a u nas w zasadzie nikt nie jedzie zgodnie z przepisami. W kwestii maseczek nie można było porzucać tej wielowiekowej tradycji.
Tak czy owak, była szansa by z tymi maseczkami było inaczej, ale... trzeba byłoby się mocno postarać i rzetelnie odwołać do odpowiedzialności (trudno się odwoływać, skoro samemu się jej nie ma). Nie wiem który raz napiszę, że element zarządzania kryzysem jakim jest odpowiedni przekaz medialny... po prostu nie istniał. Przez cały okres pandemii widziałem tylko jeden dobry program o CoViD (chyba na Polsacie), a powinny być po dwa każdego dnia i na to powinny pójść pieniądze. Nawet przy mojej znikomej wiedzy odnośnie tego co było emitowane w telewizjach, nie mam wątpliwości, że walkę z epidemią medialnie położono. Pytanie czy celowo (np. by tworzyć atmosferę strachu, by dokonać pewnych zmian społecznych, gospodarczych itd.), czy z głupoty jest zupełnie innym zagadnieniem, którego nie chcę poruszać.