Co sie działo na okręcie?

Moderatorzy: crolick, Marmik

Awatar użytkownika
Maciej
Posty: 2035
Rejestracja: 2004-10-21, 21:40
Lokalizacja: Puszczykowo
Kontakt:

Post autor: Maciej »

Nie wyłapałeś raku:
Grudziński musiał mieć i miał odpowiednie kwalifikacje do pełnienia tej funkcji skoro otrzymał przydział na ORP "ORZEŁ".
Ale był "świerzy" w oczach swojego d-cy, ktory miał obiektywne i zapewne subiektywne ku temu powody - to tu jest pies pogrzebany. Kłoczkowski był niekwestionowanym autorytetem podwodniakow a przy tym świadomym swej "wartości". Może nawet ją przewartościowywał, a może nie... Tak czy siak był napewno cholernie wymagający i nie odpuszczał młodym. Taki był i miał zapewne prawo - wszak dowodził najbardziej nowoczesnym i najsilniej uzbrojonym okrętem PMW. Poza tym był zarozumiały i wychodził z założenia, że młodzi muszą dopiero udowodnić zasadność swego przydziału JEMU a nie tetrykom z KMW.
To że ktoś ukończył kursy i starz na innym OP nie oznaczało jeszcze w jego oczach ( słusznie... ) wysokich kwalifikacji i co ważniejsze zaufania!

P.S. Nie wiem Raku czy pracujesz w zespole czy też samodzielnie. Zespołem nazywam grupę ludzi zależnych od siebie w kaźdym momencie pracy/życia. To zupełnie inna sytuacja niż w grupie ludzi wykonujących samodzielną pracę a jedynie zatrudnionych w jakiejś firmie/jednostce np. w szkole...

Pozdrawiam,
Maciej
Adaś
Posty: 90
Rejestracja: 2005-12-04, 13:14

Post autor: Adaś »

POLISHSUB
Proszę o odniesienie się do stwierdzenia RAKA że skoro Grudz pływał na OP od 1938 to miał kwalifikacje i doświadczenie do objęcia funkcji ZDO na OP. MACIEJ to powtórzył. Zdaje się że jesteś w tej materii praktykiem. Ja gdzieś słyszałem że aby dostać na OP prawo samodzielnej wachty trzeba circa 3 lata pływania.
Pozdrawiam.
stajek
Posty: 227
Rejestracja: 2005-10-31, 21:58
Lokalizacja: Sulechów

Post autor: stajek »

Nie wiem dlaczego ktoś nazywa KAPITANA Grudzińskiego młodym, kapitan to przynajmniej siedem lat pracy zawodowej, jeśli ktoś wyznaczył go na zastępce Sępa a później Orła to wiedział co robi, i chyba błędu nie popełnił skoro poradził on sobie z dowodzeniem.
Artyleria Bóg Wojny
Awatar użytkownika
fdt
Posty: 1644
Rejestracja: 2004-01-04, 15:49
Lokalizacja: Elbląg

Post autor: fdt »

W postępowaniach karnych-śledztwach często sporzadza sie takie opracowania, które nazywają się "portretem psychologicznym sprawcy". Może na potrzeby naszych rozważań warto byloby sporzadzić takie "portrety" dla głównych uczestników zdarzeń? Na swoje potrzeby ja sporządziłem sobie takie wstepne szkice, ale ciekaw jestem jak wy postrzegacie "głównych aktorów" wydarzeń... Często takie coś ułatwia dochodzenie do faktów.
Adaś
Posty: 90
Rejestracja: 2005-12-04, 13:14

Post autor: Adaś »

Stajek.
Mówiąc o Grudzińskim jako niedoświadczonym miałem na myśli jego praktykę na OP.
Pozdrawiam.
stajek
Posty: 227
Rejestracja: 2005-10-31, 21:58
Lokalizacja: Sulechów

Post autor: stajek »

podobno wcześniej był ZDO na Sępie, po za tym pisałem wcześniej, że zdobycie praktyki to kilka tygodni, tyle co opanować rozmieszczenie urządzeń, (Niemcy wysyłali załogi po kilkumiesięcznym szkoleniu z dwudziesto czterolatkami jako dowódcami) Ja osobiście uważam postępowanie Kłocza jako samsonyzm, czyli jak mnie zabraknie to się wszystko zawali.
Artyleria Bóg Wojny
Grom

Post autor: Grom »

stajek pisze:podobno wcześniej był ZDO na Sępie, po za tym pisałem wcześniej, że zdobycie praktyki to kilka tygodni, tyle co opanować rozmieszczenie urządzeń, (Niemcy wysyłali załogi po kilkumiesięcznym szkoleniu z dwudziesto czterolatkami jako dowódcami) Ja osobiście uważam postępowanie Kłocza jako samsonyzm, czyli jak mnie zabraknie to się wszystko zawali.
I nie zawaliło się ? Na całej linii sie zawaliło, jak tylko Kłoczkowskiego zabrakło. Tylko kto stawiałby słowa "zdrajcy i tchórza" przeciw słowom "bohaterów" ?
Niemcy wysyłali młode załogi do Bitwy o Atlantyk, tylko jeszcze uściślij o jakim okresie mówisz. Tak to sobie porównywać można długo i namętnie. Jeśli praktyka XO polega na poznaniu rozkładu pomieszczeń to może łatwiej było zatrudnić kogoś z PTTK ? Zawsze to pamięć do miejsc jest dobrze wyrobiona :lol: Nie wierzę w taką argumentację. By zostać CO okrętu trzeba się było naprawdę dobrze wyszkolić, i nie tylko w poznaniu rozkładu pomieszczeń. Dowodzenie nie polega na bieganiu skrótami przez zęzy.
Adaś
Posty: 90
Rejestracja: 2005-12-04, 13:14

Post autor: Adaś »

Stajek.
Grudz był ZDO na SĘPIE od jesieni 38, ale wcześniej nie SŁUŻYŁ na OP.
A tam gdzie słyszałem o tych trzech latach opływania (gdzieś w telewizjii), to było co prawda o bardziej współczesnych okrętach - chyba typ 617, ale towarzyszyło temu takie stwierdzenie "na okręcie jest około 300(słownie trzysta - przyp. mój) zaworów i oficer wachtowy musi je wszystkie poznać i zapamiętać jakie ma położenie każdy z nich w każdym możliwym reżimie pracy" - tak to jakoś brzmiało. Nie wiem na ile praktyka podwodna była inna przed wojną. a na ile w czasach nam bardziej współczesnych, ale jedno nie ulega wątpliwości: Wyjście w morze okrętu(statku) w najpiękniejszą pogodę, w najbardziej pokojowy czas - jest to wyzwanie rzucone niesłychanie potężnym siłom natury przez omylnych i niedoskonałych ludzi obsadzających okręt Który niedoskonali i omylni ludzie zbudowali, wcześniej tacy sami niedoskonali i omylni ludzie skonstruowali, potem wyekwipowali. A przeciw nim staje doskonale potężna i niszcząca siła natury.
Prognozy pogody to także dzieło ludzi którzy również są niedoskonali i omylni.

A okręt podwodny to jednostka która z samej definicji najbardziaj zbliża się do granicy ryzyka ...
Co pozostawiam bez komentarza.
Pozdrawiam.
stajek
Posty: 227
Rejestracja: 2005-10-31, 21:58
Lokalizacja: Sulechów

Post autor: stajek »

jeśli Grudziński brał udział jako ZDO w budowie Sępa, swoją drogą bliźniaka Orła, to myślę, że znał swietnie rozmieszczenie każdej wajhy na okręcie, jak również ich działanie, zwłaszcza, że zapewne brał udział w próbach morskich okrętu.
O ile mogę się zapytać to co zawaliło się na Orle po zejściu Kłocza?
A propos Niemców to w każdym żaden z nowych okrętów nie wychodził w morze z Komandorem na pokładzie, a większość dowódców była jeszcze porucznikami. Komandorami zostawali tylko wetereni, którzy dożyli i udało im się zejść na ląd.
Artyleria Bóg Wojny
Adaś
Posty: 90
Rejestracja: 2005-12-04, 13:14

Post autor: Adaś »

A propos Niemców to w każdym żaden z nowych okrętów nie wychodził w morze z Komandorem na pokładzie, a większość dowódców była jeszcze porucznikami.
Skąd wziąłeś tą informację o porucznikach dowodzących OP?
Najczęściej spotykany na Atlantyku typ VII był dowodzony etatowo przez oficera w randze Korvetten-kapitan, czyli po naszemu komandor podporucznik. Ale nawet Leutnant zur Zee to odpowiednik polskiego kapitana. Więc chyba tak źle nie było. A jeśli nawet byli to młodzi ludzie, to powiem tak - w sytuacjach ekstremalnych najlepiej można poznać prawdziwą wartość człowieka; więc jeśli oni przeszli pomyślnie przez test wojny to chyba byli warci zaufania.
Pozdrawiam
Grom

Post autor: Grom »

Stajek pisze:O ile mogę się zapytać to co zawaliło się na Orle po zejściu Kłocza?
Przede wszystkim stosunki międzyludzkie, a wyraz tego było widać przy sprawie odznaczeń już w UK. Olesiński w swoich zeznaniach dał temu jasny wyraz.
Marek T
Posty: 3270
Rejestracja: 2004-01-04, 20:03
Lokalizacja: Gdynia

Post autor: Marek T »

Jeżeli Kłoczkowski "trzymał" z podoficerami przeciw swoim oficerom, to stosunki międzyludzkie były skopane już przed wojną - i to z winy dowódcy.
Grom

Post autor: Grom »

Marek T pisze:Jeżeli Kłoczkowski "trzymał" z podoficerami przeciw swoim oficerom, to stosunki międzyludzkie były skopane już przed wojną - i to z winy dowódcy.
Słuszna uwaga. Ktoś tu wrzucał list Mokrskiego ? Wynikało z niego, że stosunki przed wojną były dobre, a autor cieszył się, że trafił na Orła do najlepszego dowódcy.
Marek T
Posty: 3270
Rejestracja: 2004-01-04, 20:03
Lokalizacja: Gdynia

Post autor: Marek T »

Adaś pisze:Skąd wziąłeś tą informację o porucznikach dowodzących OP?
Najczęściej spotykany na Atlantyku typ VII był dowodzony etatowo przez oficera w randze Korvetten-kapitan, czyli po naszemu komandor podporucznik. Ale nawet Leutnant zur Zee to odpowiednik polskiego kapitana. Więc chyba tak źle nie było. A jeśli nawet byli to młodzi ludzie, to powiem tak - w sytuacjach ekstremalnych najlepiej można poznać prawdziwą wartość człowieka; więc jeśli oni przeszli pomyślnie przez test wojny to chyba byli warci zaufania.
Pozdrawiam
Skąd wziąłeś tę informację o komandorach dowodzących niemieckimi OP?
We wrześniu 1939 znakomita większość dowódców U-bootów była w randze Kapitänleutnant czyli naszego kapitana (np. Prien, Schepke, Schuhart, Habekost, Heincke, Mugler, Daublesky), natomiast Lemp był w stopniu Oberleutnant zur See. Można sprawdzić na http://uboat.net/men/commanders/ .
Poza tym chyba pomyliłeś tabele stopni. Jeżeli LzS miałby być ospowiednikiem kapitana, to OLzS byłby komandorem ppor, KL - kmdr por., a KK - pełnego komandora. Czyli Fregattenkapitan to kontradmirał?
Nie mam co prawda bezpośrednio tabeli porównującej stopnie niemieckie z polskimi, ale KL jest odpowiednikiem angielskiego Lieutenant-Commander, a ten z kolei - polskiego kapitana mar. Porównaj http://uboat.net/men/ranks/ .
Gość

Post autor: Gość »

Witam!
Marek T pisze:Nie mam co prawda bezpośrednio tabeli porównującej stopnie niemieckie z polskimi, ale KL jest odpowiednikiem angielskiego Lieutenant-Commander, a ten z kolei - polskiego kapitana mar. Porównaj http://uboat.net/men/ranks/ .
Masz 100% racji: pierwsza polska nazwa stopnia "kapitan marynarki" brzmiała "kapitan-porucznik", ale uznano, że to pewna przesada i po kilku tygodniach zrezygnowano z pomysłu...

Po drugie, czym innym jest stała flota oszczednego państwa w czas pokoju, a czym innym flota czasu wojny w stanie ciagłego rozwoju - w KM komandorzy po prostu szli uczyć do szkół wojskowych, a na okręty trafiali niedouczenio kaptanowie, czy porucznicy. To, że czasami im się powodziło, to inna sprawa.
Swoją drogą: od kiedy wykwalifikowany personel na stanowiskach dowódczych jest problemem?


Po trzecie, moja krótka kariera wojskowa pozwala mi wyrazić opinię - nie wiem na ile słuszną - że dowódca jednostki trzyma sztamę z doświadczonymi chorążymi, a nie z oficerami, którzy - zdarza się - zmieniają się dość często. Biorąc pod uwagę, że dzisiejszy chorąży i przedwojenny podoficer zawodowy to to samo, czym udowodnić poniższe twierdzenie?
Marek T pisze:Jeżeli Kłoczkowski "trzymał" z podoficerami przeciw swoim oficerom, to stosunki międzyludzkie były skopane już przed wojną - i to z winy dowódcy.
Po czwarte, skoro przed wojną stosunki na Orle były OK, to kiedy się popsuły???

Pozdrawiam
Ksenofont
Adaś
Posty: 90
Rejestracja: 2005-12-04, 13:14

Post autor: Adaś »

Jasna...
Tabele pomieszałem :oops: faktycznie :oops:
Spojrzałem nie z tej strony co trzeba. Inna leżała obok i się pokręciło.
Natomiast co do komandorów to tak wynika z etatów. Praktyka swoje, to też fakt.
ODPOWIEDZ