Wypadki w MW PRL

Wszelkie tematy związane z PMW

Moderatorzy: crolick, Marmik

Frankiewicz
Posty: 33
Rejestracja: 2007-09-22, 13:16

Post autor: Frankiewicz »

Witam
Korekta poprzedniego wpisu:
Na mieliznę w Jastarni w dniu 4.05.1975 roku weszła M-16 a nie M-24.
domek
Posty: 1657
Rejestracja: 2004-01-09, 04:44

Post autor: domek »

A czy ktoś słyszał o wypadku powstałym na skutek wsadzenia na jednostke silników o tym samym kierunku obrotów :)

pozdrawiam domek :)
nek
Posty: 395
Rejestracja: 2005-07-25, 16:07
Lokalizacja: Ustroń

Re: Wypadki w MW PRL

Post autor: nek »

TTĆ pisze:Słyszałem o bliskim spotkaniu ś. p. "Jana Heweliusza" z jednym z ODS-ów w Świnoujściu. Dysponuję zdjęciem niezidentyfikowanego ODS-a z dużą dziurą
w dziobowej części lewej burty. Jeśli w przyszłym tygodniu dostanę się do skanera to wkleję je na FOW.
To było jesienią 1985 Heweliusz cofając we mgle rufą nie tylko staranował Budziszyn ale i zrobił prawie metrową dziurę w kabinie mechanika na Łosiu , dalbę przy której był zacumowany ścięło
Awatar użytkownika
Okonek
Posty: 51
Rejestracja: 2005-02-19, 16:56
Lokalizacja: Meckenheim/BRD

Post autor: Okonek »

Marmik pisze:Przy jednostkach o kadłubie wypornościowym zbudowanym w układzie półślizgowym można wyciągnąć 70 w.
Powerboat-y przy ponad 60 w dopiero sie rozgrzewaja. Skoro wszystkie wycofano w latach 80-ych to moze ktos sie pomylil co do okresu :roll:
pozdrawiam

Obrazek
Awatar użytkownika
Marmik
Posty: 4953
Rejestracja: 2006-04-30, 23:49
Lokalizacja: Puck

Post autor: Marmik »

Okonek pisze:Powerboat-y przy ponad 60 w dopiero sie rozgrzewaja.
W pełnym ślizgu przy minimalnym kontakcie z ośrodkiem wodnym. Celowo podałem półslizgówkę, by podkreslić, że osiąganie takich prędkości jest teoretycznie możliwe. Niemniej nie sądzę, by 664 tyle wyciągnęły. Kontakt z ludźmi, którzy na nich służyli jest już raczej utrudniony. Niemniej jak spotkam kogoś to nie omieszkam zapytać.
To co dla innych jest brzegiem morza, dla marynarza jest brzegiem lądu.
Awatar użytkownika
miczman
Posty: 551
Rejestracja: 2005-12-29, 17:54
Lokalizacja: Gdynia

Post autor: miczman »

W pracy "Gdyńskie Cmentarze..." jest krótka informacja o kmdr ppor. Macieju Moryśu, który to w 1970 "zginął tragicznie w trakcie wykonywania obowiazków służbowych na morzu. Podobnie jak wspominany wcześniej kpt. mar. Koryciński został pochowany na cmentarzu witomińskim w Gdyni.
Awatar użytkownika
Okonek
Posty: 51
Rejestracja: 2005-02-19, 16:56
Lokalizacja: Meckenheim/BRD

Post autor: Okonek »

Marmik pisze: Niemniej jak spotkam kogoś to nie omieszkam zapytać.
:piwo:
pozdrawiam

Obrazek
Awatar użytkownika
crolick
Posty: 4095
Rejestracja: 2004-01-05, 20:18
Lokalizacja: Syreni Gród
Kontakt:

Post autor: crolick »

Może nie MW PRL, ale też ciekawe:
kmdr por. Nałęcz, w swym artykule z PM podaje, jakoby w styczniu 1991 roku doszło do kolizji trałowca projektu 207 z rosyjską jednostką handlową. Zalane zostały 2 największe przedziały okrętu, jednak trałowiec zachował pływalność. Jakieś bliższe dane?!
Podczas gdy Kłapouchy wszystkim się zadręcza,
Prosiaczek nie może się zdecydować, Królik wszystko kalkuluje,
a Sowa wygłasza wyrocznie - Puchatek po prostu jest...
APawlak
Posty: 28
Rejestracja: 2004-10-24, 16:40
Lokalizacja: Łódź

Post autor: APawlak »

Zderzeniu ze statkiem handlowym uległ 12.1.1991 r. w czasie wychodzenia nocą z portu, trałowiec "Wicko". W kolizji uszkodzona została rufa jednostki (lewa burta), zalane 2 przedziały. Załogę musiano przejściowo ewakuować na holownik. Okręt wyremontowano w Stoczni MW.
Andrzej Pawlak
rafskar
Posty: 69
Rejestracja: 2005-12-12, 21:16

Re: Wypadki w MW PRL

Post autor: rafskar »

Witam:)
Odgrzebuje trochę temat. W książce Henryka Mąki "KATASTROFY POLSKICH STATKÓW" jest wzmianka o staranowaniu jachtu KISMETA "przez trałowiec naszej Marynarki Wojennej koło Helu". Znane są jakieś bliższe szczegóły tego zdarzenia?
Awatar użytkownika
Storm
Posty: 516
Rejestracja: 2013-08-07, 16:09

Re: Wypadki w MW PRL

Post autor: Storm »

Wracając do tematu. Mało kto wie ale i na ORP Burzy doszło do wypadku podczas ćwiczeń. Najprawdopodobniej był to rok 1955 lub 1956. Ale nie później. Skrócona relacja z tego wypadku.
<< Właśnie, mieliśmy wyjść w morze, kotły były pod parą, pracowały urządzenia pomocnicze. Wszystko przebiegało poprawnie wiec wpadłem do kabiny z jakąś sprawą do d-cy grupy. Oparłem się o szafę, która była przykręcona do ściany, była to ściana na okręcie oddzielająca dwa pomieszczenia - moją kabinę - od ambulatorium /szpitalik okrętowy/ z całym wyposażeniem w środki i lekarstwa.
Przez to ambulatorium, wzdłuż wspomnianej ściany szła prowadnica podająca pociski do armat głównego kalibru z magazynów amunicyjnych umieszczonych poniżej linii wodnej, aż na główny pokład armatni, czyli nad mną. Tam na dole amunicyjny wkłada pocisk do podnośnika, a ten przesuwa się w prowadnicy i pocisk wędruje hen na górny pokład, tam amunicyjny, przejmuje pocisk wkłada do jaszcza. Stąd wędruje - podaje się - do armaty, markuje się strzał i pocisk wędruje odwrotnym sposobem, z powrotem, do magazynu - na dół. Podnośnik działa jak taśmociąg i ma takie występy (zwane klapami) na które stawia się pociski podawane do góry lub z powrotem na dół.
Te występy, to klapy składają się na górnej i dolnej rolce. I stało się tak, że ta klapa po przejściu górnej rolki nie rozchyliła się , nie stworzyła półeczki. Spuszczony pocisk nie osiadł na rozłożonej półeczce, spadł z kilkunastu centymetrowej wysokości, a spłonka uderzyła w sterczącą klapę - nastąpił wybuch na wysokości ambulatorium, czyli za moimi plecami. Oderwało szafę od ściany, a szafa uderzył mnie w plecy i gdyby nie oparła się o masywny i też przykręcony stół , najprawdopodobniej znalazłbym się w szpitalu. To jednak po tej stronie ściany było mniej ważne. Tu wyjaśnienie.
Te treningi odbywały się z tzw. pociskiem „praktycznym”. Jest to pocisk gdzie głowica nie ma ładunku wybuchowego, a piasek, zaś w łusce jest zmniejszona ilość prochu i to właśnie on wybuchł, na wysokości ambulatorium ..
Po stronie ambulatorium rozerwało prowadnicę i ogień spowodował zapalenie się lekarstw, spirytualiów, środków opatrunkowych itd. Część płomienia "poszła" w dół do komory amunicyjnej, ale przytomny mat Radwan szybko go ugasił zatykając wylot prowadnicy swoją bosmanką.
Nazwijmy to..druga część płonienia poszła w górę w kierunku marynarzy, którzy ten pocisk przyjmowali i spuszczali w dół i tu była druga tragedia. Po prostu poranił tych marynarzy. Grozę potęgowały krzyki rannych. Ja wybiegłem z kabiny, by dostać się do najbliższego przycisku, który umożliwiłby ogłoszenie alarmu ppoż.>>
ODPOWIEDZ