Orlik pisze: ↑2021-04-11, 11:36Natomiast to naszym wyborem jest, czy chcemy płacić za udział w tej wspólnocie krwią żołnierzy wojsk lądowych, czy będziemy wnosić swój wkład okrętami marynarki wojennej. Koniec końców to podatnicy decydują, co uważamy za "droższe", a politycy tylko wsłuchują się w ich głos.
Tak, to jest coś co nijak nie potrafi się przebić do świadomości większości Polaków. Inna sprawa, że tak naprawdę jest to trudno policzalne, ale obojętnie jaką miarę się przyjmie to flota zmniejszy konieczne zaangażowanie na lądzie.
AdrianM pisze: ↑2021-04-11, 15:20No, ale o to chodzi. U nas ktoś stworzył mit, że jak będą fregaty to zamiast misji w Iraku, czy Afganistanie. No to tak nie działa. Nacisk na kontyngenty wojskowe będzie cały czas. Żołnierze oczywiście giną, ale to tam zdobywwmy bierzące doświadczenie, tam kształtują się dowódcy. Zawsze jest jakaś druga strona medalu.
Nikt takiego mitu nie stworzył. Zwróć uwagę, że obecności na lądzie to były tak trochę na takiej zasadzie "Ja też, ja też!". Do Iraku poszliśmy, bo Bush potrzebował "szerokiej koalicji" i tak naprawdę potrzebował tylko flagi, bez znaczenia czy w sile batalionu czy dywizji. Do Afganistanu poszliśmy już z innymi, ale chore ambicje pewnego psychiatry przyklepane przez jego zwierzchnika doprowadziły, że wzięliśmy zbyt duży ciężar na zbyt małą liczbę żołnierzy. To jest największe doświadczenie jakie powinniśmy wynieść z Afganistanu, czyli trybunał stanu dla polityków świadomie narażających życie żołnierzy, w stopniu wykraczającym poza coś co nazywamy uzasadnionym przypadkiem. Niestety, tego doświadczenia nie wynieśliśmy.
Natomiast w pełni zgadzam się z tezą, że nasza armia z czasów przedirakijskich i dziś to dwie różne armie. Dotarło już, że nie wystarczy wrzucić worki z piaskiem na Honkera, by mieć samochód opancerzony. Parę innych rzeczy też dotarło i jest to wiedza o olbrzymiej wartości, która sprawia, że śmierć tych żołnierzy nie była daremna.
gumofiltz pisze: ↑2021-04-11, 16:32A mianowicie nie nowych okręty na nowej doktryny morskiej która powie do czego jest nam naprawdę potrzebna flota.
Tak, tak. Właśnie tego nam potrzeba, czyli co kilka lat zróbmy jakąś nową doktrynę, żeby przez przypadek wg starej doktryny nic nie zdążano wybudować i żeby był jeszcze czas na wycofanie się z okrętu w fazie analityczno-koncepcyjnej
. Tak można bez końca. Zresztą można bez końca robić doktrynę morską. Skoro nie mamy jak dotąd polityki morskiej (niby tam jakieś założenia) to trudno będzie o morską doktrynę obronną. Dorobiliśmy się oficjalnej, niewiążącej Strategicznej Koncepcji Bezpieczeństwa Morskiego zawierającej lokowanie produktu, przez co już na wstępie postrzegana bywa jako nieobiektywna. My tak naprawdę już nic nie potrzebujemy. Co najwyżej odrobinę szczęścia, że kolejna ekipa nie postanowi przemodelować zakupów, a obecna wykaże się czymś więcej niż podziwianiem grafik 3D. Bałtyk plus, Bałtyk minus... priorytet fregaty, priorytet podwodne z pociskami manewrującymi, a ostatecznie nie ma kasy ani na to, ani na tamto. Tak będzie już na zawsze, bo nawet używane Panie jest za drogie, więc trudno nam pójść nawet drogą Ameryki Południowej.