Wszystko da się mierzyć i oceniać. Jakby było inaczej to firmy ubezpieczeniowe nigdy nie mogłyby ustalić wysokości stawki co jest oczywistą bzdurą i absurdem. Pomijając chwałe, patriotyzm i tradycje, można ustalić jakieś zdrowe kryteria oceny. Jest to niestety proces ciągły i powinien być permanentnie aktualizowany. Oczywiście kryteria oceny mogą być różne lub prowadzić do podziału na jakichś tam ziliony podkategorii lub prościej na jakieś kilka grup roboczych
Zapewne częściowo taki system działa i u nas. Stąd pojawienie się MJR nie można traktować jako całkowitej fanaberii, a analizy bezpieczeństwa, kosztów i tego co się zmieniło od września '39r. W sumie punkt startowy to chyba to co Marmik nakreślił o filarach bezpieczeństwa, idąc trochę innymi meandrami myślowymi to:
- określenie zagrożeń dla naszego bezpieczeństwa (siły i możliwości nasze oraz potencjalnych wrogów)
- możliwe scenariusze wydarzeń w obrębie naszego bezpieczeństwa zewnętrznego czyli próba przewidzenia intencji wszystkich potencjalnych uczestników wydarzeń
- cele jakie chcemy osiągnąć jako państwo
- strategia bezpieczeństwa pańśtwa lub próba określenia tego czegoś
- środki potrzebne do uzyskania celów w funkcji możliwości budżetowych
Potem idziemy w podkategorie roli MW w bezpieczeństwie państwa i wyciągamy wnioski czy potencjał jakim dysponujemy pozwala na efektywne osiąganie zakładanych celów i czy postawione zadania są realistyczne i osiągalne za pomocą dostępnych środków, co można zmienić i czy mamy na to mamone. Bada się różne obszary i alternatywy, jakieś tam ryzyka takiego lub innego rozwiązania - no ktoś do cholery bierze za to pieniądze więc do dzieła
Można jeszcze dołączyć jaką analizę doczesnych osiągnięć i błędów - ot tak dochodzimy do pewnej schizy i pytania "o co tu właściwie chodzi?"
Jeśli nie potrafimy ocenić tego po co nam kolejna seria holowników to już jest zasadniczo niedobrze. Ja osobiście mam wiarę w to, że wiemy co robimy i dlaczego najpierw wszystko inne niż to co tylko pozornie byśmy chcieli
A na koniec jeszcze można poznęcać się nad nauką. Jeśli z historii nie potrafimy czerpać garściami lub za nic mamy rozwój technologiczny m.in. w dziedzinie obronności, to jakiś cieńki ten filarek lub po prostu nadwiślański etos rolnika i ziemianina.
Zdecydowanie jestem za tym by się zmierzyć z kwestią oceny zasadności utrzymywania takich, a nie innych SZ ogółem pisząc, a w szczegółach posiadanie takiego obrazu MW jak dzisiaj widzimy. Dlaczego niby nie można mierzyć rentowności utrzymania kosztownej MW? MJR przykładowo wszyscy wojskowi oceniają wyskoko, a to jakiś tam element (niskim kosztem zredukowaliśmy ryzyko wielkich desantów na wybrzeżu). Dla kontrastu zastanówmy się jak oceniają zdolności holownicze?
I kolejne ekstremum to zdolności do uczestnictwa w ramach sojuszu po kosztach (no tu to się lubimy wykazać).Teraz z zakresu bezpieczeństwa wejdzie nam nowy obszar zabezpieczenia kosztownej infrastruktury na morzu i rola transportu morskiego jednak gwałtownie rośnie, a z nim znaczenie bezpieczeństwa na morzu. No gdzieś w minimalnym układzie potrzeba nam więcej OPV, a w rozpasanym fregat lub może w pośrednim scenariuszu kombinacji różnych klas.
W czasach zimnowojennych było od piernika tych dywizji, potem rozpad ZSRR i wielkie redukcje w armiach NATO. Wszystko ma znaczenie. Postęp technologiczny, koszta wprowadzania i utrzymywania coraz to bardziej zaawansowanych systemów oraz czas potrzebny na wyszkolenie odpowiednich kadr. A na koniec wchodzą drony i koncepcje rojów, i skalowalności - po prostu miód malina - to tak dla zaciemnienia obrozu o konieczności redukcji liczebności wojsk operacyjnych