zdolność ostrego chodzenia do wiatru

Okręty Wojenne do 1905 roku

Moderatorzy: crolick, Marmik

Awatar użytkownika
Powała
Posty: 11
Rejestracja: 2011-12-06, 05:34
Lokalizacja: Łódź
Kontakt:

Re: zdolność ostrego chodzenia do wiatru

Post autor: Powała »

Przepraszam za odgrzanie tematu, ale po jego przeczytaniu wywnioskowałem, że XVI i XVII wieczne pinki, zwłaszcza dwumasztowe, na ktorych stosowano jedynie żagle rejowe, w zasadzie nie miały żadnej szansy na żeglowanie w bajdewindzie, a ich zdolność żeglugi na wiatr zamykała się w 90'. Zatem jaki sens miało użytkowanie ich na Bałtyku, gdzie przeważają wiatry z kierunku W? Taki stateczek o dwu masztach i dwu żaglach rejowych bez problemu żeglowałby z Kopenhagi do Rewla, ale jego powrót jawi się jako niemalże niewykonalny, a przynajmniej bardzo powolny. Natomiast w opisach, pinki są traktowane jako stateczki szybkie i zwrotne. :shock:
Ostatnio zmieniony 2011-12-10, 08:26 przez Powała, łącznie zmieniany 1 raz.
Krzysztof Gerlach
Posty: 4453
Rejestracja: 2006-05-30, 08:52
Lokalizacja: Gdańsk

Re: zdolność ostrego chodzenia do wiatru

Post autor: Krzysztof Gerlach »

Obawiam się, że nie przeczytał Pan tego wątku całkiem dokładnie :wink: , a i wnioskowanie jest trochę pochopne. Po pierwsze, czysty rejowiec z czasów, z których pochodzą w miarę ścisłe wyniki takich badań, mógł chodzić do wiatru pod kątem około 70 stopni. Nawet jeśli na początku XVII w. było z tym trochę gorzej, to mogło chodzić zaledwie o parę stopni, więc do 90 droga BARDZO DALEKA. W epoce żaglowej powszechnie stosowano halsowanie dla osiągnięcia celu znajdującego się w linii wiatru, które można było realizować na większych kątach, ale za to przy dużo większej prędkości, przy szybkim wykonywaniu zwrotów. Po drugie, na każdym morzu jakieś wiatry są częstsze od innych, ale Bałtyk to nie strefa pasatów. Wystarczy podejść do brzegu (a tak właśnie robiono nagminne w tych czasach), aby bryza (o kierunku zależnym od pory doby) miała większe znaczenie dla możliwości ruchowych małego żaglowca niż wiatr wiejący na środku morza – chyba że chodziło o sztorm, a wtedy i tak nikt nie myślał o szybkim dotarciu do celu, tylko o tym, by jak najdłużej nie dotrzeć do dna lub przybrzeżnych mielizn. Po trzecie, PRAWDZIWE pinki dwumasztowe z dwoma żaglami rejowymi wywodzą się zapewne z czasów, kiedy na Bałtyku nie znano innego ożaglowania niż rejowe i jakoś musiano sobie radzić (i świetnie radzono!) z pływaniem we wszystkich kierunkach. Potem tak wyglądały głównie pinki rybackie, od których nikt nie wymagał ostrego chodzenia do wiatru. Od czasu poznania zalet trójmasztowego ożaglowania, z żaglem łacińskim na bezanmaszcie, ten typ takielunku stał się absolutnie dominujący na wszystkich okrętach poza najmniejszymi, także na pinkach. O pinkach dwumasztowych na Bałtyku wiemy bardzo niewiele, a to że kilku panów rysując je, obowiązkowo przerysowuje ówczesne holenderskie pinki rybackie, nie ma żadnej wartości dowodowej. Po czwarte, zalety pinek jako okrętów zwrotnych i szybkich wynikały wyłącznie z ich małych wymiarów i lekkości, a nie jakichś specjalnych walorów kadłuba czy takielunku (zwłaszcza że naprawdę ta nazwa nie wskazywała na żaden konkretny typ konstrukcyjny). Przy słabym wietrze i na płytkich wodach pinka o lekkim kadłubie i prawie pozbawiona uzbrojenia musiała być szybsza i zwrotniejsza od ciężkiego galeonu, bez względu na typ ożaglowania. Po piąte, wszelkie porównania w tamtych czasach odnosiły się tylko do okrętów obok siebie pływających na tym samym morzu. Kiedy królowały „typowe” karaki, z jednym wielkim grotmasztem i bardzo małymi pozostałymi masztami (lub pozostałym masztem), ich zdolności chodzenia ostrzej do wiatru nie były w niczym lepsze, tyle że łatwiej niż jednomasztowce dokonywały zwrotów. Galeon bez sztaksli też nie reprezentował żaglowca o jakichś nadzwyczajnych pod tym względem możliwościach, a kiedy został udoskonalony, pinki również przeszły na trzy maszty. Bardzo zresztą prawdopodobne, że naprawdę już dużo wcześniej używały częściowo innych żagli wspomagających, np. rozprzowych. Podkreślając zalety pinek nie porównywano ich przecież z promami pasażerskimi XXI w. i nie zastanawiano się, ile im zajmie droga z Rewla do Kopenhagi w stosunku do motorowców, tylko w stosunku do innych ówczesnych żaglowców – a w takim zestawieniu lekka pinka, lepiej wykorzystująca słabe wiatry, mogąca pływać blisko brzegów i między małymi wysepkami, bez konieczności trzymania się głównych szlaków, podczas flauty łatwiejsza do poruszania wiosłami, na ogół i tak była szybsza. Oczywiście przy silnym wietrze i wysokich falach cięższe żaglowce radziły sobie lepiej, ale tak było (prawie) zawsze i na wszystkich morzach. Po szóste, I NAJWAŻNIEJSZE, cała kwestia ostrego chodzenia do wiatru jest dla żaglowców historycznych w połowie wydumana, brana z doświadczeń dzisiejszych żaglówek pływających tam i nazad między bojami. W tamtych czasach dużo ważniejszy był dryf – żaglowiec mógł poruszać się w kierunku wiatru przy ostrym zbrasowaniu rej albo za pomocą żagli skośnych, ale jeśli przy tym był silnie znoszony na zawietrzną, to docierał do celu znacznie później od takiego okrętu, który poruszał się względem wiatru „tępo”, lecz z małym dryfem i dzięki dużej prędkości na poszczególnych halsach sumarycznie i tak pokonywał większe odległości w pożądanym kierunku.
Opowieści o pinkach jako nadzwyczajnych żaglowcach są dzisiejszą projekcją wiadomości o ich zastosowaniu, nie uwzględniającą innych, ważnych okoliczności. Jeśli należało szybko przesłać pilną wiadomość do eskadry patrolującej na pełnym morzu, albo zaatakować nieprzyjacielski statek, który ugrzązł na mieliźnie, ale za chwilę mógł się wydostać, to użycie jakiego okrętu nasuwało się samo przez się? Przecież nie wielkiego galeonu, o licznej załodze, którą najpierw trzeba by długo wyciągać z okolicznych knajp i domów publicznych, potem wykorzystać do załadowania obfitych zapasów żywności i wody, jakich taka załoga będzie potrzebować, by w końcu po żmudnym wyruszeniu dotrzeć do celu znajdującego się może poza zasięgiem z uwagi na płytkość wód. Jest jasne, że używano wtedy lekkiej jednostki z małą załogą i prostym takielunkiem, gotowej do natychmiastowego wyjścia. Nawet gdyby po tygodniu się okazało, że ten duży żaglowiec w końcu zdołał rozwinąć większą prędkość niż mały, to dla takich zadań nie miałoby to już znaczenia. Z tych samych powodów średniowieczni kaprzy używali przede wszystkim krajerów i sznik, a nie kog, ale ostre czy nie ostre chodzenie do wiatru nie miało z tym absolutnie nic wspólnego.
Krzysztof Gerlach
Awatar użytkownika
Powała
Posty: 11
Rejestracja: 2011-12-06, 05:34
Lokalizacja: Łódź
Kontakt:

Re: zdolność ostrego chodzenia do wiatru

Post autor: Powała »

Dziękuję bardzo za obszerną odpowiedź w pełni wyjaśniającą problem.
Pozdrawiam
Aleksander J. Twardowski
ODPOWIEDZ