Publikacje nt. wojny w Azji i na Pacyfiku

Omówienia i recenzje nowych książek, artykułów, publikacji

Moderatorzy: crolick, Marmik

Awatar użytkownika
jabu
Posty: 30
Rejestracja: 2007-03-18, 12:52
Lokalizacja: WARSZAWA-PłOCK

Publikacje nt. wojny w Azji i na Pacyfiku

Post autor: jabu »

Witam,

To może garść polecanych pozycji z Dalekowschodniego Teatru Działań:

1. Książka Masao Fujity "Mouhitotsu no Rikugun Heikishi" wydana w 2006 przez tokijską Kojinshe.

Zalety:

- pierwsza znana mi japońska publikacja opisująca wszechstronnie i kompleksowo sprzęt, ekwipunek i broń zdobytą na przeciwnikach Japonii w latach 1931-1945 zaczynając od chińskich warlordów z Mandżurii, poprzez Sowietów, Francuzów z Indochin i oczywiście Kuomintang oraz Aliantów Zachodnich. Po trochu jest w książce o wszystkim: od menażek i ładownic, po ckm-y, karabiny ppanc., artylerię i czołgi. Słowem – wszystko w jednym na temat dość dziewiczy w samej Japonii, przynajmniej jeśli idzie o broń i wyposażenie piechoty, bo o pojazdach to i owo wiadomo.

Wady:

- publikacja wydana podle pod względem jakościowym. Nieprzebrana masa zdjęć nie rekompensuje, w moim odczuciu ich złej jakości

- paradoksalnie powierzchowna orientacja Fujity w opisywanej przez siebie tematyce. Często myli typy ciężarówek, czy dział co sugeruje zarówno niedbałość w wykończeniu pozycji, jak i niezadowalający poziom wiedzy (np. rosyjskie armaty przeciwlotnicze 76mm wz.31 brane za niemieckie 45 SK C/30 kal. 8,8 cm – a właściwie to nawet nie, gdyż pisze wprost, że były to Flak 18; fińskie km-y Lahti M26 identyfikowane jako duńskie Madseny itp.).

- spora cena, jak na tak poketowo wydaną książkę – 2 200 y.


http://img175.imageshack.us/my.php?imag ... 334yt8.jpg

http://img175.imageshack.us/my.php?image=22vc9.jpg

http://img240.imageshack.us/my.php?image=21io3.jpg

2. Ostatni, majowy numer J-Tank a w nim dwie szczególnie ciekawe opracowania: artykuł poświęcony kulisom zakupu przez Japończyków Pz IV F2, oraz króciutka co prawda, ale bardzo nowalijkowa praca obrazująca ewolucję tarcz w armatach ppanc. Typ 1 kal. 47 mm, tym ciekawsza, że napisał ją Nie-Japończyk. Minus stanowi te 1 000 y i drugie tyle na koszta przesyłki, które należy wyłożyć za, bądź co bądź zaledwie 32 strony gazetowego nieomal papieru

http://img240.imageshack.us/my.php?imag ... 226gz8.jpg

http://img240.imageshack.us/my.php?image=12kd8.jpg

http://img101.imageshack.us/my.php?image=13vi9.jpg

3. W moim odczuciu pierwsza w USA, a podejrzewam, że i na świecie zwarta publikacja obrazująca udział batalionu spadochronowego margines w walkach o Tulagi, Gavutu i Wzgórze Edsona na Guadalcanal. Wszyscy piszą jedynie o rajdersach Edsona a spadochroniarzy Torgersona marginalizuje się we wszystkich znanych mi publikacjach, włącznie z przełożonymi na j. polski (patrz. Cykl „Korpus” Griffina). Niestety są i minusy. Mała ilość fotografii a te co zamieszczono są raczej ogólnie znane, tymczasem po tak nietuzinkowej publikacji należałoby się spodziewać i odrobiny wysiłku w wyszukaniu lepszego materiału zdjęciowego. Cena na poziomie 35$, plus ok. 50 % tej kwoty na koszta wysyłki, więc nie mało, ale do zaakceptowania dla zapaleńców.



Pozdrawiam,
jabu
MiKo
Admin FOW
Posty: 4040
Rejestracja: 2004-01-07, 09:02

Re: NOWE, POLECANE PUBLIKACJE Z WOJNY W AZJI I NA PACYFIKU

Post autor: MiKo »

jabu pisze: W moim odczuciu pierwsza w USA, a podejrzewam, że i na świecie zwarta publikacja obrazująca udział batalionu spadochronowego margines w walkach o Tulagi, Gavutu i Wzgórze Edsona na Guadalcanal. Wszyscy piszą jedynie o rajdersach Edsona a spadochroniarzy Torgersona marginalizuje się we wszystkich znanych mi publikacjach, włącznie z przełożonymi na j. polski (patrz. Cykl „Korpus” Griffina).
No bo Edson był "trochę" ważniejszy ;)
O 1st Pioneer Battalion też pewnie nie ma zwartych oddzielnych publikacji

To Torgersonowi zerwało spodnie z tyłka na Gavutu?
Awatar użytkownika
jabu
Posty: 30
Rejestracja: 2007-03-18, 12:52
Lokalizacja: WARSZAWA-PłOCK

Post autor: jabu »

Witam,

>No bo Edson był "trochę" ważniejszy

Rajdersi Edsona mieli czas na przygotowanie się i pobranie potrzebnego uzbrojenia i wyposażenia (m.in. otrzymanego od Kanadyjczyków „plastiku":, czy wykonanie prowizorycznych ładunków wybuchowych). Decyzję o włączeniu spadochroniarzy Williamsa do operacji Watchtower , podjęto dopiero ok. 15 lipca. 1. Batalion Paramarine miał przecież ochraniać amerykańską część Samoa, skąd chciano do Vandegrifta zabrać na powrót 7. Pułk marines. Poza tym w kadrze spadochroniarzy nie było oficerów weteranów. W batalionie Edsona natomiast ok. 5-7 % stanu z sierpnia 1942 walczyło w kilku wojnach bananowych co profitowało całą masą doświadczenia, którego nie mieli spadochroniarze (na patrole bierzemy tylko peemy z broni maszynowej, zawsze 2 manierki na osobę, idziemy o tej a odpoczywamy o tej godzinie, wymiennie z wojskowym obuwiem stosujemy w marszach w dżungli tenisówki itd.). Ponadto gdy Turner odesłał spod Guadalcanal na wpół rozładowane transportowce, poza artylerią ciężką i sprzętem kołowym, oraz masą zaopatrzenia odpłynęło na nich blisko 500 marines, w tym 80 ze stanu kompanii wsparcia 1. Paramarines. Już 8 sierpnia stracili 10 zabitych i 6 rannych od ataku własnych Dantlessów. Itd. Przykłady można by mnożyć. A pamiętajmy, że ci spadochroniarze co zostali walczyli we wszystkich starciach, które przyniosły sławę ludziom Edsona do 18 września. Tylko całość zasług spływała na jednostkę Edsona a spadochroniarzy winiono, często na wyrost za wszystko co szwankowało.
Można napisać, ze Edson był „trochę” ważniejszy, ale złożył się na to splot okoliczności, różne przygotowanie obu batalionów do bardzo specyficznych walk, które przyszło im toczyć, i negatywna fama, która towarzyszyła spadochroniarzom jeszcze od pierwszych walk na Tulagi.

>1st Pioneer Battalion też pewnie nie ma zwartych oddzielnych publikacji

Ma ich wiele, z czego ja posiadam dokładnie trzy. Najobszerniejsza liczy 270 stron i jest doskonałą skarbnicą wiedzy o 1. Pioneer Batalion w latach 1941-43.

http://img254.imageshack.us/my.php?imag ... 974fj8.jpg


Nawet bataliony medyczny, specjalny, czy saperów z 1. Marine Division doczekały się, i to już dawno osobnych publikacji, obszernych i dokładnie opisujących ich wysiłek w ramach dywizji.

>To Torgersonowi zerwało spodnie z tyłka na Gavutu?


Na Gavutu nie było jaskiń, które Torgerson musiałby wysadzać, tylko niewielkie wzgórze porośnięte wysoką trawą, zresztą szybko zdobyte. Prawdziwy problem był natomiast z połączoną z nią groblą Tanambogoo, której obrońcy napsuli Amerykanom trochę nerwów. Z tymi spodniami Torgersona to było trochę inaczej. On został przerzucony na Tulagi bodaj popołudniu 9 sierpnia z małym pododdziałem do oczyszczania klifów, w których schroniły się resztki japońskiego garnizonu Tulagi. I tam używając chyba (piszę z pamięci) kombinacji kanistrów z benzyną przywiązanych do długich desek i detonowanych z użyciem granatów ręcznych – niejako wypalał obrońców (pierwsze miotacze płomieni Amerykanie dostali na Guadalcanal dopiero w grudniu i nie byli to marines, tylko piechociarze Armii).
Właśnie fakt, ze nie posiadał przygotowanych ładunków wydłużonych warunkował takie na pół samobójcze metody walki. Gdy wysadzał jedną ze szczególnie "żywotnych" jaskiń użył dwóch kanistrów, które jednak były, sklejone taśmą samoprzylepną, do której doczepiano granat zaczepny - zbyt ciężkie. W związku z czym, aby utrzymać deskę w poziomie względem wylotu jaskini Torgerson usiadł na jej przeciwpległym końcu stanowiąc dla całości przeciwwagę. Eksplozja zrzuciła Go 3 metry niżej, ale zatrzymał się na półce skalnej poniżej. Co prawda w jednym kawałku (obserwujący go Jego ludzie byli przekonani, ze poległ), ale za to ze spodniami przerobionymi w oka mgnieniu na szorty. Mocno Go też osmoliło, bo, jak sam pisał w swojej relacji "nie został mi ani jeden włosek na brwiach, nogach i przedramionach". Co ciekawe z różnych względów paradował w tak skróconej wersji spodni przez następnych kilka dni co szybko przeszło do legendy.

Pozdrawiam,
Jabu
MiKo
Admin FOW
Posty: 4040
Rejestracja: 2004-01-07, 09:02

Post autor: MiKo »

Dzięki za wyjaśnienie.

Ważniejszy no bo Edson był półkownikiem, a Torgerson (początkowo?) kapitanem, chyba....

Czy to nie Edson mianował go dowódcą 1 Batalionu w czasie walk na grzebieniu (coś ze spadochraniarzami musiało być nie tak skoro zastąpili dowódcę)
Awatar użytkownika
jabu
Posty: 30
Rejestracja: 2007-03-18, 12:52
Lokalizacja: WARSZAWA-PłOCK

Post autor: jabu »

Witam,

Ważniejszy no bo Edson był półkownikiem, a Torgerson (początkowo?) kapitanem, chyba....

Do 7 sierpnia, czyli do D-Day na Guadalcanal Torgerson dowodził, o ile niczego nie pokręciłem Kompanią C. Ko. A komenderował Irlandczyk kpt MacKennan a Ko. B Teksańczyk kpt Johnson. Więc Torgerson musiał chyba dowodzić C (przyznam, że trochę mnie zamurowało, że nie jestem tego pewien). Tak, wtedy był kapitanem. Nominację na majora dostał chyba około stycznia 1943 za całokształt postawy na Guadalcanal.

Czy to nie Edson mianował go dowódcą 1 Batalionu w czasie walk na grzebieniu (coś ze spadochraniarzami musiało być nie tak skoro zastąpili dowódcę)

7 sierpnia batalionem dowodził major Bob Williams, ale wieczorem otrzymał postrzał w płuco od ognia prowadzonego ze Wzgórza 148 na Tanambogo (japońska obsada strzelała z BAR-a zdobytego krótko wcześniej na marines desantujących z morza z 2. Pułku). Japończycy zlokalizowali zainstalowany na wzgórzu CP batalionu, poczym nakryli go ogniem zabijając dwóch oficerów towarzyszących Williamowi i raniąc jego samego. Japońska obsada BAR-a mogła dostrzelić rannego Williamsa, ale zrobiła z niego przynętę. Dzięki czemu ranili kolejno dwóch następnych oficerów marines próbujących go ściągnąć ze zbocza góry. Tym samym ta japońska obsada km-u dość boleśnie uszczknęła kadrę oficerską batalionu nim nie uciszył jej kapitan Johnson osobiście kierując ogniem moździerza kal. 60 mm z plutonu wsparcia Kompanii B. Kiedy się to wreszcie udało Williams został sciągnięty ze wzgórza i „potwornie kaszląc” wyznaczył na dowódcę swego zastępcę – mjr Millera. Ten z kolei na swoje miejsce (czyli na z-cę d-cy batalionu) wyznaczył Torgersona, stąd pewne niejasności gdzie, kto i jak dowodził. Natomiast 18 lub 19 września Torgerson przejął dowództwo nad całością batalionu (dokładnie nad 81 żołnierzami, którzy zostali z 395-osobowej obsady batalionu w D-Day 7 sierpnia). Miller bowiem musiał zostać w szpitalu na Guadalcanal z powodu permanentnej biegunki i nie zagojonego postrzału w przedramię od snajpera, w który wdało się zakażenie.

Williams:
http://img113.imageshack.us/my.php?imag ... amstd4.jpg

Torgerson (obok widać jego karabin automatyczny Johnsona):
http://img125.imageshack.us/my.php?imag ... 540ye4.jpg

Tu widać Torgersona, już jako majora na Bougainville w 1943, gdzie walczył z Japończykami na czele 3. Batalionu Paramarines. Pozowanie do tej fotografii nie wyszło Mu jednak na dobre, gdyż otoczonego przez żołnierzy w opuszczonym, japońskim obozie i zwracającego przez to na siebie uwagę wziął na cel pozostawiony przez wycofujących się z obozu snajper zainstalowany na drzewie. Udało mu się ciężko postrzelić Torgesona właśnie w chwili, gdy korespondent Timesa robil mu zdjęcia do rozkładówki. Fotografie wyszły świetnie i poszły do jednego z grudniowych numerów za to Torgerson trafił do szpitala. Snajper trafił też 6 innych jego ludzi, oraz rozbił speed graphica reportera (który uciekając wpadł twarzą na pień), ale film ocalał.
W ogóle z Torgersonem i jego udziałem w zdobywaniu Gavutu-Tanambogoo wiąże się kilka nieścisłości. Na przykład za Gavutu otrzymał Srebrną Gwiazdę, jak również Purpurowe Serce co by sugerowało, że nie tylko spodnie stracił podczas oczyszczania tych jaskiń. I tu pojawia się problem. Bowiem raz na nominacji do Purpurowego Serca wymienia się Tulagi a innym razem Gavutu (na którym nie było jaskiń opisywanych w raporcie). On sam w swojej relacji spisanej przez słynnego Tregaskisa opowiada ogólnie o wydłubywaniu Japończyków z wysepek Gavutu-Tanambogo-Tulagi nie uściślając co na której się działo i mieszając epizody z poszczególnych potyczek, na których walczył przez 3 dni (ostatniego człowieka stracił na Tulagi 10 sierpnia ok. 14-tej – jeśli wierzyć uzasadnieniu do pośmiertnego odznaczenia).

Mała korekta do mojej wcześniejszej wypowiedzi pisanej z pamięci a więc obciążonej wysoką możliwością błędu:

1. Dauntless, który zbombardował spadochroniarzy na Gavutu (razem stracili w dniach 7-10 sierpnia 28 poległych, 50 zabitych, 6 zaginionych, w tym aż 4 oficerów i 11 podoficerów; a więc duże jeśli zważymy, że wysepki atakowało 351 spadochroniarzy z oddziału liczącego 395.
Ale wracając do tematu: załoga SBD wzięła na cel spadochroniarzy z Kompanii B identyfikując ich jako Japończyków. W danej chwili, zdobyli oni waśnie japońskie 80 mm działo artylerii nadbrzeżnej na Wzgórzu 148 i starali się je obsadzić w celu wykorzystania przeciw innym japońskim obrońcom Tanambogo. Dwóch paramarines rozerwało na miejscu, 6 innych zmarło z ran potem. Było to 8 sierpnia ok. 18-tej a więc prawdopodobnie już w momencie zmierzchania.
Nie był to jedyny „przyjacielski” ogień ze strony załóg SBD podczas szturmu Gavutu-Tanambogo..
Dzień wcześniej, na sąsiedniej Gavutu o 10.15 SBD zbombardowały własną Kompanię L z 2. Batalionu 2. Pułku zabijając 4 a raniąc 9 żołnierzy. Jest to jednak bardziej dziwne, gdyż SBD dokonał na nich zrzutu w chwili, gdy byli jeszcze na plaży i opuszczali barki – teoretycznie tworząc obraz trudny do skojarzenia z Japończykami broniącymi wyspy.


2. Wraz z uciekającymi spod Guadalcanal nie do końca rozładowanymi transportowcami odpłynęło 44 spadochroniarzy i 3 medyków Marynarki z drużyny przydzielonej do batalionu (a nie 80 jak podałem we wcześniejszym poście).


Pozdrawiam,
Jabu
MiKo
Admin FOW
Posty: 4040
Rejestracja: 2004-01-07, 09:02

Post autor: MiKo »

Za książką Richarda Franka jakimś wytłumaczeniem tego SBD była ciągle powiewająca nad szczytem japońska flaga. Po wypadku zamieniono ją na amerykańską.
Czy to aby nie wdarzyło się 7 sierpnia?

Pułkownik Gerald Thomas wspominał, że dowódca spadochroniarzy (Miller) okazał się "dud" (co w znaczeniu przynajmniej dla torped znaczy "niewybuch").
Awatar użytkownika
jabu
Posty: 30
Rejestracja: 2007-03-18, 12:52
Lokalizacja: WARSZAWA-PłOCK

Post autor: jabu »

Witam,

Za książką Richarda Franka jakimś wytłumaczeniem tego SBD była ciągle powiewająca nad szczytem japońska flaga. Po wypadku zamieniono ją na amerykańską.

Owszem. Do ok. 18.00 sam szczyt wzgórza 148 wciąż był trzymany przez resztki japońskiego garnizonu Gavutu, więc i zatknięta na nim flaga z klopsikiem wciąż tam była. Większość wzgórza opanowano w finalnym ataku kompanii A i B miedzy 14-14.30, ale potem spadochroniarze utknęli. Wtedy zawezwano wsparcia lotniczego. Jednak nie wiem kiedy dokładnie SBD zbombardowały własnych żołnierzy z kompanii B. Po „wypadku” flagę zmieniono, bo w końcu, ok. 18.00 już w zapadających ciemnościach, zdołano wreszcie wybić zgromadzoną wokół flagi grupkę japońskich obrońców.

Czy to aby nie wdarzyło się 7 sierpnia?

Tak, przepraszam – moja pomyłka. Oczywiście w przypadku kompanii B chodziło o Gavutu i 7 sierpnia. Pokręciło mi się z innym atakiem, przeprowadzonym dzień później - 8 sierpnia, także na Gavutu, w którym SBD dokonały zrzutu bomb na własną kompanię L/II/2. Pułku.

Pułkownik Gerald Thomas wspominał, że dowódca spadochroniarzy (Miller) okazał się "dud" (co w znaczeniu przynajmniej dla torped znaczy "niewybuch").

Tej relacji chyba nie czytałem. Możesz mi podać skąd masz ten cytat, jeśli to nie problem?
I pewnie tak było. Trzeba jednak pamiętać, że oczekiwania po jednostce spadochronowej były bardzo duże. A swoje też zrobił tradycyjny konserwatyzm oficerów Korpusu do wszystkiego co nowe. Na Paramarines od początku patrzono trochę „spode łba”.
A w kwestii Millera: nie podobał się też przełożonym fakt, że Miller (a Williams mu na to przyzwalał), jak gdzieś czytałem, starał się medialnie bardzo nagłośnić swój batalion w mediach. Miller de facto był zastępcą d-cy batalionu, ale pełnił też funkcję oficera wywiadowczego batalionu i oficera prasowego. I „zaangażował” się w to bardziej niż w przygotowanie swoich ludzi do walki. Jeszcze przed Watchtower udzielał wielu wywiadów, pozował do rozkładówek i organizował liczne, nie konsultowane pokazy dla mediów. Może w ten sposób przygotował sobie opinię, którą mu wysmarowano po Guadalcanal, kiedy okazało się, że w ogniu nie jest już takim „kozakiem”, jak przed reporterami.

Pozdrawiam,
Jabu
MiKo
Admin FOW
Posty: 4040
Rejestracja: 2004-01-07, 09:02

Post autor: MiKo »

To było w jakimś przypisie u Franka. Sprawdzę dokładniej w domu.

Możesz przyblizyć ten atak SBD z 8 sierpnia?
MiKo
Admin FOW
Posty: 4040
Rejestracja: 2004-01-07, 09:02

Post autor: MiKo »

Tak jest napisane:

Obrazek

a w przypisie:

Obrazek

a ten wywiad Thomasa to:

Gen. Gerald C. Thomas USMC (Ret.), interview Sep 66 (Oral History Collection, Marine Corps Historical Center)
Awatar użytkownika
jabu
Posty: 30
Rejestracja: 2007-03-18, 12:52
Lokalizacja: WARSZAWA-PłOCK

Post autor: jabu »

Witam,
mam tą pozycję. To prawdopodobnie jedna z trzech najlepszych anglojęzycznych publikacji na temat kampanii na Guadalcanal w aspekcie lądowym. Frank, zresztą to doskonały specjalista a o Guadalcanal naprodukował masę książek koncentrujących się, albo na działaniach morskich, albo na zmaganiach lotniczych.
Niestety jestem poza domem więc sensownie odpowiem za 1-2 dni. Z pamięci mogę zapodać, że kompania L z II batalionu 2. Pułku Marines desantowała na Gavutu 8 sierpnia krótko po 10 rano. Co prawda wyspę uznano za „zabezpieczoną” dzień wcześniej ok. 18.00, ale właśnie wtedy zaczął zapadać zmierzch i trochę obrońców jeszcze tu i ówdzie strzelało do Amerykanów w nocy i nad ranem. L miała ostatecznie oczyścić z nich z nich Gavutu apotem wyprowadzić dwoma plutonami atak na sąsiednią Tanambogo wzdłuż koralowej grobli łączącej obie wysepki. Ok. 10.15 kiedy kompania wysypywała się z barek higginsa na plażę zbombardowały ich SBD i to bardzo efektywnie. Wydaje mi się, że zabili chyba 4 marines a ranili 9. Potem ta kompania wzięła udział w ataku na Tanambogo przegrupowując się bo zmieniono plany. Chyba jeden pluton atakował wzdłuż grobli (i tak nie było tam miejsca na rozwinięcie większych sil – grobla miała ok. 3 m szerokości). A dwa pozostałe plutony ruszyły z drugiej strony do szturmu z morza (niestety zabrakło LVT i musieli zeskakiwać z higginsów), przy wsparciu dwóch lekkich wozów M3A1. Jak wiemy, zarówno oba plutony, jak i oba „Stuarty” dostały wtedy mocne cięgi i atak zatrzymano paląc oba czołgi wybijając jeden pluton i niszcząc butelkami z benzyną dwa LVT, które przedarły się do izolowanych plutonów, aby wywiedź rannych.
Tyle z głowy – jutro zapodam dodatkowe fakty kiedy na nowo będę miał do dyspozycji swoją bibliotekę w domu, jak coś pokręciłem to podam sprostowanie.
Wiem, że po całej operacji krytycznie oceniono sposób dowodzenia kompanią, oraz szczególnie krytycznie dowodzenie plutonem czołgów.
Pozdrawiam,
Jabu
Awatar użytkownika
jabu
Posty: 30
Rejestracja: 2007-03-18, 12:52
Lokalizacja: WARSZAWA-PłOCK

Post autor: jabu »

A – i jeszcze jedna ciekawostka: znane mi relacje ocalałych japońskich obrońców Tanambogo zawsze podają, że spalono Amerykanom Amtraki LVT. Tymczasem o ile pamiętam sumując ok. 12 sierpnia straty sprzętowe w operacji „Watchtower” podawano, że jedynie uszkodzono 6 lub 8, nie pamiętam dokładnie, amfibii LVT. Ale może po prostu po ugaszeniu pożaru okazało się, że to co dla atakujących pojazdy Japończyków było spaleniem maszyny, w istocie nie zniszczyło żywotnych podzespołów. Co ciekawe, natomiast, ani jedna relacja japońska nie przytacza, że spalono czołgi. Kiedy swego czasu korespondowałem z płk Ozeki – wręcz mnie poprawiał, że pomyliłem lekkie M3 z amfibiami LVT i to je w rzeczywistości spalono „koktajlami Mołotowa”. A z wielu relacji wiemy, jakie wtedy czołgi stracono, jak, z jakiej jednostki i w jakich okolicznościach. Przecież nawet d-ca 1. Tank Batalion wydał 12 sierpnia 1942 pisemny zakaz taranowania palm z użyciem czołgów, co było pokłosiem faktu, że jeden z M3 pośrednio utracono na skutek próby staranowania pnia nisko pochylonej palmy. Dlatego Morrisom w swojej książce o „Guadalcanal” (w polskim tłumaczeniu wydał ją p. Ryba z Finny) podaje nieprawdę pisząc, że czołgi strząsały z palm japońskich snajperów. Fajnie się to czyta, ale to bzdura. Po pierwsze wyraźnie zabraniał tego rozkaz dowódcy sprzed tygodnia(bitwę nad Tenaru / Ilu stoczono 20-21 sierpnia). Po drugie czołgi osaczyły saperów i piechotę japońską na szerokiej, piaszczystej łasze wolnej od jakiejkolwiek roślinności. Dlatego ich udział w starciu był tak morderczy dla strony japońskiej nie mającej żadnej osłony, dorwanej w terenie „prostym jak stół bilardowy”. A żaden z czołgów nie zapuścił się dalej w roślinność bo z tamtej strony osaczali Japończyków piechociarze marines atakujący ich tyły i wozy mogłyby ostrzelać swoich. Zresztą i tak dość roboty czołgi miały na plaży do 16.00, kiedy walki wygasły.

Pozdrawiam,
Jabu

p.s. zawsze ciężko było mi pogodzić się z faktem, że cykl Morrisona otacza się taką kultową czcią. Może w aspektach morskich, w których jestem laikiem, zasługuje na tak wysoką ocenę. Ale wszystkie jego publikacje na plaszczyźnie "lądówki" mijają się co krok z rzeczywistością ustawicznie przeinaczając fakty.
MiKo
Admin FOW
Posty: 4040
Rejestracja: 2004-01-07, 09:02

Post autor: MiKo »

O tym drugim bombardowaniu nie słyszałem postaram się czegoś poszukać ze strony "okrętowej"

Z góry przepraszam za strofowanie, ale tu akurat jesteśmy na to uczuleni ;) Morison

Dzieło Morisona jest "wielkie" ze względu na jego wielkość ;)
W sprawach morskich też rozmija się z rzeczywistoscią - może nie co krok, ale dość często. Morison musiał pisać to szybko (czytaj: nie zawsze miał czas na konfrontację wielu źródeł) - inaczej nigdy by nie skończył. Poza tym pisał to dawno kiedy były takie materiały źródłowe jakie były. Był pionierem - więc szacunek mu się należy ;) - mimo błędów, przeinaczeń, a nawet złośliwości.

Wydawało mi się, że Richard Frank nie jest zbyt płodnym autorem - zanam tylko Guadal. Teraz będzie coś wydawał o MacArthurze.
Awatar użytkownika
jabu
Posty: 30
Rejestracja: 2007-03-18, 12:52
Lokalizacja: WARSZAWA-PłOCK

Post autor: jabu »

Witam,
jak już mówiłem jestem do jutra poza domem, więc nie podam dokładnie ile mam tytułów Franka na półce. Poza doskonałymi opracowaniami o Guadalcanal, posiadam jeszcze "Downfall", którą pamiętam, gdyż sobie dopiero co Ją odświeżałem z racji tych moich wykładów o japońskich i amerykańskim programach atomowych.



Gorąco ją polecam, bo jest tam dużo wartościowych danych o Okinawie i o przygotowaniach do obrony samej Japonii a szczególnie Kyushu.

Kiedyś korespondowałem z Frankiem, ale wreszcie to się urwało. Zdaje się, byłem chyba za "małym misiem" dla kogoś Jego pokroju i w końcu przestał mi odpisywać. Mimo to bardzo cenię Go za wagomiar Jego książek. Biografię MacArthura skończył już w zeszłym roku. W lipcu będziesz już mógł ją kupić.

Co do Morrison - tak, w pełni się z Tobą zgadzam. Pisał tak jak mógł w danych warunkach, oraz tak jak wypadało, co ma istotne znaczenie biorąc pod uwagę, że przykładowo swój "Guadalcanal" skończył bodaj w 1949 r. Jednak nie mogę się pogodzić z faktem, że tak wszyscy ustawicznie wokoło mnie chwalą Jego warsztat pracy. Przy tych środkach i możliwościach, które Marynarka Mu udostępniła mógł jednak, może nie wszystkie, ale wiele rzeczy przekazać bardziej rzetelnie,
Pozdrawiam,
Jabu
MiKo
Admin FOW
Posty: 4040
Rejestracja: 2004-01-07, 09:02

Post autor: MiKo »

Jabu zlituj się nad nami "okrętowcami" ;) - Morison - jedno "r"
Awatar użytkownika
jabu
Posty: 30
Rejestracja: 2007-03-18, 12:52
Lokalizacja: WARSZAWA-PłOCK

Post autor: jabu »

Morrison - źle, Morison - dobrze. Już sobie zakonotowałem. Pewnie podświadomie przekręcam jego nazwisko w związku z uprzedzeniami względem jego "niedociągnięć".
Pozdrawiam,
jabu
Awatar użytkownika
jabu
Posty: 30
Rejestracja: 2007-03-18, 12:52
Lokalizacja: WARSZAWA-PłOCK

Premiera na pacyfiku - Siergieja i Eleny Piereslegin

Post autor: jabu »

MiKo pisze:Jabu zlituj się nad nami "okrętowcami" ;) - Morison - jedno "r"
Witam,
Żona zrobiła mi porządki w gawrze, jak nazywa mój pokój, skutkiem czego musiałem znajdującą się w nim biblioteczkę przywrócić do stanu użytkowania. I przypadkowo zwróciłem uwagę na „Guadalcanal” Morisona wydany nakładem wydawnictwa Finna w 2004. zarówno na obwolucie książki, jak i samej okładce zapodano błędną pisownię nazwiska autora przez dwa „r”. Jako, że jej tomik stoi mi w rzędzie książek tuż przy biurku, cały czas przed oczyma, pewnie mi się „opatrzyło” i odruchowo przytoczyłem Morisona jako Morrisona.
To zresztą nie jedyne niedopatrzenie i przekręcenie zespołu redagującego tą pozycję, ale nie o tym chciałem zasygnalizować. To tylko posłuży mi za pretekst do zasygnalizowania na rynku wydawniczym czegoś nowego.
Równie niedbale wydano właśnie w Finnie 2-tomowe dzieło poświęcone wojnie na Pacyfiku autorstwa rosyjskiego małżeństwa Piereslegin. Jakoś się przemęczyłem przez lekturę obu całkiem słusznej objętości tomików i jestem poruszony ilością błędów i przeinaczeń w lądowych aspektach działań zobrazowanych w publikacji. To, że dzieło koncentruje się na zmaganiach morsko-powietrznych nie zwalnia przecież z choćby elementarnej znajomości walk lądowych. Wielokrotnie w treści autorzy prezentują braki w geografii i topografii opisywanych obszarów i akwenów i liczne dowody na to, że 2 000 000 lat ewolucji nie u wszystkich autorów poczyniły postępy. Inaczej, bowiem nie da się skomentować stwierdzeń, jak te, że część japońskiego garnizonu Tulagi „korzystając z podręcznych środków przeprawiło się na Bougainville”(str 50). Czy autorzy i zespół redakcyjny nie myślą? Czy Oni zdają sobie sprawę jaka odległość dzieli Bougainville od Tulagi? Prędzej można by uwierzyć w przygody Harrego Pottera niż taki wyczyn z wykorzystaniem barek Daihatsu, czy zwykłych szalup, które mieli do dyspozycji na Tulagi w przeddzień amerykańskiej inwazji. Nota bene – owi japońscy „uciekinierzy” z Tulagi w liczbie ok. 40 zwiali na sąsiednią Florydę a nie Bougainville. I to wg relacji amerykańskich, a dokładniej sowieckich, bo takie plotki rozpowszechniał sowiecki ambasador w Tokio. W rzeczywistości japońskie publikacje zawsze podawały, że ci uciekinierzy z Tulagi to zwykła plotka, która z czasem urosła do rangi wiarygodnych raportów. Będę wdzięczny za komentarze opiniujące powietrzno-morskie aspekty działań, bo na tych się nie znam. Ale chyba i te nie są przedstawiane przez autorów rzetelnie jeśli czytam, że pierwotną bazę japońskich wodnosamolotów w rejonie Tulagi zlokalizowaną w rzeczywistości na Gavutu, umieszczają oni uporczywie na bagnistej Florydzie, gdzie malaria szalała z takim natężeniem, ze nawet Amerykanie starający się tam zaczepić instalując z końcem 1942 bazę zwiali stamtąd w oka mgnieniu.
Z mojego ulubieńca – płk-a Kyonao Ichiki zrobiono Tajemnicze Yeti zwane pułkownik Ikki (str 84-85) mieszając dosłownie wszystko co z nim związane. Że przypłynął na 3 transportowcach (w rzeczywistości na 6 niszczycielach wiozących po ok. 150 ludzi każdy), że stoczył bitwę „w nocy na 22 sierpnia” (w istocie z 20-21). Że nad rzeką Tenaru (naprawdę nad Ilu). Ze ocalałe niedobitki jego ludzi wycofały się ku Tassafarondze (w rzeczywistości dokładnie w przeciwnym kierunku – na Taivu, gdzie mieli posterunek i radiostację, aby uciekać do Tassafaronga musieliby dwukrotnie przebić się przez pozycje marines i przejść całe Henderson Fidel z nawiązką).
I tak dalej, idą od pomyłki do pomyłki wyraźnie nie zmieniając kursu aż do Hiroszimy, Nagasaki i podpisania kapitulacji na pokładzie „Missouri”.

Wiem, że trudno jest napisać kompleksową rzecz na temat gigantycznej wojny na ogromnym obszarze bez popełniania błędów, ale co umknęło autorom, podobno specjalistom od wojny na Pacyfiku, powinno nie ujść uwagi redakcji Finny, która, jak wiem z własnej autopsji pasjonuje się działaniami wojennymi w tej części świata.
Nie wiem. Może przesadzam i nie ma się o co czepiać. Może to tylko detale a w spojrzeniu na całokształt zachowano właściwe proporcje – choć ja czegoś podobnego w tej książce nie dostrzegam i na powody jej wydania posiadam własną, spiskową teorię, którą podzielić się niestety nie mogę.
Chętnie poznam inne opinie nabywców „Premiery na Pacyfiku” Siergieja i Eleny Piereslegin. Zwłaszcza ekspertów od działań marynarki.

Pozdrawiam,
jabu
ODPOWIEDZ