I co dalej Marynarko wojenna? - NTW 7/2011

Omówienia i recenzje nowych książek, artykułów, publikacji

Moderatorzy: crolick, Marmik

Awatar użytkownika
Marmik
Posty: 4949
Rejestracja: 2006-04-30, 23:49
Lokalizacja: Puck

I co dalej Marynarko wojenna? - NTW 7/2011

Post autor: Marmik »

Na samym początku chce wyraźnie zaznaczyć, że nie będzie to recenzja, a jedynie takie tam sobie ogólne ględzenie mało związane z samym tematem artykułu , a raczej ze sprawami pobocznymi.
Kupiłem Nowa technikę Wojskową tylko i wyłącznie ze względu na dwa, potencjalnie dobre (co oceniłem po przekartkowaniu w Empiku) artykuły Maksymiliana Dury. Jako, że nie jestem fanem twórczości pomienionego, to już na tym etapie jest to interesujące zjawisko. Pan Dura to płodny publicysta o rozległej wiedzy o siłach morskich, co wyraźnie widać było w jego wcześniejszych tekstach. Dlaczego ten uważam za inny (zaryzykowałbym twierdzenie, że lepszy) od poprzednich, które czytałem? Moim zdaniem chodzi o delikatną zmianę stylu i pewnych akcentów.
Zacznę od zacytowania zakończenia artykułu:
Jeden z admirałów zarzucił mi niedawno, że swoimi tekstami szkodzę Marynarce Wojennej, a powinienem ja lobbować. Zabolało, tym bardziej, że w rzeczywistości, większość ludzi piszących w NTW, czy „Morzu, Statkach i Okrętach” nie robi tego dla taniej sensacji, ale z nadziei, że może jednak się coś zmieni. Trzeba to tylko czytać. Wybielanie sytuacji przynosi o wiele więcej szkody niż pożytku, o czym świadczy umieszczona na początku tekstu wypowiedź ministra Klicha.
Problemem nie jest, jeżeli ktoś czegoś nie wie. Tragedia jest wtedy, jeżeli ten ktoś nie zdaje sobie sprawy, że nie wie.
Niezależnie kim był ów admirał, w pełni podzielam zdanie, że teksty pana Dury szkodziły Marynarce Wojennej. Co więcej, jestem zdania, że te szkody są już nie do naprawienia. Nie mam na myśli wyłącznie przypadków wybiórczego doboru argumentów (wszak każdy autor w mniejszym lub większym stopniu robi to, nawet bezwiednie, podświadomie), czy też niesmacznych przepychanek, bądź złośliwych uwag pod adresem kolegów po fachu, czynionych na łamach prasy o zasięgu ogólnopolskim. Chodzi raczej o to, że przy swojej olbrzymiej wiedzy technicznej, Pan Dura nie dostrzegł prostych i starych jak świat zasad, że tak powiem socjologicznych. Napominanie przez publiczne ośmieszanie zawsze, podkreślam zawsze ma odwrotny skutek niż zamierzony (o ile zamierzonym jest poprawa aktualnego stanu rzeczy). Dlatego, wytykając uchybienia i proponując własne rozwiązania w sposób jaki to czynił sprawiał, że ci którzy mieli się zastanowić, z reguły się obrażali, a w najlepszym przypadku nie traktowali poważnie propozycji pana Dury. Dodajmy, częstokroć dyskusyjnych, co sprawiało, że nie powinno się ich traktować jako prawdy objawione (zresztą mi wydaje się oczywiste, że sam autor tak ich nie traktował). Niestety, spore grono czytelników asymilował poglądy pana Dury niemal bezkrytycznie, choć on sam konstruował swoje tezy raczej jako zachęta do gimnastyki umysłowej. Niestety, wydaje się, że metoda jaką obrał sobie pan Dura zachęcała do dyskusji tylko na etapie realnych chęci autora. Dlatego też uważam, że teksty te zaszkodziły MW, bo przeciętny czytelnik np. NTW, niekoniecznie dużo wiedzący o sprawach morskich, dostawał do czytania coś co w pierwszym odruchu sprawia, że nabiera niezbyt pochlebnego zdania o MW. Nieco wyolbrzymiając streściłbym to tak: nasza flota to sterta niesprawnych okrętów o znikomej wartości bojowej, rozwijana bezmyślnie przez ludzi bez wyobraźni, nastawionych jedynie na karierę.
Nie twierdzę, że pan Dura chciał to osiągnąć, ale uważam, że u wielu osób osiągnął. A przecież MW jest wypadkową społeczeństwa, są tu wysokiej klasy specjaliści, entuzjaści, średniaki, ale są też miernoty. To zupełnie normalne, choć chciałoby się by swoisty próg był ustawiony tak by eliminować choć tych ostatnich.
Ostatnie dwa zdania napisane przez Autora są po prostu genialne. „Problemem nie jest, jeżeli ktoś czegoś nie wie. Tragedia jest wtedy, jeżeli ten ktoś nie zdaje sobie sprawy, że nie wie.” Sęk w tym, że równie dobrze można je odnieść do niego. Bo brak wiedzy o tym jakie reakcje może wywoływać jego publicystyka to nie problem. Natomiast tragedią jest, że kontynuując ją przez lata nie zdawał sobie sprawy, że coraz bardziej zaczyna przypominać to bicie głową w mur. A już od wieków wiadomo, że jak nie da się muru robić, to trzeba próbować obejść lub przeskoczyć.
Właśnie dlatego najnowszy artykuł uważam za lepszy, bo odniosłem nieodparte wrażenie, że doszło do delikatnej zmiany stylu.
Artykuł jest naprawdę dobry i dobrze napisany. Nie mogę w sumie napisać inaczej, bo przedstawione zagadnienia i tezy w około 80% pokrywają się z moimi poglądami prezentowanymi publicznie czy to w formie drukowanej czy też na forach internetowych. Lekkie pióro pana Dury podniosło to na wysoki pułap. To dobrze. W tekście nie ma już ochów i achów dotyczących wybranych technologii (być może na skutek licznych odwołań do wcześniejszych tekstów) co wyszło artykułowi tylko na dobre.

Żeby nie było jednak tak różowo to mam kilka drobnych uwag. Deprecjonowanie Orkanów (str 23) słowami, że „pozornie jest wszystko” jest jednak lekką przesadą. Faktem jest, że prawdopodobieństwo trafienia dla Ak-630 jest niższe, niż dla Vulcana-Phalanxa. Nieco mniejszą celność (większy rozrzut) wynikający m.in. z krótkich luf rekompensować miał (ale nie zrekompensował) większy kaliber . Faktem jest, że Rosjanie upychali je parami, ale nie zawsze i nie wszędzie. Moim zdaniem, zapis pana Dury byłby czytelny, gdyby podano choćby porównanie prawdopodobieństwa trafienia i prawdopodobieństwa zniszczenia. Wtedy moglibyśmy mówić o tym, że jedna armata to za mało. A tak, stwierdzenie, że Rosjanie zdawali sobie sprawę z wad Ak-630 to właśnie jest za mało. Zwłaszcza, że jak sam autor napisał, iż montowanie Ak-630 po dwie przypadało na okres, gdy współpracowały one z całkowicie innymi radarami.
Chcę wyraźnie pokreślić, że w pełni zgadzam się z krytyką tego, co było meritum części artykułu do której się teraz odnoszę, czyli ogólną mizerią oplot na polskich okrętach, ale naprawdę nie trzeba do tego pastwienia się nad pojedynczą armatą na Orkanach.

Co mnie zdziwiło, M. Dura tym razem bardzo łagodnie potraktował wyliczenia na 24 Kormorany II. Ja tam nie zostawiam na nich suchej nitki, co gdzieś pałęta się po tym forum, albo może po Militarium. Nie chodzi o to, że coś tam obliczono niepoprawnie, chodzi o to by odróżniać dwie rzeczy: wyliczenie od analizy.

Żeby niepotrzebnie nie drążyć do dodam jeszcze tylko komentarz do jednego fragmentu ze strony 24.
... działania policyjne są w naszej marynarce traktowane jako drugorzędne, podczas gdy na całym świecie są one priorytetem. To dla nich zmienia się taktykę i co więcej buduje zupełnie nowe okręty (np. amerykańskie LCS, duńskie Knud Rassmusen, czy francuskie Gowindy).
To chyba jedyny fragment, gdy autor na poparcie w zasadzie słusznej tezy uciekł się do niepotrzebnej sztuczki.
Słuszność polega na tym, że:
- w naszej marynarce działania policyjne są traktowane jako drugorzędne;
- nie jest to dobre;
- zmienia się taktykę pod kątem działań policyjnych (szerzej: operacji reagowania kryzysowego - takie zresztą było założenie transformacji NATO w okolicach 2003 roku);
Niesłuszność polega na tym, że:
- nie na całym świecie (byłbym bardzo ostrożny w takim kontrastowaniu, bo pachnie erystyką);
- stwierdzenie, iż działania policyjne są priorytetem wywołuje u czytającego przekonanie, że jest ważniejsze lub, że innych priorytetów niema, podczas gdy faktycznie lepiej byłoby napisać, że jest jednym z priorytetów (niby mały zabieg stylistyczny, a różnica w odbiorze może być kolosalna);
- przytoczone przykłady okrętów idealnie oddają, że w ww. odnośniku mam rację. Pan Dura podał amerykańskie rodzynki, które chyba coraz bardziej stają się problemem niż realną nową jakością w U.S. Navy. Gowindy, których tak naprawdę w ogóle nie ma w służbie (demonstratora technologii w postaci L’Adroit roboczo można pominąć). Wreszcie Knud Rassmusen, czyli okręt w znacznym tworzone nie z myślą o misjach policyjnych w naszym rozumieniu, a po to by zastąpić starzejące się Agdleki. Zresztą przypadek Danii jest tu kompletnie nie na miejscu, bo Dania ma olbrzymie połacie własnych obszarów morskich do patrolowania, a... w ogóle nie ma straży przybrzeżnej. Faktem jest tu jedynie to, że przy budowie tych okrętów skorzystano z kilku rozwiązań technicznych ułatwiających działanie jako okręt patrolowy, którym miały być od samego początku i żadnych przemian tu nie ma.
Ucieknę się tu do erystyki, ale jak tu inaczej odnieść się do faktu, że dla zapewnienia priorytetowego zadania buduje się tak mało nowych, specjalnie przystosowanych okrętów?
Przypominają mi się słowa jednego z moich mentorów: „Słuszne tezy trzeba bronić argumentami, które nie jest łatwo podważyć”. A w tym wypadku ogólna teza M. Dury jest słuszna.

To tylko garść uwag i w żadnym stopniu nie rzutują one na ogólną wartość artykułu, do przeczytania którego zachęcam wszystkich zainteresowanych sprawami MW. To naprawdę dobry kawałek publicystyki i wierzę, że tym razem faktycznie coś może zmienić. Jeżeli nie nastawienie decydentów, to może choć sposób postrzegania tych spraw przez czytelników. Wierzę, że autor będzie kontynuował swoją działalność w tym właśnie kierunku, bo za omawiany tekst należą mu się gratulacje.

Proszę wybaczyć, że zamiast recenzji artykułu zaserwowałem przekrojową opinię o twórczości Maksymiliana Dury. Choć osobiście widziałem go zaledwie kilka razy to miałem możliwość zapoznania się z niektórymi efektami jego pracy, gdy był jeszcze w mundurze. Moim zdaniem to specjalista i entuzjasta, a to co robił pokazywało jego duży potencjał (np. zachęcam do lektury artykułu o ćwiczeniu eksperymentalnym „CAP DEMO 2010” – Przegląd Morski 7/2011 – M. Durę śmiało można nazwać ojcem polskiego sukcesu, bo zostaliśmy dostrzeżeni w bardzo korzystnym świetle przez naszych sąsiadów i nie tylko). Mam nadzieję, że jego dalsza działalność publicystyczna pójdzie w kierunku wyznaczonym przez oba artykuły w NTW (drugi o posterunkach obserwacyjnych MW), bo to dobry kierunek i IMHO nikogo nie będzie upoważniał do wydawania opinii o szkodzeniu Marynarce Wojennej. A że będzie trzeba od czasu do czasu powtarzać ludziom sprawy fundamentalne to niestety taki już los jeżeli chce się postępować w myśl zasady gutta cavat lapidem non vi, sed saepe cadendo.

A do wydawcy dwa słowa: przełknąć można to, że np. zdjęcie na stronie 24 ma zdublowany podpis, ale nie sposób wybaczyć, że mój numer pisma rozpadł się zanim omawiany artykuł doczytałem do końca :? .
To co dla innych jest brzegiem morza, dla marynarza jest brzegiem lądu.
marek8
Posty: 1940
Rejestracja: 2011-07-01, 12:22

Re: I co dalej Marynarko wojenna? - NTW 7/2011

Post autor: marek8 »

Witam,
Tak jakoś nasuwa mi sie bardzo prosta, krótka uwaga - jezeli dawne publikacje p. M. Dury miały wyrządzić jakąkolwiek szkodę "wizerunkowi" naszej MW to wypada też zadać pytanie dlaczego nie spotykały sie one z merytoryczną, konkretną i na bieżąco odpowiedzią majacą wykazać odmienny punkt widzenia na poruszone przez autora tematy...
Jak to było od setek lat - jeżeli milczysz to jakby pośrednio przyznajesz autorowi rację. Fakt, że milczysz bo się obraziłeś za jakis czas traci wszelką rację bytu bo nikt już nie bedzie o tym pamiętał...
To w kwestii małej refleksji jaka tak się mi nasuwa w kontekscie powyzszej wypowiedzi.
Pozdrawiam
Awatar użytkownika
Marmik
Posty: 4949
Rejestracja: 2006-04-30, 23:49
Lokalizacja: Puck

Re: I co dalej Marynarko wojenna? - NTW 7/2011

Post autor: Marmik »

Zapewne jest wiele powodów dlaczego było tak mało reakcji na teksty p. Dury, zaczynając od tego, że zapewne niektórzy nie mieli nic do powiedzenia, inni nie zostali obdarzeni talentem, który choćby w połowie dorównywał "lekkiemu pióru" p. Dury, jeszcze inni mogli wyjść z założenia, że dżentelmeni o pewnych sprawach nie dyskutują publicznie, jeszcze innym się nie chciało itd, itp. Obojętnie jak oceniać "potencjalnych" adwersarzy p. Dury, nie zmienia to w żaden sposób wydźwięku sporej części tekstów pomienionego.
To co dla innych jest brzegiem morza, dla marynarza jest brzegiem lądu.
marek8
Posty: 1940
Rejestracja: 2011-07-01, 12:22

Re: I co dalej Marynarko wojenna? - NTW 7/2011

Post autor: marek8 »

Problem tylko w tym, że nie spotkałem się z zarzutem, że p. Dura pisał nieprawdę.
Kwestia pewnych regół grzeczności czy dobrego wychowania w publicystyce tego rodzaju nie powinna chyba mieć pierwszeństwa nad poruszaniem tematów ważnych dla danej formacji. Tym bardziej zaś jeżeli te regóły grzeczności interpretuje się jako nie spisany ale jednak obowiazujący zakaz mówienia o pewnych rzeczach czy też bodowania pewnego rodzaju obowiazujacego spojrzenia na pewne tematy. Owszem dla sprawnego funcjonowania w ramach braci marynarskiej zapewne łatiwej jest pewnych tematów w ogóle nie poruszać - ot choćby mając na wzgledzie dobre samopoczucie nie muszących odpowiadać na kłopotliwe pytania przełozonych...
Tym bardziej więc można i należy docenić odwagę autora jako było nie było czynnego oficera w poruszaniu tematów, które wyraźnie wskazywały, ze dobro tej formacji leży mu na sercu. Pojawiające się tu i ówdzie w publikacjach poczucie beznadziejnej besilności w rozwiazywaniu wydawać by sie mogło prostych kwestii jakoś tak mi utkwiło w pamięci...
Odwagę autora cenić też trzeba na innej płaszczyźnie - przypomnę tu krótko smutny los znanego pisarza okresu miedzywojennego T. Dołęgę-Mostowicza, którego brać oficerska - nie tolerując naprawdę ostrych choc rzeczowych ataków na marszałką Piłsudskiego jeszcze w dziennikarskich czasach jego kariery ostro obic postanowiła... W naszej historii można znaleźć sporo przykładów gdzie nawet niewielka krytyka istniejacego stanu rzeczy była uznawana za niedopuszczalną... Tym większa więc pochwała dla autora, który widać lepiej czuje się poza strukturami formalnymi bo w istocie zgodzę sie z Kolegą styl ostatniego artykułu jest zdecydowanie bardziej pozytywny.
Pozdrawiam
Awatar użytkownika
Marmik
Posty: 4949
Rejestracja: 2006-04-30, 23:49
Lokalizacja: Puck

Re: I co dalej Marynarko wojenna? - NTW 7/2011

Post autor: Marmik »

marek8 pisze:Problem tylko w tym, że nie spotkałem się z zarzutem, że p. Dura pisał nieprawdę.
Kwestia pewnych regół grzeczności czy dobrego wychowania w publicystyce tego rodzaju nie powinna chyba mieć pierwszeństwa nad poruszaniem tematów ważnych dla danej formacji.
Tu nie chodzi o to, że ktoś zarzuca komuś pisanie nieprawdy. Można pisać same fakty, a jednak nie zawsze być rzetelnym. Wszystko polega na tym jak dobiera się te fakty i jak przemilcza inne, które akurat nie są zbyt wygodne dla przyjętego toku rozważań. Nawet panowie Władzikowski i Przybylski w swoich dwóch kiepskich artykułach napisali w zasadzie samą prawdę, niemniej dobór argumentów był nie do przyjęcia.
W publicystce tego rodzaju pierwszeństwo powinien mieć cel poruszenia ważnych tematów. M. Dura wyszukiwał smaczki, jeździł po targach, opisywał nowości itp. Problem w tym, że przesłanie jego tekstów można streści w słowach "Być w awangardzie, błyskawicznie reagować na zmiany, być otwartym na nowości." Opisywanie prototypów jako drogi za którą warto podążać, chyba nieco bezkrytyczne porównywanie nieporównywalnych kosztów, przedstawianie demonstratorów technologi w świetle pozwalającym ocenić je jako najbardziej słuszne rozwiązania itd, itp. Jeszcze raz podkreślam, że dla mnie (osoby odcedzającej entuzjazm od treści) wydawało się oczywiste, że autor promował nieograniczenie planistyki do jednej (jedynie słusznej) opcji. Po raz ostatni napiszę, że problem w tym, iż zastrzeżenia budzi metoda jaką to czynił. Bo proszę nie zapominać kto jest czytelnikiem takich pism jak "Nowa Technika Wojskowa"? Ilu z nich sprawnie porusza się w zagadnieniach morskich? Rzucenie ich na głęboką wodę (bo tak oceniam teksty M. Dury) nie było najlepszym wyjściem. Obrazowo mówiąc, nie mówi się pierwszoklasiście, że liście kwiatów nie są zielone tylko mają barwę zieloną, czyli wywołują w mózgu odpowiednie wrażenie psychiczne, gdy oko odbiera promieniowanie elektromagnetyczne (de facto światło słoneczne lub sztuczne odbite od powierzchni liścia) o długości fali 540 (+- 20) nm. W rezultacie teksty p. Dury często zamiast być swoistą propozycją, wskazaniem plusów i minusów, stawały się jedynie obowiązując wykładnią dla wielu osób.
Poza tym poruszanie tematów ważnych dla formacji wcale nie wyklucza stosowania pewnych reguł grzeczności.

Reasumując, faktem jest że praktycznie nikt nie podejmował polemiki (nie licząc kilku przypadków, w tym Przeglądu Morskiego, gdzie była ona obustronnie tak niesmaczna, że aż przykro było czytać), ale polemika pomiędzy autorami (czyt. wymiana ciosów) nie leży chyba zbytnio w interesie pism. Poza tym, jak w każdej polemice, w pewnym momencie ktoś stwierdza, że szkoda już dalej gadać (przypomina mi się dawno temu polemika do artykułu o lotniskowcu Bearn w OW, czy też ze spraw bardziej współczesnych - brak reakcji na drugi z tekstów p. W i P w Przeglądzie Morskim).
To co dla innych jest brzegiem morza, dla marynarza jest brzegiem lądu.
Colonel
Posty: 511
Rejestracja: 2010-03-31, 08:29
Kontakt:

Re: I co dalej Marynarko wojenna? - NTW 7/2011

Post autor: Colonel »

Brawo Marmik!
Natomiast problematyka MArWoj nie może być "ważna dla formacji", powinna być, bo jest ważna dla Państwa. Nic mnie nie obchodzą interesy branżowe realizowane za publiczne, czyli moje, pieniądze. Mnie interesuje, by te pieniądze zapewniały realizację interesów państwa. Odnoszę wrażenie, że decydenci z najwyższego szczebla togo nie czują i nie realizują, zaś "formacja" myśli niemal wyłącznie o swoich interesach. I trudno mieć do niej żal w tej sytuacji.
Awatar użytkownika
Marmik
Posty: 4949
Rejestracja: 2006-04-30, 23:49
Lokalizacja: Puck

Re: I co dalej Marynarko wojenna? - NTW 7/2011

Post autor: Marmik »

Colonel pisze:I trudno mieć do niej żal w tej sytuacji.
Faktycznie trudno mieć żal o myślenie o swoich interesach, ale chyba kluczowe jest tu, że nie mówimy o interesach pojedynczego Kowalskiego tylko o jednej ze składowych bezpieczeństwa zewnętrznego naszego kraju. Dlatego chyba jednak można mieć żal, bo MW jest dla Polaków, a nie sama dla siebie. Przy czym naprawdę można kierować zarzuty dotyczące postępowania kierownictwa naszej MW, ale dobrze by były to zarzuty takie jak w artykule profesora Makowskiego w ostatnim PM (wcale nie lekkiego kalibru), a nie takie że np. ktoś siedział cicho i awansował, a ktoś mówił głośno i "musi" się zwolnić do cywila itp.

Przy okazji proszę zwrócić uwagę jak media (tu w znacznej mierze prasa) wpływają u nas postrzeganie spraw związanych z obronością. Typowym przykładem jest chyba Gripen, który "wygrał" przetarg zanim został on zakończony. Kampania medialna jaka wytworzyła się wokół tego samolotu dalej przebrzmiewa wśród Polaków, co najczęściej przejawia się w patrzeniu na F-16 jako amerykański złom. Gdyby podobny szum powstał wokół przetargu na korwetę to Visby Mod byłby niekwestionowanym zwycięzcą, a gdyby dotyczyło to hipotetycznego przetargu na okręt podwodny to jestem niemal pewien, że medialnym faworytem byłby Scorpene.
To co dla innych jest brzegiem morza, dla marynarza jest brzegiem lądu.
marek8
Posty: 1940
Rejestracja: 2011-07-01, 12:22

Re: I co dalej Marynarko wojenna? - NTW 7/2011

Post autor: marek8 »

Jak sie komuś nie chce to co możesz z nim zrobić? :( Szczególnie gdy to suweren nie tłumaczący sie przed podatnikiem:( Przykładów jak łopatologicznie tłumaczyć zwykłym ludziom czym jest i do czego mają służyć poszczególne rodzje broni, okrętów czy innych ważnych dla MW elementów jest na swiecie pełno i to przemawiających do wyobraźni...(ja przykładowo sobie hobbystycznie takie zbieram od 94 roku i to co widzę u nas...:() W tym kontekście artykuły w stylu publikacji p. Dury nijak się nie wpisaują w taką koncepcję "masowego dotarcia" do zwykłego człowieka lecz są bardziej adresowane do osób mających większą niż przeciętna wiedzę w temacie. Fakt, że w najlepszym razie spotyka je "głucha cisza" nie wystawia niestety najlepszego świadectwa osobom zajmującym się tym zawodowo. Stara dobra lechicka strategia "na przeczekanie" wydaje się tu przezywać najlepsze swoje chwile...
Jezeli nawet przyjmiemy, że pewien "komformizm" nakazywał właśnie przyjęcie takiej a nie innej koncepcji "przeczekania" niewygodnych publikacji to pozostaje inne pytanie - jeżeli w interesie MW jest dalsze istnienie to dlaczego robi się tak mało aby dotrzeć z "właściwą" informacją właśnie do tego zwykłego człowieka? Na tym forum podałem już przykład znanego mi osobiście ministra, pochodzącego z Wybrzeża, który spedził na nim większość swego zycia, który posiada na temat MW taką a nie inną wiedzę i nie bardzo można mu postawić zarzut, że nie będąc pasjonatem tematu nie zgłębił jej bardziej szczegółowo - bo jak miał niby to zrobić...
Nie wiem jak Koledzy ale zadałem sobie trud przeczesania przygotowania strony medialnej takich wydarzeń jak rozbudowa floty na przełomie XIX wieku w Niemczech czy Wiekiej Brytanii - i to nie jest tak, że czynniki decyzyjne sobie od tak cechowały się większą świadomością...:) Efekty osiągniętą zmasowaną, przemyślaną wielopłaszczyznową kampanią, która miała po prostu zmienić sposób patrzenia decydentów i skłonic ich do rozwiązania kieski...
Wybaczcie ten OT ale w świetle dowolnej strategi artykuły p. Dury jawią się co zmutne - jako wyłącznie głos zatroskanego dalszym jej losem pasjonata, który nie sprowokował praktycznie zadnej wymiany poglądów a teza, że wyrzadziły one szkodę jest sporą przesadą w prostym kontekście tego, ze większość potencjalnych czytelników nie bardzo i tak rozumiała przedstawione w niej argumenty... Chcąc wyrządzić rzeczywistą szkodę można było to zrobić o wiele prościej...
Pozdrawiam
Colonel
Posty: 511
Rejestracja: 2010-03-31, 08:29
Kontakt:

Re: I co dalej Marynarko wojenna? - NTW 7/2011

Post autor: Colonel »

Na temat "szwedzkich" potencjalnych zakupów się nie ustosunkuję... nie załapałem aluzji, zapewne z braku własnej wiedzy.
Natomiast co do meritum:
Uważam, że nie posiadamy w Polsce jasności po co nam wogóle Marynarka Wojenna, a może nawet idąc dalej po co nam sily zbrojne. Od definiowania tego nie są oczywiscie poszczególni oficerowie liniowi, to zadanie ELIT.
Jakich elit? Polityków, najwybitniejszych analityków spraw miedzynarodowych, na końcu zaś fachowców wojskowych.
Jestem i zawsze byłem cywilem, nie jestem analitykiem ani historykiem, więc moje widzenie może być błędne.
Ale mam takie wrażenie, że wszelkie kolejne plany rozwojowe Marynarki Wojennej i wszelkie oczekiwania pod adresem tych planów, są rozdymane bez związku z prawdziwymi potrzebami i co gorsza, możłiwościami Polski.
ODPOWIEDZ