Na drodze do Cuszimy

Omówienia i recenzje nowych książek, artykułów, publikacji

Moderatorzy: crolick, Marmik

deglock
Posty: 569
Rejestracja: 2004-01-14, 14:47

Na drodze do Cuszimy

Post autor: deglock »

Wielce szanowni Forumowicze
W imieniu Jacka G. Kołodziejczyka mam zaszczyt przestawić Wam recenzję książki:
http://www.ozon.ru/context/detail/id/5914975/

Dzień dobry!
Interesuję się wielce japońsko-rosyjska wojną na morzu 1904-1905 i stąd nieustannie zadręczam przesympatycznego dr Michała Glocka o "zabezpieczanie" dla mnie kolejnych rosyjskich publikacji na ten temat.
Dla mnie samego ze względu na odległości (mieszkam w Warszawie) i dość uciążliwy reżim wizowy nie jest to takie proste. Na szczęście dobry doktor nie każe się długo prosić i na bieżąco przywozi mi przedmiotowe nowości. Niestety, nie opanowałem języka japońskiego (i nie opanuję!) i wiedza moja o tym interesującym konflikcie jest nieco jednostronna, gdyż nie mogę skonfrontować rosyjskiego punktu widzenia z japońskim. A wiem skądinąd, że w Japonii też się sporo o wojnie na morzu 1904-1905 wydaje.
Niemniej, nawet bez japońskich publikacji wydaje mi się, że potrafię ocenić jakość pozycji rosyjskich na ww. temat.
O książce K. Sarkisow, "Put k Cuszimie Po nieopublikowannym pismam wice-admirała Z. P. Rożestwieńskiego", Sankt-Pietierburg 2010 po raz pierwszy przeczytałem na stronie internetowej rosyjskiej księgarni "ozon" i od razu bardzo mnie zainteresowała. Zaraz po pozyskaniu dzieła przystąpiłem do lektury i konfrontacji reklamy z rzeczywistością.
I tak książka jest bardzo starannie wydana. Elegancka, twarda okładka.
Tekst jest wzbogacony o liczne zdjęcia o wysokiej jakości. Te z epoki (okręty, ludzie, kopie dokumentów) są czarno-białe, kilka współczesnych jest kolorowych.Wyśmienitym pomysłem było zamieszczenie szeregu reprodukcji starych rosyjskich map, dość szczegółowo ilustrujących kolejne etapy sławnego (osławionego?) rejsu II Eskadry Pacyfiku przez 3 oceany plus morza różne. Niestety, nie ma bibliografii, ale autor sporządził szczegółowe i interesujące przypisy, dzięki którym wiemy również z jakich źródeł korzystał przy pracy nad książką, a z jakich n i e s t e t y nie.
O czym jest omawiana książka? Generalnie jest to opis marszu II Eskadry z Bałtyku do Cieśniny Koreańskiej w świetle pism Z. P. Rożestwieńskiego wysyłanych żonie w trakcie rejsu, wzbogacony o korespondencję z niewoli.
Autor podzielił książkę na 4 rozdziały:
1 - Incydent w Otcu
2 - Droga do wojny
3 - Wojna
4 - 1905 - 1917 Pamięć o Cuszimie
Jaki cel postawił przed sobą autor, przystępując do pisania? Krótko mówiąc miał dwa cele. Zasadniczym - moim zdaniem - była obrona dobrego imienia Z. P. Rożestwieńskiego, wykazania, że nie ponosi odpowiedzialności za klęskę poniesioną przez kierowaną przez niego eskadrę (bo o dowodzeniu tam przez niego trudno mówić - uwaga moja), pomocniczym zaś - poprawę stosunków japońsko-rosyjskich. Z obiektywnych przyczyn oba cele nie zostały osiągnięte (Rożestwieńskiego wybielić się nie da, a kurylska choroba dewastująca stosunki rosyjsko-japońskie należy do schorzeń nieuleczalnych), ale fani japońsko-rosyjskiej otrzymali piękną książkę.

Za podstawę do książki posłużyło 28 listów przesłanych przez admirała żonie (16 z 1904 roku, 8 z 1905 roku plus 4 również z tego roku ale pisanych z niewoli). Dodatkowy bonus, jak w supermarkecie, stanowi wypowiedź admirała dla złośliwego korespondenta, który przysyłał mu prasowe materiały. Listy przedstawione w rozdziale 3 zachowała rodzina admirała na emigracji. Zdaniem wydawcy listy te były dotąd nieznane, lektura zaś ich pozwoli spojrzeć na nowo na historię omawianej wojny.
Moim zdaniem, ich lektura nie spowoduje żadnego przełomu w "cuszimologii", zaś co najmniej jeden (a może i więcej) był znany. List zawierający charakterystykę poniektórych podwładnych opublikował weteran publikacji o rosyjskich okrętach R. M. Mielnikow w swojej monografii okrętu liniowego "Sława".

W oczy rzuca się natomiast wysoka kultura osobista autora i nienapastliwy język, nie obrzucanie Japończyków epitetami. Na tym tle zdziwił mnie natomiast opis zamachu dokonanego w 1891 roku na następcę tronu Rosji Mikołaja podczas jego wizyty w Japonii. Opisując samą wizytę autor nie zauważył, że następca dość lekceważąco potraktował Japończyków, co mogło być powodem próby dekapitalizacji dokonanej przez nacjonalistycznego policjanta. Bezzasadnie chyba twierdzi, że zamach nie spowodował zmiany stosunku Mikołaja do Japończyków, który nawet po objęciu tronu nie pisał o nich inaczej, niż "Japoszki" albo "makaki".
Zadziwiająco pozytywnie odebrałem rozdział 2 - droga do wojny. Autor bez ogródek pisze, że powodem jej wybuchu była agresywna polityka Rosji na Dalekim Wschodzie, totalne lekceważenie Japonii i jej interesów. W rozwiniętym inaczej mózgu imperatora-gosudara Mikołaja II rodziły się szaleńcze plany aneksji Mandżurii, Korei czy nawet Tybetu! A przecież można było się po ludzku dogadać z Japończykami -my Mandżurię, wy Koreę .
W końcu w Tokio zrozumieli, że z Rosją porozumieć się nie da i zamiast być napadniętym, napadli sami...

W komentarzach do admiralskich listów (książka zawiera treść ich wszystkich, zamieszczono również reprodukcje oryginałów niektórych z
nich) i własnym opisie rejsu, autor skrupulatnie pomija fakty przedstawiające rosyjskiego głównodowodzącego w negatywnym świetle. A materiał o niedostatecznych kwalifikacjach admirała, ciężkim charakterze jest bardzo obszerny. Generalizując, podczas rejsu admirał zwracał uwagę na sprawy formalne (np. poprawność szyku eskadry), bezustannie tkwiąc na
mostku, zamiast koncentrować na planowaniu. Wszelkie naruszenia szyku
spotykały się z ostrymi reprymendami, co spowodowało, że dowódcy okrętów starali się ograniczać swoje kontakty z flagmanem do minimum. Podczas rejsu dowódcy okrętów i oficerowie stopniowo tracili wiarę w dowódcę.
Uważam, że atmosferę rejsu dobrze pokazuje stara ("stalinowska, powiedzieć można) "dokumentalna" powieść Nowikowa-Priboja "Cuszima".
Autor, rozumie się, nie pokusił się na próby choćby nieco krytycznej oceny talentów "kierowniczych" i dowódczych Z. P. Rożestwieńskiego. A w pracy bardzo kompetentnego wojennomorskiego historyka W. Ju.
Gribowskiego "Rossijskij Flot Tichogo Okieana 1898-1905", Moskwa 2004 (jest w rosyjskiej sieci) znajdujemy ich następującą charakterystykę:
"W dziedzinie kierowania stworzył system oparty na surowej centralizacji, wszystkie problemy ciągnął sam, w odniesieniu do taktyki okazał się ubogi, w bitwie przejawił pasywność".

Natomiast bardzo pozytywnie zaskoczył mnie opis autora incydentu hulskiego - przyznanie, że rozstrzelano bezbronnych rybaków (plus nie taką już bezbronną "Awrorę"), nie zaś odwoływanie się do coraz liczniejszych w rosyjskiej literaturze teorii konspiracyjnych.

Być może owa powściągliwość w ocenie merytorycznego przygotowania rosyjskiego admirała do powierzonego mu zadania wynika stąd, że odnosi się wrażenie, że i sam K. Sarikow nie czuję się zbyt pewnie w wyciąganiu samodzielnych wniosków w kwestiach dotyczących szczegółów prowadzenia działań morskich, walki okrętów itp. Stąd chętnie odwołuje się do opinii innych autorytetów - na przykład W. P. Kostienko, autora interesującej relacji "Na Orlie w Cuszimie". W powieści Nowikowa-Priboja "Cuszima"
Kostienko występuje jako inżynier Wasiliew, towarzysze bardzo się zaprzyjaźnili i możliwym jest, że ww. powieść powstała w oparciu o dziennik inżyniera. W rozdziale "Pamięć o Cuszimie" ze zdumieniem mieszkańca Europy Środkowo-Wschodnej znalazłem zdjęcia prawnuków walczących ze sobą pod Cuszimą admirałów: Hosaki Muneko i Zinowija Spieczinskiego. Oboje mają już swoje lata, ale wyraźnie widać, że prawnuczka Togo była w młodości bardzo piękną kobietą. Jeszcze bardziej zdumiało mnie zdjęcie odsłoniętego 27 maja na wyspie Cuszima pomnika poświęconego poległym pod Cuszimą marynarzom o b y d w u flot. Wyryto na nim nazwiska wszystkich poległych marynarzy. Wyryto na nim nazwiska wszystkich poległych. Na pomnik składa się też realistyczna płaskorzeźba przedstawiająca admirała Togo odwiedzającego rannego admirała Rożestwieńskiego w szpitalu. Notabene szpital ów znajduje się aktualnie na obszarze jednej z amerykańskich baz wojskowych.

Poza hagiograficznym potraktowaniem postaci wiceadmirała Z. P. Rożestwieńskiego w omawianej książce można zauważyć nieco merytorycznych błędów, nie mających wszakże rażącego charakteru.I tak:
str 32 - wśród starannie i z wielkim smakiem dobranych ilustracji (autor strony graficznej książki może być z niej bardzo dumny) znalazł się zadziwiający i humorystyczny kiks. Przedstawia ona fotografię okrętu liniowego uzbrojonego w 18 dział artlerii głównej w 6 wieżach. Zdaniem autora podpisu miał to być pancernik "Knjaź Suworow", moim zaś zdjęcie pochodzi rosyjskiego odpowiednika FOW (niestety, co nieco większego) nomen-omen "cuszimskich forumow'. Istnieje tam dział fotografii okrętów i zdarzeń których nie było. Możemy to obserwować, na przykład, spotkanie dwóch różnych krążowników "Rjurik", czy któregoś z "Gangutów" z dwoma dodatkowymi 3 działowymi wieżami, str 103 - autor podaje, że po incydencie hulskim eskadrze rosyjskiej aż do brzegów Afryki towarzyszyły brytyjskie okręty liniowe, faktycznie były to krążowniki pancerne, str 104 - autor wspominając, że wśród węglowców niemieckich dostarczających Rosjanom węgiel był jeden brytyjski, który mógł dodatkowo zajmować się prowadzeniem szpiegostwa na rzecz Japończyków ulega chyba "szpiegomanii", str 135 - krążownik "Awrora" nazwano pancernikiem, str 155 - wzmianka o rozmowach o zakupie Chile i Argentynie pancerników, jeżeli już coś tam chciano kupić, to krążowniki, cała zaś sprawa jest godna transakcji przysłowiowej w Rosji firmy Ostapa Bendera "Rogi i kopyta", str 247 - w przypisie nr 237 autor wspomina o okrążeniu niszczyciela "Biedowyj", co skutkowało wzięciem okrętu do niewoli, tymczasem 2 rosyjskie niszczyciele spotkały 2 niszczyciele japońskie. Jeden Rosjanin uciekł, mimo pościgu drugi się poddał Japończykowi. Trudno tu mówić o "okrążeniu" jako takim.

Jak już wspomniałem autor przygotowując książkę korzystał z wielu
źródeł: tematycznej literatury, zasobów internetowych i źródeł archiwalnych. Liczba wykorzystanych wykorzystanych pozycji jest znacząca, ale zabrakło mi kilku fachowych pozycji, posłużenie się którymi uniemożliwiłoby "wybielenie" wiceadmirała Z. P.
Rożestwieńskiego. Wiem oczywiście, że o Cuszimie napisano tyle, że przeczytanie wszystkiego nie wchodzi w rachubę, ale tak na gorąco doradziłbym gospodinowi K. Sarkisowi zapoznanie się z:
- I. M. Kokcinskij, "Morskije boi i srażenia russko-japonskoj wojny, ili priczina porażenia: krizis uprawlienija"
Autor, o mentalności najczarniejszego Wielkorusa, jest chyba byłym oficerem marynarki wojennej (piszę "chyba", gdyż nie mam oryginału, a autor skanu nie zeskanował stopki redakcyjnej i informacji o autorze), ale na wojnie morskiej się zna.
- W. Ja. Kriestiannikow, "Cuszimskije srażenije 14 - 15 maja 1905 g., Sankt-Pietierburg 2003,
- B. Ju. Gribowskij, "Rossijskij Flot Tichogo Okieana 1898-1905 Istoria sozdanija i gibieli, Moskwa 2004.
Napoleon
Posty: 4007
Rejestracja: 2006-04-21, 14:07
Lokalizacja: Racibórz

Re: Na drodze do Cuszimy

Post autor: Napoleon »

Książki, przyznam się, nie mam, ale zrobię wszystko by ją mieć (choć niektóre jego listy są rzeczywiście znane).
Myślę jednak, że deglock słusznie pisze, iż "nie spowoduje żadnego przełomu w "cuszimologii" ". Bo Rożestwieńskiego obronić się rzeczywiście nie da. Nie tyle więc chce napisać coś o książce, lecz o poruszonych problemach.
Natomiast bardzo pozytywnie zaskoczył mnie opis autora incydentu hulskiego - przyznanie, że rozstrzelano bezbronnych rybaków (plus nie taką już bezbronną "Awrorę"), nie zaś odwoływanie się do coraz liczniejszych w rosyjskiej literaturze teorii konspiracyjnych.
Osobiście sądzę, że wyrok trybunału w sprawie incydentu był właściwy. Czyli - jednoznacznie winą obarczył Rosjan uznając jednocześnie,m że taki wypadek podczas wojny mógł się wydarzyć. Zresztą, z dokumentów brytyjskich wynika, że w krytycznym momencie w rejonie gdzie incydent miał miejsce mogły być 2 brytyjskie niszczyciele. Prawdopodobieństwo tego nie było duże, ale było. A przy istniejącej psychozie łatwo było o nieporozumienie.

Natomiast co do samego Rożestwieńskiego, to pomijając jego ocenę jako dowódcy liniowego, uważam rejs II Eskadry za operację udaną i zakończoną sukcesem. stąd zawsze mnie dziwiło podejście niektórych historyków, którzy rejs eskadry i bitwę oceniali łącznie. Tymczasem były to dwie odrębne sprawy.

Ciekaw tez jestem czy w książce poruszono kwestie tego JAK Rożestwieński traktował wyprawę. Z dokumentów do których miałem dostęp można było wysnuć wniosek, że gdyby nie jednoznaczne stanowisko admirała, Mikołaj II może nie zdecydowałby się wysłać II Eskadry na Daleki Wschód - szczególnie po porażce 10 sierpnia. Wydaje się, że Rożestwieński optując za wysłaniem II Eskadry nie wierzył, że dojdzie do bitwy - wczesniej zawarty zostanie pokój a cała wyprawa będzie jedynie demonstracja zbrojną mającą pomóc w jego zawarciu (wspominał o tym bardzo ogólnie już Dyskant w swej książce "Cuszima"). Taka teza ma swoje uzasadnienie. M.in. dlatego, moim zdaniem, Rożestwieński był przeciwny przysłaniu mu III Eskadry, bo wysłano mu ją ewidentnie po to by miał większe siły do stoczenia bitwy. Pamiętajmy, że już w lutym Amerykanie proponowali mediację. Japończycy zgodzili się na nią jeszcze przed Mukdenem! Rosjanie zwlekali z odpowiedzią oczekując, że w momencie rozpoczęcia negocjacji będą mieli silną eskadrę we Władywostoku (a Japończycy trochę mniej okrętów). Czy o tym jest w książce mowa? Rożestwieńskiego nie da się wybielić, ale może jego listy naświetliłyby jego stanowisko w tej sprawie?
deglock
Posty: 569
Rejestracja: 2004-01-14, 14:47

Re: Na drodze do Cuszimy

Post autor: deglock »

Piotrze ja tylko wstawiłem recenzję Jacka Kołodziejczyka... nie zadałem sobie trudu jej przeczytania bo mam ostatnio intelektualnego lenia. Nie musisz robić dużo, żeby ją (w sensie książkę) mieć... wystarczy do mnie napisać na priv... szykuję właśnie zamówienie i nie robi mi różnicy czy kliknę jedną książkę więcej.
deglock
Posty: 569
Rejestracja: 2004-01-14, 14:47

Re: Na drodze do Cuszimy

Post autor: deglock »

Wstawione w IMIENIU JACKA KOŁODZIEJCZYKA

Dzień dobry!

W nawiązaniu do interesujących pytań Piotra Olendra - bez dwóch zdań najświatlejszego polskiego "cuszimologa" - uprzejmie wyjaśniam, co następuję.
W listach admirała Z. P. Rożestwieńskiego do żony dominują sprawy osobiste, dotyczące zarówno jego samego, jak i najbliższych - żony i córki, która była w ciąży. Rożestwieński jako mąż i ojciec martwi o nie, porusza w korespondencji różne osobiste, domowe sprawy etc. Informuje żonę o przebiegu rejsu, panujących warunkach. W epoce, kiedy jedynym sposobem komunikacji między oddalonymi, a bliskimi sobie osobami była wymiana korespondencji plus ewentualnie telegramów, te środki dość ułomnej łączności miały ogromne znaczenie, nieporównywalne do dzisiejszej sytuacji. Admirał mniej pisze żonie o sprawach urzędowych, ale nie ucieka od tej tematyki. Poznajemy wiele negatywnych opinii o jego pozostałych "flagmanach" i komandorze Dobrotworskim, ale mam wrażenie, że to znane sprawy. W każdym razie R. M. Mielnikow już "tam" był. Opierając się na ocenie najwyższych "kadr" (list z 22.10.1904, przytoczony przez Mielnikowa w jego "Sławie") admirał powątpiewa w sukces operacji, ale mam wrażenie, że to takie zrzędzenie srogiego szefa na personel. Pamiętajmy, że Z. P. Rożestwieński był już wtedy bardziej "uriadnikiem", niż wilkiem morskim. Zresztą w miarę przedłużania się rejsu admirał coraz bardziej tęsknił za służbowym mieszkaniem Szefa Sztabu. Nasz bohater absolutnie nie jest z mojej bajki, ale niechętnie muszę przyznać, że i Morskije Wiedomstwo traktowali go podczas rejsu co nieco ambiwalentnie - nie zapewniano mu niezbędnych informacji o przebiegu działań wojennych, bodaj ze trzy razy (piszę z krótkiej pamięci!) zmieniali cel misji. Odnośnie kwestii niechęci do otrzymania posiłków, to z pewną taką nieśmiałością nie mogę się zgodzić, żeby na tej podstawie wyciągać wnioski, że liczył na nie stoczenie bitwy. Primo, on je traktował jak chłam, który nie dość, że nie wspomoże dotychczas "wleczone" siły, ale wręcz je osłabi. W liście z 07.01.1905 pisze, że "zgnilizna, która została na Morzu Bałtyckim byłaby nie wzmocnieniem a osłabieniem"(moje luźne tłumaczenie, że względu na czas nie mogę wszystkiego sprawdzać w "słowarze"), notabene za owe określenia jakości Okrętów Mielnikow jeździ po autorze epistolografii jak po burej suce. A we wcześniejszym fragmencie listu admirał twierdzi, że, opóźnienia mogą wywrzeć zgubne skutki, bo dadzą Japończykom czas na przygotowania. W tym miejscu wydaje mi się, że wskazane byłoby odwołanie się BARDZO hagiograficznej książki totumfackiego i fanatycznego zwolennika admirała (wydaje mi się,że bardzo pasowałoby tu do niego angielskie określenie "partisan") W. I. Siemienowa "Razpłata". Autor był w kancelarii admirała (szumnie zwanej "sztabem"), rozmawiał z Rożdziestwieńskim i dużo pisze o problemach czasu i przestrzeni, przed którymi stała ta morsko-oceaniczna ekspedycja karna. I tutaj pozwolę sobie na osobiste spekulacje. A może liczył on, że w bitwie Japończykom nie uda się zatopić wszystkich nowych okrętów liniowych i część się do Władywostoku przedrze? A im będzie więcej starych jednostek, tym mniej nowych się ostanie? A teraz musimy zwrócić naszą uwagę na list z dnia 04.02.1905. Poza opisem skandalicznych cen produktów w miejscu postoju (za butelkę piwa 5 franków, za pud kartofli 20! A pamiętajmy,że oficerowie kupowali prowizję na "swój szczot"), mamy poruszone sprawy kadrowe. Za nieboszczki PZPR nazywane niekiedy "organizacyjnymi". I chyba trafnie... Admirał obawia się, że przy tak długiej nieobecności trudno mu pozostać na stanowisku Naczelnika Głównego Morskiego Sztabu. Dalej pisze, że "dotąd myśleli, że przez 6 miesięcy ja będę mógł wrócić, to było zrozumiałe. Teraz oddalili dowodzącego Flotą. Oznacza to, że kiedy doprowadzę eskadrę - nie będzie jej komu przekazać". Z krótkiego komentarza K. Sarkisowa wynika, że admirał czując, że w trakcie przeciągającego się rejsu jego akcje w St.-Pieterburgu spadają i chciał wrócić. A na jego miejsce powinni wyznaczyć kogoś innego. I konsekwentnie w liście z dnia 20.02.1905 informuje żonę, że chciałby aby Czuchnin (dowódca Floty Czarnomorskiej, w tradycyjnej radzieckiej historiografii krwawy kat rewolucyjnych tamtejszych matrosów, w nowej rosyjskiej i patriotycznej - dobrodziej i przyjaciel tychże. Jak tak było, to było, ale i tak padł ofiarą zamachu) "dosiadł" się w Port-Saidzie na eskadrę Niebogatowa, dowództwo nad którą chciał mu przekazać. A wtedy Admirał Rożestwieński mógłby pozostać na stanowisku. Szefa Głównego Morskiego Sztabu. Cudowny, sprytny plan i aż szkoda, że admirał nasz, tak biegły w czynowniczych gierkach nie przejawił podobnych talentów w rozprawie z admirałem Togo.

Mam nadzieję, że te dodatkowe informacje chociaż trochę się przydadzą.

Z poważaniem
Jacek G. Kołodziejczyk
Napoleon
Posty: 4007
Rejestracja: 2006-04-21, 14:07
Lokalizacja: Racibórz

Re: Na drodze do Cuszimy

Post autor: Napoleon »

Dziękuję za dodatkowe wyjaśnienia!
ODPOWIEDZ