Strona 1 z 3

Bitwa w Cieśninie Cuszimskiej (Okręty nr 5/2013)

: 2013-05-31, 16:51
autor: Napoleon
Z ciekawością przeczytałem artykuł Sergiusza Mitina dot. bity pod Cuszimą stoczonej podczas wojny rosyjsko-japońskiej w 1905 roku. I po przeczytaniu mam uczucia mieszane. Pozostawiając narzekanie na koniec, muszę stwierdzić iż w ogólnej ocenie przyczyn rosyjskiej klęski zgadzam się z autorem artykułu, który odpowiedzialność za taki a nie inny jej wynik przypisuje dowodzącemu eskadrą rosyjską wiceadm. Rożestwienskiemu. Autor słusznie zwraca uwagę na fakt, że bitwę rozstrzygnęły pancerniki i ich artyleria najcięższa, tak zaś pancerników jak i armat kalibru 10-12 cali Rosjanie mieli dwa razy więcej niż ich przeciwnicy. Krytykuje też popularne skądinąd przekonanie wielu autorów, że wynik bitwy był przesądzony od samego początku, cała wyprawa II i III Eskadry nie miała sensu a jej przebieg był jednym pasmem przykładów nieudolności carskiego reżimu. Nic bardziej błędnego! Szkoda, że autor nie rozwinął tu pewnych wątków, bo możliwość przerzucenia okrętów z Bałtyku na Daleki Wschód w przypadku konfliktu z Japonią lub Chinami Rosjanie rozpatrywali (i planowali) już od 1882 roku, po roku 1895 zaś skala przedsięwzięcia miała wyglądać mniej więcej tak jak wyglądała podczas wojny z Japonią. Cała wyprawa była zresztą bardzo dobrze przygotowana logistycznie i stanowiła raczej przykład dobrej organizacji a nie nieudolności władz carskich. Również wartość bojowa II Eskadry była znacząca i na pewno jej potencjał bojowy odpowiadał potencjałowi japońskiej Połączonej Floty. Tak więc trudno tu mówić o jakiejś nieudolności organizacyjnej lub wysyłaniu kogoś na stracenie - i dobrze że Pan Mitin o tym pisze. Pisze też zresztą więcej, gdyż wspomina np. o niezłym przygotowaniu do wojny rosyjskiej bazy w Port Arturze - i też słusznie! Albo o nie najgorszym wyszkoleniu załóg I Eskadry, które rzeczywiście mniej więcej odpowiadało wyszkoleniu załóg okrętów japońskich. Co prawda przesadza momentami twierdząc np. iż celność ognia Japończyków w bitwie na Morzu Żółtym była gorsza niż Rosjan (nawet gdyby odliczyć trafienia osiągnięte przez Japończyków w ostatniej fazie bitwy, gdy szyk Rosjan został zmieszany, to procent trafień były minimalnie większy po stronie japońskiej, choć rzeczywiście, w pierwszej fazie bitwy toczonej na dużych dystansach, nieco lepiej strzelali Rosjanie) sumie jednak pisze prawdę i o sprawach istotnych.
Myli się jednak gdy zadaje pytanie dlaczego nikt do tej pory nie dostrzegł tego z gruntu fałszywego postrzegania wojny rosyjsko-japońskiej. Otóż wielu dostrzegło i ja bym z kolei dziwił się dlaczego nie dostrzegł tego Pan Mitin. Owszem, dominują uproszone i fałszywe poglądy na przyczynę japońskiego zwycięstwa, ale co najmniej od lat 90' pojawiają się też prace na tego typu poglądach nie pozostawiające suchej nitki. Pan Mitin nie jest więc w swych poglądach specjalnie odkrywczy.
Sam zresztą też popada w przesadę przypisując nieudolność w dowodzeniu nie tylko Rożestwieńskiemu (słusznie!) ale i innym rosyjskim dowódcom. Dowodzący np. w bitwie na Morzu Żółtym kontradm. Witgeft dał się poznać jako bardzo dobry taktyk ewidentnie wygrywając pierwszą fazę bitwy. Dodajmy, fazę obfitująca w wiele manewrów, dzięki którym Rosjanie pozostawili przeciwnika za sobą otwierając sobie wolną drogę w kierunku Władywostoku. To, że Japończycy osiągnęli jednak w tym starciu sukces (ponosząc w ostatecznym rozrachunku mniejsze straty niż Rosjanie) było wynikiem zbiegu okoliczności, lub jak kto woli szczęścia - a konkretnie dwóch szczęśliwych trafień we flagowy pancernik Cesariewicz, z których pierwszy zabił Witgefta i wyeliminował z walki sporą część jego sztabu, drugi zaś uszkodził na rosyjskim pancerniku maszynę sterową, co doprowadziło do złamania szyku rosyjskiego zespołu. Gdyby nie to Rosjanie mieliby bardzo duże szansę by przerwać blokadę, co byłoby ewidentną zasługą ich dowódcy - tak lekceważonego Witgefta, który w momencie próby okazał się zręcznym taktykiem. Nie wiadomo dlaczego autor artykułu krytykuje też kontradm. Niebogatowa (za to, że jedyną decyzję jaką podjął było poddanie dowodzonych przez siebie okrętów!) - niesłusznie!!! Niebogatow bardzo sprawnie doprowadził swe okręy na Daleki Wschód (sprawniej i szybciej niż Rożestwieński - a za to rosyjskiego dowódcę Pan Mitin akurat chwali, skądinąd słusznie) mając przecież wśród nich pancerniki obrony wybrzeża do żeglugi oceanicznej nadające się raczej średnio. Doprowadzając przy tym stan wyszkolenia załóg (złożonych głównie z rezerwistów) do co najmniej przyzwoitego poziomu (np. wyniki szkolnych strzelań artyleryjskich wypadły całkiem dobrze - na dużych dystansach artylerzyści Niebogatowa strzelali nawet lepiej niż Japończycy podczas swych ćwiczeń odbywanych w kwietniu!). Trudno także cokolwiek zarzucić Niebogatowowi podczas samej bitwy (po bitwie również). Sprawa kapitulacji zaś to jakby "odrębna bajka", którą oceniać można różnie, a o czym nie chciałbym teraz dywagować.
Także postać adm. Togo nie została przez Pana Mitina oszczędzona. Aczkolwiek trochę racji autor tu ma odmawiając japońskiemu dowódcy wojennego geniuszu. Tym niemniej nieprzeciętnych zdolności Togo bym jednak nie odmówił! Co prawda japoński dowódca miał do dyspozycji okręty zbudowane "pod" taktykę "L" i gotowe procedury bojowe do zastosowania w określonych sytuacjach, to jednak procedury procedurami a realia realiami. Wykorzystać błędy przeciwnika też trzeba umieć i ten fakt należałoby docenić - osobę japońskiego admirała potraktował, jak na mój gust, trochę niesprawiedliwie.
Tu pojawia się następna kwestia poruszona przez Pana Mitina. Zadaje on mianowicie pytanie, czy wyprawa II Eskadry miała sens po rozpoczęciu przez Japończyków oblężenia Port Artura. Co więcej, autor zadaje pytanie i w zasadzie nie za bardzo nawet próbuje na nie odpowiedzieć. Skoro zaś je zadał, sensowną odpowiedź przytoczyć powinien. Trudno jest mi powiedzieć czy autor nie orientuje się tu po prostu w rosyjskich zamierzeniach czy z trudnych do wyjaśnienia przyczyn tematu jednak nie podejmuje się wyjaśnić, w każdym razie problem jest tu bardziej złożony. Gdy decyzja o wysłaniu II Eskadry zapadała (w marcu, praktycznie "zaklepana" została w kwietniu), Port Artur nadawał się do jej przyjęcia. Gdy w sierpniu rozpoczęło się oblężenie rosyjskiej twierdzy, natychmiast zwołano posiedzenie komisji, na której zadecydowano się kontynuować przygotowania (co w sporej mierze było zasługą Rożestwieńskiego !). Tyle tylko, że celem wtedy stał sie od razu Władywostok, Port Artur bowiem, ostrzeliwany przez japońską artylerię, bazą dla połączonych sił rosyjskich być już nie mógł. Upadek twierdzy mógł więc mieć znaczenie psychologiczne, ale nie mógł mieć wpływu na zmianę planów! Tym bardziej, że zakończenia wojny chcieli już wtedy i Rosjanie i Japończycy. Ci drudzy pozytywnie zareagowali na propozycję amerykańskiej mediacji już w lutym (jeszcze przed Mukdenem!), Rosjanie jednak chcieli mieć lepszą pozycję przetargową. Po porażce pod Mukdenem (gdy japońska armia, co prawda zwycięska, była już tak osłabiona, że niezdolna do jakichkolwiek działań ofensywnych) nadzieją dla Rosjan była już tylko II Eskadra. I nie musiała ona nawet pokonać Połączonej Floty - wystarczy by przedostała się do Władywostoku, co od razu zmieniłoby stosunek sił i dało rosyjskiej dyplomacji mocne argumenty w rozmowach pokojowych.
O tym wszystkim Pan Mitin już jednak nie pisał z przyczyn trudnych dla mnie do wyjaśnienia. I te wszystkie niedopowiedzenia, pytania z brakiem odpowiedzi, dywagacje bez wyjaśnienia szerszego kontekstu sprawy, są chyba, wraz z fatalnym - moim zdaniem - stylem, największym mankamentem tego artykułu. Który po przeczytaniu pozostawia daleko idący niedosyt.
Reasumując, dobrze, że pisząc o wojnie rosyjsko-japońskiej i bitwie pod Cuszimą "odbrązawia się" pewne narosłe mity, co Pan Mitin robi. Źle, że robi to w taki sposób. Nieco nonszalancki i... określiłbym to słowem "niedojrzały". Bez właściwego przedstawienia tematu, posługując się sformułowaniami nie przystającymi do pracy popularno-naukowej. Kwestią przyzwoitości jest już w tej sytuacji tylko nie robienie odkrycia z tego, co odkryciem nie jest. Inne spojrzenie na wojnę rosyjsko-japońską prezentowało już bowiem co najmniej kilku autorów, także rosyjskich, już w latach 90'. I o tym autor też mógłby pamiętać - w Polsce parę osób historią wojen morskich się jednak interesuje i ze wspomnianą tematyką jest na bieżąco. :wink: Na przyszłość niech Pan Mitin o tym postara się zapamiętać...

Re: Bitwa w Cieśninie Cuszimskiej (OW nr 5/2013)

: 2013-05-31, 19:42
autor: Jarek C.
5/2013 to niezła podróż w czasie :) :) :)

Re: Bitwa w Cieśninie Cuszimskiej (OW nr 5/2013)

: 2013-05-31, 19:44
autor: Peperon
A to nie było w OKRĘTACH ? :faja:

Re: Bitwa w Cieśninie Cuszimskiej (OW nr 5/2013)

: 2013-05-31, 19:49
autor: Napoleon
A to nie było w OKRĘTACH ? :faja:
:oops: :oops: :oops: Fakt! To BYŁO w Okrętach! :oops: Biję się w pierś (czy słychać jak dudni?) i proszę o wybaczenie (pisząc te słowa klęczę na rozsypywanym właśnie grochu). Mam nadzieję, że zostanie mi to wybaczone...

Re: Bitwa w Cieśninie Cuszimskiej (Okręty nr 5/2013)

: 2013-05-31, 20:10
autor: tom
To się zdarza. Ale lepiej wrócić do tematu. Skoro już mówimy tyle o organizacji i rejsie rosyjskiej eskadry i jej dowódcach, to może jeszcze trochę o taktyce, jaka dla rosyjskiej eskadry byłaby najlepsza? Może było kilka możliwości? A łączność w trakcie bitwy - nie mogła być lepsza? Podział celów? Manewry?

Re: Bitwa w Cieśninie Cuszimskiej (Okręty nr 5/2013)

: 2013-05-31, 23:49
autor: Napoleon
Nie lubię "gdybać". Skoro jednak już byśmy mieli zastanowić się co mogli zrobić Rosjanie, to należałoby zacząć od tego, że skoro to przeciwnik miał przewagę prędkości (którą nota bene Pan Mitin wyraźnie lekceważy - a niesłusznie!), musieli po prostu aktywnie reagować na jego manewry podczas bitwy. Tak jak to robił Witgeft na Morzu Żółtym. Witgeft miał łatwiej, gdyż nie miał przeciw sobie zespołu Kamimury. Musimy zaś pamiętać, że Togo walczył według pewnego schematu określonego mianem taktyki "L" - gdzie na polu walki współdziałały ze sobą manewrując osobno ale walcząc razem dwa zespoły - siły główne (złożone z pancerników) i szybki zespół manewrowy (krążowniki pancerne). Problem polegał na tym, że 10 sierpnia Kamimura osłaniał żeglugę w Cieśninie Koreańskiej i ów szybki zespół manewrowy Togo stanowiły krążowniki III dywizjonu Dewy, wzmocnione co prawda jednym krążownikiem pancernym, ale w sumie mające zbyt mały potencjał by Rosjanie musieli się nimi przejmować. W efekcie Witgeft mógł skoncentrować się na działaniach zespołu Togo, i wykazując się talentem, wymanewrował przeciwnika w pierwszej fazie bitwy. Zrobił to stosownie reagując na manewry Togo, który początkowo dysponował inicjatywą. Myślę, że Rożestwienski powinien reagować podobnie. Swe działania uzależniając od posunięć przeciwnika, który mając przewagę prędkości, miał też inicjatywę. Tyle tylko, że na te posunięcia winien aktywnie reagować - a tego nie robił praktycznie tracąc kontrole nad biegiem wydarzeń na samym początku bitwy. Nie należy raczej spodziewać się zastosowania przez niego podziału sił - takowy raczej nie wchodził w grę (rosyjskie regulaminy go nie przewidywały, a była to rzecz dość nowatorska). Mógł jednak pozbyć się transportowców i zdecydować się na stoczenie bitwy na większych prędkościach - jego zespół mógł w warunkach panujących 27 maja (stan morza 3-4) utrzymać stała prędkość 13 węzłów, co zmniejszyłoby japońską przewagę prędkości do poziomu pozwalającego skutecznie niwelować posunięcia wroga własnymi manewrami (tak jak Witgeft na Morzu Żółtym, gdzie Togo miał nad nim 2-3 węzły przewagi). Na usprawiedliwienie rosyjskiego dowódcy można tylko dodać, że bardzo wielu ówczesnych oficerów lekceważyło role prędkości podczas bitwy (w tym Mahan lub Colomb) wychodząc z założenia, że w walce najszybciej uszkodzone zostaną kominy (wystarczy, że na kilku tylko jednostkach - prędkość zespołu dostosowana jest przecież do prędkości jednostki najwolniejszej), co spowoduje spadek ciągu i możliwość poruszania się co najwyżej z prędkością marszową.
Mitin pisze, że nie wiadomo dlaczego rosyjski admirał przyjął przed bitwą szyk dwukolumnowy. Wiadomo. Rożestwienski obawiał się pływających min, ustawiając okręty w dwóch kolumnach zamierzał w ten sposób utrudnić przeciwnikowi ustawienie takowych min na swym kursie (dla stawiających je jednostek rosłoby wówczas ryzyko przechwycenia). Tyle tylko, że Japończycy nie zamierzali stawiać pływających min (choćby ze względu na protesty międzynarodowe). Gdy zaś Rożestwienski zorientował się o obecności w pobliżu sił głównych Togo (późno - przeciwnik był w odległości zaledwie kilku mil), w pośpiechu popełnił rażący błąd przy formowaniu pojedynczej kolumny co zaowocowało zamieszaniem w zespole rosyjskim w momencie rozpoczęcia bitwy. To zaś zadecydowało o jej wyniku, gdyż zgodzę się z autorem artykułu, że rozstrzygnęła się ona w pierwszych 40-45 minutach.
Nie musiało tak jednak być. Rożestwienski mógł przejść na kontrkurs w stosunku do zespołu japońskiego, mógł szybciej zagiąć kurs. Mógł na koniec nie pozbywać się rozpoznania (zespół Szeina odwołał wychodząc z założenia, że Japończyków napotka tak czy owak, więc lepiej aby dodatkowe okręty osłaniały transportowce!!!) i reagując odpowiednio szybko przyjąć walkę na dużych dystansach. To powinno odpowiadać Rosjanom, gdyż zależało im nie na pokonaniu przeciwnika, ale na dotarciu do Władywostoku - to już byłby ich sukces. A w walce na dalekich dystansach drastycznie malała celność ognia artyleryjskiego, co zwiększało szanse Rosjan na przedarcie się do celu.
Mógł więc Rożestwienski zrobić dużo - a nie zrobił (a jeżeli, to błędy, które przyczyniły się do japońskiego zwycięstwa). Tu Pan Mitin ma rację.

Re: Bitwa w Cieśninie Cuszimskiej (Okręty nr 5/2013)

: 2013-06-01, 00:26
autor: tom
Zastanawia mnie, czemu Rosjanie wcześniej nie ustalili możliwego i najskuteczniejszego podziału celów dla swoich pancerników. W liczbie okrętów tej klasy przeważali podwójnie (nawet jeśli część to pancerniki obrony wybrzeża). Czyli np. czołowa rosyjska "para" mogła strzelać w pierwszy japoński pancernik, kolejne w pozostałe. i czy np. rosyjska osłona transportowców (gdyby ich nie osłaniała) nie powinna od początku jako osobny zespół próbować zajść Japończyków od drugiej strony, zwłaszcza gdy trwał ryzykowny manewr Togo?

Re: Bitwa w Cieśninie Cuszimskiej (Okręty nr 5/2013)

: 2013-06-01, 08:17
autor: Napoleon
Transportowce osłaniały krążowniki, które w starciu sił głównych nie odegrałyby, tak czy siak, większej roli. Co do podziału celów, to podobno Rożestwienski zamierzał skoncentrować ogień na Mikasie. wydał nawet rozkaz by w cel wstrzelali się najpierw artylerzyści Suworowa a dopiero potem, po podaniu namiarów, reszta, ale został on źle zrozumiany i od razu zaczęli strzelać wszyscy. Nawiasem mówić wcale nie najgorzej - przez pierwsze 15 minut celność ognia rosyjskiego była zbliżona do japońskiego. To, że w ostatecznym rozrachunku ogień japoński okazał się efektywniejszy wynikało bardziej z przewagi taktycznej jaką uzyskał Togo niż z celności ognia (choć później to ostatnie też miało znaczenie - w miarę trwania bitwy celność ognia japońskiego utrzymywała się mniej więcej na tym samym poziomie, rosyjskiego zaś wyraźnie malała).
A Rosjanom trudno było ustalić jakiś sensowny podział celów z góry (można było ustalić jakiś schemat, ale on i tak wymagałby korekt w czasie starcia) - wszystko zależało od przebiegu walki. Ta kwestia też mieściłaby się w uwadze dot. reakcji na rozwój sytuacji w trakcie bitwy.

Re: Bitwa w Cieśninie Cuszimskiej (OW nr 5/2013)

: 2013-06-01, 10:48
autor: Peperon
Napoleon pisze:... Mam nadzieję, że zostanie mi to wybaczone...
Zostaje wybaczone :czarodziej:
Ale nie przejmuj się, bo ten się nie myli, kto nic nie robi (i nie pisze) :-)

Re: Bitwa w Cieśninie Cuszimskiej (Okręty nr 5/2013)

: 2013-06-11, 15:40
autor: miller
Ja mam do artykułu, parę uwag...
1. Mam wątpliwość co do słuszności koncepcji z szarżą nowoczesnych jednostek na manewrujących Japończyków. Czemu miało by to służyć? Skróceniu dystansu? Przecież jednocześnie wyłączyłoby to połowę artylerii głównej. Poza tym wszystkie takie szarżę kończyły się źle... czy to w wykonaniu pojedynczych okrętów czy zespołów i zawsze miały w sobie coś desperackiego... a skąd desperacja na początku bitwy?
2. Kwestia powiadomienia Niebogatowa, że jest drugi w kolejce do dowodzenia Eskadrą... Co to za argument, że Niebogatow nie wiedział, skoro Oslabja zatonęła jako pierwsza... czyli od zatonięcia Oslabji żaden okręt nie niósł flagi Folkersahma. Nad czym miał się zatem zastanawiać Niebogatow i cała reszta? Gdzie tu wina Rożestwieńskiego? Przecież od wyjścia Suworowa z szyku pierwszy w kolejce do dowodzenia był Niebogatow.
3. Artykuł pomija problem przeładowania rosyjskich okrętów, które to przeładowanie zwiększyło przewagę japońską (zanurzenie pasów pancernych, zmniejszenie stateczności, pewne zmniejszenie funkcjonalności, podatność na pożary - zapasami był nie tylko węgiel, część okrętów na pokładach miała żywe zwierzęta).
4. Nie pomijałbym kwestii wyszkolenia. Poziom wyszkolenia załogi ma duże znaczenie, a rejs dookoła świata nie zastąpi zgrania i manewrów bojowych.
5. Togo "przesadził" na ciężkie okręty najlepszych artylerzystów. Rożestwieński nie miał ich nawet jak wybrać.
6. Togo wymienił lufy po wcześniejszych strzelaniach, Rożestwieński nie wiedział, kiedy będzie miał taką możliwość, nie mógł też za często prowadzić strzelań ćwiczebnych.
7. Tylko 5 rosyjskich ciężkich okrętów można porównywać z japońskimi. Sisoj i Nawarin wyraźnie odstawały (Sisoj pod względem sprawności, Nawarin artylerii) Nikołaj I był z innej epoki, Nachimow był zbudowany jako fregata pancerna, pancerniki obrony wybrzeża... to nie są okręty liniowe.
8. Enkwist wykazał inicjatywę i...opuścił rejon bitwy... samodzielnie...
9. Zarzut, że nie podjęto żadnych manewrów aby uniknąć ognia japońskiego... Pod Skagerrakiem 11 lat później manewry w celu uniknięcia ognia wykonywano mniej więcej z tą samą częstotliwością... To nie ta epoka. Jakby manewrowali to by nie trafiali.

Nie zmienia to faktu, że Rosjanie nie mieli najlepszego dowódcy, ale... jednego z najlepszych dostępnych. Błędy dowodzenia nie zmienią faktu, że pierwotną przyczyną klęski było wysłanie II Eskadry i kontynuowanie rejsu po utracie I Eskadry. Swoistą naiwnością była wiara, że zbieranina dopiero co oddanych okrętów w zestawieniu z okrętami w wieku emerytalnym nawet po długim "integracyjnym" rejsie przez pół świata (nie takim integracyjnym bo przecież nie wszyscy płynęli razem), z załogami zebranymi na szybko, pokona przygotowaną i niezgorzej wyszkoloną (po pierwszych walkach z I Eskadrą raczej nie było co do tego wątpliwości) równą liczebnie w zakresie jednostek ciężkich i przeważającą dramatycznie w siłach lekkich, korzystającą z bliskości baz Połączona Flotą. I tu jest błąd systemowy, że nikt nie zatrzymał II Eskadry. Przed Cuszimą II Eskadra (jej obecność) mogła być kartą przetargową w rozmowach pokojowych, po Cuszimie była już tylko atutem w rękach Japończyków.

Re: Bitwa w Cieśninie Cuszimskiej (Okręty nr 5/2013)

: 2013-06-15, 16:08
autor: Napoleon
Mam wątpliwość co do słuszności koncepcji z szarżą nowoczesnych jednostek na manewrujących Japończyków.
Szarża jako taka oczywiście nie miała sensu. W ogóle uważam, że Rosjanie nie powinni być zainteresowani w skróceniu dystansu walki - powinni dążyć do tego, by walka rozgrywała się na możliwie dalekich dystansach (tak jak 10 sierpnia). Tak naprawdę bowiem zależało im nie na zniszczeniu floty japońskiej ale na przedarciu się do Władywostoku. W możliwie pełnym składzie. Tyle tylko, że aby tak się stało, musieli oni (Rosjanie) podjąć walkę manewrową. A tego Rożestwienski nie podjął! Tu pojawia się następna kwestia:
Zarzut, że nie podjęto żadnych manewrów aby uniknąć ognia japońskiego... Pod Skagerrakiem 11 lat później manewry w celu uniknięcia ognia wykonywano mniej więcej z tą samą częstotliwością... To nie ta epoka. Jakby manewrowali to by nie trafiali.
Nieprawda. To TA epoka. Aby wygrać bitwę nie można zachowywać się statycznie. A tak Rosjanie zachowywali się pod Cuszimą. Proszę zwrócić uwagę na pierwszą fazę bitwy na M. Żółtym - Rosjanie wygrali ją praktycznie dzięki zręcznym manewrom. Od ognia artyleryjskiego obie strony poniosły podobne straty. Witgeftowi jednak udało się wymanewrować przeciwnika i zostawić go ponad 8 Mm za rufą (i to pomimo tego, że Japończycy mieli nad nim 2-3 węzły przewagi prędkości!!!). Pod Cuszimą Rożestwienski zachowywał się statycznie - i to był jego największy błąd.
Kwestia powiadomienia Niebogatowa, że jest drugi w kolejce do dowodzenia Eskadrą...
Problem jest nieco bardziej złożony. Rożestwienski wydał bowiem dyrektywę nakazującą, by w przypadku wyjścia z szyku okrętu flagowego prowadzenie całej eskadry przejmował okręt kolejny. I aby kierował się on na Władywostok. Nie zorganizował przy tym żadnej narady by choć z grubsza wyjaśnić swój plan działania (trudno przyjąć, że okręt flagowy wyjdzie z szyku na początku bitwy). Rosyjscy dowódcy konsekwentnie realizowali tą dyrektywę - z opłakanym skutkiem. Gdyż dyrektywa nie pozostawiała im w praktyce pola manewru.
Artykuł pomija problem przeładowania rosyjskich okrętów, które to przeładowanie zwiększyło przewagę japońską
Prawda. Uwaga słuszna. Tyle, że ten fakt też obciąża Rożestwienskiego - nie musiał bowiem aż tak obciążać okrętów paliwem. To była jego obsesja. Można mu ją wybaczyć w trakcie rejsu. ale nie wówczas, gdy przeładował okręty węglem przed samą bitwą!
Nie pomijałbym kwestii wyszkolenia. Poziom wyszkolenia załogi ma duże znaczenie, a rejs dookoła świata nie zastąpi zgrania i manewrów bojowych.
wyszkolenie Japończyków było zapewne nieco lepsze, ale do tej kwestii decydującej uwagi bym nie przykładał. Wbrew pozorom Rosjanie nie byli źle wyszkoleni. Rejs zgrał załogi i dal im dobrą praktykę. A najlepiej o tym, że różnice w wyszkoleniu nie były tak znaczące, świadczy wyszkolenie artyleryjskie. Gdy porównuje się wyniki strzelań próbnych to okazuje się, że Japończycy nie byli wiele lepsi od II Eskadry, a w poszczególnych przypadkach ustępowali III Eskadrze. Oczywiście porównanie jest względne, gdyż warunki strzelań próbnych były różne. Japończycy strzelali do małej wysepki (cel nieruchowy i stosunkowo duży - wielkości... powiedzmy rosyjskiego pancernika obrony wybrzeża). Przy strzelaniu na małym dystansie osiągali średnio 50 % trafień, ale przy dystansie średnim już mniej niż 5 %. Okręty Rożestwienskiego i Niebogatowa strzelały do tarcz holowanych. Z niewielką prędkością (8-9 w) ale jednak. No i cel był nieporównanie mniejszy. Gdyby to uwzględnić, to wyniki byłyby porównywalne. A okręty Niebogatowa, na dalszy dystans strzelałyby lepiej niż Japończycy.
W bitwie też to było widać - w pierwszej fazie. Przez pierwsze 15 minut celność ognia Rosjan dorównywała Japończykom. Potem ci ostatni zaczęli brać górę, ale nie dzięki lepszemu wyszkoleniu, tylko wypracowaniu sobie lepszej pozycji taktycznej. I tu tkwiła tajemnica ich sukcesu!
Togo "przesadził" na ciężkie okręty najlepszych artylerzystów. Rożestwieński nie miał ich nawet jak wybrać.
Prawda, ale jak wspomniałem to powyżej, nie to zadecydowało.
Togo wymienił lufy po wcześniejszych strzelaniach, Rożestwieński nie wiedział, kiedy będzie miał taką możliwość, nie mógł też za często prowadzić strzelań ćwiczebnych.
Prawda. Ale Japończycy mieli zużyte lufy po kampanii. Rosjanie nie. Tu można powiedzieć, że Japończycy wyrównali szanse.
Tylko 5 rosyjskich ciężkich okrętów można porównywać z japońskimi.
Prawdą jest, że Japończycy mieli okręty nowocześniejsze. Ale to, że Rosjanie mieli dwa razy więcej armat najcięższych też jest faktem. Najpoważniejsze uszkodzenie po stronie japońskiej w bitwie poniósł Asama. Od trafienia Nikołaja I, który uzbrojony był w stare armaty skonstruowane do strzelania prochem dymnym. Lekceważenie potencjału ognia eskadry rosyjskiej jest błędem. Problem polega tylko na tym, że ten potencjał trzeba było umieć wykorzystać...
Enkwist wykazał inicjatywę i...opuścił rejon bitwy... samodzielnie...
A postąpił niesłusznie?
Nie zmienia to faktu, że Rosjanie nie mieli najlepszego dowódcy, ale... jednego z najlepszych dostępnych.
Rzecz dyskusyjna. Nie wnikając jednak w to czy można było znaleźć dowódcę lepszego, wina za klęskę pod cuszimą spada, moim zdaniem, na barki Rożestwienskiego. Który:
- nie miał planu jej stoczenia,
- pozbawił się, zupełnie bez potrzeby, rozpoznania przez co w niekorzystej sytuacji został zaskoczony pojawieniem się przeciwnika,
- przed bitwą wykonywał dziwne manewry, zupełnie niepotrzebnie, które przyczyniły się w krytycznym momencie do powstania bałaganu w zespole rosyjskim,
- przy przechodzeniu dwóch kolumn w jedną popełnił szkolny błąd powodując zamieszanie i konieczność zastopowania maszyn przez Oslabiję (co zadecydowało o zagładzie tego pancernika),
- podczas bitwy zachowywał się statycznie nie próbując przeciwdziałać manewrom przeciwnika,
- pozostawił przy zespole transportowce, co stanowiło zupełnie niepotrzebne obciążenie,
- zdecydował się stoczyć bitwę na zbyt małej prędkości.

W sumie, gorzej dowodzić chyba nie mógł. I to on, w 99 %, ponosi według mnie, wine za klęskę.
Swoistą naiwnością była wiara, że zbieranina dopiero co oddanych okrętów w zestawieniu z okrętami w wieku emerytalnym nawet po długim "integracyjnym" rejsie przez pół świata (nie takim integracyjnym bo przecież nie wszyscy płynęli razem), z załogami zebranymi na szybko, pokona przygotowaną i niezgorzej wyszkoloną (po pierwszych walkach z I Eskadrą raczej nie było co do tego wątpliwości) równą liczebnie w zakresie jednostek ciężkich i przeważającą dramatycznie w siłach lekkich, korzystającą z bliskości baz Połączona Flotą.
To nie była naiwność, tylko rozsądna kalkulacja. Plany takie istniały od co najmniej 1881 roku a w skali takiej jakiej miało to miejsce podczas wojny z Japonią, od roku 1895. Samą wyprawę zaś nie można oceniać z punktu widzenia wyniku bitwy pod Cuszimą ale z punktu widzenia tego, czy w momencie rozpoczęcia bitwy miała ona pełną zdolność bojową - a miała. Autor artykułu słusznie zwraca uwagę na fakt, że rejs II Eskadry od bitwy należy oddzielić "grubą kreską". I że na początku bitwy NIC nie można było z góry przesądzić.
I tu jest błąd systemowy, że nikt nie zatrzymał II Eskadry.
A gdzie można było II Eskadrę zatrzymać? Tylko w bazach francuskich. Francuzi szli Rosjanom na rękę jak tylko mogli, ale pamiętajmy, że równolegle toczyli rozmowy z Brytyjczykami - sojusznikami Japończyków. Francuzi i tak po mistrzowsku załagodzili incydent hulski. Starali się też Rosjanom zabezpieczyć bazy na tyle, na ile nie narażało ich to na zarzuty naruszania neutralności. A rokowania trwać mogły długo. II Eskadry zatrzymać się nie dało. Ona musiała przedostać się do Władywostoku. Gdyby to się jej udało, pozycje przetargowa Rosjan w rozmowach pokojowych byłaby znacznie silniejsza. Port Artura by nie odzyskali, ale byłoby to chyba wszystko, co by stracili. Japońska gospodarka była w tym czasie u kresu wytrzymałości. A rosyjska, pomimo rewolucji, miała się nieźle.

Wystarczyło bez większych strat dopłynąć do Władywostoku. A to leżało w możliwościach II Eskadry.

Re: Bitwa w Cieśninie Cuszimskiej (Okręty nr 5/2013)

: 2013-06-15, 17:36
autor: Aleksander
A mnie przychodzi do głowy taka refleksja: w dalszej perspektywie Bitwa pod Cuszimą była klęską Japonii. Bo gdyby nie odniosła w niej tak łatwego w sumie i spektakularnego zwycięstwa i nie pokonała potężnego kontynentalnego mocarstwa, to nie nabrała by takiej wiary we własne siły i możliwości i być może nie zaatakowała by innego mocarstwa w 41 roku licząc na powtórkę, bo skoro raz potrafiliśmy odnieść taki sukces, to dlaczego nie mamy go odnieść raz jeszcze...

Re: Bitwa w Cieśninie Cuszimskiej (Okręty nr 5/2013)

: 2013-06-15, 23:54
autor: miller
W sprawie manewrowania... Odniosłem wrażenie, że w artykule mowa jest o unikaniu ognia artyleryjskiego, a nie o manewrowaniu zespołem. Jeśli chodzi o manewrowanie zespołem to racja, obowiązkiem dowodzącego Rosjanami, kimkolwiek on w danym momencie nie był (bo oczywiście Rożestwieński wydał ogólną dyspozycję i de facto dowodził Eskadrą ten, który dowodził prowadzącym okrętem) powinno być trzymanie dystansu i unikanie zamknięcia w odwróconym L czy dostawieniu kreski nad T. Oczywiście Rożestwieński przystąpił do walki bez szczególnego planu,co obciąża go odpowiedzialnością za wynik bitwy, ale:
- kwestia przeładowania węglem... już była u prowadzona dyskusja o tym, że Rosjanie nie mieli możliwości bunkrowania, a po odstrzeleniu kominów Cesarewicz całkiem sporo palił, czy Borodino byłyby oszczędniejsze?
- Nie ma znaczenia termin powstania planu wysłania okrętów z Bałtyku na Daleki Wschód na wypadek wojny... Znaczenie ma stan w jakim go wykonano. Zestawiono stare okręty ze świeżo oddanymi do służby, których załogi zebrano w taki a nie inny sposób, nie były to na pewno załogi zgrane, zespoły miały ograniczone możliwości ćwiczenia manewrów, rejs dookoła świata to nie ćwiczenie manewrów bojowych... Japończycy za to mieli za sobą kampanię przeciwko dość twardemu przeciwnikowi... Niewątpliwie Rosjanie umieli pływać, ale nie mieli praktyki bojowej.
- Przewaga artylerii... Uszakow też miał przewagę masy salwy burtowej z armat głównego kalibru na Yakumo i Iwate i nic mu to nie dało... Nie liczy się tylko sam kaliber armaty, ale też platforma z której ona strzela.
- II Eskadra nie miała szans bez większych strat przebić się do Władywostoku. Miała je tylko na papierze, tylko na poziomie liczby ciężkich okrętów i ilości dział. Nie miała ich gdy weźmie się pod uwagę takie niepoliczalne czynniki jak rzeczywista wartość bojowa Eskadry Niebogatowa, brak bazy, konieczność przebicia się do Władywostoku (każde inne rozwiązanie oznaczało robicie Eskadry - brak bazy, brak możliwości remontu uszkodzonych okrętów, brak możliwości zabezpieczenia uszkodzonych okrętów jeśli Japończycy nie zostaną pobici, brak możliwości uzupełniania amunicji (chyba że ze swoich transportowców,ale gdzie?)
W kwestii wyszkolenia japońskich artylerzystów... w porównaniu z II Eskadrą to mieli niezłą praktykę jaką zapewniła im I Eskadra. Całkiem ruchliwa.

Pozdrawiam!

Re: Bitwa w Cieśninie Cuszimskiej (Okręty nr 5/2013)

: 2013-06-16, 10:04
autor: Napoleon
W sprawie manewrowania... Odniosłem wrażenie, że w artykule mowa jest o unikaniu ognia artyleryjskiego, a nie o manewrowaniu zespołem.
Też tak to odczytałem. Ale już podczas samej bitwy, jeżeli Rosjanie decydowali się na jakiś manewr, to w celu uchylenia się od ognia przeciwnika - nie była to więc próba przechwycenia inicjatywy. A o to tu chodzi. Zarzuty wobec Rożestwienskiego, pomijając błędy i zaniedbania popełnione przed bitwą i na samym jej początku, sprowadzają się właśnie do tego, że decydował się biernie rozegrać bitwę. Co w tej sytuacji musiało się skończyć fatalnie.
kwestia przeładowania węglem... już była u prowadzona dyskusja o tym, że Rosjanie nie mieli możliwości bunkrowania, a po odstrzeleniu kominów Cesarewicz całkiem sporo palił, czy Borodino byłyby oszczędniejsze?
Z uszkodzeniem kominów trzeba się było liczyć, ale przypomnę, że 10 sierpnia 1904 roku eskadra portarturska przystępując do walki miała do pokonania dystans nawet nieco większy niż II Eskadra od momentu ostatniego bunkrowania węgla, i nie zakładano, że paliwa może zabraknąć. Zabrano zaś tylko maksymalny zapas. Analiza zapasów węgla na okrętach rosyjskich wziętych do niewoli pozwala stwierdzić, że nawet Orioł (najbardziej uszkodzony) mógł spokojnie do Władywostoku dotrzeć ze sporym zapasem paliwa. Izumrud, choć przecież przez prawie 10 godzin płynął z prędkością 22-24 węzłów zużywając w ten sposób bardzo dużo paliwa, też by spokojnie mógł dotrzeć do Władywostoku (a zasięg realny tych jednostek był stosunkowo mały i wynosił trochę ponad 2100 Mm przy ekonomicznej prędkości).
Moim zdaniem przeładowanie okrętów węglem wynikało z fobii Rożestwienskiego i było jego kolejnym błędem.
Nie ma znaczenia termin powstania planu wysłania okrętów z Bałtyku na Daleki Wschód na wypadek wojny... Znaczenie ma stan w jakim go wykonano.
Co do terminu - chodzi o to, aby zaznaczyć iż nie był to jakiś doraźny plan powstały pod wpływem chwili lecz działanie jak najbardziej przemyślane. A co do wykonania... Od strony logistycznej był bardzo dobrze przygotowany. Pomijając kilka problemów (np. nieplanowany postój na Madagaskarze czy też zamianę baz przez Francuzów) cała operacja była przygotowana starannie i z sensem. Ja wiem, że często krytykuję się samą wyprawę, ale robi się to zazwyczaj sugerując się wynikiem bitwy. Tymczasem ocenę wyprawy i bitwy należy rozdzielić.
Uszakow też miał przewagę masy salwy burtowej z armat głównego kalibru na Yakumo i Iwate i nic mu to nie dało... Nie liczy się tylko sam kaliber armaty, ale też platforma z której ona strzela.
Prawda. Ale nie zmienia to faktu, że ta przewaga była. Rzecz była w umiejętności jej wykorzystania. Pomijając pancerniki obrony wybrzeża, Rosjanie mieli jednak 8 "normalnych" pancerników. Dwa razy więcej niż Japończycy. A że niektóre jednostki były starsze... Sisoj nie był stary tylko miał mniejszą prędkość. Nikołaj I był gruntownie zmodernizowany. Pancerniki obrony wybrzeża stare nie były. Nawarin owszem, był przestarzały, ale za to najlepiej opancerzony ze wszystkich okrętów rosyjskich... Powtórzę - rzecz w tym aby potencjał tych jednostek umieć wykorzystać.
II Eskadra nie miała szans bez większych strat przebić się do Władywostoku.
Nie mówię że bez start. To kwestia porównania choćby strat własnych i przeciwnika. Ale Rosjanie mieli szanse doprowadzić do Władywostoku wszystkie okręty. Mieli też możliwość zadania poważnych strat przeciwnikowi. Twierdzenie, że pod Cuszimą byli bez szans wynika moim zdaniem z sugerowania się wynikiem bitwy. A tak robić nie można.
Jeszcze raz proponuję odnieść się do 10 sierpnia. Gdyby nie pech, Rosjanie tę bitwę by wygrali. W czym byłaby wielka zasługa tak lekceważonego Witgefta. Dało by się? Dało!
W kwestii wyszkolenia japońskich artylerzystów... w porównaniu z II Eskadrą to mieli niezłą praktykę jaką zapewniła im I Eskadra.
Rzecz w tym, że pod Cuszimą Rosjanie źle nie strzelali (przynajmniej wtedy gdy mogli). To, że Japończycy osiągnęli taką efektywność ognia wynikało też z wypracowanej przez nich przewagi taktycznej. I tu wracamy do Rożestwienskiego, który im na to pozwolił...

Re: Bitwa w Cieśninie Cuszimskiej (Okręty nr 5/2013)

: 2013-06-16, 17:07
autor: miller
Nawarin nie był najlepiej opancerzony. Nie był bo miał takie rozmieszczenie pancerza jakie miał i był pokryty pancerzem compound, poza wieżami, które były ze stali niklowej. Oczywiście, jak popatrzymy na grubość i stosunek masy do wyporności to się okaże że było całkiem fajnie, ale to nie przesądza o skuteczności tego opancerzenia.
Co do 8 normalnych pancerników... to Oslabja była opancerzona tak sobie, chodzi mi o powierzchnię pokrytą pancerzem, co okazało się w tej bitwie kluczowe, a jak napisał już Dyskant Nikołaj był pancernikiem w połowie... miał mniejszą wyporność niż japońskie krążowniki pancerne i miał przestarzałe i mało liczne uzbrojenie główne.
Co do przygotowania wyprawy, to mam wrażenie, że zaczęła być przygotowywana w czasie wojny, bo plany może i były, ale okrętów nie. Były oddawane i remontowane w czasie wojny. Wysyłano je partiami. Nieplanowany postój? A o było planowane? Przecież zbierano okręty... Postój był nieplanowany, bo wyprawa nie była zaplanowana w warunkach jakie były wtedy gdy wyruszyła.
Wracając do węgla. W 10 sierpnia 1904 r. też żaden z rosyjskich pancerników nie dotarł do Władywostoku... Nie wiemy ile by zużyły. Rożestwieński nie mógł zakładać, ze przejdzie pierwszego dnia przez linię Japończyków, a jeśli tak zakładał tym gorzej dla niego. Miał przeciw sobie liczebnie przeważająca flotę z dużą ilością torpedowców. I co najmniej zbliżone siły główne, choć moim zdaniem przeważające.
Rosjanie mieli szansę tylko na papierze szansę na sukces pod Cuszimą. Mieli odpowiednio dużo okrętów, armat, które na papierze wyglądały równie dobrze jak i japońskie. Ale w praktyce wyglądało to gorzej. Co więcej. Doświadczenie rosyjskich załóg sprowadzało się do rejsu nie do bitwy. Co innego przepłynąć na drugi koniec świata, a co innego pójść w szyku do bitwy. Poza tym pływanie na Daleki Wschód wychodziło Niemcom, Anglikom, Francuzom, Amerykanom, nie wyszło Hiszpanom... no ale jakby Rosjanie nie dotarli to już byłby dramat. Nie dowodzi to zatem jakiś szczególnych właściwości i wyszkolenia II Eskadry.

Re: Bitwa w Cieśninie Cuszimskiej (Okręty nr 5/2013)

: 2013-06-16, 18:50
autor: MacGreg
Witam,

w kwestii formalnej to nie mialem mozliwosci przeczytania tego artykulu, ale chcialbym powiedziec pare slow na temat Rozestwienskiego. Nie podejmuje sie jednoznacznie ocenic czy to on ponosi calkowita wine za poniesiona kleske, ale pare faktow moze rzucic troche swiatla na cala sprawe i pomoze zrozumiec lepiej motywy jego dzialania.

1.Togo mial pelne zaufanie do swoich podwladnych, Rozestwienski nie ufal nikomu.Nominacje adm. Enkvista uwazal za jakis ponury zart, twierdzil ze on w bialy dzien moglby stracic jego wszystkie okrety tak latwo '' jak niemowlak swoje zabawki w zalanym sloncem ogrodzie''. Nazywal go ''stara dziwka'' - ''slutty old geezer'' ( Rozestwienski nie przebieral w slowach). Niebogatowa uwazal za zbyt slabego, niesmialego i niemeskiego .Jedynym ktoremu ufal byl Adm Falkersam, ale on na poczatku maja 1905 r byl juz umierajacy.Jego smierc byla dla R. prawdziwym ciosem, gdyz stracil jedynego zaufanego przyjaciela i wspolpracownika. Notabene jego zgon byl trzymany w calkowitej tajemnicy przed zblizajaca sie bitwa.

2.Z tego to powodu wydal wydawac sie moglo dziwny rozkaz o przejmowaniu dowodzenia przez kolejny okret w szyku, dlatego ze nie mogl oficjalnie pozbawic Niebogatowa i Enkvista mozliwosci dowodzenia eskadra.

3.Pod koniec tego niebywale dlugiego i wyczerpujacego rejsu adm. R byl schorowanym zalamanym nerwowo czlowiekiem ( pierwsze powazne zalamanie nerwowe przeszedl podczas postoju na Madagaskarze). Dwokrotnie raz z Madagaskaru a drugi raz z Indochin wyslal telegram do Wielkiego Ksiecia Alexieja proszac o wyznaczenie nowego dowodcy eskadry ktory moglby objac dowodztwo we Wladywostoku.

3. Przez caly rejs sprzeciwial sie wyslaniu i ''wzmocnieniu'' jego eskadry przez III Eskadre Niebogatowa. Robil tez wszystko Zeby nie doprowadzic do spotkania z Niebogatowem do ktorego w koncu doszlo w Indochinach

4. Mial bardzo niskie mniemanie o wartosci swojej eskadry, jako calosci, pod wzgledem manewrowym i artyleryjskim.
- przed bitwą wykonywał dziwne manewry, zupełnie niepotrzebnie, które przyczyniły się w krytycznym momencie do powstania bałaganu w zespole rosyjskim,
5. Te dziwne manewry to byl rozkaz zmiany formacji '' from line ahead to line abreast'' czyli z szyku liniowego w rownolegly . Dostrzezono bowiem japonskie krazowniki ktorym towarzyszyly torpedowce i wygladalo na to ze chca prostopadle przeciac kurs Rosjan. Obawiajac sie dryfujacych nin postawionych przez torpedowce adm. R nakazal zmiane formacji. Suworow, Borodino i Orzel wykonaly ten manewr dobrze, natomiast Aleksander III zle zinterpretowal rozkaz i zawrocil w zlym kierunku, powdujac chaos i zamieszanie ( to czego bardzo obawial sie podczas calej podrozy).
Nie pozostalo mu nic innego jak tylko odwolac rozkaz w rezultacie okrety byly ustawione w dwoch rownoleglych kolumnach. Chcial potem przyjac ustawienie w jedna linie '' line ached'' na co potrzebowal co najmniej pol godziny, ale na to juz zabraklo mu czasu.

6. Byc moze to wszystko, czyli bardzo niska ocena mozliwosci manewrowania cala eskadra, wynikajaca z doswiadczen z manerow podczas podrozy i bardzo nieudana proba wykonania jego rozkazu juz na samym poczatku bitwy spowodowalo niechec lub po prostu niemoznosc prowadzenia bitwy manewrowej.

7. Na Morzu Zoltym Witgeft mial pod swoja komenda w miare jednorodny zespol z dobrze wyszkolonymi zalogami ktore sprawowaly sie naprawde dobrze. Z Rozestwienskim to calkiem inna sprawa.
Rejs zgrał załogi i dal im dobrą praktykę
Raczej nie zgodzilbym sie z tym twierdzeniem. Tak dlugi i wyczerpujacy rejs w duzej mierze w tropikalnych warunkach, przy bardzo dlugich postojach , glownie Madagaskar i Indochiny spowodowal rozluznienie dyscypliny i nadszarpniecie morale wsrod zalog. Nie mozna porownywac szkolenia zalog w normalnym trybie, gdzie po manerwach czy probnych strzelaniach wracaja do bazy gdzie maja zapewnione jakies tam warunki bytowe , czy doswiadczen zdobytych w warunkach bojowych, do szkolenia ad choc calkowicie swierzych i nie majacych zadnego doswiadczenia, czy nawet stycznosci z morzem, rekrutow, podczas wyczerpujacego rejsu bez konca.
Przykladem bardzo niskiej dyscypliny jest ''Oriel'' na ktorym podczas bitwy zaloga calkowicie rozpadla sie przy stratach mniejszych niz 10%

8. I wreszcie na zakonczenie, gdy Rozestwienski lezal w Sasebo Naval Hospital leczac rany po bitwie, odwiedzil go adm. Togo. Oto co powiedzial : '' Przegrana, to przypadek przytrafiajacy sie wiekszosci walczacych ludzi, i nie ma powodu do zalamywania sie jesli wykonales swoje obowiazki. Moge tylko podkreslic moje uznanie dla odwagi z jaka Twoi marynarze walczyli podczas minionej bitwy, i moje osobiste uznanie dla Ciebie, ktory wykonywales swoje trudne zadanie do momentu kiedy odniosles ciezkie ranny''.