JB pisze:Nie każde badania są badaniami naukowymi (dlatego nie każdego badacza można nazwać naukowcem). Nie są nimi badania nad liczbą jednostek Floty, ich losami, czy danymi taktyczno-technicznymi. Nic więc dziwnego, że profesorowie nauk historycznych mogą mieć nikłą wiedzę na ten temat. Takie informacje są ciekawe dla hobbystów i być może dla szerszego grona wielbicieli tych spraw. W mojej macierzystej uczelni, Uniwersytecie Warszawskim, na Wydziale Historycznym taką wiedzą dysponował niezapomniany profesor Paweł Piotr Wieczorkiewicz. Gdy Go zabrakło, nie ma nikogo, z kim można by podyskutować o tych sprawach.
Praca naukowa powinna zawierać oryginalną tezę, którą trzeba udowodnić (dlatego taka pracą powinna być rozprawa doktorska, a nie musi być praca magisterska czy licencjacka) oraz powinna być opublikowana w czasopiśmie naukowym (a nie w czasopiśmie hobbystycznym czy gazecie codziennej).
Przyjmując taki punkt widzenia argumenty autora książki na temat, do jakiego grona czytelników powinna trafić są nieprawdziwe.
Badania naukowe to badania które posługują się aparatem naukowym. Bez względu na to czy badają liczbę jednostek floty, czy kształt guzika kawalerzysty, czy skład chemiczny benzyny czołgu. Nie twierdzę, że stworzyłem wiekopomne dzieło naukowe. Nie ukrywam, że rozdziały poświęcone okrętom są solidną kompilacją. Z jednym zastrzeżeniem - połowa skompilowanych materiałów NIGDY nie została wydana w formie książki. To że uczestnicy FOW o nich wiedzą, bo czytują i publikują np. w MSiO, nie znaczy, że jest to wiedza powszechnie dostępna na uniwersytetach. Zarówno kadrze naukowej, jak studentom. Że o tzw. zwykłych ludziach nie wspomnę.
Natomiast rozdziały dotyczące umundurowania, uzbrojenia, i oznaczeń są oryginalne. Te tematy nie zostały dotychczas opracowane nawet w formie artykułów (nie liczę jakiejś magisterki czy doktoratu, na uniwersytecie X, o którym wie tylko autor i promotor, albo broszurki wydanej w 10 egzemplarzach lub pdfie który przeczytało 10 osób - tu znowu dochodzimy do konieczności publikacji wyników badań). Co pryz okazji odpowiada na sarkastyczne pytania AvM - praca naukowa w dziedzinie historii.
Nawiasem mówiąc, AvM, nadal nie rozumiem co ma prof. Lambert to tematu?
Natomiast argumentację odnośnie adresatów książki, przedstawię tak: proszę powiedzieć do jakiej pozycji, powszechnie dostępnej!, powinien sięgnąć naukowiec lub student, który zajmuje się II RP, i potrzebuje informacji o naszej flocie. Tak, żeby znaleźć informację kiedy jakiś okręt kupiono, albo ile miał dział, albo kiedy zatonął. Albo znaleźć jakąś informację dotyczącą rozwoju marynarki (data zakupu, przyczyna jakiegoś działania, itp). Jeśli ktoś potrzebuje danych o flotyllach rzecznych - ma Dyskanta. Ale Flota? Jeśli pisze tylko o szkolnictwie może sięgnąć do Ciesielskiego, jeśli o finansach - do Ordona. Świetny kolejny Dyskant dotyczy tylko roku 1939. Uprzedzam od razu - wspomniany Piaskowski, aczkolwiek b.dobry, nie jest powszechny w Polsce.
JB pisze:Darth Stalin pisze:IjonTihy pisze: Badania naukowe, które nie trafiają do ludzi, są sztuką dla sztuki. […] Po prostu naukowcy muszą publikować. Nie dla punktów, a po to by nadać sens prowadzonym badaniom.
I tu się zgadzam w całej rozciągłości.
Nie zgadzam się z twierdzeniem, że badania naukowe muszą trafiać do ludzi (w zrozumieniu trafiania „pod strzechy”), wolność tych badań jest najważniejszym elementem postępu w danej dziedzinie. Inna sprawa to jakie badania powinni politycy finansować.
Połączone dwie rzeczy. Wolność badań i ich finansowanie to jedno (i zgoda z tym co napisał mój przedmówca). Ale co ma to wspólnego z upublicznianiem wyników badań? One MUSZĄ trafiać do ludzi. Bo jaki inaczej jest sens? Badania naukowe mają odkrywać rzeczywistość, ustalać fakty. Ale jeśli wiedza o tychże ma pozostawać wśród odkrywców?! To tak jakby kot Schroedingera przeżył, a trauma spowodowała, że nawiązał kontakt z Bogiem/kosmitami, rozwiązując jedną z fundamentalnych zagadek ludzkości. Ale co komu po tym przed otwarciem pudełka?
Oczywiście - praca stricte naukowa, zaopatrzona w aparat, często pisana specyficznym językiem - nie jest tym co ma trafiać "pod strzechy". Stąd działalność popularnonaukowa i popularna, sprowadzające się do wyjaśniania faktów naukowych w sposób prostszy, ogólnodostępny.
Ogólnie rzecz biorąc, mam wrażenie, że macie błędny wizerunek tego, jaki jest stan wiedzy Polaków na temat PMW. To forum, oraz branżowe (hobbystyczne) gazety nierzadko współtworzone przez Was, to chwalebny wyjątek. A nie norma. To że Wy coś wiecie, nie znaczy, że wiedzą to ludzie niezajmujący się marynarką a zajmujący się innymi aspektami historii, czy osoby niezajmujące się historią.