MSiO 2/2016 Pancerniki kontra lotniskowce
: 2016-07-04, 22:42
W ramach zaległości wywołanych Euro zacząłem czytać dwuczęściowy analityczny artykuł Sławomira Lipieckiego p.t. „Pancerniki kontra lotniskowce”.
Lead rozpoczyna się: „Jednym z ulubionych twierdzeń, występujących w mass mediach „speców” od historii morskiej, jest iż dzień 7 kwietnia 1945 r. (zatopienie „Yamato”) to „kres ery pancernika”.
Czemu nie Pearl Harbor, czy Kuantan? – one chyba częściej przewijają się w tym kontekście, no ale niech tam. Dalej Sławek retorycznie pyta czemu kresem nie jest zatopienie jakiegoś pancernika torpedą, czy miną. Tu odpowiedź jest dość prosta – bo miny, czy op nie wygrają żadnej bitwy (skąd informacja, że to Nagato i Kongo zniszczyły Gambier Baya – pojęcia nie mam).
Podrozdział „Mit końca ery pancerników” - tu Sławek rozprawia się z mitem już w pierwszym akapicie: „pancerniki nigdy nie zostały wyparte przez lotniskowce”, mętnie posiłkując się się teoriami Mahana, nawalizmu i Corbetta. To one wraz z wynikiem bitwy jutlandzkiej miały ograniczyć budowę pancerników w latach 20. i na początku lat 30. Ja głupi myślałem, że wpływ miał na to traktat waszyngtoński. Pancerniki stały się drogie i przejęły zadnia innych klas okrętów – np. krążowników. Skoro stały się krążownikami, to nie mogły ich wyprzeć lotniskowce. Proste i logiczne? Tylko w ten sposób Sławek tworzy kolejny mit – koniec ery krążowników i to już w latach 30-tych! Trzeba jednak oddać sprawiedliwość – kolejnych zdaniach niechętnie przyznaje, że lotniskowce „być może” były „swojego rodzaju” trzonem floty uderzeniowej, bo tak się przypadkowo złożyło, że oddziały lądowe potrzebowały wsparcia. Oczywiście nie mogły utrzymywać blokady ze względu na zagrożenie ze strony okrętów podwodnych i min (a jak wiadomo pancernik były w tym zakresie niezniszczalne).
Przy operacjach desantowych pancerniki okazały się daleko skuteczniejsze. Pewnie dlatego pierwszy desant na Guadalcanal osłaniały pancerniki, a nie lotniskowce.
W kolejnym podrozdziale Sławek przedstawia historię władców mórz. Najpierw był to pancernik, wywodzący się w prostej linii od pancernych parowców, później okręt podwodny i na koniec kontrtorpedowiec. Ciekawa teoria.
W podrozdziale „Teoria lotniskowca” mamy sporo fascynujących informacji na temat lotnictwa armijnego, bombardowania horyzontalnego, łodzi latających i zapalników torpedowych.
Dochodzimy do weryfikacji chorych teorii potędze lotniskowcu w praktyce. Tylko dwa pancerniki zatopione przez bombowce horyzontalne Arizona – nie liczy się bo w bazie, bez gotowości i w ogóle przez przypadek oraz Tirpitz – nie liczy się bo bombami „earthquake” (nie dlatego że lotnictwo bazowe – przypominam tytuł artykułu). Później kolejna szpalta o łodziach latających i skuteczności okrętów podwodnych w walce z lotniskowcami (oczywiście pancerników ten rodzaj broni się nie ima).
Jak sprawdziły się pancerniki na wojnie – o wiele lepiej. Źli ludzie piszą, że amerykańskim pancernikom na początku wojny przydzielono rolę drugoplanową. To nie prawda – wykonywały one najważniejszą misję, czyli ochronę własnych baz na zachodnim wybrzeżu USA. Działania ofensywne prowadziły tylko okręty podwodne, a lotniskowce prowadziły „wojnę szarpaną”.
Jak by komuś było mało wyjaśnień jest doprecyzowanie: nie było tankowców dla pancerników, za słabe uzbrojenie plot, no i stratą lotniskowca nikt się nie przyjmował, a w przypadku utraty pancernika – byłaby tragedia.
Na Morzu Koralowym pancerniki nie mogły wziąć udziału w bitwie, bo brak tankowców. Pomimo to, pobrały paliwo dla lotniskowców i płynęły (jak to się udało bez wspomnianych tankowców?). Dopiero po wykryciu japońskich lotniskowców zawrócono – były zbyt upasione zapasami by mogły skutecznie walczyć. Dziwne to, bo cały kwiecień TF 1 pałętał się przy zachodnim wybrzeżu.
Pod Midway Sławek wytyka amerykańskiej admiralicji karygodne błędy i postuluje włączenie 21-węzłowych pancerników do osłony Yorktowna - co niechybnie uchroniłoby go od zagłady.
Im dalej w wojnę tym większe s-f. Spruance ponieważ był „marynarzem” (cokolwiek by to znaczyło i miało jakieś znaczenie w dyspucie pancernik kontra lotniskowiec) świetnie dowodził lotniskowcami na Salomonach osiągając błyskotliwy sukces. Później lotniskowce przeszły w ręce „lotników” i sukcesy były już gorsze. Spruance nie dowodził lotniskowcami na Salomonach, a Fletcher był „marynarzem”, a nie „lotnikiem”.
Tymczasem: „Pancerniki wszakże w końcu zastosowano jak należy, posyłając do walki z siłami nawodnymi - to one uchroniły przyczółek na Guadalcanalu przed japońskim ostrzałem w nocy z 15 na 16 listopada 1942 r., niszcząc przy okazji krążownik liniowy „Kirishima”. Gdyby uczyniono to wcześniej, najpewniej uniknięto by wielu poważnych kryzysów i klęsk, w które obfitowała ta kampania”. Wysłanie pancerników na wody cieśniny Żelaznego Dna, w nocy, na pastwę japońskich niszczycieli i torped, w żadnej mierze nie było prawidłowym zastosowaniem, tylko aktem ostatecznej desperacji, który skończył się wyjątkowo szczęśliwie.
Enterprise oberwał bombami dlatego, że uciekł spod zbawiennego parasola North Caroliny. Pewnie, jak by się zatrzymał i czekał to by nic go nie trafiło. Dzięki ślamazarnemu pancernikowi część samolotów skierowało się na niego i tym samy uchroniło to Enterprise od kolejnych trafień – czyli NC pełniła funkcję worka treningowego.
Konkluzja jest oczywista: „Z przytoczonego powyżej zestawienia wynika jasno, że przyczyną początkowej supremacji lotniskowców w wojnie na Pacyfiku, nie było wyczerpanie się możliwości bojowego zastosowania pancerników, a przyczyny kompletnie z nimi niezwiązane - uszkodzenie kilku pancerników w Pearl Harbor, niedostatek możliwości zaopatrzeniowych, względy propagandowe i polityczne.” - brakuje tylko cyklistów.
Ostatni podrozdział „Pancerniki kontra lotniskowce”
Zaczyna się od mocnego uderzenia. Sławek sam sobie wymyśla jakiś absurdalny argument prolotniskowcowy i natychmiast, bez trudu go obala.
Drugi argument: ilość bitew stoczonych pomiędzy lotniskowcami i pomiędzy pancernikami. Tu ku mojemu zdziwieniu wynik wynosi 5 do 11 (Engano się nie liczy bo zbyt jednostronne). W żaden sposób nie mogę się doliczyć zarówno w jedną, jak i drugą. Może kto pomoże... (jedna z tych 11 to pewnie słynny nieistniejący pojedynek Nevady z kadłubem Strasburga).
Poza tym lotniskowce nie były do topienia lotniskowców tylko do topienia wszystkiego. Topiły lotniskowce, pancerniki, krążowniki, niszczyciele, drobnoustroje, okręty podwodne, transportowce i w przeciwieństwie do pancerników utłukły tego dużo.
Naciągania faktów pod tezę ciąg dalszy: „Co więcej, żaden pojedynczy lotniskowiec nigdy nie zatopił, żadnego pancernika, za to pancernik dwukrotnie zatopił lotniskowiec”. Kolejna zagadka: który pancernik z pojedynkę zatopił lotniskowiec?
Dalej Sławek, za pomocą dogłębnej analizy, wyjaśnia, jak powstała „teoria lotniskowca władcy oceanów” (ja mogę to wyjaśnić bez analizy: zaprzestano budowy pancerników, a lotniskowce powstawały masowo). Bierze konkretne zadanie i pisze, co jest „główną siła ofensywną” pancernik lub lotniskowiec. W przypadku pancerników, np. w przypadku wsparcia desantów, dowodem ich wyższości jest stwierdzenie: „jak wykazano wielokrotnie, są one skuteczniejsze”. Ja tam nie wiem, ale nie przypominam sobie desantu wspieranego wyłącznie pancernikami – bez samolotów, a w przeciwna stronę, coś by się wykazało.
Jak na nasz zespół idą pancerniki to swoja wyższość wykazują pancerniki – jak w przypadku Yamato bardzo się przydały. O przepraszam, jest dodatkowy warunek – idą, ale w osłonie lotniczej, czyli lotniskowce są jednak niezbędne dla wykazania wyższości pancerników.
Tylko trzy gotowe do walki pancerniki zostały zatopione przez ataki lotnictwa: Yamato/Musashi i Prince of Wales. Roma była zdemilitaryzowana i częściowo pozbawiona gotowości bojowej – gdyby przeczytał to pan Michał Jarczyk... Cała reszta się nie liczy bo w bazach, bez gotowości, albo słabej konstrukcji, przypadek lub za duża przewaga, jak przy Tirpitzu (a to chyba nie honorowo).
Te trzy poszły na dno bo miały słabe uzbrojenie przeciwlotnicze. Czyli jakby Japończycy wysłali na Okinawę Iowę to by przetrwała. Nie, nie, a to dlatego, że Yamato był atakowany przez 400 samolotów, a taką siłę mogli wystawić tylko Amerykanie (ciekawe dlaczego). Niestety rzeczywistości Yamato był atakowany przez 117 samolotów. Czyli dwie misje z jednego Essexa uwzględniając straty od ognia plot.
Na skutek ataków z powietrza zatonęło więcej lotniskowców i innych klas niż pancerników. Nie wiem, czy to argument słuszny dla tezy propancernikowej. Tak czy owak wydaje mi się, że pancerników poszło na dno więcej lub porównywalnie – chyba, że nie liczymy tych w bazach, za słabych itp.
Na koniec Sławek rzucił jeszcze kilka dobijających faktów. Admirałowie „lotnicy” odnieśli tylko jedno przekonujące zwycięstwo – pod Leyte (nieprawda, ale co to ma wspólnego z tematem?), a i tak tyłek uratował im Oldendorf swoimi pancernikami, które rozstrzelały tonący wrak Yamashiro – w przeciwnym razie zrobił by on hekatombę siłom desantowym atakując z półzanurzenia i cała operacja zakończyłaby się katastrofą.
Fletcher znany „lotnik-daltonista” (non stop zakładał czarne buty, zamiast brązowych) popełnił żenującą wpadkę wycofując lotniskowce spod Guadalcanal. Jak wiadomo działanie zgodnie z wcześniej zatwierdzonym planem jest karygodne.
Spruance miał szanse zniszczyć japońską flotę, ale pozostał z siłami desantowymi. Z tego co pamiętam to decyzja ta była mocno kontrowersyjna, a i chyba sam Spruance po wojnie powiedział, że powinien ścigać.
Pancerniki pod Lingayen sprawdziły się świetnie, bo osłaniały je lotniskowce.
Tyle część pierwsza. Sławek jakby powtórzył swoje tezy ze starej dyskusji na fow i dołożył kilka nowych błędów :d
Lead rozpoczyna się: „Jednym z ulubionych twierdzeń, występujących w mass mediach „speców” od historii morskiej, jest iż dzień 7 kwietnia 1945 r. (zatopienie „Yamato”) to „kres ery pancernika”.
Czemu nie Pearl Harbor, czy Kuantan? – one chyba częściej przewijają się w tym kontekście, no ale niech tam. Dalej Sławek retorycznie pyta czemu kresem nie jest zatopienie jakiegoś pancernika torpedą, czy miną. Tu odpowiedź jest dość prosta – bo miny, czy op nie wygrają żadnej bitwy (skąd informacja, że to Nagato i Kongo zniszczyły Gambier Baya – pojęcia nie mam).
Podrozdział „Mit końca ery pancerników” - tu Sławek rozprawia się z mitem już w pierwszym akapicie: „pancerniki nigdy nie zostały wyparte przez lotniskowce”, mętnie posiłkując się się teoriami Mahana, nawalizmu i Corbetta. To one wraz z wynikiem bitwy jutlandzkiej miały ograniczyć budowę pancerników w latach 20. i na początku lat 30. Ja głupi myślałem, że wpływ miał na to traktat waszyngtoński. Pancerniki stały się drogie i przejęły zadnia innych klas okrętów – np. krążowników. Skoro stały się krążownikami, to nie mogły ich wyprzeć lotniskowce. Proste i logiczne? Tylko w ten sposób Sławek tworzy kolejny mit – koniec ery krążowników i to już w latach 30-tych! Trzeba jednak oddać sprawiedliwość – kolejnych zdaniach niechętnie przyznaje, że lotniskowce „być może” były „swojego rodzaju” trzonem floty uderzeniowej, bo tak się przypadkowo złożyło, że oddziały lądowe potrzebowały wsparcia. Oczywiście nie mogły utrzymywać blokady ze względu na zagrożenie ze strony okrętów podwodnych i min (a jak wiadomo pancernik były w tym zakresie niezniszczalne).
Przy operacjach desantowych pancerniki okazały się daleko skuteczniejsze. Pewnie dlatego pierwszy desant na Guadalcanal osłaniały pancerniki, a nie lotniskowce.
W kolejnym podrozdziale Sławek przedstawia historię władców mórz. Najpierw był to pancernik, wywodzący się w prostej linii od pancernych parowców, później okręt podwodny i na koniec kontrtorpedowiec. Ciekawa teoria.
W podrozdziale „Teoria lotniskowca” mamy sporo fascynujących informacji na temat lotnictwa armijnego, bombardowania horyzontalnego, łodzi latających i zapalników torpedowych.
Dochodzimy do weryfikacji chorych teorii potędze lotniskowcu w praktyce. Tylko dwa pancerniki zatopione przez bombowce horyzontalne Arizona – nie liczy się bo w bazie, bez gotowości i w ogóle przez przypadek oraz Tirpitz – nie liczy się bo bombami „earthquake” (nie dlatego że lotnictwo bazowe – przypominam tytuł artykułu). Później kolejna szpalta o łodziach latających i skuteczności okrętów podwodnych w walce z lotniskowcami (oczywiście pancerników ten rodzaj broni się nie ima).
Jak sprawdziły się pancerniki na wojnie – o wiele lepiej. Źli ludzie piszą, że amerykańskim pancernikom na początku wojny przydzielono rolę drugoplanową. To nie prawda – wykonywały one najważniejszą misję, czyli ochronę własnych baz na zachodnim wybrzeżu USA. Działania ofensywne prowadziły tylko okręty podwodne, a lotniskowce prowadziły „wojnę szarpaną”.
Jak by komuś było mało wyjaśnień jest doprecyzowanie: nie było tankowców dla pancerników, za słabe uzbrojenie plot, no i stratą lotniskowca nikt się nie przyjmował, a w przypadku utraty pancernika – byłaby tragedia.
Na Morzu Koralowym pancerniki nie mogły wziąć udziału w bitwie, bo brak tankowców. Pomimo to, pobrały paliwo dla lotniskowców i płynęły (jak to się udało bez wspomnianych tankowców?). Dopiero po wykryciu japońskich lotniskowców zawrócono – były zbyt upasione zapasami by mogły skutecznie walczyć. Dziwne to, bo cały kwiecień TF 1 pałętał się przy zachodnim wybrzeżu.
Pod Midway Sławek wytyka amerykańskiej admiralicji karygodne błędy i postuluje włączenie 21-węzłowych pancerników do osłony Yorktowna - co niechybnie uchroniłoby go od zagłady.
Im dalej w wojnę tym większe s-f. Spruance ponieważ był „marynarzem” (cokolwiek by to znaczyło i miało jakieś znaczenie w dyspucie pancernik kontra lotniskowiec) świetnie dowodził lotniskowcami na Salomonach osiągając błyskotliwy sukces. Później lotniskowce przeszły w ręce „lotników” i sukcesy były już gorsze. Spruance nie dowodził lotniskowcami na Salomonach, a Fletcher był „marynarzem”, a nie „lotnikiem”.
Tymczasem: „Pancerniki wszakże w końcu zastosowano jak należy, posyłając do walki z siłami nawodnymi - to one uchroniły przyczółek na Guadalcanalu przed japońskim ostrzałem w nocy z 15 na 16 listopada 1942 r., niszcząc przy okazji krążownik liniowy „Kirishima”. Gdyby uczyniono to wcześniej, najpewniej uniknięto by wielu poważnych kryzysów i klęsk, w które obfitowała ta kampania”. Wysłanie pancerników na wody cieśniny Żelaznego Dna, w nocy, na pastwę japońskich niszczycieli i torped, w żadnej mierze nie było prawidłowym zastosowaniem, tylko aktem ostatecznej desperacji, który skończył się wyjątkowo szczęśliwie.
Enterprise oberwał bombami dlatego, że uciekł spod zbawiennego parasola North Caroliny. Pewnie, jak by się zatrzymał i czekał to by nic go nie trafiło. Dzięki ślamazarnemu pancernikowi część samolotów skierowało się na niego i tym samy uchroniło to Enterprise od kolejnych trafień – czyli NC pełniła funkcję worka treningowego.
Konkluzja jest oczywista: „Z przytoczonego powyżej zestawienia wynika jasno, że przyczyną początkowej supremacji lotniskowców w wojnie na Pacyfiku, nie było wyczerpanie się możliwości bojowego zastosowania pancerników, a przyczyny kompletnie z nimi niezwiązane - uszkodzenie kilku pancerników w Pearl Harbor, niedostatek możliwości zaopatrzeniowych, względy propagandowe i polityczne.” - brakuje tylko cyklistów.
Ostatni podrozdział „Pancerniki kontra lotniskowce”
Zaczyna się od mocnego uderzenia. Sławek sam sobie wymyśla jakiś absurdalny argument prolotniskowcowy i natychmiast, bez trudu go obala.
Drugi argument: ilość bitew stoczonych pomiędzy lotniskowcami i pomiędzy pancernikami. Tu ku mojemu zdziwieniu wynik wynosi 5 do 11 (Engano się nie liczy bo zbyt jednostronne). W żaden sposób nie mogę się doliczyć zarówno w jedną, jak i drugą. Może kto pomoże... (jedna z tych 11 to pewnie słynny nieistniejący pojedynek Nevady z kadłubem Strasburga).
Poza tym lotniskowce nie były do topienia lotniskowców tylko do topienia wszystkiego. Topiły lotniskowce, pancerniki, krążowniki, niszczyciele, drobnoustroje, okręty podwodne, transportowce i w przeciwieństwie do pancerników utłukły tego dużo.
Naciągania faktów pod tezę ciąg dalszy: „Co więcej, żaden pojedynczy lotniskowiec nigdy nie zatopił, żadnego pancernika, za to pancernik dwukrotnie zatopił lotniskowiec”. Kolejna zagadka: który pancernik z pojedynkę zatopił lotniskowiec?
Dalej Sławek, za pomocą dogłębnej analizy, wyjaśnia, jak powstała „teoria lotniskowca władcy oceanów” (ja mogę to wyjaśnić bez analizy: zaprzestano budowy pancerników, a lotniskowce powstawały masowo). Bierze konkretne zadanie i pisze, co jest „główną siła ofensywną” pancernik lub lotniskowiec. W przypadku pancerników, np. w przypadku wsparcia desantów, dowodem ich wyższości jest stwierdzenie: „jak wykazano wielokrotnie, są one skuteczniejsze”. Ja tam nie wiem, ale nie przypominam sobie desantu wspieranego wyłącznie pancernikami – bez samolotów, a w przeciwna stronę, coś by się wykazało.
Jak na nasz zespół idą pancerniki to swoja wyższość wykazują pancerniki – jak w przypadku Yamato bardzo się przydały. O przepraszam, jest dodatkowy warunek – idą, ale w osłonie lotniczej, czyli lotniskowce są jednak niezbędne dla wykazania wyższości pancerników.
Tylko trzy gotowe do walki pancerniki zostały zatopione przez ataki lotnictwa: Yamato/Musashi i Prince of Wales. Roma była zdemilitaryzowana i częściowo pozbawiona gotowości bojowej – gdyby przeczytał to pan Michał Jarczyk... Cała reszta się nie liczy bo w bazach, bez gotowości, albo słabej konstrukcji, przypadek lub za duża przewaga, jak przy Tirpitzu (a to chyba nie honorowo).
Te trzy poszły na dno bo miały słabe uzbrojenie przeciwlotnicze. Czyli jakby Japończycy wysłali na Okinawę Iowę to by przetrwała. Nie, nie, a to dlatego, że Yamato był atakowany przez 400 samolotów, a taką siłę mogli wystawić tylko Amerykanie (ciekawe dlaczego). Niestety rzeczywistości Yamato był atakowany przez 117 samolotów. Czyli dwie misje z jednego Essexa uwzględniając straty od ognia plot.
Na skutek ataków z powietrza zatonęło więcej lotniskowców i innych klas niż pancerników. Nie wiem, czy to argument słuszny dla tezy propancernikowej. Tak czy owak wydaje mi się, że pancerników poszło na dno więcej lub porównywalnie – chyba, że nie liczymy tych w bazach, za słabych itp.
Na koniec Sławek rzucił jeszcze kilka dobijających faktów. Admirałowie „lotnicy” odnieśli tylko jedno przekonujące zwycięstwo – pod Leyte (nieprawda, ale co to ma wspólnego z tematem?), a i tak tyłek uratował im Oldendorf swoimi pancernikami, które rozstrzelały tonący wrak Yamashiro – w przeciwnym razie zrobił by on hekatombę siłom desantowym atakując z półzanurzenia i cała operacja zakończyłaby się katastrofą.
Fletcher znany „lotnik-daltonista” (non stop zakładał czarne buty, zamiast brązowych) popełnił żenującą wpadkę wycofując lotniskowce spod Guadalcanal. Jak wiadomo działanie zgodnie z wcześniej zatwierdzonym planem jest karygodne.
Spruance miał szanse zniszczyć japońską flotę, ale pozostał z siłami desantowymi. Z tego co pamiętam to decyzja ta była mocno kontrowersyjna, a i chyba sam Spruance po wojnie powiedział, że powinien ścigać.
Pancerniki pod Lingayen sprawdziły się świetnie, bo osłaniały je lotniskowce.
Tyle część pierwsza. Sławek jakby powtórzył swoje tezy ze starej dyskusji na fow i dołożył kilka nowych błędów :d