Tury
Tury
Zawsze mnie to intrygowało...
W paru miejscach wyczytałem, że załogi amerykańskich bombowców podczas II WŚ miały do wykonania 25 misji bojowych i kończyły turę.
Co działo się z nimi potem? (Oczywiście przy założeniu, że ze wszystkich misji udało się wrócić na aliancką stronę, bo też przypomina mi się prawdopodobieństwo zestrzelenia nad Europą na poziomie 4%!)
Czy byli zwalniani z wojska?
Lub przenoszeni na stanowiska na ziemi?
A może przysługiwał jakiś okres (jaki?) odpoczynku, po czym zaczynała się kolejna tura?
Czy tylko u Amerykanów stosowane było takie rozwiązanie?
Czy ta sama zasada obowiązywała również na Pacyfiku?
Byli jacyś rekordziści?
W paru miejscach wyczytałem, że załogi amerykańskich bombowców podczas II WŚ miały do wykonania 25 misji bojowych i kończyły turę.
Co działo się z nimi potem? (Oczywiście przy założeniu, że ze wszystkich misji udało się wrócić na aliancką stronę, bo też przypomina mi się prawdopodobieństwo zestrzelenia nad Europą na poziomie 4%!)
Czy byli zwalniani z wojska?
Lub przenoszeni na stanowiska na ziemi?
A może przysługiwał jakiś okres (jaki?) odpoczynku, po czym zaczynała się kolejna tura?
Czy tylko u Amerykanów stosowane było takie rozwiązanie?
Czy ta sama zasada obowiązywała również na Pacyfiku?
Byli jacyś rekordziści?
Re: Tury
Dość dobrze zostało to opisane w "Paragrafie 22" Josepha Hellera - goraco polecam.Grzechu pisze:Zawsze mnie to intrygowało...
W paru miejscach wyczytałem, że załogi amerykańskich bombowców podczas II WŚ miały do wykonania 25 misji bojowych i kończyły turę.
Prawdopodobieństwo zestrzelania było różne, w zależności od okresu, terenu, typu samolotu.Grzechu pisze:Co działo się z nimi potem? (Oczywiście przy założeniu, że ze wszystkich misji udało się wrócić na aliancką stronę, bo też przypomina mi się prawdopodobieństwo zestrzelenia nad Europą na poziomie 4%!)
Co zabawne czasem się to zmieniało: brytyjskie dywizjony latające na Stirlingach (samolotach powolnych i nisko latających) miały w roku 1941 straty największe z RAFu, a w 1943 roku (gdy Niemcy celowali wyżej i szybciej) najmniejsze.
Nigdy!Grzechu pisze:Czy byli zwalniani z wojska?
Zawsze!Grzechu pisze:Lub przenoszeni na stanowiska na ziemi?
Zostawali instruktorami albo instruowanymi, trafiali do sztabów lub na imprezy reklamujące pożyczkę wojenną (taki był los załogi Memphis Belle). Z reguły dostawali awans.
Okres odpoczynku był zależny od okresu wojny - w 1945 roku Amerykanie niechętnie szkolili nowych pilotów - tak dużo ich mieli.Grzechu pisze:A może przysługiwał jakiś okres (jaki?) odpoczynku, po czym zaczynała się kolejna tura?
Nie. Takie (lub podobne) rozwiazanie było stosowane we wszystkich państwach mających lotnictwo do utrzymywania kolonii. Państwa kontynentalne (Niemcy, Sowieci) mieli nieco inny system.Grzechu pisze:Czy tylko u Amerykanów stosowane było takie rozwiązanie?
Tak.Grzechu pisze:Czy ta sama zasada obowiązywała również na Pacyfiku?
Byli, ale w czym? W ilości misji, czy tur? Bo - jak napisałem wyżej - sytuacja (ilość misji na turę, ilość tur) była zmienna.Grzechu pisze:Byli jacyś rekordziści?
Tutaj jest link do historii Memphis Belle http://en.wikipedia.org/wiki/Memphis_Belle_%28B-17%29 z niego możez sobie posurfować po losach np. Roberta Morgana http://en.wikipedia.org/wiki/Robert_Morgan i innych pilotów amerykańskich - niemal każdy ma stronę w Wikipedii. Poszukaj też na polskich stronach o naszych pilotach walczących w RAF - tam system był nuiemal identyczny.
Wszystkiego najlepszego w Nowym Roku
Ksenofont
Myślisz, że było zagrożenie, które im umknęło; problem, którego nie poruszyli; aspekt, którego nie rozpatrywali; pomysł, na który nie wpadli; rozwiązanie, którego nie znaleźli?!?
- SmokEustachy
- Posty: 4481
- Rejestracja: 2004-01-06, 14:28
- Lokalizacja: Oxenfurt
- Kontakt:
- Krzysztof Miller
- Posty: 206
- Rejestracja: 2005-08-08, 11:25
- Lokalizacja: Łańcut
Przy czym potem wylatał - jako ochotnik (miał też oferty zostania instruktorem) - drugą, w samodzielnej eskadrze w Brindisi. Potem latał jako pilot transportowej Dakoty po całym świecie.kwato pisze:Henryk Kwiatkowski (czlonek zalogi w 300 db) we wspomnieniach "Bomby poszly" pisze o 32 lotach w ramach tury ( chyba 1942 lub 43).
[...] prawdziwa wojna — a kilka prawdziwych wojen widziałem — pod względem porządku i ładu do złudzenia przypomina ogarnięty pożarem burdel.
Jaskier, Pół wieku poezji
Jaskier, Pół wieku poezji
Re: Tury
Trochę tutaj za daleko zabrnęły niektóre stwierdzenia. Amerykanie nigdy, w żadnym roku wojny, nie mieli za dużo pilotów i był to strategiczny błąd szkoleniowy amerykańskich sił zbrojnych. Amerykanie postawili na inżynierskie wykształcenie pilotów i szkolili ich do stopnia podporucznika, gdy inne państwa postawiły na mniejszą dozę wiedzy inżynierskiej i system podoficerski, który w praktyce nie okazał się gorszy, a tylko odrobinę inny.Ksenofont pisze:Okres odpoczynku był zależny od okresu wojny - w 1945 roku Amerykanie niechętnie szkolili nowych pilotów - tak dużo ich mieli.Grzechu pisze:A może przysługiwał jakiś okres (jaki?) odpoczynku, po czym zaczynała się kolejna tura?
Było wręcz odwrotnie niż się sądzi w ramach mitologii o Stanach Zjednoczonych, które rzekomo wszystkiego miały pod dostatkiem podczas II wojny - pilotów zawsze bylo za mało, nigdy za dużo. Dochodziło z tego powodu do łamania prawa, jak np. pilotowanie szybowców przez jednego pilota, albo przez pilota i jednego zestrachanego piechocińca, który miał się "przyglądać i uczyć się", co oczywiście jest kpiną. Wyłącznie z dramatycznego braku pilotów, a nie z rzekomego ich nadmiaru, zmuszano pilotów C-47 do pilotowania szybowców, jeśli oczywiście akurat jakimś cudem gdzieś zaplątało się kilku za dużo pilotów C-47.
Na Dalekim Wschodzie przez całą wojnę brakowało pilotów transportowych i szybowcowych i z tego powodu nigdy nie odbył się tam poważniejszy desant, mimo gotowości do tego całej 11. DPD. Całą tę dywizję trzeba było w końcu przeszkolić do roli pseudomarines, aby wykonywała desanty nie powietrzne, a morskie i stało się tak wyłącznie z powodu braku pilotów. 3/4 szybowców CG-4A poszło na przemiał, bo zabrakło do nich pilotów - chciano wyszkolić ponad 10 tys. podporuczników-pilotów szybowcowych a zdążono wyszkolić tylko niespełna 6 tys.
Dzięki za info!crolick pisze:W środę o 20 na 'Ale Kino'!
Już myślałem, że się nie doczekam i nigdy nie obejrzę. (A książka szła mi wyjątkowo opornie - podchodziłem ze cztery razy i nigdy nie przebrnąłem dalej niż kilkadziesiąt stron... )
Przy okazji: na Ale Kino i TCM emitowane będą od czasu do czasu (niedawno były premiery na tych kanałach) 'Najdłuższy dzień" i 'O jeden most za daleko'.
Ale terminów emisji nie znam - trzeba poszukać...
Styl G.Cz. poprawia się z postu na post, ale jeszcze musi potrenować cierpliwość w czytaniu cudzych postów.Bukowa pisze:G.Cz. napisał cyt.: "pilotów zawsze było za mało, nigdy za dużo".
I stąd właśnie, Drogi Ksenofoncie "Paragraf 22"
Nie napisałem, że Amerykanie mieli za dużo pilotów, ale że w 1945 roku niechętnie szkolili nowych.
A to, że pilotów szybowców transportowych Amerykanie trenowali w lotach z wykorzystaniem prądów wnoszących - to zupełnie inna historia.
Paragraf 22 w wersji filmowej jest - IMHO - dużo gorszy od książki. A "smaczków" jak te opisywane tutaj - w filmie nie ma.Grzechu pisze:Dzięki za info!crolick pisze:W środę o 20 na 'Ale Kino'!
Już myślałem, że się nie doczekam i nigdy nie obejrzę. (A książka szła mi wyjątkowo opornie - podchodziłem ze cztery razy i nigdy nie przebrnąłem dalej niż kilkadziesiąt stron... )
X
Myślisz, że było zagrożenie, które im umknęło; problem, którego nie poruszyli; aspekt, którego nie rozpatrywali; pomysł, na który nie wpadli; rozwiązanie, którego nie znaleźli?!?
Choć raz zgadzam się z "przedpiścą" bez zastrzeżeń.Ksenofont pisze:Paragraf 22 w wersji filmowej jest - IMHO - dużo gorszy od książki. A "smaczków" jak te opisywane tutaj - w filmie nie ma.
Film jest na tyle słaby, że go nie pamiętam, choć widziałem.
Yossariana i Minderbindera z książki pamiętam aż za dobrze.
Że nie wspomnę o majorze Majorze Majorze Majorze (jak to w filmie pokazać?).
Wrażenia na temat stylu doradzam podczas "Tańca z gwiazdami". Mój post odnosi się do fałszywej "informacji", że Amerykanie mieli jakoby "tak dużo pilotów", ale tu jest niestety potrzebne czytanie ze zrozumieniem, a nie punktacja stylu.Ksenofont pisze:Styl G.Cz. poprawia się z postu na post, ale jeszcze musi potrenować cierpliwość w czytaniu cudzych postów.Bukowa pisze:G.Cz. napisał cyt.: "pilotów zawsze było za mało, nigdy za dużo".
I stąd właśnie, Drogi Ksenofoncie "Paragraf 22"
Nie napisałem, że Amerykanie mieli za dużo pilotów, ale że w 1945 roku niechętnie szkolili nowych.
To prawdziwa rewelacja. W której szkole szybowcowej USAAF lub USMC tego uczono? I z wykorzystaniem jakich prądów - termicznych, fali zboczowej, fali górskiej?Ksenofont pisze:A to, że pilotów szybowców transportowych Amerykanie trenowali w lotach z wykorzystaniem prądów wnoszących - to zupełnie inna historia.
- Jacek Bernacki
- Posty: 431
- Rejestracja: 2007-03-15, 13:32
- Lokalizacja: Siecień k/Płocka