Strona 1 z 2

Tury

: 2007-01-02, 15:47
autor: Grzechu
Zawsze mnie to intrygowało...

W paru miejscach wyczytałem, że załogi amerykańskich bombowców podczas II WŚ miały do wykonania 25 misji bojowych i kończyły turę.
Co działo się z nimi potem? (Oczywiście przy założeniu, że ze wszystkich misji udało się wrócić na aliancką stronę, bo też przypomina mi się prawdopodobieństwo zestrzelenia nad Europą na poziomie 4%!)
Czy byli zwalniani z wojska?
Lub przenoszeni na stanowiska na ziemi?
A może przysługiwał jakiś okres (jaki?) odpoczynku, po czym zaczynała się kolejna tura?
Czy tylko u Amerykanów stosowane było takie rozwiązanie?
Czy ta sama zasada obowiązywała również na Pacyfiku?
Byli jacyś rekordziści?

: 2007-01-02, 15:51
autor: ps-man
W "Ślicznotce z Memphis" :D załoga o niczym innym nie mówiła, tylko o tym jak po 25. misji będzie się relaksować w kraju. :) :) :) :-D Czyli koniec służby? :?

: 2007-01-05, 23:32
autor: janik41
Grzesiu gdzieś czytałem, że były przydzielane do zadań nie bojowych, często do szkół lotniczych jednostek transportowych, oraz transportu samolotów przez atlantyk. Część załóg wracała do latania bojowego w następnych turach.

Re: Tury

: 2007-01-07, 18:48
autor: Ksenofont
Grzechu pisze:Zawsze mnie to intrygowało...
W paru miejscach wyczytałem, że załogi amerykańskich bombowców podczas II WŚ miały do wykonania 25 misji bojowych i kończyły turę.
Dość dobrze zostało to opisane w "Paragrafie 22" Josepha Hellera - goraco polecam.
Grzechu pisze:Co działo się z nimi potem? (Oczywiście przy założeniu, że ze wszystkich misji udało się wrócić na aliancką stronę, bo też przypomina mi się prawdopodobieństwo zestrzelenia nad Europą na poziomie 4%!)
Prawdopodobieństwo zestrzelania było różne, w zależności od okresu, terenu, typu samolotu.
Co zabawne czasem się to zmieniało: brytyjskie dywizjony latające na Stirlingach (samolotach powolnych i nisko latających) miały w roku 1941 straty największe z RAFu, a w 1943 roku (gdy Niemcy celowali wyżej i szybciej) najmniejsze.
Grzechu pisze:Czy byli zwalniani z wojska?
Nigdy!
Grzechu pisze:Lub przenoszeni na stanowiska na ziemi?
Zawsze!
Zostawali instruktorami albo instruowanymi, trafiali do sztabów lub na imprezy reklamujące pożyczkę wojenną (taki był los załogi Memphis Belle). Z reguły dostawali awans.
Grzechu pisze:A może przysługiwał jakiś okres (jaki?) odpoczynku, po czym zaczynała się kolejna tura?
Okres odpoczynku był zależny od okresu wojny - w 1945 roku Amerykanie niechętnie szkolili nowych pilotów - tak dużo ich mieli.
Grzechu pisze:Czy tylko u Amerykanów stosowane było takie rozwiązanie?
Nie. Takie (lub podobne) rozwiazanie było stosowane we wszystkich państwach mających lotnictwo do utrzymywania kolonii. Państwa kontynentalne (Niemcy, Sowieci) mieli nieco inny system.
Grzechu pisze:Czy ta sama zasada obowiązywała również na Pacyfiku?
Tak.
Grzechu pisze:Byli jacyś rekordziści?
Byli, ale w czym? W ilości misji, czy tur? Bo - jak napisałem wyżej - sytuacja (ilość misji na turę, ilość tur) była zmienna.

Tutaj jest link do historii Memphis Belle http://en.wikipedia.org/wiki/Memphis_Belle_%28B-17%29 z niego możez sobie posurfować po losach np. Roberta Morgana http://en.wikipedia.org/wiki/Robert_Morgan i innych pilotów amerykańskich - niemal każdy ma stronę w Wikipedii. Poszukaj też na polskich stronach o naszych pilotach walczących w RAF - tam system był nuiemal identyczny.

Wszystkiego najlepszego w Nowym Roku
Ksenofont

: 2007-01-09, 09:47
autor: SmokEustachy
ps-man pisze:W "Ślicznotce z Memphis" :D załoga o niczym innym nie mówiła, tylko o tym jak po 25. misji będzie się relaksować w kraju. :) :) :) :-D Czyli koniec służby? :?
Tak - o to chodzi w turze. Czasem po turze nasi np szli na studia.
A fanatycy - nastepna tura.

: 2007-01-10, 15:19
autor: Speedy
Hej

A ja od siebie jeszcze uzupełnię że maksymalnie można było odbyć 3 tury. Richard Bong (pilot myśliwski) o ile pamiętam miał właśnie tyle.

: 2007-01-13, 16:13
autor: kwato
Henryk Kwiatkowski (czlonek zalogi w 300 db) we wspomnieniach "Bomby poszly" pisze o 32 lotach w ramach tury ( chyba 1942 lub 43).

: 2007-01-13, 19:32
autor: Krzysztof Miller
kwato pisze:Henryk Kwiatkowski (czlonek zalogi w 300 db) we wspomnieniach "Bomby poszly" pisze o 32 lotach w ramach tury ( chyba 1942 lub 43).
Przy czym potem wylatał - jako ochotnik (miał też oferty zostania instruktorem) - drugą, w samodzielnej eskadrze w Brindisi. Potem latał jako pilot transportowej Dakoty po całym świecie.

Re: Tury

: 2008-04-08, 16:58
autor: G. Cz.
Ksenofont pisze:
Grzechu pisze:A może przysługiwał jakiś okres (jaki?) odpoczynku, po czym zaczynała się kolejna tura?
Okres odpoczynku był zależny od okresu wojny - w 1945 roku Amerykanie niechętnie szkolili nowych pilotów - tak dużo ich mieli.
Trochę tutaj za daleko zabrnęły niektóre stwierdzenia. Amerykanie nigdy, w żadnym roku wojny, nie mieli za dużo pilotów i był to strategiczny błąd szkoleniowy amerykańskich sił zbrojnych. Amerykanie postawili na inżynierskie wykształcenie pilotów i szkolili ich do stopnia podporucznika, gdy inne państwa postawiły na mniejszą dozę wiedzy inżynierskiej i system podoficerski, który w praktyce nie okazał się gorszy, a tylko odrobinę inny.

Było wręcz odwrotnie niż się sądzi w ramach mitologii o Stanach Zjednoczonych, które rzekomo wszystkiego miały pod dostatkiem podczas II wojny - pilotów zawsze bylo za mało, nigdy za dużo. Dochodziło z tego powodu do łamania prawa, jak np. pilotowanie szybowców przez jednego pilota, albo przez pilota i jednego zestrachanego piechocińca, który miał się "przyglądać i uczyć się", co oczywiście jest kpiną. Wyłącznie z dramatycznego braku pilotów, a nie z rzekomego ich nadmiaru, zmuszano pilotów C-47 do pilotowania szybowców, jeśli oczywiście akurat jakimś cudem gdzieś zaplątało się kilku za dużo pilotów C-47.

Na Dalekim Wschodzie przez całą wojnę brakowało pilotów transportowych i szybowcowych i z tego powodu nigdy nie odbył się tam poważniejszy desant, mimo gotowości do tego całej 11. DPD. Całą tę dywizję trzeba było w końcu przeszkolić do roli pseudomarines, aby wykonywała desanty nie powietrzne, a morskie i stało się tak wyłącznie z powodu braku pilotów. 3/4 szybowców CG-4A poszło na przemiał, bo zabrakło do nich pilotów - chciano wyszkolić ponad 10 tys. podporuczników-pilotów szybowcowych a zdążono wyszkolić tylko niespełna 6 tys.

: 2008-04-08, 19:34
autor: Bukowa
G.Cz. napisał cyt.: "pilotów zawsze było za mało, nigdy za dużo".
I stąd właśnie, Drogi Ksenofoncie "Paragraf 22" :-)
Pozdrowienia
Robert

: 2008-04-08, 19:41
autor: crolick
Bukowa pisze:I stąd właśnie, Drogi Ksenofoncie "Paragraf 22" :-)
W środę o 20 na 'Ale Kino'! Obrazek

: 2008-04-08, 22:48
autor: Grzechu
crolick pisze:W środę o 20 na 'Ale Kino'! Obrazek
Dzięki za info!
Już myślałem, że się nie doczekam i nigdy nie obejrzę. (A książka szła mi wyjątkowo opornie - podchodziłem ze cztery razy i nigdy nie przebrnąłem dalej niż kilkadziesiąt stron... :oops: )
Przy okazji: na Ale Kino i TCM emitowane będą od czasu do czasu (niedawno były premiery na tych kanałach) 'Najdłuższy dzień" i 'O jeden most za daleko'.
Ale terminów emisji nie znam - trzeba poszukać...

: 2008-04-09, 08:49
autor: Ksenofont
Bukowa pisze:G.Cz. napisał cyt.: "pilotów zawsze było za mało, nigdy za dużo".
I stąd właśnie, Drogi Ksenofoncie "Paragraf 22" :-)
Styl G.Cz. poprawia się z postu na post, ale jeszcze musi potrenować cierpliwość w czytaniu cudzych postów.

Nie napisałem, że Amerykanie mieli za dużo pilotów, ale że w 1945 roku niechętnie szkolili nowych.

A to, że pilotów szybowców transportowych Amerykanie trenowali w lotach z wykorzystaniem prądów wnoszących - to zupełnie inna historia.
Grzechu pisze:
crolick pisze:W środę o 20 na 'Ale Kino'! Obrazek
Dzięki za info!
Już myślałem, że się nie doczekam i nigdy nie obejrzę. (A książka szła mi wyjątkowo opornie - podchodziłem ze cztery razy i nigdy nie przebrnąłem dalej niż kilkadziesiąt stron... :oops: )
Paragraf 22 w wersji filmowej jest - IMHO - dużo gorszy od książki. A "smaczków" jak te opisywane tutaj - w filmie nie ma.

X

: 2008-04-09, 08:54
autor: Tzaw1
Ksenofont pisze:Paragraf 22 w wersji filmowej jest - IMHO - dużo gorszy od książki. A "smaczków" jak te opisywane tutaj - w filmie nie ma.
Choć raz zgadzam się z "przedpiścą" bez zastrzeżeń.
Film jest na tyle słaby, że go nie pamiętam, choć widziałem.
Yossariana i Minderbindera z książki pamiętam aż za dobrze.
Że nie wspomnę o majorze Majorze Majorze Majorze (jak to w filmie pokazać?).

: 2008-04-09, 09:43
autor: G. Cz.
Ksenofont pisze:
Bukowa pisze:G.Cz. napisał cyt.: "pilotów zawsze było za mało, nigdy za dużo".
I stąd właśnie, Drogi Ksenofoncie "Paragraf 22" :-)
Styl G.Cz. poprawia się z postu na post, ale jeszcze musi potrenować cierpliwość w czytaniu cudzych postów.

Nie napisałem, że Amerykanie mieli za dużo pilotów, ale że w 1945 roku niechętnie szkolili nowych.
Wrażenia na temat stylu doradzam podczas "Tańca z gwiazdami". Mój post odnosi się do fałszywej "informacji", że Amerykanie mieli jakoby "tak dużo pilotów", ale tu jest niestety potrzebne czytanie ze zrozumieniem, a nie punktacja stylu.
Ksenofont pisze:A to, że pilotów szybowców transportowych Amerykanie trenowali w lotach z wykorzystaniem prądów wnoszących - to zupełnie inna historia.
To prawdziwa rewelacja. W której szkole szybowcowej USAAF lub USMC tego uczono? I z wykorzystaniem jakich prądów - termicznych, fali zboczowej, fali górskiej?

: 2008-04-09, 09:43
autor: Jacek Bernacki
A Ojciec Majora Majora? Nieproducent lucerny?
Po lekturze "Paragrafu" jest to mój wymarzony zawód. :D