Scholz i Orban nie są siebie warci. Tego drugiego z Putinem łączą nie tylko interesy ekonomiczne, ale przede wszystkim zbieżne poglądy polityczne na kształt państwa i władzy. A to bardzo łączy. Szczególnie, że Orban ma swego rodzaju "pecha" gdyż doszedł do władzy już wówczas, gdy Węgry były w UE i teraz musi się zmagać z tym faktem zmieniając ustrój kraju na niedemokratyczny. A to mu potężnie utrudnia jednak tę robotę.Scholz i Orban są siebie warci i wiadomo czemu tak postępują.
Orban jest zapewne wściekły na Putina, że ten tak głupio utrudnił mu robotę i postawił go w arcy-niezręcznej sytuacji. Ale to nijak nie wpływa na jego stosunek do Putina. Może tylko o tyle, że się trochę przestraszył - uważał, że ma do czynienia z rozsądnym facetem, a tu okazało się, że nie za bardzo. Ale, jeżeli Putin utrzyma się u władzy a wojna się w końcu skończy, dogada się z nim z powrotem. Lub, jeżeli Putin u władzy się nie utrzyma, dogada się szybko z jego następcami.
A Szolc objął władzę w kraju, który do tej pory zakładał dość naiwnie, że Putina można ucywilizować, czy raczej oswoić. I który nieopacznie uzależnił się w dużej mierze od importu surowców energetycznych. Ma więc problem i musi jakoś sobie z nim poradzić. Równocześnie zając się poważnie armią, która jest w proszku (z tego co można się zorientować). No i Niemcy mają jednak takie poglądy jakie mają - to też musi brać pod uwagę. Jak sądzę jednak, Niemcy dla Ukrainy są w stanie zrobić sporo. Ale raczej "po cichu". Także w zakresie dostaw uzbrojenia (choć niekoniecznie swojego).
Więc porównanie Scholza do Orbana jest absurdalne. Bo Niemcy już zmieniają swą politykę wobec Rosji, a Węgry nie robią z tym nic.