Stopnie oficerskie Royal Navy
-
- Posty: 4485
- Rejestracja: 2006-05-30, 08:52
- Lokalizacja: Gdańsk
Stopnie oficerskie Royal Navy
Rozmaite rangi oficerskie (niekoniecznie o charakterze trwałych stopni, raczej tylko w sensie nazw pełnionych funkcji) pojawiły się w Anglii dużo wcześniej niż regularna marynarka wojenna, którą można by określić jako państwową. Oczywiście od wczesnego średniowiecza istniały też okręty ściśle królewskie, lecz większe floty powstawały zawsze jako doraźne zbieraniny jednostek różnego pochodzenia i własności. Pierwsi znani z dokumentów dowódcy angielskich okrętów nosili tytuł rektora (rector) lub szypra (master), a z uwagi na ich czołową pozycję nazywani byli też często „domini”. Znamy ich co najpóźniej od początku XIII w. Często obsadzano po dwóch rektorów na każdym dużym okręcie. Na szczególnie wielkich jednostkach trafiało się (dość rzadko) tworzenie rangi „head-master” ponad rektorami. Z kolei niższe od nich funkcje oficerskie (z okazjonalnym dowodzeniem bardzo małymi jednostkami) pełnili konstable (constables). Ważną rolę odgrywali szturmani (sturmanni) albo piloci, lecz trudno zgadnąć, czy traktowano ich jeszcze jako oficerów, czy już jako podoficerów. Już wtedy istniała ranga „captain”. Oczywiście słowo to pochodzi z łaciny, gdzie „capitanes” to „naczelny, dowódca”, od „capitalis”, czyli „główny” i „caput”, czyli „głowa”. Jest więc jasne, że NIE MOGŁO BYĆ MOWY o umieszczaniu „kapitana marynarki” wśród oficerów młodszych. Wręcz przeciwnie, termin sugerował naczelne dowództwo i tak właśnie było – kapitanowie dowodzili całymi zespołami okrętów, pełnili więc de facto rolę admirałów. Ta wypływająca prosto z etymologii funkcja kapitana (captain) utrzymała się jeszcze dłużej w innych marynarkach, gdzie kapitanami (capitano) byli dowódcy całych rodzajów sił (np. galer) we flocie. Nie był to (captain) jedyny tytuł, jakim przed końcem XIII obdarzano admirałów w Anglii – dokumenty wzmiankują o „sędziach” (justices), „przywódcach i gubernatorach” (leaders and governors), „przywódcach i konstablach” (leaders and constables), „utrzymujących wybrzeże morskie” (keepers of the sea-coast). Nazwa admirała, jako zwierzchnika wszystkich okrętów na danym obszarze, pojawia się oficjalnie w 1297 r. (chociaż wydaje się, że występowała już trochę wcześniej w odniesieniu do cudzoziemców). Tytuł taki (Admiral of the Sea of the King of England) otrzymał oficer, którego właściwą funkcją było „Captain of the king’s sailors and mariners”. Potem było z reguły kilku takich „captainów” z tytułami admirała. Od 1360 r. jeden z nich pełnił FUNKCJĘ „High Admiral” („wielki admirał”), czyli naczelnego dowódcy wszystkich zespołów. Za Elżuni I, kiedy powstały zaczątki prawdziwej Royal Navy jako stałej, a nie doraźnie zbieranej marynarki państwowej, ów oficer najwyższy stopniem nosił już tytuł „Lord High Admiral” („lord wielki admirał”). W XIV w. oficerami na okręcie byli też „pisarz” (clerk) jako prototyp płatnika czy intendenta oraz cieśla. W związku z rozpowszechnianiem się tytułu admirała, gdzieś koło ostatniej ćwiartki XIV w. zarysowała się tendencja, by rangę „captain” przenieść na dowódcę dużego okrętu. Drugim powodem była specyfika wojskowego użycia jednostek pływających w średniowieczu. Na ogół służyły one tylko do dowiezienia (na wybrzeże przeciwnika lub na akwen bitwy) oddziału zbrojnych, którzy tak naprawdę rozstrzygali losy walki. Dowódcą tej kompanii rycerzy lub najemników był „captain”, który z racji pochodzenia, tytułów, koneksji i roli w starciu, sprawował naczelne dowództwo. Stopniowo dotychczasowy dowódca, szyper (master) przekształcał się w przewoźnika, odpowiedzialnego za żeglugę, maszty, liny, żagle i inne takie tam nieważne rzeczy, nieprzystające do dumy rycerza. Pod koniec XVI w., kiedy istniała prawdziwa Royal Navy w nowoczesnym tego słowa znaczeniu, kapitan był już regularnym, stałym – a nie doraźnym - dowódcą dużego okrętu, zaś szyper przejął na takiej jednostce stałą funkcję nawigatora.
Nikomu by wówczas przez myśl nie przeszło, że na okręcie może być ktoś „główniejszy” od naczelnego, głównego dowódcy (captaina), gdyż to byłby bezsens terminologiczny! Na lądzie sytuacja wyglądała nieco inaczej – kapitan dowodził niepodzielnie kompanią, ale kilka kompanii składało się jednostkę wyższego rzędu (nadającą się zresztą w razie potrzeby do walki w formacji zwartej), które po kilka grupowano w jeszcze większe itd. - dla nich potrzebni byli kolejni dowódcy o coraz wyższym stopniu. Tymczasem na morzu kilku okrętów nie wiązano linami w „większe jednostki”, zaś zespołami żaglowców dowodzili admirałowie. Zatem żaden szczebel pośredni między admirałem a captainem-dowódcą okrętu nie był ani wymagany, ani możliwy. Kapitan marynarki znajdował się rzeczywiście w sytuacji pierwszego pod Bogu na swoim okręcie, a wraz z tym cieszył się wysokim prestiżem społecznym i służbowym.
Chronologicznie to jest właśnie punkt wyjścia do interesujących nas rozważań i można by powiedzieć, że cały ten wstęp był zbędny (wielu na pewno tak powie, siak czy owak). Chciałem jednak pokazać, że „prawdziwy” kapitan marynarki (captain) nie tylko nie wywodził się z jakiejś grupy oficerów niższych rangą, ale wręcz przeciwnie – zgodnie z sensem tego słowa we wszystkich językach, oznaczał w pełni dowódcę i to najpierw dowódcę o funkcji admirała.
Nie jest też jakimś wymysłem specyficznie angielskim, naśladowanym potem przez Amerykanów. Wręcz przeciwnie, kapitan w roli dowódcy okrętu, w logiczny sposób trafił do niemal WSZYSTKICH europejskich marynarek, jakie znam: francuski Capitaine, niemiecki i austriacki Kapitaen, włoski Capitano, rosyjski Kapitan, hiszpański Capitán, holenderski Kapitein. To właśnie Skandynawowie ze swoimi Kommendoerami stanowili osobliwy wyjątek – na dodatek przynajmniej w Szwecji wiązał się on z długo żywioną wśród szlachty pogardą dla tego rodzaju sił zbrojnych, niskimi pensjami, brakiem łupów.
Dalszy rozwój stopni oficerskich w Royal Navy wymaga osobnego tekstu. Ze względów chronologicznych warto jednak wspomnieć już tutaj, że koło 1580 r. pojawił się stopień porucznika marynarki (lieutenant), a kilkadziesiąt lat wcześniej tytuł i funkcja (jeszcze nie stopień) kontradmirała. Wiceadmirałów (także w sensie funkcji i tytułu) znano nawet w XIV w.
K.G.
Nikomu by wówczas przez myśl nie przeszło, że na okręcie może być ktoś „główniejszy” od naczelnego, głównego dowódcy (captaina), gdyż to byłby bezsens terminologiczny! Na lądzie sytuacja wyglądała nieco inaczej – kapitan dowodził niepodzielnie kompanią, ale kilka kompanii składało się jednostkę wyższego rzędu (nadającą się zresztą w razie potrzeby do walki w formacji zwartej), które po kilka grupowano w jeszcze większe itd. - dla nich potrzebni byli kolejni dowódcy o coraz wyższym stopniu. Tymczasem na morzu kilku okrętów nie wiązano linami w „większe jednostki”, zaś zespołami żaglowców dowodzili admirałowie. Zatem żaden szczebel pośredni między admirałem a captainem-dowódcą okrętu nie był ani wymagany, ani możliwy. Kapitan marynarki znajdował się rzeczywiście w sytuacji pierwszego pod Bogu na swoim okręcie, a wraz z tym cieszył się wysokim prestiżem społecznym i służbowym.
Chronologicznie to jest właśnie punkt wyjścia do interesujących nas rozważań i można by powiedzieć, że cały ten wstęp był zbędny (wielu na pewno tak powie, siak czy owak). Chciałem jednak pokazać, że „prawdziwy” kapitan marynarki (captain) nie tylko nie wywodził się z jakiejś grupy oficerów niższych rangą, ale wręcz przeciwnie – zgodnie z sensem tego słowa we wszystkich językach, oznaczał w pełni dowódcę i to najpierw dowódcę o funkcji admirała.
Nie jest też jakimś wymysłem specyficznie angielskim, naśladowanym potem przez Amerykanów. Wręcz przeciwnie, kapitan w roli dowódcy okrętu, w logiczny sposób trafił do niemal WSZYSTKICH europejskich marynarek, jakie znam: francuski Capitaine, niemiecki i austriacki Kapitaen, włoski Capitano, rosyjski Kapitan, hiszpański Capitán, holenderski Kapitein. To właśnie Skandynawowie ze swoimi Kommendoerami stanowili osobliwy wyjątek – na dodatek przynajmniej w Szwecji wiązał się on z długo żywioną wśród szlachty pogardą dla tego rodzaju sił zbrojnych, niskimi pensjami, brakiem łupów.
Dalszy rozwój stopni oficerskich w Royal Navy wymaga osobnego tekstu. Ze względów chronologicznych warto jednak wspomnieć już tutaj, że koło 1580 r. pojawił się stopień porucznika marynarki (lieutenant), a kilkadziesiąt lat wcześniej tytuł i funkcja (jeszcze nie stopień) kontradmirała. Wiceadmirałów (także w sensie funkcji i tytułu) znano nawet w XIV w.
K.G.
Panie Krzysztofie,
Czy uprawnione byłoby okreslenie ze "captain" był dowódca jednostki liniowej (póżniejsze "Capital ship") i dowodził na okrecie tym porucznikami (np "1st Lieutenant" -zdo, 5th Lieutenant "nawigator", ) ? Czy z chwilą gdy taki "Lieutenant" dostawał w dowództwo pryz lub mniejsza jednostke nie stawał się "porucznikiem dowodzącym" ("Lieutenant Commander)"? Kontynuując czy "Flag Lieutenant" nie był odpowiednikiem szefa sztabu zespołu? Czy powstanie stopnia "commander" nie było zwiazane z niejako sformalizowaniem istnienia dużej grupy oficerów "czymś tam" dowodzącym , czymś co byłoby niejako"niegodne" dla "Captain'a"? Czy zatem nie padliśmy ofiarą pewnego złudzenia, że jeśli jakiś stopień brytyjski ma w nazwie człon "Commander", to jest to automatycznie jakiś nasz komandor? Wydaje mi się ze jeśli zaczelibysmy myśleć o LtCdr jako "poruczniku dowodzącym" (czyli naszym miedzywojennym kapitanie - poruczniku) to doszlibyśmy do wniosku że Brytyjczycy przesuneli swojego LtCdr do grupy oficerów starczych (w systemie OFOF) troszkę na wyrost.
Czy uprawnione byłoby okreslenie ze "captain" był dowódca jednostki liniowej (póżniejsze "Capital ship") i dowodził na okrecie tym porucznikami (np "1st Lieutenant" -zdo, 5th Lieutenant "nawigator", ) ? Czy z chwilą gdy taki "Lieutenant" dostawał w dowództwo pryz lub mniejsza jednostke nie stawał się "porucznikiem dowodzącym" ("Lieutenant Commander)"? Kontynuując czy "Flag Lieutenant" nie był odpowiednikiem szefa sztabu zespołu? Czy powstanie stopnia "commander" nie było zwiazane z niejako sformalizowaniem istnienia dużej grupy oficerów "czymś tam" dowodzącym , czymś co byłoby niejako"niegodne" dla "Captain'a"? Czy zatem nie padliśmy ofiarą pewnego złudzenia, że jeśli jakiś stopień brytyjski ma w nazwie człon "Commander", to jest to automatycznie jakiś nasz komandor? Wydaje mi się ze jeśli zaczelibysmy myśleć o LtCdr jako "poruczniku dowodzącym" (czyli naszym miedzywojennym kapitanie - poruczniku) to doszlibyśmy do wniosku że Brytyjczycy przesuneli swojego LtCdr do grupy oficerów starczych (w systemie OFOF) troszkę na wyrost.
...nie dostaje pieniędzy za bycie zdenerwowanym...
-
- Posty: 4485
- Rejestracja: 2006-05-30, 08:52
- Lokalizacja: Gdańsk
W ogólnych zarysach ma Pan rację. Ale widzę, że zżera Pana niecierpliwość
, a ja już taki jestem - systematyczny, lecz powolny. Oznacza to, że historia będzie się jeszcze ciągnąć. Wyjaśni się przy tym, że chociaż pochodzenie słowa "commander" istotnie było takie, jednak ewolucja znacznie bardziej skomplikowana, przez co niektóre wnioski chyba zbyt pochopne. Cierpliwości.
Pozdrawiam, Krzysztof Gerlach
Pozdrawiam, Krzysztof Gerlach
Panie Krzysztofie,
Nie ponaglam Pana ani troszke, pamietam jednak że w Pana artykułach o flotach żaglowych wspominał Pan o czymś podobnym. Czekam więc na Pański post, a tymczasem odkopię te artykuły i przeczytam jeszcze raz.
pozdrawiam,
Tomasz Witkiewicz
Nie ponaglam Pana ani troszke, pamietam jednak że w Pana artykułach o flotach żaglowych wspominał Pan o czymś podobnym. Czekam więc na Pański post, a tymczasem odkopię te artykuły i przeczytam jeszcze raz.
pozdrawiam,
Tomasz Witkiewicz
...nie dostaje pieniędzy za bycie zdenerwowanym...
-
- Posty: 4485
- Rejestracja: 2006-05-30, 08:52
- Lokalizacja: Gdańsk
Lieutenant w ciągu wieków historii był tłumaczony w najróżniejszy sposób, a im bliżej współczesności, tym bardziej odlegle od pierwowzoru.
Trzeba znów wyjść od znaczenia samego słowa. Lieu = miejsce; tenant = trzymający. Zatem w sumie chodziło o oficera, który otrzymał miejsce, funkcję, władzę powierzoną mu przez starszego stopniem, właściwego dowódcę. W terminologii staropolskiej „powierzenie” miało postać „poruczenie”, a ten, komu wyższy dowódca powierzył dowodzenie w swoim zastępstwie był PORUCZNIKIEM – jak wiadomo niezwykle wysoka ranga w chorągwiach polskiego autoramentu, często nominalnie dowodzonych przez rozmaitych dygnitarzy, którzy na polu bitwy w ogóle się nie pokazywali. Na pokładzie angielskiego okrętu jedyną osobą mogącą „powierzyć część odpowiedzialności młodszym oficerom” był kapitan (captain), zatem jego bezpośredni podwładni stali się NIEMAL WSZYSCY porucznikami. Pomijam w tej chwili rozmaite nie-bojowe funkcje oficerskie (intendent czy płatnik, lekarz – nie chirurg). Jedynym wyjątkiem pozostał master (nawigator, szyper), który z racji swej pozycji społecznej i pochodzenia zawodowego (z reguły przybysz z marynarki handlowej) znajdował się w przedziwnej sytuacji – w hierarchii „salutowo-lampasowej” stał za najmłodszym porucznikiem, prawie bez szans na stopień i funkcję kapitana (chyba że poprzez zdanie egzaminu na porucznika i zaczynanie całej kariery od nowa), ale z wyższą pensją niż pierwszy oficer, lepszym miejscem na okręcie i bardzo częstym przejmowaniem dowodzenia całym okrętem na polecenia kapitana.
Porucznik był STOPNIEM. Bardzo długo na okrętach ( i to wyłącznie dużych) znajdował się tylko jeden porucznik, pełniący FUNKCJĘ pierwszego oficera. W późniejszych wiekach liczba poruczników bardzo wzrosła – np. w 1807 r. brytyjski liniowiec pierwszej rangi miał aż 8 poruczników. WSZYSCY ONI BYLI RÓWNI STOPNIEM, nie istniało też żadne zróżnicowanie rangi czy tytułu. Natomiast służbową hierarchię zachowywano przez ścisłe uwzględnianie stażu w tym stopniu. Porucznik z najdłuższym stażem porucznikowskim AUTOMATYCZNIE wykonywał zadania i miał władzę pierwszego oficera, następny - drugiego itd. Nie używano jednak terminów „I oficer”, „II oficer” itd., lecz „pierwszy porucznik”, „drugi porucznik” itp. Te ostatnie oznaczały tylko CZASOWE stanowiska, znikające wraz z zejściem z danego okrętu. Mogło się teoretycznie zdarzyć (chociaż jest niezwykle mało prawdopodobne, aby zdarzyło się faktycznie), że „pierwszy porucznik” na jednym żaglowcu, przechodząc na inny stawał się „ósmym porucznikiem”, jeśli wszyscy pozostali byli od niego starsi stażem. To, czy porucznik służył na najmniejszej korwecie czy na największym liniowcu, nie wpływało w ogóle na rangę, chociaż odbijało się w pensji. Ciekawostką – do której trzeba będzie później wrócić poważniej – jest fakt, że samo zdanie egzaminów na porucznika, nie czyniło oficerem. Dopiero, gdy jakiś kapitan okrętu zgodził się przyjąć delikwenta na pokład swojej jednostki właśnie w charakterze porucznika, zostawał już nim na stałe (a przynajmniej do czasu awansu, śmierci lub wyrzucenia z marynarki wyrokiem sądu wojennego).
Z czasem Royal Navy rosła, a okręty się różnicowały. Uważano, że tak wysoka ranga jak captain nie pasuje do jakiegoś kutra czy brygu, więc dowództwo najmniejszych jednostek powierzano porucznikom. Taki porucznik był już w pełni dowódcą okrętu, zatem kapitanem, i jego podwładni mówili do niego „captain”. Z grzeczności tak się też zwracali zwierzchnicy. Dla wszystkich było jednak oczywiste, że prawdziwym stopniem owego oficera był ciągle „porucznik” (lieutenant) i po zdaniu dowództwa mógł już nigdy nie otrzymać następnego. Ponieważ ci wybrani porucznicy pełnili FUNKCJE dowódców, często określano ich również mianem „lieutenant commander”, czyli porucznik dowodzący. To JEDNAK NIE BYŁ ŻADEN STOPIEŃ ANI TYTUŁ, po ustaniu dowodzenia znikał (ta nazwa jeszcze powróci, lecz w zupełnie innym kontekście). Na tych najmniejszych jednostkach nie zatrudniano nawigatorów (masters), ale co najwyżej pomocników nawigatora (master’s mates). Zatem ów porucznik dowodzący pełnił zarazem obowiązki nawigatora.
Gdzieś w latach 1640. czy 1650. uznano, że na poruczniko-nawigatorach (mój neologizm) dowodzących NAJWIĘKSZYMI spośród okrętów nie zasługujących na prawdziwego kapitana – co WÓWCZAS oznaczało jednostki 6 rangi – ciąży jednak bardzo duża odpowiedzialność i należy im się jakieś uznanie i wyróżnienie, nie tylko tymczasowe. Pojawił się więc STOPIEŃ „master and commander” (czyli „szyper i dowódca” albo „nawigator i dowódca” – współcześni amatorzy sztuki filmowej zostali z powodu tej rangi obdarzeni monstrualnie głupim polskim tytułem „Pan i Władca”). To właśnie dość złożona ewolucja stopnia „master and commander” oraz zakresu jego obowiązków będzie dla nas najważniejsza, ale o tym już następnym razem.
K.G.
Trzeba znów wyjść od znaczenia samego słowa. Lieu = miejsce; tenant = trzymający. Zatem w sumie chodziło o oficera, który otrzymał miejsce, funkcję, władzę powierzoną mu przez starszego stopniem, właściwego dowódcę. W terminologii staropolskiej „powierzenie” miało postać „poruczenie”, a ten, komu wyższy dowódca powierzył dowodzenie w swoim zastępstwie był PORUCZNIKIEM – jak wiadomo niezwykle wysoka ranga w chorągwiach polskiego autoramentu, często nominalnie dowodzonych przez rozmaitych dygnitarzy, którzy na polu bitwy w ogóle się nie pokazywali. Na pokładzie angielskiego okrętu jedyną osobą mogącą „powierzyć część odpowiedzialności młodszym oficerom” był kapitan (captain), zatem jego bezpośredni podwładni stali się NIEMAL WSZYSCY porucznikami. Pomijam w tej chwili rozmaite nie-bojowe funkcje oficerskie (intendent czy płatnik, lekarz – nie chirurg). Jedynym wyjątkiem pozostał master (nawigator, szyper), który z racji swej pozycji społecznej i pochodzenia zawodowego (z reguły przybysz z marynarki handlowej) znajdował się w przedziwnej sytuacji – w hierarchii „salutowo-lampasowej” stał za najmłodszym porucznikiem, prawie bez szans na stopień i funkcję kapitana (chyba że poprzez zdanie egzaminu na porucznika i zaczynanie całej kariery od nowa), ale z wyższą pensją niż pierwszy oficer, lepszym miejscem na okręcie i bardzo częstym przejmowaniem dowodzenia całym okrętem na polecenia kapitana.
Porucznik był STOPNIEM. Bardzo długo na okrętach ( i to wyłącznie dużych) znajdował się tylko jeden porucznik, pełniący FUNKCJĘ pierwszego oficera. W późniejszych wiekach liczba poruczników bardzo wzrosła – np. w 1807 r. brytyjski liniowiec pierwszej rangi miał aż 8 poruczników. WSZYSCY ONI BYLI RÓWNI STOPNIEM, nie istniało też żadne zróżnicowanie rangi czy tytułu. Natomiast służbową hierarchię zachowywano przez ścisłe uwzględnianie stażu w tym stopniu. Porucznik z najdłuższym stażem porucznikowskim AUTOMATYCZNIE wykonywał zadania i miał władzę pierwszego oficera, następny - drugiego itd. Nie używano jednak terminów „I oficer”, „II oficer” itd., lecz „pierwszy porucznik”, „drugi porucznik” itp. Te ostatnie oznaczały tylko CZASOWE stanowiska, znikające wraz z zejściem z danego okrętu. Mogło się teoretycznie zdarzyć (chociaż jest niezwykle mało prawdopodobne, aby zdarzyło się faktycznie), że „pierwszy porucznik” na jednym żaglowcu, przechodząc na inny stawał się „ósmym porucznikiem”, jeśli wszyscy pozostali byli od niego starsi stażem. To, czy porucznik służył na najmniejszej korwecie czy na największym liniowcu, nie wpływało w ogóle na rangę, chociaż odbijało się w pensji. Ciekawostką – do której trzeba będzie później wrócić poważniej – jest fakt, że samo zdanie egzaminów na porucznika, nie czyniło oficerem. Dopiero, gdy jakiś kapitan okrętu zgodził się przyjąć delikwenta na pokład swojej jednostki właśnie w charakterze porucznika, zostawał już nim na stałe (a przynajmniej do czasu awansu, śmierci lub wyrzucenia z marynarki wyrokiem sądu wojennego).
Z czasem Royal Navy rosła, a okręty się różnicowały. Uważano, że tak wysoka ranga jak captain nie pasuje do jakiegoś kutra czy brygu, więc dowództwo najmniejszych jednostek powierzano porucznikom. Taki porucznik był już w pełni dowódcą okrętu, zatem kapitanem, i jego podwładni mówili do niego „captain”. Z grzeczności tak się też zwracali zwierzchnicy. Dla wszystkich było jednak oczywiste, że prawdziwym stopniem owego oficera był ciągle „porucznik” (lieutenant) i po zdaniu dowództwa mógł już nigdy nie otrzymać następnego. Ponieważ ci wybrani porucznicy pełnili FUNKCJE dowódców, często określano ich również mianem „lieutenant commander”, czyli porucznik dowodzący. To JEDNAK NIE BYŁ ŻADEN STOPIEŃ ANI TYTUŁ, po ustaniu dowodzenia znikał (ta nazwa jeszcze powróci, lecz w zupełnie innym kontekście). Na tych najmniejszych jednostkach nie zatrudniano nawigatorów (masters), ale co najwyżej pomocników nawigatora (master’s mates). Zatem ów porucznik dowodzący pełnił zarazem obowiązki nawigatora.
Gdzieś w latach 1640. czy 1650. uznano, że na poruczniko-nawigatorach (mój neologizm) dowodzących NAJWIĘKSZYMI spośród okrętów nie zasługujących na prawdziwego kapitana – co WÓWCZAS oznaczało jednostki 6 rangi – ciąży jednak bardzo duża odpowiedzialność i należy im się jakieś uznanie i wyróżnienie, nie tylko tymczasowe. Pojawił się więc STOPIEŃ „master and commander” (czyli „szyper i dowódca” albo „nawigator i dowódca” – współcześni amatorzy sztuki filmowej zostali z powodu tej rangi obdarzeni monstrualnie głupim polskim tytułem „Pan i Władca”). To właśnie dość złożona ewolucja stopnia „master and commander” oraz zakresu jego obowiązków będzie dla nas najważniejsza, ale o tym już następnym razem.
K.G.
Panie Krzysztofie,
Jeśli można to mam małe pytanie poboczne.
Pisał Pan kiedyś , w cyklu o okretach Nelsona, o możdzierzowcu "Perseus" przebudowanym z jednostki block-ship. Określił Pan wtedy tą jednostkę, przed przebudową, jako najmniejszy post-captain ship czyli najmniejszy okręt dowodzony przez captaina. Czy zdarzało sie rzeczywiście aby jednostką wielkości korwety, dowodził tak wysoki oficer?
Jeśli można to mam małe pytanie poboczne.
Pisał Pan kiedyś , w cyklu o okretach Nelsona, o możdzierzowcu "Perseus" przebudowanym z jednostki block-ship. Określił Pan wtedy tą jednostkę, przed przebudową, jako najmniejszy post-captain ship czyli najmniejszy okręt dowodzony przez captaina. Czy zdarzało sie rzeczywiście aby jednostką wielkości korwety, dowodził tak wysoki oficer?
Ostatnio zmieniony 2010-05-21, 08:10 przez witte, łącznie zmieniany 1 raz.
...nie dostaje pieniędzy za bycie zdenerwowanym...
-
- Posty: 4485
- Rejestracja: 2006-05-30, 08:52
- Lokalizacja: Gdańsk
Wchodzi tu w grę względność terminu „korweta”, Anglikom długo obcego i formalnie w ogóle nie używanego aż do dobrze zaawansowanego XIX w. Jak okaże się z najbliższego „odcinka”, już w 1681 r. postanowiono, aby dowódcą każdego okrętu mieszczącego się od pierwszej do szóstej rangi był captain. Zatem „master and commander” zszedł na jednostki o piętro niżej. Brytyjczycy jeszcze na przełomie XVIII i XIX w. swoje okręty 6 rangi uważali za małe fregaty, chociaż Francuzi budowali już identyczne co do wielkości i siły korwety. W każdym razie w Royal Navy nie widziano nic dziwnego w powierzaniu dowództwa fregat kapitanom, a że za granicą takie żaglowce inaczej sobie nazywali, to ich niewiele obchodziło. W zasadzie od czasów Cromwella wszystkie okręty mieszczące się w ramach ściśle określonych rang nazywano „post-ships” i dawano dowódcom w stopniu captain, który przez to przekształcił się do pełnej nazwy „post-captain”, ale o tym jeszcze będę pisał. Wspominam już tutaj, ponieważ pod koniec XVIII w. utrwalił się zwyczaj (to nie był oficjalny przepis), że tylko NAJMNIEJSZE żaglowce „nadające” się jeszcze dla prawdziwego kapitana określano mianem „post-ships”. W tym czasie były to okręty 20-, 22- i 24-działowe. Za granicą uważano je za duże korwety (no, chyba że zostały na Anglikach zdobyte – wtedy zmieniały się we wspaniałe fregaty!), ale w Royal Navy należały stale do 6 rangi, więc za dowódców miały post-captainów.
Tyle reguły. Zdarzały się jednak wyjątki. Jeśli dowódca jakiegoś brygu (master and commander albo porucznik, zależnie od wielkości) wyjątkowo się wyróżnił – tzn. np. odziedziczył niespodziewanie wysoki tytuł arystokratyczny, ponieważ wszyscy starsi bracia zginęli nagłą śmiercią – i Admiralicja postanowiła w trybie pilnym awansować go na captaina (liczyły się przecież głosy w Parlamencie, które taki nowo kreowany markiz, hrabia czy książę mógł zapewnić), a nie było akurat pod ręką żadnego „post-shipa”, nadającego się dla niego, wyjście było bardzo proste. Nadawano TYMCZASOWO 6 rangę dowolnemu maleństwu, na którym akurat pływał i już wszystko było w porządku!
Krzysztof Gerlach
Tyle reguły. Zdarzały się jednak wyjątki. Jeśli dowódca jakiegoś brygu (master and commander albo porucznik, zależnie od wielkości) wyjątkowo się wyróżnił – tzn. np. odziedziczył niespodziewanie wysoki tytuł arystokratyczny, ponieważ wszyscy starsi bracia zginęli nagłą śmiercią – i Admiralicja postanowiła w trybie pilnym awansować go na captaina (liczyły się przecież głosy w Parlamencie, które taki nowo kreowany markiz, hrabia czy książę mógł zapewnić), a nie było akurat pod ręką żadnego „post-shipa”, nadającego się dla niego, wyjście było bardzo proste. Nadawano TYMCZASOWO 6 rangę dowolnemu maleństwu, na którym akurat pływał i już wszystko było w porządku!
Krzysztof Gerlach
-
- Posty: 4485
- Rejestracja: 2006-05-30, 08:52
- Lokalizacja: Gdańsk
Zanim przesuniemy się ku młodszym epokom, podsumujmy stan z końca XVII w. Jak wspomniałem, w 1681 r. zdecydowano się przesunąć stopień „captain” na dowódców okrętów wszystkich sześciu wyróżnianych rang. Oznaczało to, że zarówno „master i commander” jak „lieutenant” mogli odtąd dowodzić wyłącznie jednostkami nie mieszczącymi się wśród owych sześciu, czyli komenderowali żaglowcami, do których szybko przylgnęła ogólna nazwa slupów. Jest jasne, że „nawigator i dowódca” dostawał największe z nich, zaś porucznik (w takiej sytuacji FUNKCYJNIE, nie stopniem, lieutenant commander bądź lieutenant-in-command) tylko całkiem malutkie, jak np. niewielkie brygi. Tej reformy nie przeprowadzono zresztą nagłym zrywem, ponieważ jeszcze na liście z 1686 r. „nawigatorzy i dowódcy” dowodzą okrętami 6 rangi i działo się tak chyba aż do 1713 r., kiedy definitywnie wypchnięto ich na slupy. Oczywiście podstawową funkcją poruczników było pełnienie roli podwładnych oficerów na dużych żaglowcach (np. na największych liniowcach - okrętach 1 i 2 rangi - było ich wtedy po trzech).
Nad kapitanami (captain) stali admirałowie. W końcu XVII w. istniał już w pełni wykształcony podział całej Royal Navy na trzy eskadry wyróżniane kolorem flagi – czerwoną, białą i niebieską. Najniższa rangą (niebieska) i druga z kolei (biała) miały po jednym kontradmirale, wiceadmirale i admirale. Natomiast w czerwonej występował tylko kontradmirał i wiceadmirał, ponieważ jej teoretyczny admirał, jako najstarszy stopniem dowódca w całej marynarce, nie był „admirałem czerwonej flagi” lecz „Admirałem Floty”. W rezultacie w całej marynarce mogło być tylko 9 oficerów flagowych, co z czasem zaczęło rodzić coraz większe problemy. Od 1743 zaprzestano więc trzymania się zasady po jednym kontr-, wice- i admirale w każdym kolorze. W 1805 dodano admirała czerwonej flagi, ponieważ i tak już chodziło tylko o stopień, a nie miejsce w rzeczywistym podziale na trzy eskadry.
Oprócz poruczników oraz „prawdziwych” nawigatorów (masters) na pokładach ówczesnych dużych okrętów było jeszcze wiele osób o statusie oficera lub prawie oficera – płatnik, cieśla, chirurg, bosman. Nie mieli oni jednak stałych stopni, ani „komisji” od Admiralicji, pełnili takie funkcje na danej jednostce z racji upoważnienia (warrant) przez Urząd Marynarki, ale po zejściu z niej przestawali mieć jakikolwiek status. Z czasem część z nich – pomimo zachowania przynależności do „warrant officers” - zepchnięto naprawdę do grupy podoficerów (cieśla, bosman), inni (nawigator, chirurg, płatnik, potem kapelan) załapali się na dżentelmenów godnych mieszkać i jadać razem z porucznikami, ale w oficjalnym statusie niewiele to zmieniło.
Ten system okazał się bardzo trwały, zaś zmiany rzadkie i niewielkie. Rosły okręty, a wraz z nimi liczba poruczników na każdym żaglowcu. W 1702 r. zaokrętował się nauczyciel (schoolmaster). Mniej więcej w tym samym czasie przyplątał się kapelan, ale ponieważ prawie do końca XVIII w. na to stanowisko zgłaszały się na ogół najgorsze wyrzutki społeczne i nałogowi pijacy, więc ich status była bardzo niski, większość dowódców starała się nie mieć kapelanów na swoim pokładzie, a oficerowie – wypchnąć ze swojej mesy. Zmieniło się to nieco na lepsze w samym końcu osiemnastego stulecia, a uległo zdecydowanej poprawie na początku następnego.
W XVII w. znano już funkcję komodora – „commodore”. Oczywiście nie chodziło o stopień, tylko o starszego stażem „captaina”, któremu chwilowo powierzono dowodzenie całą eskadrą, czyli postawiono w roli admirała. Tytuł ten znikał wraz z ustaniem chwilowej komendy.
Post-captains, czyli „pełni” kapitanowie, którym podlegały okręty „uszeregowane” wg określonej rangi (posted) oraz mający rangę „captain” – w przeciwstawieniu do „nawigatorów i dowódców” oraz „poruczników dowodzących” obdarzanych mianem kapitanów tylko z grzeczności – zaczęli się dzielić na starszych i młodszych bez żadnego zróżnicowania w NAZWIE, lecz z innymi pensjami i innymi dystynkcjami na mundurach. Byli więc kapitanowie (post-captain) o stażu (w tym stopniu, rzecz jasna) do trzech lat, oraz tacy ze stażem dłuższym. Nie wiem dokładnie, kiedy to się zaczęło, lecz z pewnością było już w całkowicie uznane w 1748 r., ponieważ objawiało się w regulaminie dotyczącym ubiorów. W każdym razie „captain” ze stażem do trzech lat był stawiany na równi z podpułkownikiem armii (lieutenant-colonel), zaś „captain” z dłuższym stażem odpowiadał pułkownikowi w armii lądowej.
Ciekawą ewolucję przechodził „master and commander”, od 1713 r. definitywnie dowodzący tylko dużymi i średnimi slupami (czyli korwetami i największymi brygami). Przez długi czas uważany za ślepą uliczkę (tacy oficerowie znikali z oczu wpływowych admirałów, kierując swoimi okręcikami w odległych patrolach, osłonach małych konwojów, ochronie statków rybackich itp., a tymczasem ich koledzy – porucznicy na flagowcach – awansowali szybko na captainów i przeskakiwali ich w hierarchii na głowę), na początku XIX w. stał się PRAWIE naturalnym szczeblem między porucznikiem (lieutenant) a kapitanem (captain). Jednak gdzieś koło 1794 r. opuszczono owo „master” i został sam „commander”, aczkolwiek zwyczajowo nadal używano formy „master and commander” jeszcze przez kilka-kilkanaście lat. „Commander” odpowiadał pozycją majorowi z armii.
W grudniu 1804 r. pojawiła się zupełnie nowa ranga, chociaż tylko o tymczasowym charakterze. Zauważono, że porucznicy dowodzący brygami są przemęczeni nadmiarem ciążących na nich obowiązków (z powodu niedostatku kadry oficerskiej na takich łupinkach), co z kolei prowadzi do częstych katastrof. Równocześnie istniała cała armia ambitnych młodych ludzi bez protekcji, którzy zdali egzaminy na porucznika, wypracowali odpowiednie staże itd., ale nie mogli znaleźć nikogo, kto chciałby ich zatrudnić na stanowisku oficera, a stąd – zgodnie z prawem – wciąż byli tylko midszypmenami, pomocnikami nawigatorów itp. Otóż teraz wykreowano dla nich stopień podporucznika (sub-lieutenant) i zatrudniono na brygach do pomocy owym porucznikom dowodzącym. Mankamentem pozostawała tymczasowość – po zejściu z takiego okrętu podporucznik tracił stopień i status oficera.
Rozmaite zmiany po wojnach napoleońskich – następnym razem.
K.G.
Nad kapitanami (captain) stali admirałowie. W końcu XVII w. istniał już w pełni wykształcony podział całej Royal Navy na trzy eskadry wyróżniane kolorem flagi – czerwoną, białą i niebieską. Najniższa rangą (niebieska) i druga z kolei (biała) miały po jednym kontradmirale, wiceadmirale i admirale. Natomiast w czerwonej występował tylko kontradmirał i wiceadmirał, ponieważ jej teoretyczny admirał, jako najstarszy stopniem dowódca w całej marynarce, nie był „admirałem czerwonej flagi” lecz „Admirałem Floty”. W rezultacie w całej marynarce mogło być tylko 9 oficerów flagowych, co z czasem zaczęło rodzić coraz większe problemy. Od 1743 zaprzestano więc trzymania się zasady po jednym kontr-, wice- i admirale w każdym kolorze. W 1805 dodano admirała czerwonej flagi, ponieważ i tak już chodziło tylko o stopień, a nie miejsce w rzeczywistym podziale na trzy eskadry.
Oprócz poruczników oraz „prawdziwych” nawigatorów (masters) na pokładach ówczesnych dużych okrętów było jeszcze wiele osób o statusie oficera lub prawie oficera – płatnik, cieśla, chirurg, bosman. Nie mieli oni jednak stałych stopni, ani „komisji” od Admiralicji, pełnili takie funkcje na danej jednostce z racji upoważnienia (warrant) przez Urząd Marynarki, ale po zejściu z niej przestawali mieć jakikolwiek status. Z czasem część z nich – pomimo zachowania przynależności do „warrant officers” - zepchnięto naprawdę do grupy podoficerów (cieśla, bosman), inni (nawigator, chirurg, płatnik, potem kapelan) załapali się na dżentelmenów godnych mieszkać i jadać razem z porucznikami, ale w oficjalnym statusie niewiele to zmieniło.
Ten system okazał się bardzo trwały, zaś zmiany rzadkie i niewielkie. Rosły okręty, a wraz z nimi liczba poruczników na każdym żaglowcu. W 1702 r. zaokrętował się nauczyciel (schoolmaster). Mniej więcej w tym samym czasie przyplątał się kapelan, ale ponieważ prawie do końca XVIII w. na to stanowisko zgłaszały się na ogół najgorsze wyrzutki społeczne i nałogowi pijacy, więc ich status była bardzo niski, większość dowódców starała się nie mieć kapelanów na swoim pokładzie, a oficerowie – wypchnąć ze swojej mesy. Zmieniło się to nieco na lepsze w samym końcu osiemnastego stulecia, a uległo zdecydowanej poprawie na początku następnego.
W XVII w. znano już funkcję komodora – „commodore”. Oczywiście nie chodziło o stopień, tylko o starszego stażem „captaina”, któremu chwilowo powierzono dowodzenie całą eskadrą, czyli postawiono w roli admirała. Tytuł ten znikał wraz z ustaniem chwilowej komendy.
Post-captains, czyli „pełni” kapitanowie, którym podlegały okręty „uszeregowane” wg określonej rangi (posted) oraz mający rangę „captain” – w przeciwstawieniu do „nawigatorów i dowódców” oraz „poruczników dowodzących” obdarzanych mianem kapitanów tylko z grzeczności – zaczęli się dzielić na starszych i młodszych bez żadnego zróżnicowania w NAZWIE, lecz z innymi pensjami i innymi dystynkcjami na mundurach. Byli więc kapitanowie (post-captain) o stażu (w tym stopniu, rzecz jasna) do trzech lat, oraz tacy ze stażem dłuższym. Nie wiem dokładnie, kiedy to się zaczęło, lecz z pewnością było już w całkowicie uznane w 1748 r., ponieważ objawiało się w regulaminie dotyczącym ubiorów. W każdym razie „captain” ze stażem do trzech lat był stawiany na równi z podpułkownikiem armii (lieutenant-colonel), zaś „captain” z dłuższym stażem odpowiadał pułkownikowi w armii lądowej.
Ciekawą ewolucję przechodził „master and commander”, od 1713 r. definitywnie dowodzący tylko dużymi i średnimi slupami (czyli korwetami i największymi brygami). Przez długi czas uważany za ślepą uliczkę (tacy oficerowie znikali z oczu wpływowych admirałów, kierując swoimi okręcikami w odległych patrolach, osłonach małych konwojów, ochronie statków rybackich itp., a tymczasem ich koledzy – porucznicy na flagowcach – awansowali szybko na captainów i przeskakiwali ich w hierarchii na głowę), na początku XIX w. stał się PRAWIE naturalnym szczeblem między porucznikiem (lieutenant) a kapitanem (captain). Jednak gdzieś koło 1794 r. opuszczono owo „master” i został sam „commander”, aczkolwiek zwyczajowo nadal używano formy „master and commander” jeszcze przez kilka-kilkanaście lat. „Commander” odpowiadał pozycją majorowi z armii.
W grudniu 1804 r. pojawiła się zupełnie nowa ranga, chociaż tylko o tymczasowym charakterze. Zauważono, że porucznicy dowodzący brygami są przemęczeni nadmiarem ciążących na nich obowiązków (z powodu niedostatku kadry oficerskiej na takich łupinkach), co z kolei prowadzi do częstych katastrof. Równocześnie istniała cała armia ambitnych młodych ludzi bez protekcji, którzy zdali egzaminy na porucznika, wypracowali odpowiednie staże itd., ale nie mogli znaleźć nikogo, kto chciałby ich zatrudnić na stanowisku oficera, a stąd – zgodnie z prawem – wciąż byli tylko midszypmenami, pomocnikami nawigatorów itp. Otóż teraz wykreowano dla nich stopień podporucznika (sub-lieutenant) i zatrudniono na brygach do pomocy owym porucznikom dowodzącym. Mankamentem pozostawała tymczasowość – po zejściu z takiego okrętu podporucznik tracił stopień i status oficera.
Rozmaite zmiany po wojnach napoleońskich – następnym razem.
K.G.
-
- Posty: 4485
- Rejestracja: 2006-05-30, 08:52
- Lokalizacja: Gdańsk
Początkowo podstawowym problemem Royal Navy po ogromnym wysiłku wojennym z lat 1793-1815 była taka – z konieczności drastyczna – redukcja sił, aby nie odbiło się to zanadto na przyszłym spadku sprawności. W aktywnej służbie utrzymywano bardzo niewiele okrętów, co oprócz narastających problemów ze szkoleniem (nie chodziło przy tym o marynarzy doskonalących się na statkach handlowych, ale właśnie o oficerów, których ignorancja narastała z każdym rokiem pozostawania na lądzie), niosło kłopoty z awansowaniem. Po 1794 r., kiedy „master and commander” zmienił się w „commandera”, coraz częściej (w końcu stało się to regułą) porucznicy nie awansowali od razu na „captainów”, lecz poprzez tę rangę pośrednią. Ponieważ każdy pierwszy oficer liniowca biorącego udział w ważnej bitwie dostawał taką promocję automatycznie, więc pod koniec wojen napoleońskich „commanderzy” rozplenili się w Royal Navy w wielkiej liczbie. Po Trafalgarze Francuzi rzadko już wyruszali na morze liniowcami, zaś imperium brytyjskie rozrastało się niemal z każdym miesiącem, zatem rzeczywiście potrzebowano chmary małych jednostek, którymi owi „commanderzy” dowodzili. Ale po 1815 r. niemal wszyscy znaleźli się „na bruku”, czyli na pół żołdu. Nie mieli jeszcze doświadczenia potrzebnego „captainom”, a siedząc na lądzie tylko tracili dotychczasowe umiejętności. W epoce żaglowców nie można było nabyć potrzebnej wiedzy przez kursy w koszarach. Tymczasem w 1816 r. Royal Navy miała 242 admirałów i 851 captainów, zaś w 1828 r. w aktywnej służbie tylko 37 okrętów od pierwszej do piątej rangi! W rezultacie w 1827 r. postanowiono, że odtąd „commander” będzie ZASTĘPCĄ DOWÓDCY na wszystkich okrętach dowodzonych przez pełnego kapitana. Z jednej strony wkurzyło to poruczników (lieutenants), którzy nagle spadli o szczebel niżej w hierarchii na tych jednostkach, ale z drugiej dało zatrudnienie i możliwość zdobywania doświadczeń chociaż przez część wielkiej rzeszy bezrobotnych „commanderów”. Ponadto tym samym porucznikom stwarzało jakieś możliwości awansu w czasach, gdy kule przeciwnika nie przerzedzały szeregów owych 851 kapitanów, którzy teraz potrafili złośliwie dożywać i przekraczać 90 lat, blokując posady. Oczywiście nadal pozostała w mocy zasada, że dowódcy dużych slupów (korwet) mieli stopień „commander”.
Nie bacząc na tymczasowość funkcji komodora, popracowano i przy nim. Już w 1806 r. wprowadzono trochę inne proporce komodorskie dla dowódców, którzy z pokładu jakiejś jednostki dowodzili eskadrą, lecz do prowadzenia tego żaglowca mieli pod sobą innego captain’a, a inne dla tych, którzy sami musieli dowodzić okrętem, na którym płynęli. Teraz regulamin z 1826 r. usankcjonował to jeszcze dobitniej, wyróżniając komodora pierwszej klasy (nie dowodził okrętem flagowym) oraz komodora drugiej klasy (ta druga opcja), silniej różnicując ich proporce. Niektórzy twierdzą zresztą, że nazw „komodor pierwszej klasy” i „komodor drugiej klasy” używano (w tym kontekście) już od 1805 r. – mam za mało oryginalnych danych, by to rozstrzygnąć.
Wprowadzenie napędu parowego wymusiło pojawienie się na okrętach mechaników. Początkowo „bojowi” oficerowie postponowali ich na wszystkie możliwe sposoby, starając się nawet o utrzymanie prawa do chłostania inżynierów jak marynarzy, jeśli zabrudzą im sadzą czyste półbuciki i wyszorowane pokładziki. Postępu nie dało się jednak zatrzymać i w sierpniu 1837 mechanikom nadano „warrant rank” (podzielono ich przy tym na trzy klasy). Ale do mesy oficerskiej nadal nie byli wpuszczani, a to samo rozporządzenie nakazywało stawiać ich „poniżej cieśli”. W czerwcu 1839 Admiralicja musiała przypominać głównodowodzącym, że mechaników nie wolno zatrzymywać przymusowo w służbie, jak próbowali to robić kapitanowie. Kiedy w 1846 inżynierowie okrętowi (główni mechanicy) przeszli do grupy „commisioned officers”, wzbudziło to publiczną debatę, w której podkreślano błędność koncepcji wprowadzania inżynierów do towarzystwa „ludzi wyższej [od nich] klasy”
.
Nie pisałem dotąd o istotnej, a skomplikowanej grupie marynarzy nazywanych „master’s mate”, bowiem nie był to stopień, tylko funkcja, na dodatek zaliczana do wyższej podoficerskiej, nie oficerskiej. Ponieważ jednak z nich wyłonili się wkrótce oficerowie najniżsi rangą, trzeba o nich parę rzeczy napomknąć. Ci „pomocnicy nawigatorów” rekrutowali się z bardzo szerokich kręgów. Mogli być marynarzami szkolonymi na przyszłych nawigatorów, niższymi oficerami ze statków handlowych, starszymi midszypmenami zbierającymi doświadczenia w kolejnej cząstce zawodu oficera, midszypmenami po zdaniu egzaminów na porucznika, lecz nie zatrudnionymi jako oficerowie itd. Jak widzimy, stanowili mieszaną grupę także pod względem statusu społecznego, ale mieli wysoką pozycję w hierarchii okrętowej, byli poważani i dość wysoko opłacani. W razie potrzeby mogli nawet przejąć dowództwo okrętu (rzecz dla innych podoficerów nie do pomyślenia), na co dzień dowodzić pryzami i tendrami. Niektórzy z nich pełnili nawet obowiązki oficera na stałe, bowiem na slupach dowodzonych przez „commandera” otrzymywali rangę „Second Master” i de facto stawali się nawigatorami. Wbrew biografii napisanej przez Gołębiowskiego, takim właśnie „master’s mate” był James Cook w początkach swojej kariery w Royal Navy, od razu prowadził obliczenia nawigacyjne, wyznaczał pozycję oraz kursy i zajmował eksponowaną pozycję podoficerską, a nie „skakał z rei na reję jak małpa” - ale przepraszam za dygresję.
Otóż w 1824 postanowiono w tej zbieraninie zrobić trochę porządku. Ci z pomocników nawigatora, którzy szkolili się, by w przyszłości rzeczywiście zostać nawigatorami, stali się teraz „nawigatorami pomocniczymi” (Masters Assistants). Natomiast przyszli porucznicy, dla których służba w charakterze pomocników nawigatora stanowiła tylko etap zdobywania doświadczeń, pozostali Master’s Mates. W 1840 r. tych ostatnich przemianowano na „Mates”, a ów Mate stał się odtąd najniższym STOPNIEM oficerskim.
Zmiany od 1860 r. – następnym razem.
K.G.
Nie bacząc na tymczasowość funkcji komodora, popracowano i przy nim. Już w 1806 r. wprowadzono trochę inne proporce komodorskie dla dowódców, którzy z pokładu jakiejś jednostki dowodzili eskadrą, lecz do prowadzenia tego żaglowca mieli pod sobą innego captain’a, a inne dla tych, którzy sami musieli dowodzić okrętem, na którym płynęli. Teraz regulamin z 1826 r. usankcjonował to jeszcze dobitniej, wyróżniając komodora pierwszej klasy (nie dowodził okrętem flagowym) oraz komodora drugiej klasy (ta druga opcja), silniej różnicując ich proporce. Niektórzy twierdzą zresztą, że nazw „komodor pierwszej klasy” i „komodor drugiej klasy” używano (w tym kontekście) już od 1805 r. – mam za mało oryginalnych danych, by to rozstrzygnąć.
Wprowadzenie napędu parowego wymusiło pojawienie się na okrętach mechaników. Początkowo „bojowi” oficerowie postponowali ich na wszystkie możliwe sposoby, starając się nawet o utrzymanie prawa do chłostania inżynierów jak marynarzy, jeśli zabrudzą im sadzą czyste półbuciki i wyszorowane pokładziki. Postępu nie dało się jednak zatrzymać i w sierpniu 1837 mechanikom nadano „warrant rank” (podzielono ich przy tym na trzy klasy). Ale do mesy oficerskiej nadal nie byli wpuszczani, a to samo rozporządzenie nakazywało stawiać ich „poniżej cieśli”. W czerwcu 1839 Admiralicja musiała przypominać głównodowodzącym, że mechaników nie wolno zatrzymywać przymusowo w służbie, jak próbowali to robić kapitanowie. Kiedy w 1846 inżynierowie okrętowi (główni mechanicy) przeszli do grupy „commisioned officers”, wzbudziło to publiczną debatę, w której podkreślano błędność koncepcji wprowadzania inżynierów do towarzystwa „ludzi wyższej [od nich] klasy”

Nie pisałem dotąd o istotnej, a skomplikowanej grupie marynarzy nazywanych „master’s mate”, bowiem nie był to stopień, tylko funkcja, na dodatek zaliczana do wyższej podoficerskiej, nie oficerskiej. Ponieważ jednak z nich wyłonili się wkrótce oficerowie najniżsi rangą, trzeba o nich parę rzeczy napomknąć. Ci „pomocnicy nawigatorów” rekrutowali się z bardzo szerokich kręgów. Mogli być marynarzami szkolonymi na przyszłych nawigatorów, niższymi oficerami ze statków handlowych, starszymi midszypmenami zbierającymi doświadczenia w kolejnej cząstce zawodu oficera, midszypmenami po zdaniu egzaminów na porucznika, lecz nie zatrudnionymi jako oficerowie itd. Jak widzimy, stanowili mieszaną grupę także pod względem statusu społecznego, ale mieli wysoką pozycję w hierarchii okrętowej, byli poważani i dość wysoko opłacani. W razie potrzeby mogli nawet przejąć dowództwo okrętu (rzecz dla innych podoficerów nie do pomyślenia), na co dzień dowodzić pryzami i tendrami. Niektórzy z nich pełnili nawet obowiązki oficera na stałe, bowiem na slupach dowodzonych przez „commandera” otrzymywali rangę „Second Master” i de facto stawali się nawigatorami. Wbrew biografii napisanej przez Gołębiowskiego, takim właśnie „master’s mate” był James Cook w początkach swojej kariery w Royal Navy, od razu prowadził obliczenia nawigacyjne, wyznaczał pozycję oraz kursy i zajmował eksponowaną pozycję podoficerską, a nie „skakał z rei na reję jak małpa” - ale przepraszam za dygresję.
Otóż w 1824 postanowiono w tej zbieraninie zrobić trochę porządku. Ci z pomocników nawigatora, którzy szkolili się, by w przyszłości rzeczywiście zostać nawigatorami, stali się teraz „nawigatorami pomocniczymi” (Masters Assistants). Natomiast przyszli porucznicy, dla których służba w charakterze pomocników nawigatora stanowiła tylko etap zdobywania doświadczeń, pozostali Master’s Mates. W 1840 r. tych ostatnich przemianowano na „Mates”, a ów Mate stał się odtąd najniższym STOPNIEM oficerskim.
Zmiany od 1860 r. – następnym razem.
K.G.
-
- Posty: 4485
- Rejestracja: 2006-05-30, 08:52
- Lokalizacja: Gdańsk
W 1860 lub 1861 r. dotychczasowych „mates” przemianowano na podporuczników (sub-lieutenants), przywracając tę rangę wymyśloną w 1804 tylko jako tymczasową. Teraz był to nowy, najniższy stopień oficerski, o stałym charakterze, obowiązkowy przed awansem na porucznika.
Rozkaz z 26.06.1867 porządkował sprawy nawigatorów – odtąd „masters” stali się „porucznikami nawigacyjnymi” (navigating-lieutenants), zaś „second masters” – „podporucznikami nawigacyjnymi” (navigating-sub-lieutenants). Przy okazji Masters Assistants zmienili się w „midszypmenów nawigacyjnych” (Navigating-Midshipmen), ale nadal oczywiście należeli do grupy podoficerów.
Od 1883 przestano dodawać oficerów nawigacyjnych, uznając w końcu, że każdy z oficerów pokładowych powinien znać się i odpowiadać za nawigację.
Poruczników o dużym doświadczeniu, zdatnych do samodzielnego dowodzenia małymi jednostkami (lieutenants-in-command), zaczęto wyróżniać szczegółami munduru - jednak bez nowej nazwy stopnia, dokładnie tak, jak od przeszło stu lat czyniono z kapitanami (captains) o stażu do i ponad trzy lata. Nie potrafię powiedzieć, kiedy się to dokładnie zaczęło, ale z pewnością w 1875 r. czy 1877 r. była to już zasada w pełni wykształcona – porucznik z ośmioletnim stażem miał inną liczbę pasków, chociaż nadal nazywano go tylko „lieutenant”. W marcu 1914 r. utrwalono tę praktykę przez wprowadzenie oficjalnego stopnia „lieutenant-commander” dla każdego „lieutenant”, który będzie się legitymował 8-letnim stażem.
Można zatem powiedzieć (przy pominięciu mechaników, nauczycieli – którzy przekształcili się instruktorów marynarki - lekarzy i innych „civil officers”), że w kwietniu 1914 r. Royal Navy miała, idąc od góry, następujące stopnie: Admiral of the Fleet, Admiral, Vice-Admiral, Rear-Admiral (od 1864 nie dzielono ich już dodatkowo wg barwy flagi), Captain, Commander, Lieutenant-Commander, Lieutenant, Sub-Lieutenant.
Jeśli wierzyć „Małej Encyklopedii Wojskowej” wydanej w 1971 r., gdzieś po drodze między tymi datami doszedł – jako nowy stopień najniższy – „Commisioned Warrant Officer” (ta nazwa wywołałaby u oficera z XIX w. skręt kiszek ze śmiechu, bo to tak jakby powiedzieć „pręt stalowy-niestalowy”), a nazwy obu pozycji komodorów (pierwszej i drugiej klasy) przekształciły się w regularne, stałe rangi oddzielające Captaina od Kontradmirała. Jednak ten okres leży już kompletnie poza moimi zainteresowaniami, więc ani nie zamierzam weryfikować prawdziwości owych informacji, ani szukać odpowiednich dat.
Dalszego ciągu zatem nie będzie, K.G.
Rozkaz z 26.06.1867 porządkował sprawy nawigatorów – odtąd „masters” stali się „porucznikami nawigacyjnymi” (navigating-lieutenants), zaś „second masters” – „podporucznikami nawigacyjnymi” (navigating-sub-lieutenants). Przy okazji Masters Assistants zmienili się w „midszypmenów nawigacyjnych” (Navigating-Midshipmen), ale nadal oczywiście należeli do grupy podoficerów.
Od 1883 przestano dodawać oficerów nawigacyjnych, uznając w końcu, że każdy z oficerów pokładowych powinien znać się i odpowiadać za nawigację.
Poruczników o dużym doświadczeniu, zdatnych do samodzielnego dowodzenia małymi jednostkami (lieutenants-in-command), zaczęto wyróżniać szczegółami munduru - jednak bez nowej nazwy stopnia, dokładnie tak, jak od przeszło stu lat czyniono z kapitanami (captains) o stażu do i ponad trzy lata. Nie potrafię powiedzieć, kiedy się to dokładnie zaczęło, ale z pewnością w 1875 r. czy 1877 r. była to już zasada w pełni wykształcona – porucznik z ośmioletnim stażem miał inną liczbę pasków, chociaż nadal nazywano go tylko „lieutenant”. W marcu 1914 r. utrwalono tę praktykę przez wprowadzenie oficjalnego stopnia „lieutenant-commander” dla każdego „lieutenant”, który będzie się legitymował 8-letnim stażem.
Można zatem powiedzieć (przy pominięciu mechaników, nauczycieli – którzy przekształcili się instruktorów marynarki - lekarzy i innych „civil officers”), że w kwietniu 1914 r. Royal Navy miała, idąc od góry, następujące stopnie: Admiral of the Fleet, Admiral, Vice-Admiral, Rear-Admiral (od 1864 nie dzielono ich już dodatkowo wg barwy flagi), Captain, Commander, Lieutenant-Commander, Lieutenant, Sub-Lieutenant.
Jeśli wierzyć „Małej Encyklopedii Wojskowej” wydanej w 1971 r., gdzieś po drodze między tymi datami doszedł – jako nowy stopień najniższy – „Commisioned Warrant Officer” (ta nazwa wywołałaby u oficera z XIX w. skręt kiszek ze śmiechu, bo to tak jakby powiedzieć „pręt stalowy-niestalowy”), a nazwy obu pozycji komodorów (pierwszej i drugiej klasy) przekształciły się w regularne, stałe rangi oddzielające Captaina od Kontradmirała. Jednak ten okres leży już kompletnie poza moimi zainteresowaniami, więc ani nie zamierzam weryfikować prawdziwości owych informacji, ani szukać odpowiednich dat.
Dalszego ciągu zatem nie będzie, K.G.
-
- Posty: 4485
- Rejestracja: 2006-05-30, 08:52
- Lokalizacja: Gdańsk
Bardzo dziękuję za uznanie. Odnoszę jednak nieodparte wrażenie, że w Polsce jest więcej osób ciekawie piszących na te tematy, niż czytających
!
Co do mnie, mam coraz mniej czasu, a coraz większe plany, więc jeśli już coś mojego pojawia się w szerszym obiegu – w jakiejkolwiek postaci – zatem bardzo uparty czytelnik znajdzie sposób na dotarcie, wolę koncentrować się na tym, czego jeszcze nie zdążyłem zrobić. Ostatnio skończyłem pisać książkę o drewnie używanym do budowy dawnych okrętów i przez wakacje zamierzam zająć się jej szatą graficzną. Ponieważ równocześnie mam coraz więcej pracy stricte zawodowej koniecznej do zrobienia w „wolnej chwili”, zapowiada się niezwykle zajęty okres letniego „odpoczynku”.
Pozdrawiam, Krzysztof Gerlach

Co do mnie, mam coraz mniej czasu, a coraz większe plany, więc jeśli już coś mojego pojawia się w szerszym obiegu – w jakiejkolwiek postaci – zatem bardzo uparty czytelnik znajdzie sposób na dotarcie, wolę koncentrować się na tym, czego jeszcze nie zdążyłem zrobić. Ostatnio skończyłem pisać książkę o drewnie używanym do budowy dawnych okrętów i przez wakacje zamierzam zająć się jej szatą graficzną. Ponieważ równocześnie mam coraz więcej pracy stricte zawodowej koniecznej do zrobienia w „wolnej chwili”, zapowiada się niezwykle zajęty okres letniego „odpoczynku”.
Pozdrawiam, Krzysztof Gerlach
Podoficerowie (Warrant Officers), którzy otrzymali patent oficerski (Commission) - grupa stopni (Chief Gunner, Commissioned Telegraphist itp.) będących zwieńczeniem kariery podoficerskiej.Krzysztof Gerlach pisze: Jeśli wierzyć „Małej Encyklopedii Wojskowej” wydanej w 1971 r., gdzieś po drodze między tymi datami doszedł – jako nowy stopień najniższy – „Commisioned Warrant Officer”
Poniewaz sprowokowałem ten temat czuje sie w obowiazku podziekować Panu Krzysztofowi za wyczerpujacy esej. Miał Pan racje mówiąc że nie da sie przenieśc historycznych zasad na teraźniejszość, mimo to postaram się opracowac argumentację wspierajaca moją tezę. Wierzę ze uda mi sie zrobic to w sposób chocby w połowie tak ciekay jak Pan.
pozdrawiam i jeszcze raz dziekuję za odpowiedź
Tomasz Witkiewicz
pozdrawiam i jeszcze raz dziekuję za odpowiedź
Tomasz Witkiewicz
...nie dostaje pieniędzy za bycie zdenerwowanym...
-
- Posty: 1311
- Rejestracja: 2004-04-05, 09:06
- Lokalizacja: Sopot
Stopnie oficerskie Royal Navy
Kiedy sam się tymi stopniami trochę interesowałem w odniesieniu do swojej epoki, wychwyciłem kilka kwestii, które utrudniają nam zrozumienie mechanizmów rządzących gradacją stopni w Royal Navy a także ich funkcjonowaniem w praktyce. Myślę, że podstawowym problemem, jaki Polakom przeszkadza w ułożeniu sobie tego wszystkiego w głowie jest o wiele szerszy znaczeniowo zakres słowa „officer” w języku angielskim niż w języku polskim. Angielski „officer” to każda osoba mająca pewną kompetencję i zakres władzy, dla nas oficer to wyższy stopień wojskowy. Stąd określenia „warrant officer” czy „non-commissioned officer” nie znajdują odpowiedników w naszym języku, które zawierają w sobie słowo „oficer”. Nawet w biznesie określenie kogoś mianem „officer” oznacza dzisiaj osobę, która ma w firmie jakiś zakres obowiązków związany z zarządzaniem.
Pan Krzysztof słusznie tłumaczy słowo „warrant” jako upoważnienie, ja bym do tego dodał certyfikat specjalizacji, lub po prostu specjalizację, bo do tego sprowadza się istota aktu promocji specjalisty ze statusu zwykłego marynarza. Różnica w statusie „warrant officer” a „commissioned officer” wynikała niejako innej rangi aktu nominacji jednych i drugich. „Warrant” był wystawiany przez Admiralicję i był potwierdzeniem kwalifikacji w jakiejś dziedzinie przydatnej na okrętach Royal Navy. „Commission”, czyli mniej więcej patent oficerski był sygnowany przez władcę i nadawał jego posiadaczowi prawo do samodzielnego dowodzenia jednostkami sił zbrojnych a także prawo do reprezentowania władcy w różnych działaniach i aktach o randze państwowej. Z tego, co czytałem, nie było formalnych przeszkód aby specjalista Royal Navy otrzymał patent oficerski, podobno w czasie wojen napoleońskich takich awansów za zasługi było sporo. Ale w drugiej połowie XIX wieku było to niemożliwe ze względu na obowiązujące we flocie reguły patronażu, które eliminowały z dostępu do patentów oficerskich osoby tzw. niskiego urodzenia.
Przy okazji – warto pamiętać, że patent oficerski był nadawany w Royal Navy tylko na określony okres czasu – zwykle ok. 4 lat. To także różnica w stosunku do podobnego (ale nie tego samego) dokumentu wydawanego w Polsce, który był wydawany bezterminowo.
Pan Krzysztof słusznie tłumaczy słowo „warrant” jako upoważnienie, ja bym do tego dodał certyfikat specjalizacji, lub po prostu specjalizację, bo do tego sprowadza się istota aktu promocji specjalisty ze statusu zwykłego marynarza. Różnica w statusie „warrant officer” a „commissioned officer” wynikała niejako innej rangi aktu nominacji jednych i drugich. „Warrant” był wystawiany przez Admiralicję i był potwierdzeniem kwalifikacji w jakiejś dziedzinie przydatnej na okrętach Royal Navy. „Commission”, czyli mniej więcej patent oficerski był sygnowany przez władcę i nadawał jego posiadaczowi prawo do samodzielnego dowodzenia jednostkami sił zbrojnych a także prawo do reprezentowania władcy w różnych działaniach i aktach o randze państwowej. Z tego, co czytałem, nie było formalnych przeszkód aby specjalista Royal Navy otrzymał patent oficerski, podobno w czasie wojen napoleońskich takich awansów za zasługi było sporo. Ale w drugiej połowie XIX wieku było to niemożliwe ze względu na obowiązujące we flocie reguły patronażu, które eliminowały z dostępu do patentów oficerskich osoby tzw. niskiego urodzenia.
Przy okazji – warto pamiętać, że patent oficerski był nadawany w Royal Navy tylko na określony okres czasu – zwykle ok. 4 lat. To także różnica w stosunku do podobnego (ale nie tego samego) dokumentu wydawanego w Polsce, który był wydawany bezterminowo.
Tak na 90 % Mała Encyklopedia się myli, wydaje mi się, że stopień komodora był także w okresie I wojny światowej ograniczony albo czasowo albo do wykonania określonego zadania. Innymi słowy - awans ze stopnia "captain" nastepował do do stopnia "rear admiral". Po naszemu komodor to komandor na etacie admiralskim.a nazwy obu pozycji komodorów (pierwszej i drugiej klasy) przekształciły się w regularne, stałe rangi oddzielające Captaina od Kontradmirała