Speedy pisze:Hej
MiŁo mi że mam z kim podyskutować. A więc:
Fereby pisze:
Owszem często wychodziły zawodne i nieudane, ale zwolennicy pancerników i lotniskowców byli grupami znacznie bardziej wpływowymi niż np. podwodniacy, więc jeśli zapalnik miał wadę rozwojową, to dość szybko ją usuwano, bądź zastępowano wadliwy zapalnik innym.
Ściągnąłem sobie jakąś amerykańską instrukcję o japońskich zapalnikach i powiedziałbym, że na oko w ogóle nie miały one takiej opcji. Tzn. one są zbudowane bardzo klasycznie. Czołowe mają bijnik podparty sprężyną, a denne mają bezwładnik podparty sprężyną. I już. Nie widać tam jakiegoś chytrego układu pozwalającego ustawić siłę owej sprężyny, choć nie neguję że mógł być albo też że produkowano zapalniki z twardzą i miększą sprężyną. W opisie nie ma w każdym razie żadnej wzmianki o możliwości takiej regulacji.
Wiesz, do jednego typu bomby z reguły można instalować różne moedele zapalników i rzeczywiście w późniejszej fazie wojny następuje (zarówno w USA, jak Japonii) tendencja do upraszczania zapalników, ze względu na konieczność masowej produkcji oraz ułatwienie i przyśpieszenie czynności obsługowych personelu lotniczego.
Fereby pisze:
Po prostu od prawidłowego reagowania zapalnika na różne materiały zależała możliwość niszczenia przez lotnictwo zróżnicowanych celów, co zarówno "lotnicy" US Navy, jak US Army uważali za kluczowy element swej doktryny wojennej.
Czy na pewno? W tzw. realnym życiu mamy w zasadzie do czynienia z dwiema sytuacjami:
- albo chcemy żeby bomba wywaliła natychmiast w momencie uderzenia w przeszkodę, bez zagłębiania się w niej - i dajemy zapalnik o działaniu natychmiastowym (bez zwłoki)
- albo chcemy by bomba zaglębiła się w przeszkodę i następnie eksplodowała, rozsadzając ją od środka - i dajemy zapalnik ze zwłoką, czyli najczęściej wyposażony w pirotechniczny opóźniacz wstawiony pomiędzy spłonkę zapalającą a detonującą (czas palenia się opóźniacza będzie czasem zwłoki).
Nie jest nam praktycznie potrzebne różnicowanie pomiędzy uderzeniem w twardą i miękką przeszkodę.
W doktrynie zarówno amerykańskiej, jak japońskiej uważano coś dokładnie odwrotnego - że zapalnik powinien reagować na uderzenie o powierzchnię o róznej twardości. W innym razie jej wykorzystanie przeciwko choćby celom nawodnym z lotu poziomego na dużym pułapie byłoby po prostu bez niemożliwe.
Owszem są sytuacje, że coś takiego chcemy uzyskać. Brytyjskie bomby AS (przeciw okrętom podwodnym) miały taki zapalnik. Autor liczył na to że czasami uda się uzyskać trafienie bezpośrednie w okręt idący na powierzchni a jak nie to bomba zadziała jak zwykła bomba głębinowa. W przypadku uderzenia w twardą przeszkodę (definiowaną jako 9,5 mm płyta stalowa)
Z jakiej stali, bo to naprawdę ogromna różnica.
[cut]
Fereby pisze:
Gdy ciśnienie rozrywa korpus bomby, spora część materiału wybuchowego która nadal jeszcze nie zareagowała, zostaje rozrzucona przez podciśnienie powstałe za wtórną falą uderzeniową i podlega deflagracji.
Ogólnie rzecz biorąc - NIE. Jeśli bomba zdetonowała prawidłowo, to fala detonacji jest przecież szybsza (z samej definicji) od prędkości dźwięku w reagującym materiale. Nie może więc go rozrzucać czy popychać, bo zanim zacznie się jakieś oddziaływanie mechaniczne (a wszak prędkość dźwięku czyli prędkość rozchodzenia się zaburzeń mechanicznych w takich substancjach, niemetalicznych ciałach stałych, jest rzędu 2000 m/s) to materiał zostanie zdetonowany.
Ogólnie rzecz biorać TAK. Tak się składa, że tzw. fala detonacji nie powoduje reakcji całego materiału, choć z reguły jest to większość. Reszta zostaje rozrzucona, a potem deflagruje, albo zostaje bierze potem udział w eksplozjach wtórnych.
Natomiast jeśli bomba zdetonuje nieprawidłowo, detonacja zwolni i przejdzie do deflagracji, albo w ogóle się nie rozpocznie, to faktycznie może takie zjawisko nastąpić, zostanie rozrzucony palący się materiał wybuchowy.
Jest on rozrzucany
zawsze!
[cut]
Fereby pisze:
Jednak po chwili powstałe w centrum strefy eksplozji podciśnienie, powoduje zasysanie rozrzuconego na zewnątrz materiału wybuchowego i deflagracja gwałtownie przechodzi w detonację - procest ten powtarza się wielokrotnie i powoduje powstanie kolejnych, coraz słabszych fal uderzeniowych.
Oj nie. NIE. Przekombinowany ten twój model. Zauważ zresztą, że w nim nawet przy braku detonacji, przy deflagracji nadciśnienie byłoby rzędu kilkudziesięciu atmosfer.
Raczej twój model jest jakby
niedokombinowany. Strefa niższego ciśnienia w centrum wybuchu, powstaje wskutek gwałtownego rozprzestrzeniania się produktów gazowych reakcji na zewnątrz.
Z taką siłą (minus ciśnienie atmosferyczne czyli 1 atm) rozrzuciłoby wokół produkty reakcji i nieprzereagowane cząstki. A owo "powstałe w centrum strefy eksplozji podciśnienie" nie mogłoby przecież mieć "minus kilkudziesięciu atmosfer" tylko co najwyżej zero - czyli te cząstki, napędzone wcześniej siłą wytworzoną przez ciśnienie kilkudziesięciu atmosfer, miałoby z powrotem zassać ciśnienie atmosferyczne (1 atm)? Jak?
Tu akurat przyznaję rację Chodziło mi o
strefę niższego ciśnienia, a nie
podciśnienie.
Fereby pisze:
Z reguły korpus bomby pęką w najsłabszym miejscu
No nie. Właśnie NIE. Tak sobie myśleli dawniej różni ludzie i stąd np. nacięcia na zewnętrznej skorupie granatu obronnego (obiektywnie całkiem bezsensowne i nieskuteczne z punktu widzenia fragmentacji).
W opisany przez ciebie sposób (lub zbliżony) rozpadałaby się skorupa wypełniona materiałem wybuchowym któryby NIE detonował tylko się szybko palił. Ciśnienie by rosło i rosło aż w końcu rozsadziłoby skorupę, która pękłaby w najsłabszym miejscu. Na tej samej zasadzie pęka np. przegrzany kocioł parowy lub nadmiernie nadmuchany balon.
Wiesz, tak się składa, że zaprezentowany przez ciebie model eksplozji, właśnie świetnie pasowałby do tego co opisujesz powyżej - wygląda po prostu jak gdybyś zakładał, że fala przemieszcza się w materiale wybuchowym. Tak nie jest. Otóż jak to wynika z samej definicji, w chwili eksplozji bomby wewnątrz niej znajdują się głównie produkty gazowe - owszem gaz ten zostaje dodatkowo miejscowo sprężony przez falę uderzeniową, ale nawet przy tym punkcie widzenia można twierdzić co najwyżej, że rozerwanie korpusu jest co najwyżej
wspólnym dziełem fali uderzeniowej i ciśnienia produktów gazowych reakcji. Jednak jeśli wziąć pod uwagę, że produkty gazowe są wytworzone właśnie przez reakcję materiału wybuchowego, a sama fal porusza się wtedy prawie wyłącznie w gazach, to tak czy siak, rozerwanie korpusu jest wynikiem wzrostu ciśnienia we wnętrzu bomby.
A przy materiale detonującym jest inaczej. Skorupa zaczyna pękać w miejscach gdzie uderzyło w nią czoło fali uderzeniowej. Tak jak wcześniej napisałeś ono nie jest jednorodne w skali mikro, są tam rozmaite zawirowania i takie wypukłe "bąble". Tam gdzie dotrą one do skorupy zaczyna się pękanie. Zauważ że fala jest szybsza od prędkości dźwięku w skorupie. Wewnętrzne warstwy metalu niejako "nie wiedzą" więc, że gdzieś tam dalej są słabsze i mocniejsze miejsca, tylko od razu zaczynają pękać i tam się robią te słabsze miejsca na bieżąco. Dlatego np. XVII-wieczne granaty wypełnione czarnym prochem rozrywały się najczęściej tylko na kilka bardzo dużych odłamków; a podobne skorupy wypełnione materiałem który detonuje dają setki lub tysiące odłamków.
Czy ty w ogóle rozróżniasz detonację bomby, od detonacji materiału wybuchowego? Bo to dwie różne rzeczy! Co więcej, wygląda jakbyś kompletnie nie rozumiał procesów zachodzących we wnętrzu bomby i zakładał że korpus bomby jest wyłącznie obudową bomby! A pełni on jeszcze dwie ważne funkcje - gdy po raz pierwszy fala uderzeniowa dociera do korpusu, zostaje odbita z powrotem do wnętrza, dostarczając dodatkowej energii niezreagowanemu materiałówi wybuchowemu, pozwalając także jemu eksplodować. Opóźnia to eksplozję bomby, zwiększając w zamian siłę fali uderzeniowej po rozerwaniu bomby. Oprócz tego, rozerwanie korpusu powoduje kolejne wzmocnienie fali uderzeniowej, poprzez rozepchnięcie powietrza otaczającego bombę.
Fereby pisze:
Bardzo ciekawą sytuacją jest, gdy bomba zostaje mechanicznie rozcięta na dwie części, gdy zapalnik zainicjował już materiał wybuchowy i w obu częściach pojawiły się centra reakcji. W tym przypadku obie części bomby eksplodują w dwu różnych miejscach, być może oddalonych o wiele metrów
NIE. Prędkość detonacji jest bardzo duża w porównaniu z prędkością poruszania się bomby, więc nie przemieściłaby się ona w trakcie detonacji więcej niż o kilka cm.
TAK. Wydzielające się wskutek eksplozji produkty gazowe, zaczynąją pchać obie połowy bomby, co trwa dopóki nie zareaguje wystarczająca ilość materiału wybuchowego, by ciśnienie rozerwało połowy bomby. Dodatkowo obie połowy mogą być poniesione falą uderzeniową eksplozji materiału wybuchowego który znalazł się na zewnątrz bomby w trakcie jej rozerwania.
Fereby pisze:
Na początek rzecz podstawowa - to nie fala uderzeniowa materiału wybuchowego rozrywa korpus bomby, a wzrost ciśnienia wewnątrz niej, w rezultacie wydzielania się produktów gazowych reakcji.
Ależ NIE. W przypadku bomby wypełnionej materiałem który detonuje, właśnie fala uderzeniowa rozrywa skorupę.
Piszesz, jak gdyby ta fala nie sprężała produktów gazowych podczas przemieszczania się przez nie. A to się dzieje.
Fereby pisze:
Dotyczy to zwłaszcza bomb i pocisków przeciwpancernych, których korpus jest bardzo wytrzymały (zauważ, że w innym razie najlepszym możliwym korpusem dla bomby przeciwpancernej byłaby konstrukcja szkieletowa z lekkim płaszczem osłonowym).
Ależ NIE. W ogóle nie wiem skąd wynika twój wniosek. Bomby (i pociski) ppanc. muszą przede wszystkim wytrzymać uderzenie w twardą przeszkodę i nie rozpaść się przy tym. Stąd wynika konieczność zastosowania tej grubej i wytrzymałej skorupy.
Tak się składa, że konstrukcja szkieletowa ma znacznie większą odporność, niż skorupowa o tej samej masie. Co oznaczałoby to że można zrobić bombę o lepszych mozliwościach przebijania bez zmiany masy.
[cut]
Fereby