Smierć Churchilla i klęska Royal Navy

Okręty Wojenne lat 1905-1945

Moderatorzy: crolick, Marmik

Sławek
Posty: 862
Rejestracja: 2011-02-25, 01:10

Re: Smierć Churchilla i klęska Royal Navy

Post autor: Sławek »

Halsey pisze:Sławek, nie zrozumiałeś, wcale nie chodzi o aranżowanie jakichś bijatyk. Chodzenie na Tirpitza to osłona PQ i nastepców (a chodzenie na Bismarcka dygresja – jak już co do czego przyszło, to żaden debeściak do niego nie startował). Alkoholik miał pomysł zaprząc do niej Norkę i Waśka, by móc posłać Diuka na Indyka (w towarzystwie Reni). I molestował Prezia, by nie zabierał Waśka póki King nie wyjdzie z warsztatu. Kapewu?

Maciej, akurat Jankesi po drodze do Maroka pogodę mieli po zbóju, sztorm że hej, CA kolebały się o 30 stopni (ile jeziorowiec nie wiem), a załogi CVE obstawiały, z którego przechyłu ich okręt już się nie podniesie. Uspokoiło się praktycznie w ostatniej chwili, bo inaczej sam desant byłby niemożliwy.
Zrozumiałem dobrze, tylko nie zrozumiałeś przekazu. :D
Mniejsza.
Wiadomo o co chodzi, a to najważniejsze.

Przypomniało mi się, jak "Iowa" był na Bałtyku w 1985 roku, to pogodę mięli mocno średnią - czwórkę do piątki.
Mam nawet zdjęcie wykonane z ORP "Nawigator" centralnie od strony rufy pancernika i "na oko", nie widzę tam przechyłu większego niż 2-3 stopnie względem linii horyzontu...
Te okręty mają tendencje do kołysania się na burty, jednak przy pewnych, ściśle określonych kierunkach falowania.
W normalnych okolicznościach zachowują się bardzo stabilnie, m.in. dzięki niskiemu środkowi ciężkości i dużemu zanurzeniu.
Awatar użytkownika
Halsey
Posty: 682
Rejestracja: 2007-01-15, 11:24
Lokalizacja: Katowice

Re: Smierć Churchilla i klęska Royal Navy

Post autor: Halsey »

Sławek pisze: Zrozumiałem dobrze, tylko nie zrozumiałeś przekazu. :D
Mniejsza.
Kierowany wrodzoną delikatnością nie zapytałem, czy realizacja zadania miała wyglądać tak jak w Independence Day.
Of France and England, did this king succeed;
Whose state so many had the managing,
That they lost France and made his England bleed
Do you fear death?
Do you fear that dark abyss?
All your deeds laid bare,
all your sins punished?
Awatar użytkownika
Maciej3
Posty: 4939
Rejestracja: 2008-05-16, 11:36

Re: Smierć Churchilla i klęska Royal Navy

Post autor: Maciej3 »

PawBur pisze:Maciej, tak trochę z boku całej dyskusji. Mając na uwadze to co piszesz o okrętach typu SD, których też raczej nie lubię, możesz napisać czy w ogóle widzisz sens ich budowy? Czy nie lepiej było walnąć więcej NC (tak, pamiętam o wibracjach), nie bawić się w jakieś pokraczne projekty (w sensie tracić czasu i jakiś tam środków na nie) a potem zbudować jakąś tam , pewnie trochę inną w tej sytuacji Iowę?
Szczerze mówiąc zgadzam się z tym w 100%. Zresztą nie tylko ja. Któryś z autorów, znanych i uznanych, napisał coś podobnego.
Nie pamiętam który i gdzie, ale jakbym miał stawiać w ciemno to bym postawił na Friedmana.
Pomijając badziewność południowych dakotek czy jej brak, bezsprzeczną ich „winą” było to, że trochę ( pytanie ile? ) opóźniły pracę nad Iowkami.
Trzeba by przejrzeć daty ogłaszania klauzul eskalacyjnych, ale tak bez sprawdzania to wydaje mi się, że jakby odpuścić sobie prace nad SD i zbudować dwie kolejne Północne Karoliny, to dałoby się na czas zbudować Illinois i Kentucky, a w każdym razie pierwsze Iowki by weszły do służby kiedy jeszcze były naprawdę potrzebne. ( z tymi drganiami na Karolciach to jest problem, ale na początku to one rozmontowywały okręt i wyrywały z mocowań dalocelowniki, ale potem pogrzebali i już tylko załodze wypływały oczy a jak jeszcze pogrzebali, to plomby z zębów. Po tych zmianach komfortowe to nie było, ale dało się z tym żyć. Coś jak z systematycznym zalewaniem dziobowych wież na Królach Jerzych )
Kto wie, może by dali radę z jedną Montaną?
Ale żeby taką decyzję podjąć, to by trzeba mieć wiedzę której oni wtedy nie mieli.
Pod koniec lat 30-tych możliwość zbudowania czterech nowych pancerników i lekkie opóźnienie następców, wydawało się rozwiązaniem optymalnym.

Jak można nie lubić okrętu będąc shiploverem?
Wiem, że zabrzmi to mało wiarygodnie, ale wcale tych okrętów nie „nielubię”. Kiedyś nawet je uznawałem za jedne z najlepszych ( najlepsze? ) pancerniki II wojny. Potem mi przeszło.
Natomiast doskonale sobie zdaję sprawę, że wylewanie pomyj na te powszechnie uznane za świetne okręty, jest nieco mało popularne. Jednocześnie wiem, że uznawanie za debeściaki okrętów powszechnie uznanych za marne, no powiedzmy średnie, jest równie mało popularne i może budzić podejrzenia o brak obiektywizmu. No więc z góry mówię, że KGV z definicji „najlepszym pancernikiem świata był” a „South Dakota to badziew” i mam rozwiązany problem udowadniania czy jestem wielbłądem czy też słoniem.

trudno mi uwierzyć w aż tak słabą dzielność morską, którą wypomina Maciej.
Szczerze mówiąc też nie mogłem w to uwierzyć. Zajęło mi to jakieś 3 miesiące.
Jak bym miał przed oczami opis podany przez jakiegoś autora co tam coś zinterpretował a to zostało jeszcze 3x przekłamane to bym w to nie uwierzył, bo to faktycznie brzmi jakoś nieprawdopodobnie.
Ale jak mam przed oczami oryginalny raport z tamtego okresu to co mi pozostaje? Zaakceptować, albo iść w zaparte. Że co, że ktoś coś zmienił przed opublikowaniem? Czy też piszący go był pijany, albo po prostu niekompetentny i nie widział co pisze. Wtedy dzielność morska nie będzie taka zła.
Albo, że co odosobniony przypadek? Zwarcia w wieży Anton ( hehe ) OK, przypadek.
Coś tam można pouszczelniać. Ale reszta?

Wybierzcie sobie sami. Po długim namyśle zdecydowałem się na badziewność, ale nie wymagam od nikogo, że zrobi to samo.
Maciej, akurat Jankesi po drodze do Maroka pogodę mieli po zbóju, sztorm że hej, CA kolebały się o 30 stopni (ile jeziorowiec nie wiem), a załogi CVE obstawiały, z którego przechyłu ich okręt już się nie podniesie. Uspokoiło się praktycznie w ostatniej chwili, bo inaczej sam desant byłby niemożliwy.
No właśnie. W trakcie rejsu do „Europy”. Potem było trochę czasu na „podokręcanie śrubek” inaczej całą akcję by diabli wzięli niezależnie od tego czy Mess mógłby walczyć na fali czy nie. W związku z tym ta konkretna właściwość nie miała w tym konkretnym przypadku znaczenia.
Jakoś chyba nikt nie brał pod uwagę możliwości, że w przypadku braku desantu i utrzymującego się sztormu niewykończony janek z jedną wieżą wyjdzie sobie polować na transportowce.
Chodziło mi o to że walka South Dakotą podczas fal jest cokolwiek utrudniona. A nie że fale kiedyś tam na trwałe załatwiają okręt. Okręty mają całkiem spore zdolności samonaprawcze. A Amerykanie całkiem dobrze sobie z takimi naprawami radzili ( tak generalnie, pewnie da się znaleźć przykłady czegoś odwrotnego, ale po co? )
Celem jest realizacja zadania!
A co jeśli tak wyjdzie, że realizacją zadania jest pojedynek 1:1 czy prawie 1:1?
Nie zawsze się udaje uzyskać taką przewagę jak w Surigao, czy „wziąć podstępem” jak Kirishimę.
Czasem trzeba się namęczyć jak przyszło PoW pukać się z Bismarckiem.

a chodzenie na Bismarcka dygresja – jak już co do czego przyszło, to żaden debeściak do niego nie startował
Halsey. W czasie Birmarcka to był gotowy KGV dodano - powiedzmy. Wejście do służby grudzień 1940 - czyli 4 miesiące po Bismarcku. Zgodnie z niemieckimi standardami, powinien jeszcze ponad 4 miesiące spędzić na szkoleniu. Mniej się nie da a tu proszę. a PoW powinien siedzieć w stoczni i usuwać usterki. Jak przyszło co do czego, to PoW staną, ale mu nie wyszło. Uzasadnienie było.
A jak Bismarck był już po trafieniu z Ark Royala – a niby dlaczego miałby iść sam król, jak pod ręką było jeszcze dodatkowych 9 dział 16 calowych?
Powiedz szczerze – nawet jak byś był na Yamato ( czy Iowce wszystko jedno, co kto lubi ) to zrezygnowałbyć ze wsparcia Rodneya, wiedząc, że przeciwnik i tak nie ma szybkości żeby zwiać?

Ja bym nie zrezygnował.
Alkoholik miał pomysł zaprząc do niej Norkę i Waśka, by móc posłać Diuka na Indyka (w towarzystwie Reni). I molestował Prezia, by nie zabierał Waśka póki King nie wyjdzie z warsztatu.
No właśnie. Mamy rok 1942. DoY jest tylko trochę starszy od PoW w trakcie walki z Bismarckiem. Anson i Howe jeszcze nie ukończone ( w ogóle ) albo świeższe niż PoW.
Renowna do walki z Tirpitzem to bym nie posyłał. W każdym razie nie samego, ale jakby robił za dostawkę, to jaką masz gwarancję, że Niemcy nie postanowią najpierw rozprawić się z nim?
PoW już jest okrętem podwodnym.
Zostaje KGV i niech będzie DoY, w sumie z każdym miesiącem coraz bardziej gotowy.
Niech no któryś będzie wymagał choćby okresowego remontu, a drugi wejdzie na minę i klops.




A Joggi zapomniałem.
Kiedyś pytałeś o co mi chodzi z Niemcami w kontekście stateczności i paliwa.
Otóż Niemcy, jako chyba jedyni na świecie, sporą część paliwa mieli w zbiornikach nad linią wodną.
W efekcie zatankowania pod korek stateczność spadała niż jak paliwa było mniej.
Niektórzy nawet wskazują, że z tego powodu nie miało większego znaczenia czy Bismarck zatankował do pełna przed walką z Hoodem czy nie. Przy pełnych zbiornikach paliwa było niemożliwe poprawne wytrymowanie tej jednostki do walki. Ryła dziobem.
Czyli przed akcją trzeba było i tak przepompować odpowiednią ilość paliwa na rurę, albo wywalić za burtę.
Czy to prawda, ciężko mi powiedzieć, ale jak dla mnie jest prawie przekonywające.
Historia jest najlepszą nauczycielką życia, bo
Jeszcze nigdy, nikogo, niczego nie nauczyła.
jogi balboa
Posty: 2823
Rejestracja: 2007-01-18, 16:39

Re: Smierć Churchilla i klęska Royal Navy

Post autor: jogi balboa »

Owszem lubię KGV, ale w starciu 1:1 z Bismarckiem wcale nie uważam, żeby brytol go na pewno zmiażdżył.
Ja dla odmiany lubię Bismarcka ale wcale nie uważam że zmiażdżył by na pewno dwa Kingi, dwie Dunkierki, lub choćby dwie Królowe 8)
W czasie Birmarcka to był gotowy KGV dodano - powiedzmy. Wejście do służby grudzień 1940 - czyli 4 miesiące po Bismarcku. Zgodnie z niemieckimi standardami, powinien jeszcze ponad 4 miesiące spędzić na szkoleniu. Mniej się nie da a tu proszę.
Ale trzeba dodać że w momencie wejścia do służby, gotowość bojowa Kinga była znacznie wyższa niż gotowość bojowa Bismarcka – który IMHO spędził sporo czasu, zamiast na próbach i ćwiczeniach, na leżakowaniu w Hamburgu z powodu zamarznięcia kanału :wink:
W każdym razie nie samego, ale jakby robił za dostawkę, to jaką masz gwarancję, że Niemcy nie postanowią najpierw rozprawić się z nim?
Prosta i sprawdzona wielokrotnie metoda. Ustawić go na końcu szyku w ataku i na początku w defensywie :-D
A Joggi zapomniałem.
Kiedyś pytałeś o co mi chodzi z Niemcami w kontekście stateczności i paliwa.
Otóż Niemcy, jako chyba jedyni na świecie, sporą część paliwa mieli w zbiornikach nad linią wodną.
W efekcie zatankowania pod korek stateczność spadała niż jak paliwa było mniej.
Niektórzy nawet wskazują, że z tego powodu nie miało większego znaczenia czy Bismarck zatankował do pełna przed walką z Hoodem czy nie. Przy pełnych zbiornikach paliwa było niemożliwe poprawne wytrymowanie tej jednostki do walki. Ryła dziobem.
Czyli przed akcją trzeba było i tak przepompować odpowiednią ilość paliwa na rurę, albo wywalić za burtę.
Czy to prawda, ciężko mi powiedzieć, ale jak dla mnie jest prawie przekonywające.
Eeee... to chyba jakaś urban legend...
Z całą pewnością Niemcy nie trzymali paliwa ponad linią wodną, chyba nawet paliwo lotnicze znajdowało się w zbiornikach tzw. TDS, dnie podwójnym i sławnych zbiornikach na dziobie w których swego czasu utknęło 1000ton wachy. Nie sądzę również żeby kiedykolwiek próbowano przepompowywać paliwo inaczej niż do zbiorników rozchodowych, względnie jakieś niezbędne manewry przy tankowaniu lub trymowaniu. Pomijając oczywiście różne harcerskie pomysły przepompowywania paliwa przy pomocy węża przed pokład główny :wink:
Awatar użytkownika
Maciej3
Posty: 4939
Rejestracja: 2008-05-16, 11:36

Re: Smierć Churchilla i klęska Royal Navy

Post autor: Maciej3 »

Eeee... to chyba jakaś urban legend...
Szczerze – nie wydaje mi się.
Informacja pochodzi od gościa, który raczej idzie pod prąd.
Generalnie twierdzi, że bazuje na oryginalnej dokumentacji stoczniowej i podręcznikach postępowania w określonych przypadkach. Miał też okazję oglądać Bismarcka na żywo siedząc w batyskafie ( wiem to ostatnie najmniej znaczy ). I generalnie wypowiada się niemal wyłącznie na temat Bismarcka.
Może zabrzmi to mało skromnie, ale wydaje mi się, że potrafię wyczuć kto faktycznie bazuje na oryginalnych dokumentach, a kto twierdzi, że na nich bazuje a w rzeczywistości powołuje się na opiniach na temat opracowań, które są streszczeniem innych opracowań.

W każdym razie, chyba byłem mało dokładny.
Chodzi o to, że Niemcy mieli zbiorniki paliwa powyżej linii wodnej, ale jak zauważyłeś, raczej ich nie używali. Ale w przypadku jakiegoś długiego marszu, gdzie wiadomo było że przeciwnika raczej się nie spotka na początku drogi ( np. podczas marszu przez cieśniny bałtyckie ), to zatankować pod korek można było. Do czasu aż się pojawi przeciwnik to już się „zbędne” paliwo wypali. Ot taki odpowiednik amerykańskiego tankowania „full emergency”. Można było zatankować jak była potrzeba, ale jeśli przeciwnik miał być blisko to nie powinno się tego robić, bo za bardzo obniża możliwości walki.
Z takim pełnym zapasem poprawne wytrymowanie było niemożliwe. W miarę wypalania paliwa trzeba było opróżnić najpierw te dziobowe zbiorniki. Do przepompowywania paliwa były bardzo wydajne pompy. To nie przypadek, bo przepompowywanie paliwa w różne miejsca kadłuba, było pierwszą metodą radzenia sobie z wyrównywaniem przechyłów powstałych w wyniku uszkodzeń. Dopiero jak się nie dało paliwem ( z jakichkolwiek powodów ) to zalewano jakieś przedziały.
Dość powszechnie uważa się, że Bismarcka zgubiło przerwane tankowanie ( upraszczam ), gdyby dotankował ten tysiąc ton z ogonkiem to pewnie szedłby szybciej i by się udało.
Ten gość, co się na niego powołuję, uważa właśnie tą tezę o tankowaniu za „urban legend”, bo tak czy inaczej nie można było zatankować na full. Szansa na spotkanie przeciwnika podczas przechodzenia przez cieśniny duńskie była zbyt duża.
Jeśli już to różnica pomiędzy przerwaniem tankowania a nie przerwaniem byłaby w praktyce tak mała ( bo konieczność trymowania, nie wypełniania zbiorników itd. ), że w praktyce nie robiło to wielkiej różnicy.

Ale jak wspomniałem, jest to powtórzenie opinii gościa który „idzie pod prąd”. Z tym, że ja mu wierzę.
Historia jest najlepszą nauczycielką życia, bo
Jeszcze nigdy, nikogo, niczego nie nauczyła.
Awatar użytkownika
Maciej3
Posty: 4939
Rejestracja: 2008-05-16, 11:36

Re: Smierć Churchilla i klęska Royal Navy

Post autor: Maciej3 »

Jeszcze odnośnie tego (nie)szczęsnego pocisku co to utkwił w SPSie Prince of Wales.
Nie wiem w jakiej pozycji został znaleziony, ale nie sądzę, by miało to znaczenie. W końcu księciuniem trochę rzucało, więc mógł zmienić pozycję wiele razy.
Teraz o podążaniu dnem do przodu w wodzie wynika z czego innego.
Jakiś czas temu pytałem się tu jak się zachowują pociski po uderzeniu w wodę.
Bodaj PD wyjaśniał, że ostronosy, stabilizowany obrotowo pocisk po uderzeniu w wodę musi zacząć gwałtownie poziołkować. Nic się na to nie poradzi.
Dla odmiany pocisk „tęponosy” ( coś jak japońskie nurkujące ) ma spore szanse się ustabilizować i iść w miarę równo, dzięki czemuś w rodzaju superkawitacji. Oczywiście nie tak ładnie, jak to jest na rysunkach choćby Lacroixa, raczej będzie to takie zataczanie się pijaka, ale trajektoria będzie raczej stabilna.
W związku z tym pocisk Bismarckowy po uderzeniu w wodę musiał zacząć koziołkować. Inaczej się nie da. Ale mógł tak się obrócić ( to jest takie tłumaczenie ), że poszedł dnem do przodu i jakoś tak wyszło, że ustabilizował dnem do przodu i zachowywał się w tym momencie jak japoński nurkujący. Przypadek i tyle.
Ale ja widzę też inne wytłumaczenie – układ fal bardziej sprzyjający temu trafieniu. W końcu miały ~3 metry wysokości. Też przypadek i tyle.
Co było prawdą?
Nie wiem.
Historia jest najlepszą nauczycielką życia, bo
Jeszcze nigdy, nikogo, niczego nie nauczyła.
Awatar użytkownika
Maciej3
Posty: 4939
Rejestracja: 2008-05-16, 11:36

Re: Smierć Churchilla i klęska Royal Navy

Post autor: Maciej3 »

Dobra – czas na I część nudów na temat obrony plot w Royal Navy,

Pierwsze działka montowali w czasie I wojny. Wiele tego nie było, nie warto się rozwodzić.
Natomiast po zakończeniu wojny, jak się zastanawiali czy w ogóle budować nowe pancerniki, to zaczęli się też zastanawiać nad zagrożeniem lotniczym.
W tym czasie Japończycy montowali ( czy zamierzali montować ) 4 działa 120 i było im dobrze.
Niemcy chcieli montować 4 działa 150. Tak to nie pomyłka – sprawdzałem parę razy. Pod koniec I wojny chcieli u siebie montować działa przeciwlotnicze kalibru prawie 6 cali.
Amerykanie wtedy uważali, że wszystko co potrzeba pancernikom to 3-4 działa 3-4 cale. Miały one utrzymać samoloty na odpowiedniej wysokości, po prostu dopilnować żeby nie zeszły za nisko i tyle.

Anglicy w tym czasie nieco się przyłożyli.
Na podstawie jakiegoś fikuśnego wzoru wyznaczyli ile im trzeba ciężkich działek przeciwlotniczych. Wzór, jak to często bywa, miał ileś tam parametrów które trzeba było dobrać. W praktyce jakie się dało współczynniki taki wyszedł wynik. A współczynniki dobiera się „heurystycznie”.
Na czym polega taki dobór, to przypomina mi się mój autentyk z bardzo źle wspominanych czasów studenckich. Otóż jako element zaliczenia pewnego przedmiotu trzeba było zrobić między innymi układ sterowania. Układ jak układ, ale trzeba było dobrać cztery parametry. Od tych parametrów zależało jak to będzie działać. Prowadzący był bardzo wymagający. Oddajemy projekt no i padło nieuniknione pytanie. Panowie – jak dobraliście te współczynniki? My zgodnym chórem, że heurystycznie. Na co prowadzący – czyli z sufitu? I tu zapadła grobowa cisza. Po jakimś czasie Maciej Ch. Któremu było już naprawdę wszystko jedno odparł – tak po prawdzie to ze ściany.
Taka rzadka szczerość prowadzącego rozbroiła i nam zaliczył. Co było rzadkością.

W każdym razie, Brytyjczycy współczynniki dobrali „heurystycznie” i wyszło im, że idealne będzie działo kal 120 mm, bo jak się z 4 takich dział będzie strzelało do kilkunastu bombowców lecących stałym kursem na bombardowanie, to w czasie zbliżania się do naszego okrętu mamy 99% szans na strącenie jednego z nich, co ma zakłócić atak i spowodować, że będzie on nieskuteczny.
By to uzyskać to trzeba rozmieścić działa tak, żeby w dowolny punkt nieba mogły strzelać co najmniej 4 działa tego kalibru. Przy czym miały one być kierowane przez centralny system kierowania ogniem, z dalocelownikiem ( a właściwie directorem ) umieszczonym wysoko na okręcie, z daleka od dymów, wstrząsów dział, oślepiania i innych takich. W takim miejscu by miał on pole widzenia dokoła okrętu wszędzie niczym nie przesłonione. Nastawy do dział ( odpowiednio przeliczone przez odpowiednie kalkulatory ) miały być przekazywane zdalnie.

Wiedziano jednak, że to nie wystarczy.
Coś ( w zasadzie większość ) przedrze się przez ogień ciężkich dział. Potrzeba coś co posłuży do bezpośredniej ochrony okrętów.
Potrzebne było działko odpowiednio szybkostrzelne oraz odpowiednio niszczące żeby zapewnić skuteczność.
Wybór padł dwufuntówkę Vickersa. Może nie najnowszą, ale wtedy jeszcze jarą ( i później też, o czy potem ).
Pierwotne założenia mówiły, że mają one być montowane na 10 lufowych podstawach. A na okręcie muszą być po 4 stanowiska ustawione tak żeby w dowolny punkt nieba celowały co najmniej dwa.
Dość często się powtarza teza jakoby wybrano te działka, bo w magazynach po wojnie było 2 miliony sztuk amunicji do nich.
Ja tam ( czy kogoś to dziwi? ) wątpię by to był decydujący czynnik. Jeden z wielu pewnie tak, ale najmniej liczący się.
Wymagano 40 działek na pancernik ( docelowo na starych też w miarę możliwości ) oraz 10 do 20 działek na krążownik ( j.w. )
Pancerników miało być koło 30 ( pewnie trochę mniej )
Krążowników koło 80 ( z czego ponad połowa dużych z 20 działkami )

Daje to:
40x30 = 1200 działek na pancernikach oraz 30x80 = 2400 działek na krążownikach ( przyjąłem wartość średnią dla krążownika ). Niszczyciele też coś miały dostać, choć nie na 10 lufowych stanowiskach.
Razem daje to co najmniej 3 tysiące luf na na samych ciężkich okrętach. Przy przewidywanym zapasie 2 tysiące pocisków na działko, te 2 miliony amunicji w magazynach to by nie starczyły nawet na zatankowanie 1/4 floty naraz. Przy osiągnięciu docelowego uzbrojenia.

W każdym razie wybrano to działko.
Wielolufowy zestaw miał mieć w pełnej gotowości amunicji na ponad minutę prowadzenia ciągłego ognia bez doładowywania. Do tego każde ze stanowisk miało być kierowane z odsuniętego directora dedykowanego dla każdego stanowiska. Wiadomo było, że celowanie bezpośrednio z takiego stanowiska będzie mało komfortowe ( delikatnie mówiąc ). Jazgot potworny, wibracje, oślepianie obsługi i inne takie. Pole widzenia też pewnie nie teges i jakieś dymy, podmuchy innych dział itd. W efekcie kierowanie miał przejąć director umieszczony tak żeby nic mu ( ani jego obsłudze ) nie przeszkadzało i z polem widzenia 200 stopni. Director miał być wyposażony w odpowiedni dalocelownik i przeliczniki wyliczające odpowiednie poprawki z uwzględnieniem różnicy położenia directora względem stanowiska strzeleckiego.
Wszystko na początku lat 20-tych w czasach kiedy reszta świata uważała że 4 działka artylerii średniej ( wiadomo, że nie wszystkie będą strzelały wszędzie ) to jest wszystko co do szczęścia potrzeba.


C.D.N
Historia jest najlepszą nauczycielką życia, bo
Jeszcze nigdy, nikogo, niczego nie nauczyła.
Awatar użytkownika
Maciej3
Posty: 4939
Rejestracja: 2008-05-16, 11:36

Re: Smierć Churchilla i klęska Royal Navy

Post autor: Maciej3 »

Eee – przepraszam

Niestety musiałem wstrzymać pisanie sagi o obronie plot Royal Navy.
Więc może krótko.

W czasach zapalników z opóźnieniem czasowym ( że pocisk wybuchał jakiś czas po puszczeniu lufy ) szybkostrzelność miała znaczenie. Ot wywalało się maksymalnie dużo pocisków w kierunku przeciwnika.
Wspomniany przez Joggiego system był próbą stworzenia skutecznej metody walki z samolotami przy pomocy takich właśnie dział i pocisków.
Na okręcie dorabiano ten „barrage unit”, który ze stawianiem zasłony miał niewiele wspólnego.
W rzeczywistości wyliczał automatycznie prędkość celu ( a to jest definicja systemu tachymetrycznego – to tak w dziedzinie tezy jakoby brytole nie dorobili się takiego systemu ).
można go było nastawić ( jak wspominał Joggi ) na dwie nastawy opóźnienia zapalników. W praktyce można było odpalić raz, bo potem samoloty były za blisko.
Ten barrage unit kontrolował działa ( mógł również kontrolować artylerię główną, montowano coś takiego na 6 calowych krążownikach ). Jak przewidywane miejsce przybycia samolotu zgadzało się z przewidywanym miejscem znalezienia się pocisków, to automatycznie odpalała się salwa ze wszystkich dział. Ponoć dawało to duże szanse na rozerwanie atakującego samolotu na strzępy.
Tu szybkostrzelność nie była potrzebna. Jakby kto się uparł to i artylerią główną pancernika też można było tym sterować.

Wprowadzenie zapalników zbliżeniowych znów spowodowało, że szybkostrzelność miała znaczenie. Waliło się ile wlezie w rejon gdzie będzie przeciwnik. Zapalniki miały załatwić sprawę.

Co do szybkostrzelności praktycznej dział, to aż boję się pisać, bo znów będą jakieś niedorzeczności o których szkoda wspominać....
Historia jest najlepszą nauczycielką życia, bo
Jeszcze nigdy, nikogo, niczego nie nauczyła.
jogi balboa
Posty: 2823
Rejestracja: 2007-01-18, 16:39

Re: Smierć Churchilla i klęska Royal Navy

Post autor: jogi balboa »

Szczerze – nie wydaje mi się.
Informacja pochodzi od gościa, który raczej idzie pod prąd.
Generalnie twierdzi, że bazuje na oryginalnej dokumentacji stoczniowej i podręcznikach postępowania w określonych przypadkach.
Trochę kopi oryginalnych rysunków jest w serii monografii Skwiota, zresztą razem z opracowanymi przez niego planszami opisującymi niemal każde pomieszczenie na okręcie.
Jednoznacznie na ich podstawie stwierdzam że na pancernikach typu Bismarck, paliwo było przechowywane wyłącznie poniżej poziomu pokładu pancernego który znajdował się na poziomie międzypokładu. Powyżej owszem znajdowały się pomieszczenia magazynowe, ale nie bunkry z paliwem.
No chyba że Skwiot podstępnie wyretuszował coś co chciał zataić :wink:
Obawiam się że ów Gość, to po prostu facet który niczym Cameron postanowił coś „udowodnić” i trzyma się ściśle swojej wersji. Nawiasem mówiąc, jeśli będzie trzeba, to przysiądę i po prostu obliczę pojemność zbiorników paliwa na pancernikach typu Bismarck. Wiemy że musi wyjść 8tys ton z hakiem.
Natomiast paliwa na Bismarcka nie zatankowano ponieważ w wężu się dziura zrobiła, a ŚP admirał Lutiens bardzo się spieszył. Ja na przykład uważam że to właśnie ten pośpiech go zgubił :)
easyred
Posty: 49
Rejestracja: 2010-03-09, 13:38
Lokalizacja: Warszawa

Re: Smierć Churchilla i klęska Royal Navy

Post autor: easyred »

Maciej3 pisze:Niestety musiałem wstrzymać pisanie sagi o obronie plot Royal Navy.
Trochę szkoda, ale rozumiem jeśli nie możesz się tym zająć. Miałem nadzieję dowiedzieć się np., któż to taki jaki pierwszy dostrzegł zalety bombowców nurkujących.

Co do brytyjskiego systemu kierowania ogniem plot. nurtuje mnie pewna sprawa.
Pod, wspominanym już tu Kuantanem, pierwszy atak wykonało osiem samolotów G3M2 z 1 Chūtai Mihoro Kōkūtai, każdy uzbrojony w dwie bomby 250kg. Zaatakowano Repulse. W czasie ataku ogień brytyjski uszkodził pięć samolotów, z czego dwa na tyle poważnie, że musiały się wycofać. Nieźle. Trochę inaczej to wygląda, gdy dopisze się, że tych osiem samolotów zdołało zrzucić swoje bomby, uzyskując całkiem niezłe skupienie, jedna trafiła krążownik liniowy w śródokręcie. Dwa samoloty, które musiały się wycofać, także zrzuciło po bombie. Załogi musiały zrezygnować tylko z drugiego ataku, podczas gdy pozostałe sześć samolotów zostało na miejscu wyczekując stosownej okazji.

Nie podejmuję się jednoznacznie określić czy lepszy był HACS czy amerykański Mk.37. Tylko jedna sprawa. Kiedy HMS Delhi wrócił po przebudowie w USA Brytyjczycy zamówili amerykańskie Mk.37 jakoś tak w ilości pozwalającej na wyposażenie 80 niszczycieli lub 20 pancerników. Dlaczego? Jedyne wytłumaczenie jakie przychodzi mi na myśl to przebiegła chęć osłabienia US Navy. :wink: Przecież ich HACS był debeściak.
W końcu na Vanguardzie też postawili Mk.37. Dlaczego?
Awatar użytkownika
Maciej3
Posty: 4939
Rejestracja: 2008-05-16, 11:36

Re: Smierć Churchilla i klęska Royal Navy

Post autor: Maciej3 »

Będzie wszystko po kawałku.
Kto tam pierwszy zzauważyłzalety nurkowców to nie wiem. Jedni z pierwszych na pewno byli Niemcy.
Ale Skua weszła do służby na dwa lata przed Dauntlessem czy Valem.


HAFC de beściak - zależy. Wbrew pozorom, wcale nie uważam, że wszystko co brytyjskie to debeściak.
Zamówienie wielkiej ilości Mk 37 miało kilka podstaw. Jednym z nich było opieranie się na oficjalnych raportach z zestrzeleń na poziomie 450 maszyn w 42 roku. Nawet jak się to profilaktycznie podzieli przez dwa ( niektórzy dowódcy tak robili, żeby bardziej realnie widzieć poziom strat przeciwnika ) to i tak wychodzi o wiele lepiej niż szacowane 120-150 samolotów strąconych w tym czasie przez Royal Navy.
To że 60 lat po wojnie ktoś śmiał podważyć oficjalne dokumenty, to już inna sprawa. Jak ja bym się opierał na oficjalnych to też bym był zachwycony.

Natomiast jest jeszcze inny problem.
Dostępność sprzętu. Brytole sobie opracowali w czasie wojny "de beściaK' HAFC mark ileś tam, tyle że nie potrafili ( nie mogli? ) wyprodukować go w odpowiedniej ilości egzemplarzy.
Potrzeba go było dla Vanguarda, nowych krążowników, niszczycieli typu Battle, lotniskowców. To było zdecydowanie za dużo jak na możliwości ich przemysłu.
W efekcie masz takie a nie inne zamówienia.


Joggi - co do zbiorników Bismarcka, to chyba jeszcze raz muszę poczytać wykłady tamtego usera, bo coś chyba źle zrozumiałem, albo co.

EDIT:
A odnośnie tego, że bombowcom mimo uszkodzeń udało się zrzucić bomby - no cóż to fakt. Ale jeśli mówimy że coś jest "de beściak" to ja rozumiem na tle innych. Wcale nie musi być wystarczające. To że w tym przypadku sprawdził się lepiej niż w tym jednym ataku pod Santa Cruse to niezaprzeczalny fakt.
To że okazał się niewystarczający i okrętów to nie uratowało to też niezaprzeczalny fakt.
Nawet w 1945 gdzie były bajery rowery, radary i sam nie wiem co jeszcze, coś tam się przedzierało i trafiało.
Historia jest najlepszą nauczycielką życia, bo
Jeszcze nigdy, nikogo, niczego nie nauczyła.
MiKo
Admin FOW
Posty: 4050
Rejestracja: 2004-01-07, 09:02

Re: Smierć Churchilla i klęska Royal Navy

Post autor: MiKo »

Maciej3 pisze:Będzie wszystko po kawałku.
Kto tam pierwszy zzauważyłzalety nurkowców to nie wiem. Jedni z pierwszych na pewno byli Niemcy.
Ale Skua weszła do służby na dwa lata przed Dauntlessem czy Valem.
Nie wiem czemu to miało służć w dyskusji [sorry], ale patrząc na to wyrwane z kontekstu zdanie, to chyba raczej początki bombowców nurkujących znacznie poprzedzają w/w typy. Do tego (może sie mylę) główną przyczyną powstania myśli bombardowania z lotu nurkowego była chęć zwiększenia celności - głownie na okrętach więc Niemcy tak średnio pasują do prekursorów.
easyred
Posty: 49
Rejestracja: 2010-03-09, 13:38
Lokalizacja: Warszawa

Re: Smierć Churchilla i klęska Royal Navy

Post autor: easyred »

Maciej3 pisze:Kto tam pierwszy zzauważyłzalety nurkowców to nie wiem. Jedni z pierwszych na pewno byli Niemcy.
Uważa się, że pierwszy bombardowanie z lotu nurkowego wykonał w 1918 roku pilot RAFu. Podobno zatopił niemiecką barkę amunicyjną na jakimś kanale. Potem Brytyjczycy przeprowadzali próby tej metody i wyszło im, całkowicie słusznie w tamtym okresie, że bombowiec, który potrafi wykonać lot nurkowy, nie będzie w stanie przenieść odpowiednio dużej bomby. Nie będzie więc realnym zagrożeniem dla okrętów. Natomiast samolot zdolny podnieść dużą bombę, nie będzie w stanie wykonać ataku nurkowego. Dlatego Brytyjczycy dążyli do zabezpieczenia floty przed atakami horyzontalnymi. Jak pisałem całkowicie słusznie w okresie lat 20-tych.
Maciej3 pisze:Ale Skua weszła do służby na dwa lata przed Dauntlessem czy Valem.
Ani Dauntless ani Val nie były pierwszymi nurkowcami na wyposażeniu USA i Japonii.
Maciej3 pisze:Jedni z pierwszych na pewno byli Niemcy.
Ponoć Niemcy zainteresowali się bombardowaniem nurkującym podpatrując Amerykanów.
W latach 20-tych lotnictwo US Marines wspierało swoich w wojnach bananowych wykonując bombardowania z lotu nurkowego.
Jeden z pierwszych bombowców nurkujących zdolnych podnieść 1000 funtową bombę to chyba Martin BM z roku 1930.
Kiedy Niemcy wysyłali pierwsze Stuka do Hiszpanii, Japońska Marynarka bombardowała Chińczyków swoimi D1A i potem D3A.
Maciej3 pisze:Natomiast jest jeszcze inny problem.
Dostępność sprzętu. Brytole sobie opracowali w czasie wojny "de beściaK' HAFC mark ileś tam, tyle że nie potrafili ( nie mogli? ) wyprodukować go w odpowiedniej ilości egzemplarzy.
Potrzeba go było dla Vanguarda, nowych krążowników, niszczycieli typu Battle, lotniskowców. To było zdecydowanie za dużo jak na możliwości ich przemysłu.
W efekcie masz takie a nie inne zamówienia.
Argument moim zdaniem nieco chybiony, Mk.37 też nie dostali od razu. Amerykanie woleli najpierw wyposażyć US Navy. W efekcie Mk.37 dostało osiem Battle'ów, Vanguard i lotniskowce Eagle i Ark Royal. Już po wojnie. Wcześniej Brytyjczycy wyposażali swoje nowe okręty w urządzenia własnej produkcji i dali radę.

Ja nie twierdzę, że HACS to dno. Zwłaszcza ten z GRU, ABU i innymi bajerami. Tak naprawdę, żaden system kierowania ogniem nie zapewni pełnej ochrony przed samolotami. W tym przejawia się pośrednio, moim zdaniem, wyższość lotniskowca nad pancernikiem. :D :P
Awatar użytkownika
Maciej3
Posty: 4939
Rejestracja: 2008-05-16, 11:36

Re: Smierć Churchilla i klęska Royal Navy

Post autor: Maciej3 »

Uważa się, że pierwszy bombardowanie z lotu nurkowego wykonał w 1918 roku pilot RAFu
Znów pierwsi angole? To już nudne.
Ale zawsze w takim przypadku się zastanawiam czy naprawdę był pierwszy, czy też pierwszy się o tym pochwalił.
Mniejsza.

Miko – też nie widzę w bombardowaniu z lotu nurkującego niczego innego poza zwiększeniem celności. Ale jakoś stosowano je nie tylko w kontekście atakowania okrętów. Cele lądowe przecież też tak obkładano bombami.
Argument moim zdaniem nieco chybiony, Mk.37 też nie dostali od razu.
Pierwszą sztukę dostali od razu. Wspomniany Delhi.
Tak swoją drogą, to ma ktoś oryginalne raporty wskazujące różnice pomiędzy uzbrojeniem tego okrętu a resztą brytyjskiej floty?
Czytałem wielokrotnie zachwyty nad przewagą tego okrętu nad innymi z Royal Navy, ale nigdy nic oryginalnego ( poza dość enigmatycznym stwierdzeniem, że te 5 calówki mogą wystrzelić w krótkiej serii 25 pocisków/ minutę, a potem teoretycznie do 15 ). Na temat samego systemu kierowania ogniem nic.
Mniejsza.
W każdym razie – dostali tą jedną sztukę ( a przezbrojenie całego typu D na krążowniki przeciwlotnicze zaplanowali jeszcze przed wojną, tylko nie zdążyli, ale działa zaczęli produkować ) i chcieli następne, bo na przezbrojenie we własnych stoczniach nie było szans.
Amerykanie wtedy początkowo byli chętni, ale krótko, potem jak wspomniałeś priorytet dostała US Navy.
Natomiast co do faz późniejszych.
HAFC w wersji bodaj czwartej to tłukli niemal masowo. Wersja piąta to już była produkcja niemal jednostkowa. A wersja szósta to była robiona tak szybko, że niektóre batlówki stały sobie ileś miesięcy ( albo pływały bez tego ) czekając na dostawę tych systemów.
Reszta podpada już pod zakończenie wojny. Brytole zamówili w USA ile? 80 sestawów Mk 37?
Coś koło tego. Zaczęły one dopływać z opóźnieniem, ale wreszcie w tym 46 były dostępne.
Produkcja HAFC Mk VI szła tak szybko jak dział 5,25 Mk IV czy uniwersalnej 6 calówki.
Mieli do wyboru. Zastosować HAFC który był dostępny, ale był uważany za przestarzały, zastosować Mk 37 który uważali za przestarzały, ale dużo mniej ( w tym czasie Amerykanie już poszli dalej ), albo czekać nie wiadomo na co.
W 46 i potem to Anglia naprawdę już była praktycznie bankrutem.
Tak naprawdę, żaden system kierowania ogniem nie zapewni pełnej ochrony przed samolotami. W tym przejawia się pośrednio, moim zdaniem, wyższość lotniskowca nad pancernikiem.
Przewag jest jest sporo, ale już to kiedyś tu omawialiśmy.
Z tym, że akurat tą to bym pominą. Nic nie jest w stanie zatrzymać tonowego pocisku lecącego krzywą balistyczna :)
Historia jest najlepszą nauczycielką życia, bo
Jeszcze nigdy, nikogo, niczego nie nauczyła.
domek
Posty: 1657
Rejestracja: 2004-01-09, 04:44

Re: Smierć Churchilla i klęska Royal Navy

Post autor: domek »

A jak to sie mialo do dzial boforsa :hmmm:

pozdrawiam
Awatar użytkownika
Peperon
Posty: 6676
Rejestracja: 2010-11-05, 14:52
Lokalizacja: z Krakowa

Re: Smierć Churchilla i klęska Royal Navy

Post autor: Peperon »

domek pisze:A jak to sie mialo do dzial boforsa :hmmm:
Działa Boforsa nie latały po krzywej balistycznej 8)
Ludzkość dzieli się na trzy części.
Żywych, zmarłych i tych co na morzu.
ODPOWIEDZ