Powstanie Styczniowe

Okręty Wojenne do 1905 roku

Moderatorzy: crolick, Marmik

Awatar użytkownika
AvM
Posty: 6360
Rejestracja: 2004-08-03, 01:56

Powstanie Styczniowe

Post autor: AvM »

Czuy sie ostatnio ktos tym zajmowal , znaczy od czasow Pertka :-) :( :o

Na poczatek obrazki dwoch parowcow zamieszanych
WARD JACKSON i GIPSY QUEEN :

Obrazek
Obrazek
Awatar użytkownika
Kazimierz Zygadło
Posty: 251
Rejestracja: 2004-07-29, 19:05
Lokalizacja: Gliwice

Post autor: Kazimierz Zygadło »

Andrzej nie wiem, czy pamiętasz ale dawno temu na MARHST-L zadałem pytanie o jednostki związane z powstaniem styczniowym i odzew był mizerny.
Co do "Gipsy Queen", to Pertek pisał, że jedynie w wyniku pomyłki szpiegów powiązano go z wyprawą "Ward Jackson". Jak to w końcu było?
Bardzo interesuje mnie sprawa "Chesapeak" i "Samsona", które po uzbrojeniu miały zwalczać rosyjską żeglugę na Morzu Czarnym. Niestety, nic ciekawego na ich temat nie znalazłem.
Awatar użytkownika
Kazimierz Zygadło
Posty: 251
Rejestracja: 2004-07-29, 19:05
Lokalizacja: Gliwice

Post autor: Kazimierz Zygadło »

Widzę, że tu też odzew mizerny. Czyżby nikogo to nie interesowało?
Emden
Posty: 759
Rejestracja: 2004-07-08, 15:22

Post autor: Emden »

Heh zainteresowało, ale skoro nic nie wiem to milcze...
Marek T
Posty: 3270
Rejestracja: 2004-01-04, 20:03
Lokalizacja: Gdynia

Post autor: Marek T »

Patrzymy i uczymy się ...
a-v-m

Post autor: a-v-m »

W brytyjskim spisie parowcow z 1863 jest:
SAMSON - 11
PRINCESS - 4
CHESAPEAKE - 2 (sprwdzilem oba raczej male po 70 stop)
Zreszta niewiadomo czy byly to statki zarejestrowane w Anglii. Zwlaszcza po Wojnie krymskiej wiele parowcow trafilo do Konstantynopola.
Ruchy statkow sa w Lloyd's List ale te sa tylko w paru miejscach na swiecie.
Awatar użytkownika
Kazimierz Zygadło
Posty: 251
Rejestracja: 2004-07-29, 19:05
Lokalizacja: Gliwice

Post autor: Kazimierz Zygadło »

Te parę miejsc, to gdzie dokładnie? ;)
Awatar użytkownika
Grzechu
Posty: 1624
Rejestracja: 2004-06-29, 16:05
Lokalizacja: Kwidzyn (Powiśle)

Post autor: Grzechu »

Nie mogę się powstrzymać, i aby chociaż zaznaczyć swój ślad :wink: wrzucę i tutaj 'parę' zdań z Pertka. Być może komuś się przyda:

EKSODUS POWSTAŃCÓW LISTOPADOWYCH Z GDAŃSKA
Kiedy upadło powstanie listopadowe, a znaczna część żołnierzy polskich przeszła na terytorium Prus i później zdecydowała się udać na emigrację, Gdańsk stał się portem wyjściowym dla transportu wieluset uchodźców, którzy woleli wybrać tułaczkę na obczyźnie niż ukorzyć się przed carem i skorzystać z amnestii. Z około 30 000 powstańców polskich, którzy przeszli do Prus, ponad 12 000 postanowiło od razu skorzystać z amnestii i powróciło do kraju. Ci powstańcy, którzy pochodzili z ziem zaboru pruskiego, zostali wyłączeni spośród internowanych i zgromadzeni osobno. Natomiast pozostałych poddano presjom moralnym i fizycznym, a nawet szarżom pruskiej kawalerii i masakrom, które złamały opór większości z nich. W efekcie l 200 najbardziej nieprzejednanych musiało wyemigrować drogą morską.
Tę samą drogę na długo przed zbiorowymi transportami internowanych żołnierzy odbyli już liczni pojedynczy uchodźcy, którzy na własną rękę opuszczali kraj w poszukiwaniu bezpieczeństwa. Nie pierwsi to byli Polacy — bojownicy o wolność swego kraju — którzy właśnie poprzez Gdańsk udawali się na obczyznę, uchodząc przed despotyzmem zaborców i ciemiężycieli. Już bowiem czterdzieści lat wstecz, po upadku powstania kościuszkowskiego, z Gdańska na pokładach zagranicznych statków odpłynęli niektórzy polscy żołnierze w daleki świat. Postać jednego z nich, bezimiennego majora, któremu udało się ujść prześladowań i na pokładzie norweskiego brygu opuścić Gdańsk, odtworzył z zasłyszanego w Norwegii opowiadania Józef Tripplin, sam były powstaniec listopadowy. Wielu innych powstańców nie doczekało się z pewnością żadnych opisów ani wzmianek.
Spośród powstańców listopadowych, którzy w pojedynkę na pokładach różnych statków odpłynęli z Gdańska na zachód Europy, można wymienić kilku znaczniejszych. W połowie grudnia 1831 roku opuścił Gdańsk znany podówczas działacz rewolucyjny, Józef Czapski, „Robespierre powstania listopadowego" — jak nazywano go zagranicą. Ścigany listami gończymi władz carskich kilkakrotnie uniknął aresztowania i zdołał się przedostać do Gdańska, ale tu został rozpoznany i uwięziony. Po dwóch tygodniach zwolniono go z aresztu. Natychmiast więc zaokrętował się na statek płynący do Irlandii, dokąd przybył w styczniu 1832 roku. Na duńskim żaglowcu odpłynął z Gdańska do Kopenhagi młodziutki, zaledwie szesnastoletni porucznik Adam Dzwonkowski, który osiadł później na stałe w Norwegii, gdzie zasłynął jako wydawca. Z Gdańska do Kopenhagi udał się również młody powstaniec, Władysław Wężyk, późniejszy podróżnik i pisarz. Zapewne i wielu innych, mniej lub w ogóle nieznanych powstańców opuściło Gdańsk na własną rękę. Była to jednak tylko drobna cząstka ogólnej liczby ponad tysiąca uchodźców, którzy zostali odtransportowani z Gdańska drogą morską.
Najmniej posiadamy informacji o pierwszych zbiorowych transportach, wysłanych latem 1832 roku. Obejmowały one głównie powstańców z Litwy, których rząd pruski postanowił wysłać w pierwszej kolejności. Część z nich, 164 ludzi, zaokrętowano w Pilawie na statku „Vigilante", który zawiózł ich do Francji i w dniu 15 sierpnia tego roku wyładował w Bordeaux. Natomiast trzykrotnie większy transport, 462 ludzi, zorganizowano w Gdańsku. Powstańców załadowano na statek gdański „Lachs", dowodzony przez kapitana Fanzena, i zawieziono również do Francji. Małą grupkę chorych (20 ludzi) wysadzono na ląd w Hawrze, resztę transportu — na wyspach Aix i Oleron, skąd później pozwolono Polakom udać się w głąb Francji.
W Prusach pozostało jeszcze ponad 600 powstańców, których trzymano jak przestępców w więzieniach i fortach wojskowych, traktując ich nad wyraz brutalnie i zmuszając do ciężkich robót. Żadne szykany ani prześladowania i nawet morzenie głodem nie zdołało złamać ducha internowanych. Przeciwnie — za granicą podniosły się głosy opinii publicznej, potępiające postępowanie władz pruskich. Świadomość poparcia i sympatii ze strony Zachodu wzmogła u polskich żołnierzy wolę wytrwania w powziętym postanowieniu. W związku z takim obrotem sytuacji rząd pruski postanowił zwolnić Polaków z więzień i wysłać ich do Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej, której władze wyraziły gotowość przyjęcia emigrantów polskich zarówno z terenu Prus jak i Austrii, gdzie również schroniły się tysiące powstańców. Transporty z Austrii — via Triest — do Ameryki miały trwać kilka lat i objęły parę tysięcy uchodźców, z Gdańska natomiast postanowiono odprawić pozostałych powstańców jednym transportem.
Zgodnie z postanowieniami odnośnych układów zawartych między rządem pruskim i austriackim z jednej strony a rządem Stanów Zjednoczonych z drugiej uchodźcy polscy mieli być przewożeni na okrętach wojennych bądź na statkach handlowych traktowanych jednak jako statki rządowe, a nie kupieckie, gdyż te podlegały w portach amerykańskich rewizji, czego władze pruskie i austriackie chciały uniknąć. Jednostki przeznaczone do transportu emigrantów miały być zaopatrzone w wystarczające zapasy żywności, które by umożliwiły wydawanie podróżnym racji zbliżonych do tych, jakie wydawano na statkach brytyjskich. Przeciętna dzienna racja żywnościowa miała wynosić na osobę funt wołowiny lub pół funta wieprzowiny (a w dni postne trzy śledzie), funt chleba oraz jarzyny i kaszę — bez ograniczeń, a do tego tygodniowo funt masła i pół kwaterki wódki rozcieńczonej wodą. Chorym przysługiwał wikt taki jak pruskim żołnierzom w szpitalach wojskowych (płatki owsiane, mąka pszenna, ryż, kasza perłowa, herbata, kawa, piwo, wino, owoce suszone, cytryny), a ponadto zagwarantowano im bezpłatne leczenie. Przed samym zaś zaokrętowaniem każdy z emigrantów miał otrzymać ciepłą odzież i bezzwrotną zapomogę pieniężną.
Do transportowania emigrantów oraz kilkunastu towarzyszących swym mężom kobiet* z dziećmi władze pruskie wydzierżawiły początkowo dwa statki „Union" i „Mariannę". Rychło jednak okazało się, że nie będą one w stanie pomieścić wszystkich podróżnych, wobec czego rząd pruski wydzierżawił trzeci statek „De Vrouw Elisabeth" („Frau Elisabeth"). Na pierwszy z wymienionych statków załadowano 233 żołnierzy, przebywających dotąd w twierdzy Biskupia Górka pod Gdańskiem, a na drugi statek 209 byłych więźniów twierdzy grudziądzkiej oraz dwóch oficerów i jedną kobietę — w sumie 212 osób; te dwa statki miały odpłynąć pierwsze. Trzeci statek szykowano dopiero do podróży i miał on zabrać pozostałych emigrantów.
Przed odpłynięciem statków każdy uchodźca otrzymał od konsula amerykańskiego paszport i musiał podpisać deklarację, że po zawinięciu statku do portu przeznaczenia zejdzie z pokładu na rozkaz kapitana. Z uwagi na to, że olbrzymia większość pasażerów po raz pierwszy w życiu miała znaleźć się na pokładzie statku i odbyć morską podróż w warunkach zupełnie sobie nieznanych, władze pruskie wydały regulamin określający tryb życia pokładowego oraz prawa i obowiązki pasażerów.

* Przeważnie były to gdańszczanki.

A oto dosłowny polski tekst regulaminu (wydrukowanego równocześnie w języku niemieckim i polskim):
USTANOWIENIE
Dla wychodźców polskich na okręt „Mariannę", prowadzony przez kapitana Są. Gottff. Claassena i „Union", prowadzony przez kapitana Andrzeja Wienholdta, wsieść mających.
§. l
Wychodźcy kapitanowi i oficerom okrętu punktualne posłuszeństwo są winni.
§. 2
Wychodźcy dzielą się na kapralstwa z 26 ludzi około, którym wódz spomiędzy nich się przełoży. Gdyby się ten przeło

żony podczas podróży nieprzystojnie zachował, kapitan ma władzę onego złożyć, a inszego obrać.
§• 3
Kapitan ma prawo obrać sobie jednego spomiędzy wychodźców za asystenta, a przez tego swoje rozporządzenia wychodźcom oznajmować.
§ 4
Kapralstwa otrzymują numery bieżące dla ułatwienia podziału; też same numery otrzymują także ich miejsca do spania.
§. 5
Cztery tylko kaprałstwa każdym razem na przykrycie* okrętowe wypuszczone być mogą.
Nr l aż do 4 wychodzi od 6tej aż do 8mej godziny z rana; Nr 5 aż do 8 wychodzi od 8mej aż do 10tej godziny z rana; Nr 9 aż do 12 wychodzi od 10tej aż do 12tej godziny w południe;
Nr l aż do 4 wychodzi od 12tej aż do 2ej godziny po. południu;
Nr 5 aż do 8 wychodzi od 2ej aż do 4ej godziny po południu;
Każdego dnia kaprałstwa przemieniają dzienne pory każdego dnia trzeciego te same ludzie o tej samej godzinie na przykryciu okrętowym się znajdują. Podczas złego burzliwego powietrza ludzie wcale na przykrycie okrętowe wypuszczone być nie mogą, co im za rozkazem kapitana się oznajmuje.
Każde kapralstwo co dzień mieszkanie swoje czyścić musi, a przełożeni za to są odpowiedzialnymi, gdyż tylko cchędostwem dobra zdrowość utrzymana być może.
§. 7
Zawiesiste maty** osobliwie dla wodzów kapralstw są przeznaczone. Mają atoli obowiązek, rano zaraz po biciu w dzwon okrętowy o 6tej godzinie wstawszy, rozpięte maty zdejmować, zwijać i na miejsca im oznaczone położyć, ażeby podczas dziennej pory przestwór w okręcie został próżnym.
• Pokład. «« Hamaki.
§. 8
Gdy dla takiego mnóstwa ludzi razem gotować nie można, godziny: 6 ta z rana, 11a przed południem, 3a po południu i 8a na wieczór do jedzenia są naznaczone, w których wychodźcy swoje racje odbierają. Gdyby atoli burzliwe powietrze gotowaniu przeszkodziło, kapitan w tym względzie odmianę czynić może, ale obowiązanym jest wychodźców w tym przypadku chlebem i trunkami dostatecznie opatrzyć.
Zwyczajna porcja codzienna dla każdego wychodźca [sic] składa się z l funta wołowiny lub pół funta świniny. (Wyłącznie w piątek 3 śledzi zamiast mięsa dawane być mogą), l funt chleba okrętowego, a jarzyny i kaszy do sytości, '/a kwarty wódki z wodą i co tydzień l funt masła. Co niedziela oprócz wymienionego napoju kieliszek wódki się podawa. Gdy atoli te porcje tylko do nasycenia są przeznaczone, wychodźcy to, co by jeden albo drugi z potraw mu udzielonych nie zjadał, żadnym sposobem jako własność swoją uważać mogą, owszem to, co strawionem nie zostało, do ogólnego prowiantu nazad się wróci.
§. 9
Na przykryciu okrętowem warownia jest założona, której nikt z wychodźców przekroczyć nie powinien, gdy* inaczej żeglarstwu się zawadza. Marynarzom zajętym na przykryciu okrętowem zawsze prędko z drogi umykać trzeba.
§. 10
Dzwon okrętowy jest znakiem do różnych czasów jedzenia i do wychodzenia na przykrycie okrętowe.
Przepisom lekarza okrętowego przez wychodźców względem zdrowości nieokreślone posłuszeństwo oświadczone być musi i on także ma prawo do obierania sobie spomiędzy wychodźców dozorcę chorych, którego posługi dogodzeniem słusznem w pokarmie i napoju łtd. się wynagradzają.
§. 12
Potrzebę tylko na przykryciu okrętowym odprawować wolno, ale i tam tylko na przechodach, które do tego są zrobione. Jeżeliby przy tym mieszkanie pod przykryciem okrętowem było
Gdyż.
splugawione, przestępca owego przepisu tem będzie ukaranym, że na jeden dzień tylko wodą i chlebem żywionym będzie. Gdy go wyśledzić nie można, całe tyczące się kapralstwo na ten sam sposób ukarane będzie.
§. 13
Gdyby się pomiędzy wychodźcami i wodzą* okrętu spory zaczynały, głównemu lekarzowi należy władza ferowania wyroku rozejmującego, któremu tak wódz okrętu, jako i wychodźcy poddawać się muszą.
§. 14
Przybywszy do Ameryki, wychodźcy są obowiązani na wezwanie kapitana bez wzbraniania się okręt opuścić. Królewiec, d. 15go października 1833.
Na rozkaz Jaśnie Wielmożnego I. M. Pana de Natzmera, Jenerałlejtnanta KrólewskoPruskiego, Komenderującego Jenerała Pierwszego Korpusu Wojska.
Pułkownik i Szef Jeneralnego Sztabu (podpis) de Auer

W dniu 17 listopada 1833 roku wszelkie formalności zostały zakończone i „Union" oraz „Mariannę" wyruszyły w daleką podróż, która po bardzo burzliwym przebiegu znalazła zupełnie niespodziewany kres wcale nie tam, gdzie planowały pruskie władze.
Już drugiego dnia rejsu oba statki znalazły się w orbicie silnego sztormu i szukały schronienia na kotwicy u wybrzeży Bornholmu. Kiedy naprawiono szkody powstałe podczas burzy, a morze się nieco uspokoiło, statki ruszyły w dalszą drogę. Było to 23 listopada. Pogoda polepszyła się jednak tylko chwilowo i statki znowu musiały zmagać się ze sztormem. Ponownie kapitanowie statków postanowili przeczekać okres największego nasilenia burzy w portach lub u wybrzeży Szwecji, jednakże przeciwne wiatry uniemożliwiły im realizację tego zamiaru, pędząc bezwolne statki nie tam, dokąd miały być skierowane. W taki sposób drogi zamiast ubywać, przybywało, a statki wciąż znajdowały się w obrębie Bałtyku. W dniu 14 grudnia sztorm osiągnął moc kulminacyjną, a fale do tego stopnia przewalały się przez pokład żaglowców, że aby uniknąć ich zalania pozamykano wszelkie luki wejściowe. Być może to uratowało statki od zatonięcia.
Trzeci statek, „De Vrouw Elisabeth", który odpłynął z Gdańska 25 listopada z około 200 pozostałymi emigrantami, przeszedł

* Dowództwem.

ten sam sztorm trwający w zachodniej części Bałtyku. Jeden z pasażerów „De Vrouw Elisabeth", nowogrodzianin Terajewicz, tak o tym pisał:
Szturm na moście okropny powstał i pierwszy raz w życiu odbywając morską drogę, nie mogąc ustać na miejscu, rzucaliśmy się po całym okręcie sądząc, że nadeszła chwila rozstrzygnięcia losów naszych*.
Pomimo tego kapitanowi Wilsonowi udało się lepiej manewrować niż dowódcom dwóch pierwszych statków, gdyż trasę Gdańsk — Sund przebył w ciągu pięciu dni, szóstego dnia rejsu był już na wodach Kattegatu, a l grudnia doprowadził statek do wybrzeży norweskich w okolicy portu Mandal. Tutaj podróżni odpoczywali kilkanaście dni. W połowie grudnia statek „De Vrouw Elisabeth" wyruszył w dalszą drogę.
W tym samym czasie „Union" i „Mariannę" walczyły z nowym strasznym sztormem na Bałtyku. Pomimo tego oba statki nie utraciły łączności ze sobą i całą drogę odbyły razem. Po pomyślnym przejściu Sundu i przejściu Kattegatu okazało się, że zapasy wody do picia są na wyczerpaniu, oba statki stanęły więc na kotwicy u brzegów Norwegii. Po kilku dniach podjęto podróż w kierunku wybrzeży Anglii, skąd dopiero po odpoczynku pasażerów statki miały popłynąć do Ameryki.
Zaokrętowany na statku „Mariannę" major Wincenty Nowicki tak opisał podróż:
Kiedy z oficerów, którzy w Prusach pozostali byli, odebrałem wraz z podporucznikiem Taszyckim przeznaczenie udania się do Ameryki na okręcie „Mariannę" z 212 naszych nieszczęśliwych braci, cieszyłem się nadzieją, iż zdarzy się przecież w czasie naszej podróży sposobność zachowania ich w Europie i skoro tylko wiatr przeciwny wstrzymał naszą żeglugę na brzegach Anglii, napisałem z miasta Deel** dnia 26 grudnia 1833 do generała Dwernickiego prosząc, aby poruszył wszelkich sprężyn dla wstrzymania nas od dalszej podróży [...]***
„Union" był w drodze o jeden dzień dłużej. Prawdopodobnie przeciwne wiatry podczas przejścia przez Morze Północne rozdzieliły statki ze sobą, gdyż „Union" dotarł do wybrzeży angielskich w dniu 27 grudnia nieco bardziej na północ niż „Mariannę", a mianowicie przy samym cyplu przylądka North Foreland. Wtedy też zerwał się nowy sztorm, który przez dziesięć dni rzucał statkami po rozszalałym morzu u brzegów Anglii i zagnał „Marianne"

*Z listu do Franciszka Mickiewicza (W. Mickiewicz: Żywot Adama Mickiewicza..,, t. II, Poznań 1890, s. 313).
** Deal.
*** Kronika emigracji polskiej, t. II, Paryż 1834, s. 360—361.

na wody kanału La Manche, a „Union" rzucił w przeciwnym kierunku, na północ. Ponieważ statki doznały pewnych uszkodzeń, a pasażerowie byli kompletnie wycieńczeni warunkami życia na rozkołysanym morzu, kapitanowie statków zdecydowali się zawinąć do portów angielskich. W dniu 6 stycznia statek „Mariannę" wpłynął do Portsmouth, a 11 stycznia kapitan Wienholdt wprowadził „Union" do Harwich. Trzy dni później trzeci statek wyprawy, „De Vrouw Elisabeth", wszedł do portu francuskiego Le Havre.
W ten sposób zakończył się pierwszy etap projektowanej podróży, który jednakże okazał się etapem ostatnim. Żołnierze zażądali bowiem przerwania podróży i wyokrętowania ich w Anglii i Francji, w czym poparci zostali przez przywódców i stowarzyszenia polskich emigrantów, a także przez opinię publiczną w tych krajach i nawet przez niektóre prominentne osobistości i czynniki rządowe. Nastąpił kilka tygodni trwający spór pasażerów z kapitanami statków, zakończony ostatecznie sukcesem emigrantów, którzy zdołali postawić na swoim, tzn. nie zgodzili się na powiezienie ich do Ameryki i zeszli ze statków, otrzymując przedtem skromne wsparcie pieniężne z kas okrętowych. Podobne wsparcie otrzymali po zejściu na ląd od władz angielskich.
W ten sposób dobiegła końca wyprawa statków pruskich z polskimi powstańcami, którzy zamiast w Ameryce, wylądowali w Anglii i Francji, znajdując tam oparcie w kołach wcześniejszej emigracji. Część uczestników „gdańskiej" wyprawy popłynęła później na statku francuskim do Algieru, ale jest to już całkiem inna historia.

GDAŃSK W MORSKICH PLANACH POWSTAŃCÓW STYCZNIOWYCH
Ciekawym dowodem zrozumienia korzyści, jakie państwu daje posiadanie własnej floty wojennej i handlowej, są kolejne próby stworzenia floty czy przynajmniej wykorzystania morza jako drogi transportowej, podjęte podczas polskich powstań narodowych bądź przez ówczesne władze powstańcze, bądź przez jej przedstawicieli i emisariuszy za granicą.
Pierwsze tego rodzaju zamysły pochodzą z czasów insurekcji kościuszkowskiej i dotyczą przede wszystkim zaopatrywania wojsk powstańczych w broń palną — mającą być sprowadzaną z Anglii przez Lubekę i porty kurlandzkie, a z Nadrenii przez Amsterdam do Elbląga oraz w żywność — dostarczaną przez Kopenhagę i Gdańsk. Ponadto u wybrzeży Żmudzi, na wysokości Połągi utworzono nawet straż morską w postaci kilkunastu małych łodzi żaglowych i batów, które miały zatrzymywać statki płynące z Prus do Rosji.
Próbę morskiego transportu podjęto w 1831 roku, sprowadzając z Anglii na statku „Symmetry" broń palną i amunicję dla powstańców walczących na Litwie. Statek wyładować miał swój transport u brzegów Żmudzi, na odcinku między Połągą a Lipawą, które w tym celu miały zostać opanowane przez wojska korpusu Giełguda. Niestety, zanim „Symmetry" dotarł pod Połągę, powstanie na Litwie upadło, a korpus Giełguda przeszedł do Prus, gdzie został internowany.
Przywódcy powstania styczniowego również podjęli taką próbę. Z jednej strony powołali oni do życia marynarkę wojenną, która miała uformować się na obczyźnie, a potem działać na Morzu Czarnym, z drugiej — zorganizowali ekspedycję podobną do wyprawy „Symmetry", z tą wszakże różnicą, że planowali wysłanie statku nie tylko z bronią, lecz i z ochotnikami. Bazą organizacyjną przedsięwzięcia stała się Anglia, gdzie najłatwiej można było zakupić lub wziąć w czarter odpowiednie statki i skompletować załogi. Ponadto w Londynie przebywali wówczas wybitni rewolucjoniści (Marks, Hercen, Mazzini), od których organizatorzy wyprawy uzyskali niemałą pomoc. W Londynie też udało się zwerbować do udziału w wyprawie licznych ochotników nie tylko polskiego pochodzenia.
Pomimo sugestii, że statek dla wyprawy zostanie powstańcom dostarczony przez patriotów włoskich, przedstawiciele Rządu Narodowego — Józef Demontowicz i Józef Ćwierciakiewicz — zdecydowali się wydzierżawić takowy w Anglii, konkretnie w Londynie, skąd wyprawili go w daleką drogą, do wybrzeży Prus lub Litwy. Wydzierżawiono jednokominowy szkuner (!) o żelaznym kadłubie, stosunkowo nowy (bo wybudowany w 1854 roku) i w dobrym na ogół stanie. Jego pojemność wynosiła 482 BRT, 339 NRT — był to więc statek nieduży. Napęd parowy o mocy 85 KM używany był pomocniczo. Statek nazywał się „Ward Jackson", był w tym czasie własnością przedsiębiorstwa armatorskiego West Hartlepool Steam Navigation Co., które eksploatowało go ostatnio na linii West Hartlepool — Hamburg. W okresie lata statek ten kursował między Anglią a Petersburgiem, co w dużej mierze musiało wpłynąć na ten właśnie wybór, chciano bowiem, aby kapitan (był nim Anglik, Robert Weatherley) i załoga dobrze znali Bałtyk.
Według planów opracowanych przez organizatorów wyprawy „Ward Jackson" po przybyciu z West Hartlepool do Londynu

* Jednym z nich był pułkownik Teofil Łapińskl.

miał załadować tam „żelastwo" i następnie (po dokonanej odprawie celnej) odpłynąć do portu przeznaczenia, zatrzymując się jeszcze przy ujściu Tamizy, w Southend, aby zabrać na pokład oczekujących ochotników. Ponieważ zaś podejrzewano, że agenci carscy śledzą poczynania przedstawicieli Rządu Narodowego, więc rozpuszczono informację, jakoby zaczarterowany statek nazywał się „Gipsy Queen" i płynął do Gdańska po ładunek zboża. Okazało się, że przypuszczenia organizatorów były słuszne, gdyż ambasador rosyjski w przeddzień zawinięcia „Ward Jacksona" do Londynu oświadczył angielskiemu ministrowi spraw zagranicznych, lordowi Russelowi, iż z Hartlepool ma nadejść statek „Gipsy Queen", aby zabrać broń i ochotników zwerbowanych do udziału w powstaniu. Równocześnie ambasador wyraził opinię, że statek ten jako przeznaczony do działań wojennych przeciwko zaprzyjaźnionemu z Anglią mocarstwu zostanie zatrzymany przez rząd Jej Królewskiej Mości, królowej Wiktorii.
Informacje zebrane przez agentów carskich w Londynie ambasador rosyjski udostępnił natychmiast swemu pruskiemu koledze i zaraz też odpowiednie telegramy poszły do Berlina, a stąd do Gdańska, aby ostrzec miejscowe władze o przewidzianym zawinięciu statku wiozącego powstańców i broń.
Tymczasem statek, który już tyle szumu narobił w świecie, zawinął w dniu 20 marca 1863 roku do przedportu Londynu, Grayesend i następnego dnia rozpoczął załadunek. Okazało się wszakże, że nazywa się on „Ward Jackson", a nie „Gipsy Queen". Jaki stąd wniosek wyciągnęli pilnujący go bacznie agenci rosyjscy i pruscy? Otóż w pierwszej chwili nie zorientowali się, że nazwa „Gipsy Queen" miała ich zmylić i przyjęli, iż emisariusze władz powstańczych wynajęli dwa statki. Na razie wszakże nie informowali o tym swych mocodawców zadowalając się stwierdzeniem, iż do Londynu, zawinął statek „Ward Jackson", który ma wyruszyć do Gdańska. Oto co depeszował jeden z pruskich agentów:
Dowiedziałem się właśnie z pewnego źródła, że statek „Ward Jackson" udaje się do Gdańska, przynajmniej wczoraj w Londynie został zapisany do tego portu. [...] Został wynajęty celem załadowania w Gdańsku zboża*.
Załadunek „Ward Jacksona" odbył się sprawnie i bez przeszkód. Trudności wyłoniły się dopiero później, gdy na pokład statku przybyli angielscy celnicy, celem dokonania normalnej odprawy celnej. Wtedy bowiem okazało się, że zadeklarowane żelastwo jest w rzeczywistości bronią palną i amunicją, wobec czego

* S. Gierszewski: Wyprawa morska Łopińskiego a przemyt broni przez Gdańsk to r. 1863. „Rocznik Gdański", t. XV/XVI, Gdańsk 195&—1957, s. 294.

władze celne odmówiły zgody na wyprawienie statku. Pomimo tego jednak że na pokładzie pozostało dwóch celników, kapitan Weatherley kazał odcumować i „Ward Jackson" z celnikami na pokładzie popłynął ku ujściu Tamizy, a w nocy zawinął do Southend. Tu na statek oczekiwali ochotnicy, którzy w liczbie około 160 osób* przybyli z Londynu pociągiem. Po zaokrętowaniu ich, a wysadzeniu na ląd urzędników celnych „Ward Jackson" — mimo protestów celników — wyszedł z portu na morze. Było to w niedzielę, dnia 22 marca, o godzinie 6 rano.
Szpiedzy pruscy i rosyjscy musieli w pierwszej chwili być zdezorientowani, gdyż „Ward Jackson" odpłynął z Gravesend z ładunkiem, ale bez ochotników, o których obecności w Londynie wiedziano. Jednakże we wtorek odpowiednie czynniki były już na pewno poinformowane i o zawinięciu statku do Southend, i o zabraniu tam ochotników, nie znana im była jedynie dokładna ich liczba. Toteż wysłany w tym dniu telegram jednego z agentów donosił:
Spieszę powiadomić Waszą Ekscelencję, że podejrzany parowiec „Ward Jackson" dzisiejszego ranka o godzinie 6 odpłynął w kierunku Bałtyku i ma na pokładzie broń, amunicją i 300 Polaków**. Inny zaś agent donosił dwa dni później:
Właśnie dowiedziałem się, że w niedzielę rano parowy statek śrubowy „Ward Jackson" odszedł stąd do Gdańska z ładunkiem karabinów i amunicji oraz 250 ludźmi***.
Chociaż oba wyżej zacytowane doniesienia wymieniały statek „Ward Jackson" jako ten, który wyszedł z Londynu z bronią i powstańcami i płynie do Gdańska, to jednak uprzednie informacje o „Gipsy Queen" musiały nieco zdezorientować pruskie władze. Być zresztą może, iż otrzymały one jeszcze inne, nieznane nam dziś doniesienia na ten temat, dość iż w dniu 30 marca prezydent regencji gdańskiej zawiadomił podległych mu landratów, że:
Według wiadomości, doniesionych mi z wyższych instancji oraz z dołączonego pisma Jego Ekscelencji Pana Nadprezydenta z dnia 29 bieżącego miesiąca, z Anglii odpłynęły dwa statki parowe o nazwach „Ward Jackson" i „Gipsy Queen", załadowane bronią i amunicją, które są przeznaczone dla polskich insurgentów.

* Źródła do dziejów wyprawy Łapińskiego podają sprzeczne informacje na temat liczebności oddziału powstańczego, podobnie jak cytowane informacje agentów pruskich.
** S. Gierszewski: op. clt., s. 298. **» Tamże.

Stosownie do najnowszych informacji pierwszy z nich ma być wyładowany w rejonie Kłajpedy i Połągi, drugi zaś w okolicach Gdańska*.
Nie ulega chyba wątpliwości, że po tych ostrzeżeniach lokalne władze pruskie (a także i rosyjskie) musiały przedsięwziąć odpowiednie środki ostrożności w celu zabezpieczenia wchodzących w rachubę odcinków wybrzeża i portów przed lądowaniem powstańców. Ale na ich przybycie trzeba było bardzo długo czekać, gdyż ekspedycja na statku „Ward Jackson" natrafiła na nieprzewidziane trudności, a sprawa „Gipsy Queen" narodziła się chyba tylko w celu zakamuflowania rzeczywistego przedsięwzięcia.
„Ward Jackson" po opuszczeniu wybrzeży angielskich dostał się w orbitę silnego sztormu, jednakże pomyślnie dotarł po trzech dniach do Helsingborgu, gdzie postanowiono przeczekać okres złej pogody. W toku dalszego rejsu statek zawinął do Kopenhagi, ale tu kapitan Weatherley, który już wcześniej począł żałować pochopnego zaangażowania się w niebezpieczną aferę, opuścił statek wraz z angielskimi członkami załogi. Łapiński zwerbował nową załogę, przy pomocy której „Ward Jackson" został doprowadzony do Malmo, ale wobec wiadomości o pojawieniu się rosyjskich okrętów wojennych na wodach szwedzkich trzeba było zrezygnować z dalszego rejsu na tym statku, zwłaszcza że Szwedzi obłożyli aresztem znajdującą się na nim broń. Łapiński zakupił wiec inny statek, szkuner „Emilia", i załadował nań najpierw tylko broń, sam zaś z ochotnikami odpłynął z Malmo na parowcu „Fulton", aby pod Kopenhagą przejść na pokład innego szkunera „Christina Lorenza", a później w nocy na pokład „Emilii". Potem „Christina Lorenza" popłynęła do Anglii, wprowadzając w błąd rosyjskich i pruskich agentów, „Emilia" zaś z powstańcami i bronią skierowała się na wschód i dotarła do brzegów Połągi. Próba desantu nie powiodła się jednak i „Emilia" zawróciła do Malmo skąd powstańcy na pokładzie szwedzkiego okrętu wojennego powrócili do Anglii.
Kapitan Weatherley, który już wcześniej wrócił do West Hartlepool, został skazany przez sąd w Gravesend na karę grzywny za wypłynięcie bez odprawy celnej.
Oczekiwany przez władze pruskie statek „Gipsy Queen" ani w Gdańsku, ani nigdzie indziej u wybrzeży Prus się nie pojawił.

* Tamże.
Republika marzeń...
glos
Posty: 7
Rejestracja: 2014-04-12, 22:37

Re: Powstanie Styczniowe

Post autor: glos »

Dzień dobry

Interesuje mnie historia parowca Ward Jackson, czy mógłby mi pan przesłać fotografię tego statku?

Pozdrawiam
Awatar użytkownika
AvM
Posty: 6360
Rejestracja: 2004-08-03, 01:56

Re: Powstanie Styczniowe

Post autor: AvM »

Liverpool Mercury - Monday 20 July 1863

Obrazek
Awatar użytkownika
pothkan
Posty: 4479
Rejestracja: 2006-04-26, 23:59
Lokalizacja: Gdynia - morska stolica Polski
Kontakt:

Re: Powstanie Styczniowe

Post autor: pothkan »

Oho, ciekawe. Aczkolwiek zważywszy, że wówczas Dunaj stanowił północną granicę Turcji, zapewne zmuszono po prostu załogę statku do przewiezienia i wysadzenia grupy (może wręcz tylko bezpośrednio na drugi brzeg). No i warto zauważyć, że w tym momencie po drugiej stronie była już Rumunia, świeżo zjednoczona.
Awatar użytkownika
AvM
Posty: 6360
Rejestracja: 2004-08-03, 01:56

Re: Powstanie Styczniowe

Post autor: AvM »

London Daily News - Saturday 04 April 1863

Obrazek
ODPOWIEDZ