Nie wiem niestety, jak brzmiał ten tekst w oryginale. Być może to kwestia problemów z tłumaczeniem?
Co do meritum, podzielę się tutaj pewnymi swoimi przemyśleniami.
Po co w ogóle robić takie super-działa o donośności 200, 300, 400 km? Przecież są na okrętach pociski manewrujące o takiej i większej nawet donośności. "No tak" - mówią marynarze-fani artylerii - "ale pociski manewrujące są strasznie drogie. A pociski do dział tanie i proste, ot kawał żelastwa. No, samo działo jest co prawda drogie, ale wystrzelić może setki pocisków. I te manewrujące lecą powoli, 400 km to dla nich z pół godziny, a pocisk z działa pokonałby tyle w 6-7 minut."
Tylko jak się człowiek weźmie za to na poważnie to zaraz zaczynają się schody. Pocisk do normalnej armaty może jest prosty i tani, ale taki co ma być wystrzelony z prędkością 2500 m/s to już nie może być byle jaki. I jeśli się chce w coś trafić z 300 km to niezbędne jest jakieś kierowanie. No i schody robią się strome, bo zrobienie elektroniki, która wytrzyma przyspieszenia przy wystrzale z normalną prędkością początkową powiedzmy poniżej 1000 m/s to już nie jest całkiem banalne, chociaż oczywiście do zrobienia. Ale tu chcemy 2500 m/s. Albo więcej.
I samo działo o takich parametrach to nie byle co. Musi już być elektromagnetycznym cudakiem, albo dziwolągiem elektrotermicznym jakimś, albo na wodór czy coś równie abstrakcyjnego. I najpierw trzeba wydać grube miliardy $ żeby w ogóle to doprowadzić do stanu używalności. Co w dodatku niekoniecznie się uda. I wymaga to ogromnej instalacji, najlepiej na nowo zbudowanym okręcie, żeby się zmieściło i żeby zaprojektować odpowiednie źródło energii dla tych tam elektrycznych, albo pokładową wytwórnię wodoru albo coś tam jeszcze niezbędnego. A więc oczywiście musi to być okręt odpowiednio duży.
"No tak" - mówią fani artylerii - "w takim razie przeholowaliśmy. Zróbmy bardziej klasyczne działo, o prędkości pocz. poniżej 1000 m/s, to całkiem łatwe. I o donośności z kilkadziesiąt - 100 km albo trochę mniej. Zastosujemy bardzo długie pociski, stabilizowane brzechwowo i oczywiście kierowane. A do strzelania na dużą odległość będą pociski z pomocniczym napędem rakietowym. O." I znowu zaczynają się schody. Zrobić silnik rakietowy, który wytrzyma przyspieszenie przy wystrzale nawet z taką prędkością to kolejne nietrywialne zagadnienie. Da się to oczywiście zrobić. Ale prawa balistyki nie pozwalają dowolnie wydłużać pocisku do działa, nie może być dowolnie ciężki, a jak część masy poświęcimy na silnik i systemy kierowania, to na ładunek bojowy zostaje niedużo. I znowuż, wymaga to sporej instalacji na okręcie.
"Dobra" - drapią się z kolei po głowach ci marynarze od rakiet (niech to będą dla uproszczenia marynarze amerykańscy) - "ale my to znowuż tego wszystkiego nie potrzebujemy. Pociski manewrujące już są, nie trzeba miliardowego programu badawczo-rozwojowego z niepewnymi szansami na sukces. I nie trzeba nic specjalnie na okrętach przerabiać. Ogromna ich większość ma uniwersalne pionowe wyrzutnie VLS, dla rakiet przeciwlotniczych, przeciwokrętowych i wszelkich innych - wystarczy załadować jednostkę ognia odpowiednią do rodzaju misji. Albo (jak np. na OHP-ach) uniwersalne wyrzutnie ładowane spod pokładu, z podobnymi możliwościami. A jak tego nie ma (np. na LCS-ach, albo w dawnych czasach na pancernikach typu Iowa) to można na szybko postawić na pokładzie wyrzutnie-kontenery, bez większych ingerencji w konstrukcję okrętu (tylko kable puścić). No tak, pociski manewrujące wolno lecą. Ale wiecie co? Możemy zbudować rakietę balistyczną na bazie przeciwlotniczego Standarda. Też będzie pokonywać 300 km w parę minut. Tak właściwie to już mamy zbudowaną, LASM (RGM-165), przeszła próby na przełomie stuleci. Ale Marines jej nie chcieli, bo to, bo tamto, bo tylko jeden rodzaj głowicy (odłamkowa), bo nie można atakować celów ruchomych - a to tylko przez nędzę i skąpstwo tych dzbanów, że nie chcieli kasy wyłożyć. Za ułamek tych pieniędzy co kosztują cudaki elektromagnetyczne i inne można by dorobić w LASM głowicę jaką się tylko chce, i kasetową i penetrator, i w ogóle, i dodać łącze transmisji danych i może samonaprowadzanie końcowe, to są wszystko gotowe rzeczy niemalże do wzięcie z półki. Albo - chociaż to już nie honor - zagadać ze szczurami lądowymi i wziąć od nich rakiety ATACMS które już to wszystko mają i zainstalować je na okrętach (tyle że już w tych zewnętrznych kontenerach). O."
Tyle moich przemyśleń