Kuma_nanashi zasada lotu kursem mniej więcej równoległym to nie od razu te 2200 metrów jakie podałeś dla zasięgu części broni a ja nawet tego nie zauważyłem bo za chwilę kładłem się spać. To wskazanie dla samolotów będących blisko celu i zbliżających się do granicy zrzutu torpedy. To miało minimalizować ryzyko zestrzelenia oraz ułatwić ewentualne rozpoznanie jakie unikowe manewry przeciwnik wykona. I atakujące samoloty miały co jakiś czas zmieniać kurs na symulujący atak po czym znów lecieć mniej więcej równolegle i szykować się do ataku. Dotyczy także tych lecących od przodu w kierunku celu. Jeśli w którymś momencie cel zaczynał skręcać to stawał się łatwiejszym celem dla części atakujących maszyn. Oczywiście łatwiej to wykonać atakując wolniejszy cel szybszymi samolotami. Na 2000 metrów to samoloty różnych grup szykowały się najczęściej jeszcze do zajęcia miejsca do rozpoczęcia ataku.
Określenie "pistol" w tym kontekście oznacza dokładnie tę mechaniczną część zapalnika (czy elektryczną/elektroniczną, zależnie od konstrukcji), niezawierającą żadnych materiałów wybuchowych czy pirotechnicznych. Najczęściej używa się go w marynarce w przypadku torped, min itp. Można to chyba przetłumaczyć na "zapalnik" po prostu, po polsku to szersze pojęcie.
Zapalnik pistoletowy to rodzaj zapalnika a nie sam zapalnik. Oprócz tego co wymieniłeś dotyczy też m.in. części bomb głębinowych.
To by wskazywało, że Bismarck prowadził ogień plot. jeszcze z jakiejś lżejszej broni, w rodzaju karabinów masz. Z całym szacunkiem dla Swordfisha, mógłby on zaabsorbować może jeden pocisk 20 mm, albo niewiele więcej. Na pewno nie 175
część z tego to mogły być dziury po odłamkach, o ile wiem Niemcy strzelali również z ciężkich dział plot. (105 mm) a więc pociskami z zapalnikiem czasowym. Przeciw samolotom atakującym z bliska, z małej wysokości nie jest to broń zbyt efektywna, ale zawsze można liczyć na szczęśliwe trafienie albo na tyle bliski wybuch że ktoś oberwie odłamkami.
Speedy bez przesady. Jeśli pocisk trafił w samolot i przebił tylko poszycie nie napotykając niczego "twardszego" po drodze to otworowi wlotowemu będzie towarzyszył otwór wylotowy. Oczywiście na pewno część była spowodowana odłamkami. Które to, jeśli miały odpowiednią masę i prędkość, mogły dokonać "przelotu" na wylot maszyny również. Największy otwór, w podłodze, spowodowany był słupem wody ;p Przestrzelony i zniszczony był m.in. jeden z wsporników skrzydła. Cokolwiek to trafiło to raczej eksplodowało i dołożyło ileś przebić. Podobnie jeśli jakikolwiek małokalibrowy pocisk trafił rurkę kratownicy czy coś takiego. Byłoby nadmiernym uproszczeniem zakładanie, że w takiej masie przebić chodzi tylko o trafienia jednym kalibrem i tylko w samo płótno. Jednak informacje o seryjnych trafieniach i pociskach przelatujących są dość powszechne.
OK i myślisz że przez to zrobili zapalnik niewrażliwy na owe płótno? Ja tak nie sądzę. Wiedzieli, do czego będą strzelać i jak są zbudowane wrogie samoloty. Nawet w bardzo zaawansowanych metalowych maszynach elementy usterzenia z reguły były kryte płótnem, ich własny Bf 109 miał tak chyba aż do ostatnich wersji.
Właśnie dlatego, że wiedzieli i dość dobrze orientowali się w jakim kierunku to idzie to nie bardzo przejmowali się "płótnem". Konstrukcje lotnicze stawały się coraz twardszymi celami. Działka miały mniejszą szybkostrzelność, mniejszy zapas amunicji niż karabiny maszynowe. Dlatego przy trafieniu samolotu nawet pojedynczymi pociskami uszkodzenia powinny być maksymalizowane. Natychmiastowe działanie nie był tu wskazane o ile nie trafiło się dźwigara, silnika, itp. Dlatego zapalnik w pocisku 2 cm miał różne metody inicjacji. W opisie zapalników jest opisane jak opóźnienie lub prawie brak opóźnienia było realizowane.
OK ale o takich zapalnikach tu nie mówimy - tu są czołowe zapalniki uderzeniowe do pocisków małego kalibru. W takim najogólniejszym schemacie mają one z przodu jakąś formę zderzaka z iglicą w jego tylnej części. Przy uderzeniu w przeszkodę zderzak wciskany jest w głąb swego gniazda, aż iglica uderzy w znajdującą się za nią spłonkę, inicjując wybuch. Można to zresztą zrobić i na inne sposoby (zapalniki pneumatyczne, pirotechniczne i bóg wie jakie jeszcze) ale to już nie ma chyba sensu się tak wgłębiać.
Ponownie - to jest opisane w tym co linkowałem o zapalnikach:
During flight the steel balls in the striker head are moved outwards by centrifugal force against the inclined portion of the steel ring and in this position support the striker against the pressure of its spiral spring. The coil of the brass strip surrounding the split collar is also loosened and the split collar thrown clear of the striker. On impact the striker is forced in so that the inclined surface of the steel ring directs the balls back into their housing. With impact on a light plate the striker is then driven through the steel ring by its spiral spring and the needle pierces the detonator. Impact with a plate offering more resistance would probably result in the striker being driven directly into the detonator by the impact and consequently a more rapid action.
Jest sens się wgłębiać ponieważ mamy tu dokładnie opisane co i jak. I słowo "plate" nie jest użyte przypadkowo.
OK w takim teoretycznym przypadku masz rację. Tylko my tu nie mówimy o pocisku 120 mm w którym są ze 2 kilogramy m.w. Mówimy o pocisku 20 mm z lat 30.-40. ub.w. W którym są pojedyncze gramy m.w. Jak sądzisz, co się stanie jak wewnątrz kadłuba np. Wellingtona nastąpi wybuch o równoważniku 5 g TNT? Otóż powiedzmy uczciwie nic albo niewiele. Chyba że wybuch nastąpi w sąsiedztwie jakiejś instalacji albo odłamek kogoś zrani lub coś uszkodzi. Ale to mało prawdopodobne, bo efekt odłamkowy prostego 20 mm pocisku jest żaden prawie. Dlatego w erze że tak powiem płóciennej starano się uzyskać taki efekt, żeby pocisk wywalił w momencie przebijania przeszkody, kiedy jest w niej zagłębiony powiedzmy do połowy. Wywalał wtedy ogromną dziurę. Jeśli trafił w skrzydło i zerwał poszycie, to zmniejszała się siła nośna (a rósł opór) i po paru trafieniach nie dało się już lecieć. Przy trafieniu w typowy kratownicowy kadłub zerwanie poszycia nie było co prawda takie groźne (tyle że psuło aerodynamikę - znowuż opór) ale też jakby dać jakąś zwłokę żeby pocisk wyjechał trochę dalej to z kolei przy trafieniu w płat łatwo byłoby dostać taki efekt żeby pocisk przeszedł na wylot i wywalił po drugiej stronie, a znowuż nie o to nam chodzi. Większe pociski owszem, 30 mm Minengranate już mogły wybuchać wewnątrz konstrukcji, tam już był solidny ładunek, kilkadziesiąt gramów m.w. albo i ze 100.
Krótko pisząc - NIE. Jest mnóstwo zdjęć samolotów z mocno uszkodzonym poszyciem. choćby wspomniane Wellingtony:
https://dingyue.ws.126.net/2021/0616/50 ... s00g8m.jpg
Niet strzelca ogonowego i sporej części poszycia.
https://upload.wikimedia.org/wikipedia/ ... CH7350.jpg
Nasz polski Wellington z spalonym poszyciem.
Ten to ledwie "zarysowany".
W "Swordfish at War" i "Fairey Swordfish in Action" są zdjęcia 2 maszyn z ciekawymi uszkodzeniami. W tej pierwszej o 1 więcej zdjęcie samolotu uszkodzonego w ataku 3 109tek. Ale zdjęcia w drugiej pozycji są znacznie lepszej jakości
Oba to Mk I. Jedna maszyna to L9726, której pilot wleciał Swordfishem w line od balonu zaporowego. Doszła do drugiego dźwigara wycinając takie fajne wcięcie jak w szkielecie okrętu z Małego Modelarza. Samolot wylądował bez problemu. Bardziej interesujące jest zdjęcie samolotu V4567 z 830 Dywizjonu pilotowanego przez Sub. Lt. Coxona. Przez skrzydła pociski z działka przeszły nie eksplodując. Eksplodował pocisk, który trafił w żebro w nieruchomej części lewego statecznika poziomego.Dziura i ilość poskręcanych metalowych elementów robi wrażenie. Za to dziurki po pociskach karabinowych wrażenia nie robią. Weszło-wyszło. To w skrzydle po działku to choć trochę postrzępionego materiału jest. Pocisk przeszedł przez końcówki obu lewych płatów.
https://www.worldwarphotos.info/wp-cont ... 20_FAA.jpg
Lekkie uszkodzenie poszycia i statecznika pionowego. Niestety poza numerem maszyny i informacją, że jest z 820 dywizjonu więcej informacji nie ma. Jak będę w domu sprawdzę w materiałach o lotnictwie morskim co jest o dokładnie tej maszynie.
No widzę, i co? Moim zdaniem bardzo spokojnie mógłby wywalić o takie płótno. Przypomnę, że lotnicze poszycie nie było z takiej tkaniny z jakiej mam koszulkę T-shirt
ale o wiele, wiele grubszej i wytrzymalszej i mocno przesyconej lakierem i grubo pomalowanej dla ochrony przed wilgocią.
Kolejny raz - nie. Zalinkowałem filmiki. To płótno lniane. Twój T-shirt to bawełna a to szło na poszycie drewniani-bawełniane. Lniane poszycie było zabezpieczane i malowane ale ani przesycone za bardzo ani grubo malowane.
No ale jak sam dalej stwierdziłeś nie byłyu to małokalibrowe pociski plot. więc to że miały mniej wrażliwy zapalnik jest oczywiste i nie ma w tym nic zaskakującego.
Speedy z uwagi na częściowe przeznaczenie do rażenia podobnych celów różnica nie jest aż tak wielka.
Albo spowoduje albo nie spowoduje, nie zgodziłbym się tu z tobą. Zauważ jak ten 1505 jest zbudowany - tak jakby odwrotnie niż zwykle. Zwykle w takich układach ten zderzak z iglicą jest podparty sprężyną, która odpycha go od spłonki by w nią przypadkowo nie walnął. A tu jest na odwrót, iglica pcha go w kierunku spłonki, a unieruchamiają go te kulki, co pod wpływem "siły odśrodkowej" wysuwają się z gniazd w tym ruchomym elemencie. Ale wystarczy cofnąć tłoczek o malutki odcinek, fragment obwodu kulki żeby już mogła się wcisnąć do gniazda i sprężyna napierająca na tłoczek ją tam zapcha i tłoczek się uwolni i bęc. Nie potrzeba moim zdaniem nie wiem jakiej siły. Zwróć uwagę na skalę - ten mosiężny dysk ma pewnie grubość ułamka milimetra, to jakaś cieniutka blaszka musi być.
To nie jest ułamek milimetra bo to sam pęd powietrza by zniszczył. A tym bardziej trafienie w kroplę wody. Powtarzam, że w opisie jest podane trafienie w "plate" jako warunek do zainicjowania. I grubsza płyta aby iglica została po prostu wepchnięta. Tylko wyraźne spowolnienie pocisku mogłoby zaowocować eksplozją a o tym nie ma mowy.
Co do postępów i m.in. Amerykanów to rewolucja. Ale i Japończycy w 1941 roku byli znacznie przed tym co prezentowali sobą Brytyjczycy. Oglądając ten filmik to trudno sobie wyobrazić, że w połowie wojny mogło to wyglądać aż tak bardzo inaczej. Większe podobieństwo do tego co było podczas I wojny światowej.
Jogi proszę nie rób tego. Zachowajmy jakiś poziom i choćby szczątkowe trzymanie się najprostszych faktów do sprawdzenia na Wiki. Powtarzam się ale jaki sens ma pisanie czegoś co nie jest prawdą? Jedyna zaleta, że przynajmniej krótkie to posty są.
190tki nie były jedyny maszynami, które osłaniały niemiecki zespół. Oraz z uwagi na to, że myśliwce prowadziły ogień z odległości 100-200 metrów celując w określoną część samolotu-celu (zazwyczaj) a pelotka waliła tak aby trafić samolot-cel jak się uda to już mamy zasadniczą różnicę. Pilot myśliwca celowałby mniej więcej tam, gdzie pociski miały szansę i powinny wyrządzić sporo szkód. Ale jest jeszcze jeden problem - oba niemieckie myśliwce miały jeszcze karabiny maszynowe. Na wspomnianym dystansie zwiększało to ilość tego co leci w kierunku krytycznych obszarów samolotu oraz obszar rażenia. Mocno wzrastała szansa, że coś co nie powinno być trafione trafione jednak będzie. Niemniej nawet bez kmów szanse na trafienie pociskiem HE czy AP były znacznie większe w przypadku myśliwców. Tutaj myśliwiec narzucał pod jakim kątem atakuje, z jakiego kierunku i pułapu (tu miał nieco ograniczony wybór harharhar) oraz gdzie tego Swordfisha chce trafić. Dlatego też zestrzeliły więcej samolotów.