Inflacja będzie wszędzie na świecie, nie ma sensu wypychać się przed szereg. Przy czym inflacja sprzyja inwestycjom z powodu premii inflacyjnej.
Już kiedyś o tym dyskutowałem z Adrianem M. Inflacja zawsze jest zła, choć niekiedy akceptowalna. Ale tylko inflacja ograniczona. Obecna wymknęła się spod kontroli - a to już akceptowalne nie jest. Źródłem inflacji może być albo nadmiar pieniędzy na rynku albo szybki wzrost cen surowców (upraszczam). Teraz mamy jedno i drugie. Ale akurat w Polsce inflacja jest wyższa niż przeciętna i znaczna jej część jest efektem nieodpowiedzialnej polityki rządu pompującego sztucznie dochody ludzi ponad uzasadniony poziom. Mówiąc inaczej - mamy zbyt wysokie dochody, żyjemy ponad stan. Duża część inflacji jest z tego powodu - zauważ, że inflacja ruszyła u nas długo przed wojną.
Inflacja jest na całym świecie, ale to nie jest żaden usprawiedliwienie. Tym bardziej, że u nas jest większa niż mogłaby by w ostateczności być.
A to niby czemu? Po prostu wzrosną ceny, wzrosną zarobki.
Piszesz tak jak mówił Morawiecki, gdy opisywał spiralę cenowo-płacową, czyli jedną z bardziej niebezpiecznych rzeczy jakie mogą mieć miejsce w gospodarce, i tłumaczył, że nie ma się czego obawiać. To co piszesz zaś nie ma sensu. Jeżeli bowiem jest wysoka inflacja, to nawet jeżeli rosną zarobki (w spirali cenowo-płacowej tak się w końcu dzieje i wzrost płac jedynie napędza wzrost cen), to te drugie rosną wolniej niż ceny. To naturalne, gdyż jest to efekt tego iż na rynku jest za dużo pieniędzy w stosunku do dostępnych dóbr czy usług. Inaczej by inflacji nie było. Inflacja, to naturalny mechanizm likwidujący tą anomalię. Więc ludzie tak czy inaczej stracą, bo muszą stracić. to raz. Dwa, ci, którzy mają oszczędności - tracą podwójnie. Trzy, inflacja prędzej czy później wymusza wzrost stóp procentowych. A to godzi w kredytobiorców i prowadzi do ograniczenia inwestycji. Czyli chłodzi gospodarkę - spadek wzrostu PKB musi nastąpić. Nie musimy wyjść na minus,ale zbliżymy się do zera (choć minus też może wyjść). Przy niskiej stopie inwestycji jaka mamy od pewnego czasu, to dodatkowo spotęguje problemy.
Mówiąc obrazowo (w uproszczeniu), PiS od 2016 roku, korzystając z poprawy koniunktury na świecie, zaczął na lewo i prawo rozdawać pieniądze by kupić sobie poparcie. I poparcie kupił - za publiczne pieniądze - generując dodatkowe stałe wydatki (od których obecnie nie ma odwrotu) za 60-70 mld. rocznie (może trochę mniej - zależy jak liczyć). Ale doprowadził do sytuacji, że na rynku ilośc pieniędzy zaczęła rosnąc znacznie szybciej niż ilość dostępnych towarów czy usług (doszły do tego systematyczne i niczym nie uzasadnione podwyżki płac minimalnych, które zaczęły dodatkowo i sztucznie napędzać wzrost płac). Złego zawsze są miłe początki, więc przez parę lat nie było specjalnie widać skutków. Tym bardziej, że pomimo wcześniejszego kryzysu, PiS jesienią 2015 roku odziedziczył zdrową i stosunkowo silną gospodarkę. Miał więc co psuć. Wydawano więc kasę nie przejmując się tym, że dobre czasy muszą się kiedyś skończyć. No i się skończyły. A teraz będziemy musieli płacić za to, że żyliśmy ponad stan. I to w czasie, gdy pieniądze będą nam szczególnie potrzebne ze względu na konieczność zbrojeń.
Na tym forum jest trochę wojskowych, którzy akurat ten fakt rozumieją. dobrze by jednak też było by rozumieć, iż te pieniądze trzeba mieć. A jak się wydaje je na lewo i prawo by kupować przychylność "ciemnego ludu" to na armię musi braknąć. Tym bardziej, że nasze możliwości pożyczania też powoli wyczerpujemy - w tej chwili nawet za bardzo nie wiadomo jak jesteśmy zadłużeni, bo znaczna część długu jest ukryta.
To długi temat, bo moim zdaniem rząd w końcu zaczął sobie zdawać sprawę z tego, że przegiął i poszedł w inflację z premedytacją, by część kosztów tego bajzlu jaki narobił przerzucić na ludzi. Tyle, że stracił nad wszystkim kontrolę. Cokolwiek byśmy tu jednak nie napisali, jest źle a będzie jeszcze gorzej. Będziemy realnie zarabiać mniej, usługi publiczne (służba zdrowia, oświata itd.) będą coraz gorsze, inwestycje będą coraz mniejsze. To akurat dość łatwo przewidzieć. a powrót do normalności będzie "boleć". Koniecznym zbrojeniom służyć to nie będzie - czy się to komuś podoba czy nie.
Grecja pokazała że wzrost PKB można skutecznie lewarować przy pomocy bardzo małych środków, ale oni przesadzili i stracili kontrolę.
Oni właśnie pokazali, że nie można. Jesteśmy na podobnej drodze, tyle tylko, że mieliśmy (i w sumie nadal mamy) lepszą gospodarkę, ale nie mamy euro (więc nikt pomagać nam nie będzie). Co więcej, ten bajzel zafundowaliśmy sobie na własne życzenie - bo większość chciała i transferów i wzrostu płac. z entuzjazmem podchodzono do takich stwierdzeń, że "wystarczy nie kraść" itp. idiotyzmów. Tymczasem pieniędzy nie ma i nie będzie.
Mały offtop w temacie, przepraszam. Ale jeżeli mamy się zbroić (tu raczej jest zgoda), to trzeba mieć świadomość w jakim bagnie tkwimy. I że weszliśmy weń na własne życzenie uwierzywszy, że jest jakaś inna droga/sposób na dobre życie niż ta, na którą weszliśmy po 1989 roku. Za chwilę podniosą się tu głosy krytyki czy wręcz szyderstwa z tego co piszę. Co będzie oznaczać, że tak jak przed szkodą, tak i po szkodzie będziemy głupi. Więc lepiej - w takim przypadku - raczej nie będzie. Większość z nas chciała bajzlu - to i mamy bajzel. A jeśli tego nie zrozumiemy, to będziemy mieć jeszcze większy bajzel.
A ze zbrojeń, które planujemy, wyjdzie znacznie mniej niż by się chciało. Bo mówić i planować można - papier jest cierpliwy - ale jeszcze trzeba mieć na to kasę. No i pytanie do wszystkich: przy obecnej władzy (ale i innej także - bo politycy zawsze będą dostosowywali się do tego co chcą ludzie) gdy sytuacja gospodarcza zacznie być coraz gorsza i zacznie ludzi "boleć", to czy oszczędzać się będzie na transferach czy na zbrojeniach? Co ludzie będą gotowi szybciej poświęcić? Swoje dochody czy wydatki na armię?
Chodziło mi o osiągnięte cele strategiczne. I tu żadnego celu strategicznego nie udało im się osiągnąć i nie uda w tak krótkim czasie. To jest już pewne i kropka.
Ależ mniej więcej coś takiego pisałem. Przy czym Rosjanie już w tej chwili wspominają, że nie chcą dostosowywać swych działań na froncie do dat (a co innego mają mówić). Natomiast wciąż cele strategiczne minimum są w ich zasięgu (maksimum już nie).