Okręty Hornblowera

czyli malarstwo, literatura, muzyka, szanty i... dowcip morski

Moderatorzy: crolick, Marmik

Franek Wichura
Posty: 574
Rejestracja: 2021-06-02, 12:36

Okręty Hornblowera

Post autor: Franek Wichura »

Krzysztof Gerlach pisze: Być może Brown miałby więc szansę dostać te 514 funtów
Dziekuje za kolejna jakze ciekawa porcje „spekulacji“ :wink:
Awatar użytkownika
SiSi
Posty: 245
Rejestracja: 2015-03-16, 14:11

Okręty Hornblowera

Post autor: SiSi »

Przeczytane. Szkoda,że pozycja nie jest dłuższa. Tak z 500 stron byłoby satysfakcjonujące.
...
Krzysztof Gerlach
Posty: 4465
Rejestracja: 2006-05-30, 08:52
Lokalizacja: Gdańsk

Okręty Hornblowera

Post autor: Krzysztof Gerlach »

Cieszę się, że książka sprawiła czytającym przyjemność. Co do rozmiarów – zaczynając prace nad nią kilkadziesiąt lat temu przeliczyłem się z siłami. W zamyśle to miał być cykl („trylogia”) o okrętach na których służył Hornblower, którymi dowodził (to zrealizowałem) i z którymi walczył. Wtedy pewnie wyszłoby z 500 stron, albo i więcej. Ponieważ jednak prawie wszystkie jednostki z pierwszej planowanej części i ogromna większość z trzeciej (oczywiście wszystkie w drugiej, wydanej) były fikcyjne, więc nie dało się po prostu ściągnąć gotowych planów i wstawić do środka. Pracochłonność przygotowania rysunków - w których o zgodność każdego detalu z prawdą historyczną i w możliwie maksymalnym stopniu z opisem Forestera musiałem zadbać sam - okazała się zabójczo czasochłonna. Próba spełnienia założeń pierwotnych oznaczałyby, że pracy nigdy bym nie opublikował.
Jest oczywiste, że o objętości książki decyduje temat, ale w moim przypadku także założenie, aby nie wydawać żadnej, w której nie ma moich ilustracji czy mapek, takich, których nie można znaleźć nigdzie indziej. Daje to bardzo różny efekt końcowy. Ostatnio wydana pozycja „O zdobyciu Hawany w 1762 roku >dla wzbogacenia rodziny Keppelów<” ma 88 stron A4, razem z rysunkami, mapami i indeksami. Jej pisanie zajęło w sumie kilka lat (z przerwami), ale było znacznie prostsze, ponieważ każde słowo, każdy detal techniczny, każdy rysunek żaglowca czy łodzi desantowej, każda mapa to rzeczy rzeczywiste, a nie rekonstruowane!
Awatar użytkownika
karol
Posty: 4177
Rejestracja: 2004-01-05, 12:52

Okręty Hornblowera

Post autor: karol »

Chyba coś ważnego przegapiłem :(
Użytkownik nieaktywny, ale gadatliwy.
Awatar użytkownika
SiSi
Posty: 245
Rejestracja: 2015-03-16, 14:11

Okręty Hornblowera

Post autor: SiSi »

Panie Krzysztofie, w tym roku miałem przyjemność zobaczyć dwa żaglowce z epoki Hornblowera: mianowice HMS Surprise i Étoile du Roy.

Nominalnie oba są replikami 20 działowych korwet. (post ships?)
Pisze tutaj, ponieważ uderzyła mnie różnica wielkości, a w szczególności volumenu pod pokładem obu jednostek.
Surprise jest zastanawiająco mała, natomiast Étoile du Roy jest całkiem spory. Kabina rufowa jest chyba wielkości tej na HMS Victory. Surprise ma te pomieszczenie wielkości kurnika.
Wikipedia podaje, że nie różnią się tak bardzo wymiarami.
Jakieś wytłumaczenie tych różnic?

Na pokładzie Étoile du Roy jest ładna prezentacja w jakich filmach ów jednostka ‘zagrała’.
M.in. Odgrywała HMS Indefatigable w ekranizacji przygód Hornblowera, zatem temat zahacza o tematykę książki.
...
Krzysztof Gerlach
Posty: 4465
Rejestracja: 2006-05-30, 08:52
Lokalizacja: Gdańsk

Okręty Hornblowera

Post autor: Krzysztof Gerlach »

Należy to rozpatrywać w dwóch płaszczyznach – historycznej i filmowej. Zacznijmy od tej pierwszej.
„Ta” „Surprise” (bo były i inne) powstała jako francuska duża korweta 32-działowa „Unité”. Francuzi w owym czasie nawet tak duże żaglowce zaliczali do korwet, bowiem zauważyli rozsądnie, że w końcu XVIII stulecia jednostka o głównym uzbrojeniu zaledwie w działa 8-funtowe (a bateria główna miała ich 24 sztuki) nie zasługuje na wstawianie do grupy fregat. Brytyjczycy, którzy ją zdobyli w 1796 r., mieli zupełnie inne podejście; nie używali prawie w ogóle nazwy „korweta”, termin „fregata” traktowali z przymrużeniem oka, a oficjalnie swoje okręty dzielili na rangi. Oczywiście „Unité/Surprise” nie mogła być w Royal Navy w randze piątej, jak wszystkie większe fregaty (poza kolosami), pomimo że do 24 dział (teraz formalnie 9-funtowych) w baterii dostawili na pokładzie rufowym i dziobowym w sumie 10 dział 4-funtowych (u Francuzów było ich osiem) i 6 karonad 12-funtowych. Oficjalnie miała zatem aż 34 działa długie (obok sześciu „nie liczących się” karonad). Więc o 20-działowym „post-shipie” nie mogło być mowy. Sklasyfikowano ją jako jednostkę szóstej rangi, co dla Anglików oznaczało – siak czy owak – także fregatę, tyle że mniejszą i słabszą od tych „normalnych”, z rangi piątej.
„Étoile du Roy” to okręt całkiem zmyślony, ale o ciekawym pochodzeniu i losach. Zaczęto go budować w w XX w. Turcji jako „Phoenix” na potrzeby zupełnie innego filmu (podobno najpierw miał być w ogóle statkiem handlowym z XII w., na którym żeglowałby Arnold Schwarzenegger!). Ponieważ właścicielem był Mike Turk, żaglowiec wkrótce zaczął być znany pod nazwą „Grand Turk”. Jego stan ukończenia i wielkość czyniły go bardzo atrakcyjnym dla twórców serii filmów o Hornblowerze („zagrał” nie tylko „Indefatigable”, ale i francuskiego „Papillon”). Tym niemniej kiedy go projektowano i budowano nikt tego jeszcze nie wiedział i ostatecznie wzorowano się bardziej na brytyjskim 20-działowcu „Blandford” z początku XVIII w., dodając długi szereg całkiem fałszywych (dla taniości) uproszczeń. W 1796 r. 20-działowiec był istotnie w Royal Navy „post-shipem”, ale kiedy wodowano w 1720 r. prawdziwego „Blandford” zaliczał się jeszcze do fregat 6-rangi. Panta rei. Natomiast na „Grand Turk” nic nigdy nie było całkiem prawdziwe i nie stało się bardziej po przemianowaniu na „Étoile du Roy”.

Żaglowce filmowe. Ponieważ „Grand Turk” od początku był budowany dla kręcenia filmów, projektant nie dbał (zwłaszcza we wnętrzach!) o wierność historyczną, tylko o potrzeby rozkapryszonych ekip filmowych. Kabina rufowa ma długość około (nie chce mi się mierzyć tego dokładnie) 28 stóp, a na prawdziwym „Blandford” było tylko około 13,5 stopy! Z kolei na historycznej „Surprise” kabina rufowa miała około 24 stóp długości.
Ale i filmowa „Surprise”, choć znacznie bliższa tej historycznej, żadną repliką nie jest. To też żaglowiec całkiem współczesny, zwodowany w 1970 r. pod umowną nazwą HMS „Rose”, jako niby kopia historycznego 20-działowca, tyle że o 8 ma dłuższa, o pół metra szersza i w ogóle całkiem inna niż oryginał (zatem „wierny” odpowiednik, jak piszą dziennikarze). Dla potrzeb filmu o Jacku Aubreyu gruntownie go przebudowano, ale uzyskanie dokładnej repliki „Surprise” i tak nie było możliwe ze względów BHP i właśnie filmowych. Dużo więcej pisałem kiedyś na ten temat w bogato ilustrowanym (przede wszystkim wspaniałymi zdjęciami pana Karola Budniaka) artykule pt. „Czy filmowa HMS Surprise winna budzić zdziwienie?” w „MSiO” nr 1-2/ 2019.
Zatem ani zewnętrzna część, ani tym bardziej wnętrza żaglowców filmowych nie mają większego związku z rzeczywistością historyczną i trudno o nich traktować w historycznym kontekście.
Krzysztof Gerlach
Posty: 4465
Rejestracja: 2006-05-30, 08:52
Lokalizacja: Gdańsk

Okręty Hornblowera

Post autor: Krzysztof Gerlach »

Oczywiście wcześniejszy wywód nie miał służyć do deprecjonowania wysiłków twórców takich filmów, ani negować ciekawości użytych jednostek. Żaglowiec „filmowy” i tak nie może być absolutnie wierną kopią historycznej jednostki, bo bez silnika (przynajmniej jednego) i nowoczesnych urządzeń nawigacyjnych, ratunkowych, sygnalizacyjnych itd. nikt by go z portu nie wypuścił. Nie może mieć wnętrz rozświetlanych świecami, ponieważ – pomijając BHP – nic nie dałoby się nakręcić. Nie może mieć klozetów w postaci dziur z deską, z których nieczystości lecą do wody, bo nawet gdyby zmusić wszystkich gwiazdorów i całą ekipę, by tak się załatwiali, nie pozwalają na to przepisy. Nie może mieć całej wysokości międzypokładowej takiej, by aktorzy, statyści i kamerzyści rozbijali sobie codziennie głowy. Musi być wyposażony w agregaty prądotwórcze, łańcuchy kotwiczne, nowoczesne wyposażenie sterownicze, itd., itp. Tu i tak potrzeba bardzo wielu kompromisów. Dobrze przygotowany do „grania” swojej roli żaglowiec (a filmowa „Surprise” jest piękna i mimo fałszywości licznych detali dość dobrze oddaje pierwowzór) fantastycznie wzbogaca możliwości artystycznego wyrazu.
„Étoile du Roy” (ex „Grand Turk”) odbiega w bardzo szerokim zakresie od jednostki, na której miał być wzorowany, ale w filmach o Hornblowerze on przecież obrazował ostatecznie 44-działową fregatę i 20-działową korwetę, a równoczesnej zgodności z kompletnie odmiennymi od siebie oryginałami uzyskać się nie da. Tu wiele rzeczy trzeba wspomóc iluzją filmową.
Nawet przy dużych fałszach historycznych często (nie zawsze niestety) otrzymujemy i tak wspaniałe żaglowce, które mogą być filmowane i fotografowane w pełnej krasie. Szkoda tylko, że z ignorancji lub chęci zysku wypisuje się w prasie i przewodnikach androny o „wiernych replikach”, „kopiach”, „sobowtórach” itd.
Awatar użytkownika
SiSi
Posty: 245
Rejestracja: 2015-03-16, 14:11

Okręty Hornblowera

Post autor: SiSi »

Dziekuję za informacje, sięgnę po wspomniany powyżej numer MSiO i dokształcę się trochę.

Co do Surprise/Rose, zapomniałem, że w filmie mniejszy żaglowiec (Rose) ogrywał rolę wiekszego (Surprise). Mea Culpa.
...
Awatar użytkownika
karol
Posty: 4177
Rejestracja: 2004-01-05, 12:52

Okręty Hornblowera

Post autor: karol »

Tak, fakty to fakty. Rosjanie kiedyś zrobili wspaniałą, zmniejszoną replikę żaglowego okrętu liniowego do filmu o słynnym admirale z Morza Czarnego. Morze to prezentowało, ale i tam napędy mechaniczne były niezbędne, aby poruszać się bez problemow.
Użytkownik nieaktywny, ale gadatliwy.
ODPOWIEDZ