Tylko, że te niektóre państwa przyspieszają a my zamiast walczyć o swoją pozycję oddajemy pole na własną prośbę.
Państwom, które są nieco "zapóźnione" łatwiej osiągnąć lepsze wskaźniki rozwoju/przyśpieszenia. To naturalne. A my nie oddajemy nic na "własną prośbę", tylko staramy się dostosować do zachodzących zmian i stworzyć warunki do dalszego rozwoju - Europy/UE.
Nie jestem w stanie zrozumieć jednej rzeczy. Europa nie ma własnych zasobów paliw kopalnych (a jeśli ma jakiekolwiek, to zdecydowanie niewystarczające). Wojna rosyjsko-ukraińska pokazała, że uzależnianie się od importu paliw kopalnych jest ryzykowne. I to nie tylko od importu z Rosji. Więc przejście na "zieloną energię" ma tez drugie, a może i trzecie dno (bo kwestie klimatyczne, które w tym wątku pomijam, też mają znaczenie; kwestie klimatyczne zresztą też mają swój wymiar ekonomiczny - brak ochrony klimatu/środowiska też kosztuje).
Po za tym jakoś tak umiejętnie przemilczałeś, że od dłuższego czasu pokazuję ja dużo straciliśmy do USA.
Wskaźniki nie pokazują wszystkiego. To raz. A dwa, rozwój nie odbywa się w sposób jednostajny. Jeśli nawet Amerykanie notują obecnie jakiś szybszy rozwój (co, jak wspomniałem, nie jest takie oczywiste) to jakimś kosztem, który niekoniecznie jest pokrywany dziś. Inwestycje na przyszłość, to koszty dziś. Poczekajmy zresztą co Trump jeszcze narozrabia, bo jak sądzę, na tych jego manewrach celnych oberwać mogą wszyscy, ale USA oberwie najwięcej.
Natomiast w jednej kwestii mogę się zgodzić, że Europa (generalizuję) przegięła jeśli chodzi o wydatki socjalne. Przy czym nie chodzi mi nie tyle o usługi (wydatki na usługi) ale o wszelkiej maści wydatki "bierne" - zasiłki, zapomogi itd. Przy czym nie zawsze chodzić tu musi o samą wysokość tych nakładów, ale i o ich ukierunkowanie (sposób wydawania tych pieniędzy). Jeśli już gdzieś ma być problem, to tutaj. Natomiast inwestycje skierowane na zielony ład uznaję za właściwy kierunek. Który może dać "kopa" europejskiej gospodarce w najbliższej przyszłości.
....Kończyło się jak w przypadku UE.
stwierdzenie nielogiczne. PRL (i cały obóz komunistyczny) zbankrutował. UE nie zbankrutowała. Więc po pierwsze, w UE nic się nie zakończyło, w PRL-u zaś jak najbardziej (cały PRL się skończył). To co napisałeś jest więc kompletnie bez sensu.
To dlaczego coraz częściej przebąkują o opóźnieniu wprowadzenia ETS2? Czy nie dlatego, że zbiega się to z terminem wyborów do parlamentu UE?
Bardzo prawdopodobne, że ma to ze sobą jakiś związek. Aczkolwiek, jak sądzę, przyczyny są szersze. Gdyż jak już wielokrotnie wspominałem, cele transformacyjne postawiono sobie zbyt ambitne i one i tak, prędzej czy później, musiałyby zostać skorygowane.
Gregski,mechanizmy demokratyczne tak właśnie działają. Politycy robią to czego chcą ich wyborcy lub co ci wyborcy są gotowi zaakceptować. Jeśli czegoś nie akceptują, koryguje się działania/plany. A akceptacja najwyraźniej wychodzi podczas wyborów. Więc nie ma tu żadnej sensacji.
I może głupi elektorat nierozumiejący genialności tych regulacji...
Popełniasz klasyczną manipulację generalizując. Zważ, że ten elektorat jest bardzo różny. I jeśli nawet ten, który nie akceptuje transformacji, jest relatywnie duży, to ten, który ją akceptuje także jest bardzo silny. On też może nie być zadowolony, np. z powodu zbyt szybkiego tempa zmian. Ale to nie znaczy, że jest przeciwny. Gdyż każdy człek nie pozbawiony do cna zdrowego rozsądku przyzna, że to jest droga od której nie uciekniemy. Osób, których tak myślą jest bardzo dużo. Jak sądzę (szacuję) znacznie więcej niż tych, którzy są zadeklarowanymi przeciwnikami zielonej rewolucji.
Zdumiewająca jest wiara, że ludzie muszą głosować na tych którzy zawodzą ich raz poraz.
Zdumiewające jest zdumienie, że rozpaczliwie szukają alternatywy.
Nie sądź innych po sobie. To co piszesz świadczy o tym, że uważasz, że masz monopol na prawdę. Przypomnę Ci, że tego monopolu nie masz.
1. Nie bierzesz pod uwagę tego, że ludzie, którzy raz po raz głosują na te same opcje, mogą po prostu chcieć tak robić. Nie widząc lepszych alternatyw i głosując z przekonania. Przy głosowaniu ludzie uwzględniają wiele informacji. NIGDY nie będzie tak, że jakieś ugrupowanie zapewni im wszystkiego co chcą - to jest fizyczna niemożliwość. Więc w zależności od tego jakie mają priorytety, wybierają te ugrupowanie, którego bilans w ich oczach wychodzi najlepiej (np. w myśl zasady, że może i kradną ale się dzielą...

- takie uzasadnienie wyjaśnia, że można głosować z przekonaniem nawet na ewidentnych złodziei). Można więc powiedzieć, że wszyscy zawsze głosują na "mniejsze zło"

I to jest jak najbardziej normalne. Tak działa demokracja.
2. Aby znaleźć alternatywę dla tych opcji, które są obecne na scenie politycznej, to najpierw trzeba wiedzieć czego się chce. I to nie na zasadzie, że chce się być pięknym, zdrowym i bogatym. Trzeba wiedzieć realnie co się chce dostać od państwa. Bo dopiero wówczas można określić priorytety i według nich wybierać. Problem polega na tym, że jakaś 1/3 Polaków (plus - minus) nie wie czego chce lub chce coś, czego nigdy nie dostanie (bo nie da się tego dać). Więc szuka. I szukać będzie dalej, bo tego co by dostać chciała nie dostanie. NIGDY.
Im się może oczywiście zdawać, że wiedzą. Ale to, że się im zdaje nie oznacza, że tak jest.