Linda znowu w bardzo męskiej roli!

czyli hobby, kultura, sztuka, wścieklizna i w ogóle offtopic...

Moderator: nicpon

Awatar użytkownika
karol
Posty: 4062
Rejestracja: 2004-01-05, 12:52

Post autor: karol »

Bajeczki i banialuki. Zbyt wiele nie wiesz nawet o rytmie życia w warunkach poligonowych na ciężkich ćwiczeniach, a bronisz jakiegoś idioty scenarzysty, który w warunkach ciężkiej obrony wymyśla jakieś karykatury z żołnierzy walczących o przeżycie. Wybacz, ale ta bajka do pokemonów pasuje i głupawych kreskówek, a nie super produkcji z wielkimi dotacjami. Co by nie powiedział o protestujących, to widzą chociaż podstawowy brak realizmu historycznego w tej niby "postępowej" i "sztandarowej" produkcji być może godnej porównania z preparowanymi odpowiednio filmami propagandowymi wrogów polskiej wojskowości.
Użytkownik nieaktywny, ale gadatliwy.
Awatar użytkownika
Bertani
Posty: 19
Rejestracja: 2007-03-15, 21:36
Lokalizacja: Bielsko

Post autor: Bertani »

Zrobienie filmu, na który będą przyjeżdżać do kin szkoły podstawowe gwarantuje pewno zwrot kosztów. Ale czy takich filmów nie mamy już dość?
Jeden film o Westerplatte już powstał. Ogląda się nie najgorzej, wszystko pokazane jest mniej więcej tak, jak wyglądać powinno. Jeżeli drugi ma być taki sam, to nie ma sensu go robić. Starczy pokolorować komputerowo ten już istniejący.
Dlaczego „Okręt” jest - przynajmniej przez niektórych - uznawany za świetny film wojenny? Jego bohaterowie piją przecież na początku do upadłego, dialogi np o zaplataniu włosów też nie emanują patosem, a nawet muzyka nie do końca jest taka jak być powinna, bo czy to wypada, aby niemieccy żołnierze śpiewali angielskie „Tipperary”? Ale to wygląda realistycznie.
Przyjaciele ze wschodu też nie zawsze przedstawiają już kryształowych bohaterów, a mimo to ich „9 Kompania” to dobre kino.
Oczywiście to są filmy o Niemcach i Rosjanach...
A może cały szum koło tej produkcji to tylko chwyt marketingowy? Scenariusz zna faktycznie niewiele osób. Jeśli tak, to wróżę filmowi sukces, czego i z serca życzę.
Awatar użytkownika
dessire_62
Posty: 2027
Rejestracja: 2007-12-31, 16:30
Lokalizacja: Głogów Małopolski

Post autor: dessire_62 »

Mała dygresja w kwestii "picia"

http://sport.onet.pl/74318,1248685,1816 ... omosc.html

Na razie bez komentarza.
Awatar użytkownika
fdt
Posty: 1644
Rejestracja: 2004-01-04, 15:49
Lokalizacja: Elbląg

Post autor: fdt »

http://wyborcza.pl/8,75402,5636961.html

Jak to u nas... Filmu jeszcze nie ma a komentarzy pełno...
Awatar użytkownika
dessire_62
Posty: 2027
Rejestracja: 2007-12-31, 16:30
Lokalizacja: Głogów Małopolski

Post autor: dessire_62 »

Jak zapewnił Chochlew wersja scenariusza, którą tak bardzo krytykują historycy, została już dawno poprawiona. - To jest wersja sprzed ponad pół roku, a od tego momentu scenariusz podlegał zmianom i korektom i do momentu powstania filmu jeszcze będzie się zmieniał – tłumaczył Chochlew.
Czyli nie wiadomo na co by poszły nasze pieniądze .Argument ,że krytykują a nie wiedzą co ,odpada ,bo przecież sam Chochlew nie wie za wiele. Moim zdanie chodzi o to ,by pod wzniosłym hasłem wyłudzić kasę dla siebie ,przecież ten zespół filmowy ,robi jeden film na dwa trzy lata ,chyba coś mało .Na ratunek przed bankructwem ,każdy sposób dobry .Dlaczego w spół producentem ma być Niemiec ?,co tak nagle pokochali Westerplatte ? Alan Starski już nie modny w Hollywood ? w Polsce szuka szczęścia czy kasy ? a może nagły przypływ miłości do Polski ?Jak są tacy pewni sukcesu to niech zastawią swoje domy wezną pożyczki i do roboty ,a nie wyciągać dłoń po dotację . Zaimponowali mi Panowie poszukujący miejsca zatopienia Orła ,dotąd chodzili aż znaleźli kasę ,nich Cholew tez pochodzi .
Alkohol w życiu nie tylko wojskowych to osobna sprawa ,nie potrzeba aż kręcić filmu o alkoholikach który jest droższy od Katynia Wajdy o kilka milionów.
RyszardL pisze:Ja jestem facet starej daty i bardzo dawno temu mój Tata zdążył mnie nauczyć, że są rzeczy, które wymagają szczególnego szacunku zwłaszcza tam, gdzie chodzi o bohaterstwo polskiego żołnierza i nie należy nimi manipulować dla gawiedzi.
Podpisuję się obiema rękami .
Komu miał służyć ten film i do jakich celów ?,bo ja za bardzo nie rozumiem . Młodzież miała chodzić na niego ? i czego się uczyć ? jakie wyciągać wnioski ?.Narzekamy ,że młodzi ludzie nie interesują się historia , taki film miał ich zachęcić ? nie sądzę . Pokażmy im pozytywne przykłady ,których nie brakuje .

Na koniec kasę zaoszczędzoną na tym filmie proponuje przeznaczyć na przyśpieszenie prac nad rzetelnym opracowaniem historii Polskiej Marynarki Wojennej ,żeby ukazała sie na jej święto 90-lecia .Marmik chyba by zaakceptował taki pomysł ,bo przecież szukał propozycji na ta rocznicę . Obiecywanie zakończenia prac za 10 lat ,jak to napisał JB jest nie do przyjecia . TAka kwota pomogła by w szybszym zakończeniu tych prac .

Pozdrawiam.
Awatar użytkownika
fdt
Posty: 1644
Rejestracja: 2004-01-04, 15:49
Lokalizacja: Elbląg

Post autor: fdt »

Audiatur et altera pars. A tak mówi reżyser.

http://wyborcza.pl/1,75248,5646696,Nie_ ... godlo.html
Nie deptać flagi, nie pluć na godło

Rozmawiali Jerzy Armata, Małgorzata I. Niemczyńska
2008-09-01, ostatnia aktualizacja 2008-09-01 12:24

Paweł Chochlew, reżyser i scenarzysta "Tajemnicy Westerplatte": Nie chcę zrobić jednowymiarowego filmu, który będzie w zgodzie ze wszystkimi prawomyślnymi politykami, po to, żeby potem cała krytyka zgodnym chórem orzekła: "kolejny gniot"

Paweł Chochlew: Podobnych epitetów pod adresem scenariusza "Tajemnicy Westerplatte" było już w prasie bardzo dużo. Są bezzasadne. Atakuje nas głównie autor cytowanych słów Mariusz Wójtowicz-Podhorski, który sam pisze scenariusz i zamierza zrobić film fabularny na ten temat. Widocznie uznał, że pokrzyżujemy mu plany.

Chodzi mu o przedstawienie mjr. Henryka Sucharskiego?

- Wójtowiczowi-Podhorskiemu bardzo się nie spodobało. On wychodzi z założenia - i dał temu wyraz w swoim komiksie "Westerplatte. Załoga Śmierci" - że major Sucharski był skończonym draniem, na którego splunąć nie warto. Zaprosiliśmy go na kolację, na którą przyszedł w mundurze kapitana przedwojennego wojska. Długo z nim rozmawialiśmy - ja i trójka moich współpracowników. Podhorski zaczął wygłaszać tezy, że Sucharski był chorym wenerycznie homoseksualistą, uprawiał seks ze swoim ordynansem Kitą i był agentem dwóch wywiadów: radzieckiego i niemieckiego. I to dlatego dostał rozkaz poddania placówki już po pięciu minutach. Zapytałem go o dowody. Odparł, że trzy bliżej niezidentyfikowane osoby tak twierdzą. To był koniec naszej rozmowy.

Nie chce się pan teraz na Podhorskim odegrać?

- Ja tylko chcę, żeby już nigdy więcej nikogo nie szkalował. To właśnie on jako pełnomocnik wojewody do spraw rewitalizacji Westerplatte odwiedzającym to miejsce opowiada o majorze Sucharskim niestworzone historie. Ten pan jest zresztą pomysłodawcą zburzenia pomnika Bohaterów Westerplatte - symbolu męstwa i odwagi obrońców.

Sprawa "Tajemnicy Westerplatte" zrobiła się polityczna. Protestuje kancelaria premiera.

- Niestety.

Z drugiej strony wasza prośba o patronat premiera nad filmem, który podważa mit Westerplatte, wydaje się naiwna.

- Wierzymy, że "Tajemnica Westerplatte" opowiada przede wszystkim o męstwie, bohaterstwie, patriotyzmie żołnierzy. Ten mit zresztą został już obalony w polskiej literaturze faktu na początku XXI w. Założyliśmy więc, że takie ujęcie tematu jest znane w kręgach władzy, bo przecież dyskusja wybuchła już na długo, zanim wpadłem na pomysł filmu.

Na jakich źródłach historycznych pan się opierał?

- Na wszystkich dostępnych materiałach źródłowych na temat obrony Westerplatte. Poczynając od książki Melchiora Wańkowicza, a skończywszy na najnowszych opracowaniach, które opisują tę historię bez dawnych przekłamań. Są wśród nich teksty Jarosława Tuliszki, Kazimierza Radowicza, Zbigniewa Flisowskiego, a nawet... Mariusza Wójtowicza-Podhorskiego.

Ale najważniejsza wydaje mi się książka Mariusza Borowiaka "Westerplatte. W obronie prawdy" z 2001 r. Między innymi z niej dowiedziałem się przed laty, że na Westerplatte doszło do puczu, w wyniku którego zostało przejęte dowodzenie placówką. Wyczytałem tam także, że na dachu miała miejsce szarpanina i zginął człowiek. I w tej książce są też jasne sygnały, że dezerterów na Westerplatte rozstrzelano.

Od tego czasu zacząłem myśleć, że świetnie byłoby przedstawić dwie wspaniałe postawy dwóch bardzo różnych dowódców - majora Sucharskiego, którego uważam za wielkiego bohatera, i kpt. Franciszka "Kuby" Dąbrowskiego, którego też tak traktuję. Pierwszy jest jednak bohaterem pozytywistycznym, bo chce obronić swoich ludzi, wiedząc, że walka jest beznadziejna. Drugi - romantycznym, chce walczyć do końca. Mojemu sercu bliska jest postawa kpt. Dąbrowskiego, ale rozum mi podpowiada, że mjr Sucharski miał rację, podejmując takie, a nie inne decyzje.

Nowy mit Westerplatte?

- Lepiej już nie mówić o Westerplatte w kategorii mitu. Prawda czasami jest bardzo bolesna, ale ma moc oczyszczenia.

Konsultował się pan ze świadkami tamtych wydarzeń?

- Nie żyją już, niestety, żołnierze, główni bohaterowie tamtych wydarzeń. Lecz w Gdańsku, naprzeciwko Westerplatte, w Nowym Porcie, mieszka Stanisława Górnikiewicz-Kurowska. Mówi się na nią "matka westerplatczyków", bo zajmuje się tym tematem od 40 lat. Pani Stanisława zebrała bezcenny materiał o żołnierzach walczących z hitlerowcami na Westerplatte. To ona udostępniła mi wywiady z westerplatczykami na płytach, ich listy pisane do siebie nawzajem oraz inne źródła. Nikt - żaden historyk w Polsce - nie dysponuje takimi materiałami jak pani Stanisława.

Znalazł pan tam świadectwa o pijaństwie żołnierzy?

- Niektórzy twierdzą, że to niemożliwe. Ale pani Górnikiewicz-Kurowska przesłała nam list westerplatczyka, z którego jasno wynika, że pili oni alkohol w trakcie walk. Mamy taki dokument. A w filmie "Westerplatte" Stanisława Różewicza z 1967 r. jest cała sekwencja picia alkoholu na warowni numer pięć. To są fakty. Zresztą rozpasanego pijaństwa w żadnej wersji mojego scenariusza nie było.

Ceni pan film Różewicza?

- Jest wspaniały, piękny, jak na tamte czasy ma świetną batalistykę, opowiada o niezwykłym epizodzie polskiej historii. Ale zrobiony został środkami, które już trochę przebrzmiały. Po drugie, opowiada prawdę (według mojej wiedzy, którą zaczerpnąłem z książek) tylko do momentu bombardowania drugiego dnia, potem jest już gorzej. Ze względów politycznych ta historia była wtedy tak pokazywana. Nikt nie mógłby nakręcić wówczas innego filmu. Bo zamówienie, podejrzewam, w dużym stopniu było polityczne.

Sądzi pan, że posągowe oblicze Sucharskiego jako jedynego dowódcy Westerplatte pokutowało przez tyle lat za sprawą komunistycznej propagandy?

- Tak. To był człowiek z chłopskiej rodziny, czym umiejętnie posłużyła się ówczesna władza. Dla mnie zarówno Sucharski, jak i Dąbrowski to bohaterowie. W moim scenariuszu to postaci równorzędne, wspólnie tworzą historię Westerplatte. Gdyby był tylko Sucharski, walka trwałaby 12 godzin, może trochę dłużej. Gdyby był tylko Dąbrowski, zginęliby pewnie wszyscy.

Dlaczego Dąbrowski nie pasował komunistom? Przecież był w PZPR.

- Przede wszystkim był synem generała wojska polskiego, przedwojennego arystokraty. Człowiekiem o wielkich zasadach patriotycznych, które nie pasowały do idei, jaką komuniści w Polskę wtłoczyli. To wszystko było władzy nie na rękę.

Sucharski utrwalił nam się w pamięci jako wódz, któremu wróg pozwolił odejść do niewoli z szablą przy boku, doceniając jego męstwo.

- Tak, ale to też była zagrywka Niemców, którzy potrzebowali takiego teatru, by usprawiedliwić swoją niemoc. Dlatego sprowadzili kamerzystów i radiowców. Chcieli jakoś światu wyjaśnić, dlaczego przez siedem dni nie mogli zmiażdżyć dwustu ludzi. Tak to jest zresztą pokazane w filmie Różewicza.

Sucharski w pana scenariuszu bardzo się zmienia. Przechodzi załamanie nerwowe i zachowuje się irracjonalnie, po chwili znów jest rozsądny. Czy to prawdopodobne?

- Z dokumentów wynika, że coś jest na rzeczy. Od wieczora drugiego dnia był zupełnie wyłączony z obrony. Konsultowałem się też z psychiatrami na temat epilepsji, na którą podobno cierpiał. Pisał o tym m.in. Janusz Roszko. W moim scenariuszu Sucharski ma pewne wizje. To w nich pokazałem, że major nie chciał śmierci żołnierzy. Przez kilka dni jest oderwany od rzeczywistości, co pierwotnie przedstawiłem w scenach, w których chodzi i szuka swoich piesków albo delektuje się kawą. A od piątego dnia rano major się podnosi. Uświadamia sobie, że nie może pozwolić ginąć ludziom. Zaczyna się próba odzyskania panowania nad placówką. Źródła mówią o naradach, jakie zaczął wtedy zwoływać. I dopiero siódmego dnia dopiął swego. W moim scenariuszu z kolei właśnie od piątego dnia Dąbrowski zaczyna tracić pewność siebie.

Na początku można jednak odnieść wrażenie, że Sucharski z niejasnych powodów boi się tego młodego Dąbrowskiego, zbyt łatwo mu ustępuje.

- Odtwórca roli Sucharskiego Bogusław Linda, który podchodzi do scenariusza z wielkim pietyzmem, także zwrócił na to uwagę. Powiedział, że jego bohater powinien być w tym okresie bardziej wojskowy, twardy, powinien być dowódcą. Zgodziłem się i zaczęliśmy już wprowadzać zmiany. Scenariusz ewoluuje do samego końca. To nie jest dzieło literackie, to tylko etap pracy. Gotowy film często ma z nim niewiele wspólnego. Dziwi mnie, że ludzie oceniający scenariusz nie wiedzą o tym.

Zrezygnował pan ze scen, w których Sucharski zdaje się bardziej martwić o swoje pieski niż o sytuację na froncie?

- W aktualnej wersji scenariusza już ich nie ma. Ale nie z powodu nacisków zewnętrznych. Pierwotny tekst miał 230 stron, w kolejnej wersji - 120, dziś ma jeszcze mniej. Z powodów budżetowych musieliśmy film okroić. Wyleciały fragmenty biegania po molo, picia w okopie, oglądania tych nieszczęsnych pornograficznych kart, za które będę pokutował chyba do końca życia. Pisząc "karty pornograficzne", nie miałem na myśli pornografii we współczesnym znaczeniu, lecz raczej podobiznę pani, która odsłania ramiączko. Chodziło mi tylko o pokazanie, że mężczyźni w niewyobrażalnie trudnej sytuacji odreagowują stres.

Jeden z komentatorów twierdzi, że żołnierze na Westerplatte mieli w kieszeniach nie karty pornograficzne, tylko święte obrazki.

- Kiedy ogłaszają alarm, najpierw łapie się karabin. Być może któryś z obrońców miał święty obrazek. Zresztą w moim scenariuszu jest również żołnierz z Biblią w ręku, która jest dla niego pocieszeniem. Nie ma powodu zakładać, że byli tam tylko ludzie modlący się pięć razy dziennie.

Nie chcę zrobić jednowymiarowego filmu, który będzie w zgodzie ze wszystkimi prawomyślnymi politykami, po to, żeby potem cała krytyka zgodnym chórem orzekła: "Kolejny gniot, którego nikt nie chce oglądać". Postawiono też zarzut, że chcemy opowiedzieć polską historię na sposób amerykański. A dlaczego nie? Przecież Amerykanie robią najwspanialsze filmy wojenne na świecie. Gdybyśmy kryteriami, jakimi został oceniony scenariusz "Tajemnicy Westerplatte", oceniali wielkie amerykańskie filmy wojenne, to wszystkie okazałyby się antyamerykańskie: "Pluton", "Szeregowiec Ryan", "Kompania braci", "Cienka czerwona linia", nie wspominając już "Czasu Apokalipsy". W tych filmach są pokazane dużo brutalniejsze sceny niż w moim scenariuszu.

W pana scenariuszu goli żołnierze biegają po Westerplatte.

- Scena wygląda tak: żołnierze kąpią się w morzu. Nadpływa torpedowiec niemiecki, otwiera do nich ogień. Uciekając, zbierają swoje rzeczy z plaży i biegną do wartowni numer pięć, gdzie się ubierają. Trudno, żeby ubierali się w trakcie ucieczki, kąpać też nie mogli się w mundurach. To świetna scena. Pokazuje ułańską fantazję, z której tak jesteśmy dumni.

A scena oddawania moczu na portret marszałka Rydza-Śmigłego?

- Tuż wcześniej jest bardzo dramatyczna scena, gdy po rozstrzelaniu dezerterów bohaterowie przeżywają ciężkie rozterki duchowe. Rydz-Śmigły, który zresztą funkcjonuje w świadomości wielu Polaków jako tchórz, był mi tu potrzebny jako symbol zwątpienia żołnierza we własne dowództwo. To dla niego traumatyczne przeżycie. Nie jest to eksponowane, ogrywane na zasadzie detalu. Zresztą już wyrzuciłem ten element. Nie chcę, żeby wszyscy mówili wyłącznie o nim.

Andrzej Wajda przewalczyłby taką scenę, jak zrobił to w "Lotnej" czy "Kanale". Wtedy też były zarzuty, że zamiast postawić powstańców na barykadach, umieścił ich w kanale, gdzie brodzili w ekskrementach. Wyrosłem na filmach wojennych tamtego czasu. Chcę, żeby moi bohaterowie byli prawdziwi, żeby nie były to postaci na cokołach. Ale to w dalszym ciągu będą bohaterowie.

Słowa o honorze rzeczywiście przewijają się przez cały scenariusz.

- "Honor, żołnierzu, honor" - to chyba najbardziej znamienne słowa Dąbrowskiego, które padają w scenie w deszczu. Honor jest najważniejszy.

W którym momencie pana scenariusza kończy się historia, a zaczyna fikcja?

- Historia jest cały czas, gdy opowiadamy, w którym momencie był atak, w którym bombardowanie, w którym załamał się Sucharski, podniósł się, znów przejął dowodzenie itd. Cały kręgosłup filmu, tak jak powinno być, jest oparty na faktach. Pancernik otworzył ogień o godz. 4.48, kapitulacja była siódmego dnia walki - to wszystko prawda. Natomiast fikcja fabularna to przede wszystkim dialogi wtłoczone w historyczne ramy. Nie byłem tam, nie wiem, co dokładnie ci ludzie mówili. Zdałem się na intuicję.

Filmowiec ma prawo dopisywać takie rzeczy?

- To prawo twórcy filmu fabularnego.

Trudno mówić o faktach w przypadku wizji Sucharskiego. On już się nie może bronić.

- Stosując taką logikę, można by robić filmy tylko o żywych.

Dezercja westerplatczyków bywa podawana w wątpliwość...

- Opierałem się na wszystkich dostępnych źródłach, odrzucając najbardziej skrajne poglądy. Wahałem się, ale o dezerterach wspomina kilku autorów, z których wymieniłem już Borowiaka. Zresztą jeśli uważnie obejrzeć film Różewicza, to nawet tam można znaleźć ślad dezercji.

Pana opiekunem artystycznym jest Janusz Morgenstern. Jak ocenił scenariusz?

- Na początkowym etapie powiedział, że pomysł jest dobry i trzeba iść w tę stronę. Miał na myśli rozgrywanie relacji psychologicznej między Dąbrowskim i Sucharskim. Po prostu ogólny pomysł na film. Rozmawialiśmy o tym, co można by jeszcze ulepszyć w strukturze. Uznał, że scenariusz jest przyczynkiem do pracy. Ze swoim doświadczeniem wiedział, że będzie ulegał zmianom aż do premiery.
Awatar użytkownika
Baltic
Posty: 561
Rejestracja: 2006-01-04, 10:26
Lokalizacja: Toruń

Post autor: Baltic »

Konsultował się pan ze świadkami tamtych wydarzeń?

- Nie żyją już, niestety, żołnierze, główni bohaterowie tamtych wydarzeń.
Jest na odwrót, a w Faktach jeden z żyjących weteranów się nawet wypowiedział na ten temat.
Ostatnio zmieniony 2008-09-01, 21:19 przez Baltic, łącznie zmieniany 1 raz.
Awatar użytkownika
dessire_62
Posty: 2027
Rejestracja: 2007-12-31, 16:30
Lokalizacja: Głogów Małopolski

Post autor: dessire_62 »

Po wysłuchaniu drugiej strony ,nie zmieniłem swego zdania .
To co Chochlew mówi ,to trzymając sie języka sądowego ,nazywa sie mataczeniem.

Pozdrawiam.
Awatar użytkownika
dessire_62
Posty: 2027
Rejestracja: 2007-12-31, 16:30
Lokalizacja: Głogów Małopolski

Post autor: dessire_62 »

Trzeba będzie oglądnąć w TVN.

http://wiadomosci.onet.pl/1821209,11,item.html

Zajawka m.in.z Wieczorkiewiczem.

http://wiadomosci.onet.pl/3923627,relacjetv.html
Awatar użytkownika
fdt
Posty: 1644
Rejestracja: 2004-01-04, 15:49
Lokalizacja: Elbląg

Post autor: fdt »

http://gdynia.naszemiasto.pl/spor_o_wes ... 51834.html
Pan Samochodzik i tajemnice Westerplatte

O Mariuszu Wójtowiczu-Podhorskim przyjaciele mówią - pasjonat o niespożytej energii. Dzięki niemu dawna Wojskowa Składnica Tranzytowa przestała być śmietnikiem. Wrogowie odpowiadają - to oszołom.

Początek lat 70. Sześcioletni Mariusz Wójtowicz-Podhorski z mamą i tatą po raz pierwszy w życiu zwiedza Westerplatte. Przy wartowni numer jeden stoi bohater-westerplatczyk, Franciszek Bartoszak. Przejęty chłopiec prosi go o autograf.
Dziś Wójtowicz-Podhorski tak relacjonuje tamto spotkanie:
- Spytał, czy moim zdaniem major Sucharski był bohaterem, czy podoba mi się jego postać. Powiedziałem, że tak. Padły słowa, które pamiętam do dziś i które wiele lat później sprawiły, że zainteresowałem się historią tego miejsca. Bartoszak rzekł: "No to pamiętaj synu, że to nie on nami dowodził".
Trzydzieści lat później, w 2004 roku ukazuje się komiks historyczny "Westerplatte - załoga śmierci". Autorem scenariusza, według którego obroną Wojskowej Składnicy Tranzytowej od 2 września 1939 r., faktycznie kierował kapitan Franciszek Dąbrowski, jest właśnie Mariusz Wójtowicz-Podhorski. Major Sucharski przedstawiony jest w nim jako epileptyk i tchórz, niezdolny do sprostania sytuacji, przed jaką postawiła go historia.

Dla uczestników forów internetowych, poświęconych początkom II wojny światowej, komiks ten nie był zaskoczeniem. Zdążyli wcześniej poznać coraz to bardziej radykalne opinie, podważające legendę majora Sucharskiego, zamieszczane przez internautę o nicku "Wachmistrz".
- On ma własną wizję historii - mówi jeden ze znajomych "Wachmistrza". - Uważa Sucharskiego za człowieka chorego psychicznie, epileptyka, ruskiego agenta, opowiada o skłonnościach homoseksualnych dowódcy WST. Twierdzi, że ma prawo do swojej i tylko swojej prawdy. Czasem może być to niebezpieczne.
- Zaangażował się emocjonalnie w odkrycie prawdy - tłumaczy Piotr Szalaty z Warszawy, przyjaciel Mariusza ze Stowarzyszenia Rekonstrukcji Historycznej Wojskowej Składnicy Tranzytowej na Westerplatte. - Mariusz to człowiek-instytucja. Znam go od ponad 10 lat, razem "zdobywaliśmy" Saharę, jest skoczkiem spadochronowym. Spotkałem go na kursie specjalistycznego szkolenia dla przyszłych komandosów. Z kilkuset uczestników ukończyło go 23, w tym Mariusz.

Nie do przecenienia

Na początku XXI stulecia teren pierwszej bitwy II wojny światowej przypominał śmietnik. Niszczejące budynki, okupywane przez lokalnych pijaczków, zaśmiecony teren, nad którym wznosił się charakterystyczny pomnik. Mariusz Wójtowicz-Podhorski, "niedokończony" historyk, który później przeniósł się na studia ekonomiczne, wraz z przyjaciółmi ze Stowarzyszenia Rekonstrukcji Historycznej Wojskowej Składnicy Tranzytowej na Westerplatte zabrał się za porządkowanie terenu. Równocześnie tworzył projekt rewitalizacji strażnicy, zbierał dokumenty, relacje uczestników walk po jednej i drugiej stronie.
- Bierzemy udział w wielu aukcjach - mówi Wójtowicz-Podhorski. - Aktualnie tropimy szablę Sucharskiego. Jest nadzieja, że trafi ona do zbiorów muzealnych. Czasem czuję się jak książkowy Pan Samochodzik, tropiący ślady historii.
Marian Kwapiński, wojewódzki konserwator zabytków nie może się go nachwalić.
- Proszę zaliczyć mnie do przyjaciół Wójtowicza-Podhorskiego. Jego działalność społeczna na rzecz rewaloryzacji Westerplatte jest nie do przecenienia.
Ale przy okazji tropienia i rekonstruowania historii Wójtowicz-Podhorski narobił sobie też wrogów. Poszło m.in. o czołg T-34 od kilkudziesięciu lat "upiększający" teren dawnej składnicy. Kierowane przez niego stowarzyszenie wystąpiło z wnioskiem o jego usunięcie z Westerplatte. Sowiecki sprzęt nijak się ma do polskiej obrony WST, argumentowali.
- Do obrony nie, ale w tym czołgu polska załoga z I Brygady Pancernej, noszącej imię Bohaterów Westerplatte walczyła na Pomorzu - wyjaśnia Zbigniew Okuniewski z sekcji historycznej Towarzystwa Przyjaciół Sopotu. - Zbroja była obca, serce nasze.
Mimo sprzeciwów m.in. Stowarzyszenia Trójmiejskiej Grupy Rekonstrukcji Historycznych, czołg wyjechał w lubuskie.
Dziś większość tzw. rekonstruktorów wydarzeń historycznych jest w konflikcie z "Wachmistrzem".
Przed kilkoma laty w rekonstrukcjach na Westerplatte brało udział wiele grup. Dziś większość nie chce z nim współpracować - twierdzi (jak zaznacza - prywatnie, a nie w imieniu całego stowarzyszenia) Michał Wierzbicki z TGRH.

Na ćwierć etatu

Usunięcie czołgu to jednak nic, przy kolejnym pomyśle Wójtowicza-Podhorskiego. Tym razem na cel wziął pomnik stojący na kopcu na Westerplatte. "Wachmistrz" uznał, że grozi on obsunięciem, a może nawet zawaleniem, a ponieważ jego wymowa ideologiczna jest też podejrzana (stanął za Gomułki), najlepiej byłoby go rozebrać. Problem polegał na tym, że te słowa wypowiadał już nie jako prywatny pasjonat historii, ale pełnomocnik wojewody pomorskiego do spraw rewaloryzacji Westerplatte. Na to stanowisko powołał go na początku listopada 2006 roku PiS-owski wojewoda, Piotr Ołowski.
Wcześniej Wójtowicz-Podhorski próbował zarazić swoją miłością do Westerplatte prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza. Ale projekty prac stowarzyszenia nie spotkały się z jego zainteresowaniem. Spodobały się za to ówczesnemu wiceministrowi kultury Jarosławowi Sellinowi.
- Na reakcję nie czekaliśmy długo. Niemal z miejsca premier Jarosław Kaczyński przyznał z budżetu 583 tysiące złotych na opracowanie projektu rewitalizacji Westerplatte - wpomina Wójtowicz-Podhorski.
Admiratorką poczynań "Wachmistrza" była Aleksandra Jankowska, pełniąca obowiązki wicewojewody. Dziś także gotowa jest go bronić.
- Bzdura i wymysły prasy - mówi o tym, co pisano na temat idei zburzenia pomnika. - To kulturalny, młody człowiek, który zna świetnie historię. Potrafi z wielką pasją opowiadać o Westerplatte. Oprowadzał mnie po tym miejscu przez dwie godziny. I takich historii, przekazywanych z patriotycznym uniesieniem, się nie zapomina.
Nowy wojewoda, z Platformy, zatrzymał pełnomocnika, ale tylko na jedną czwartą etatu (wcześniej było pół). Umowa obowiązuje do 8 listopada tego roku. A co potem?
Maja Opinc-Bennich, rzeczniczka wojewody pomorskiego, dyplomatycznie odpowiada, że kiedy zbliży się termin jej wygaśnięcia, szef zastanowi się nad tym, co dalej. Na razie ona, w jego imieniu, podkreśla zasługi Podhorskiego dla Westerplatte. Tłumaczy, że w urzędzie wiedzą, z jak wielkim zaangażowaniem i poświęceniem zbiera on pamiątki z Westerplatte. Rzeczniczka przypomina o ostatnim nabytku - porcelanowej zastawie, która należała do Sucharskiego.
Platforma niewątpliwie coś z "Wachmistrzem" zrobić musi. Projekt Muzeum Pola Bitwy na Westerplatte traktowany jest przez premiera Tuska jako prestiżowy w pojedynku na "politykę historyczną" z PiS. Niektórzy twierdzą, że rewizjonizm Wójtowicza-Podhoreckiego mógłby się okazać miną, na której całe to przedsięwzięcie wyleci w powietrze.
Nominacja Macieja Krupy na organizatora muzeum na Westerplatte dowodzi, że rola Wójtowicza-Podhorskiego wkrótce się skończy. Dziś Krupa twierdzi, że Wójtowicz Podhorski jest odpowiedni do prac przy rewitalizacji, ale o koncepcję przyszłego muzeum będzie pytał wielu fachowców.

Czapka na oczach

Na razie za to Mariusz Wójtowicz-Podhorski bombarduje projekt filmu Pawła Chochlewa "Tajemnica Westerplatte". Jego charakterystyczna sylwetka w mundurze przedwojennego wachmistrza pojawia się w telewizyjnych programach informacyjnych, jego wypowiedzi są cytowane przez ogólnopolskie dzienniki i tygodniki.
- To ordynarny atak na polskie symbole! - mówił, mobilizując do powszechnej obrony mitu Westerplatte (choć nie jego komendanta) media oraz polityków.
Paweł Chochlew, autor scenariusza i przyszły reżyser filmu (o ile dojdzie do jego realizacji, bo kancelaria premiera zażądała od Instytutu Sztuki Filmowej wycofania dotacji), nie kryje złości do Wójtowicza-Podhorskiego. Ale też i lekceważenia dla jego sposobu noszenia się i poglądów, a może nawet rozsądku.
- Na nasze pierwsze spotkanie w restauracji przyszedł w mundurze oficera Wojska Polskiego, w za dużej czapce wojskowej - opowiada filmowiec. - Tak, że spadała mu trochę na oczy. Wyglądał zabawnie. Poza mną i moją asystentką obecny był również Robert Żołędziewski, aktor i współproducent oraz scenograf Allan Starski. Podhorski przeprowadził szturm na komendanta Sucharskiego, mówiąc, że major był gejem, chorym wenerycznie. Potem powiedział nam, że Sucharski był agentem dwóch wywiadów - niemieckiego i rosyjskiego. I miał rozkaz od swoich mocodawców poddać Westerplatte w ciągu pięciu minut. Tłumaczył, że to nowe spojrzenie na rolę komendanta znajdzie się w jego nowej książce. Starski nie wytrzymał. Wyszedł zniesmaczony. My zostaliśmy, próbując dopytać, skąd ma takie informacje. Zaczął coś przebąkiwać o trzech świadkach, których na razie ujawnić nie może. Potem poszła torpeda w stylu, że dokumenty na ten temat są w Moskwie. Po tych wypowiedziach już wiedzieliśmy, kto przed nami siedzi.
Sam Wójtowicz-Podhorski twierdzi, że wyglądało to zupełnie inaczej. Mundur miał na sobie z okazji odbywających się właśnie w Gdańsku targów militarnych.
- Ściągnięto mnie nagle do Sopotu. Nie chciałem jechać przez ten mundur, ale usłyszałem, że zainteresuje on Alana Starskiego. Pytany o pewne tajemnice związane z majorem Sucharskim, odpowiedziałem, że być może odpowiedzi trzeba szukać w rosyjskich archiwach. To wszystko.

600 stron prawdy

- Trzeba rozdzielić funkcję publiczną Wójtowicza-Podhorskiego od jego poglądów na historię - uważa wojewódzki konserwator zabytków. - Jest on pełnomocnikiem wojewody od rewaloryzacji Westerplatte, a nie od rewindykacji historycznej. Historycy dobrze wiedzą, że przed wojną do wojska nie brano homoseksualistów i epileptyków. Wyjaśnienie wszelkich niejasności i wątpliwości dotyczących obrony Westeplatte wymaga zorganizowania poważnej konferencji naukowej, selekcji dokumentów, oceny wiarygodności źródeł. To praca dla specjalistów.
Ale rozdzielenie "dwóch Podhorskich" nie jest łatwe. Podczas spotkania z ministrem Sławomirem Nowakiem na temat planów rewaloryzacji Westerplatte Wójtowicz-Podhorski zrobił na słuchaczach duże wrażenie. Mądrze mówił, z głowy, przedstawiał ciekawe i możliwe do zrealizowania pomysły. Cóż z tego, skoro chwilę później, w kuluarach z pasją w oczach zaczął opowiadać o "agencie Sucharskim".
- Nakręca się, niestety - twierdzi nasz rozmówca. - Trzeba go pilnować, by nie powiedział za dużo i nie zaszkodził sobie i innym.
Piotr Szalaty ze Stowarzyszenia Rekonstrukcji Historycznej Wojskowej Składnicy Tranzytowej na Westerplatte twierdzi jednak, że pasja Mariusza w poszukiwaniu prawdy jest odpowiedzią na wcześniejsze - delikatnie mówiąc - nieścisłości.
- Oprócz niewielu szlachetnych jednostek, jak prof. Paweł Wieczorkiewicz z Uniwersytetu Jagiellońskiego, większość historyków powtarza mity. Tworzyła je propaganda komunistyczna. Teraz toczy się walka o wartości i idee.
Walka toczy się na różnych frontach. Ukoronowaniem wieloletniej pracy Mariusza Wójtowicza-Podhorskiego ma być 600-stronicowa książka o obronie Westerplatte. Do czasu jej wydania autor odmawia udzielania wywiadów na temat tego, co działo się na Westerplatte.
- Książka opiera się na dokumentach i relacjach uczestników walk, zarówno Polaków, jak i Niemców - wyjaśnia. - Każde moje słowo będzie poparte odniesieniem do źródła. Wcześniej nie mogę rozpoczynać dyskusji.
Chwali się też, że nakręci fabularyzowany dokument dla TVP Gdańsk o Westerplatte.
W telewizji gdańskiej potwierdzają, że rozmowa z Podhorskim na temat scenariusza do fabularyzowanego dokumentu była prowadzona. To były wstępne przymiarki. Niczego nie sformalizowano ani nie sfinalizowano.
Teraz, kiedy zrobiło się tak dwuznacznie wokół scenariusza Chochlewa "Tajemnice Westerplatte", wstrzymano się w telewizji od jakichkolwiek decyzji.
- Chociaż projekt tkwi nadal w naszej głowie - usłyszeliśmy.

"Wachmistrz" o majorze

* (...) Sucharski był wyjątkowo słabym dowódcą, mimo że dostał VM za "bohaterskie czyny" w wojnie z bolszewikami. Na Westerplatte spanikował i kazał spalić Książkę Szyfrowanych Depesz i Książkę Sygnałową Floty Polskiej, przez co do końca obrony Westerplatte polska placówka nie miała łączności z Dowództwem Marynarki Wojennej (w Helu), tzn. mogła nadawać otwartym tekstem, ale Hel na nie nie odpowiadał. Mało tego: Sucharski nie dopilnował wykonania tego rozkazu i lekko tylko nadpalona Książka Szyfrowanych Depesz i Książka Sygnałowa Floty Polskiej wpadły 7 września w ręce Niemców (...). Za to tylko Sucharski powinien się znaleźć przed sądem wojennym, a nie na panteonie polskich bohaterów wojennych.
* Sucharski podjął decyzję o kapitulacji w stanie, który trudno nazwać za równowagę psychiczną i fizyczną.
* Przed kilku laty w Trójmieście odbyła się msza polowa, którą odprawiał biskup Sławoj Leszek Głódź. Z tego co usłyszałem, to Głódź poinformował zebranych, że otwiera proces beatyfikacyjny Sucharskiego(!!!). Jeśli tak by było, to kto wie, czy niedługo nad Westerplatte nie będzie czuwał św. Sucharski z Gręboszowa, a wycieczki przyjeżdżające na Westerplatte będą musiały najsampierw przeżegnać się święconą wodą koło kas (za opłatą).
* (...) Jeszcze o Sucharskim słów kilka. Ciekawa sprawa dotyczy faktu, że jego rówieśnicy i koledzy z kursów i szkoleń wojskowych dawno byli już w stopniu pułkownika, a on nadal pozostawał majorem. Różnie się to tłumaczy: że był synem chłopa, itd. Ja już usłyszałem inną wersję... Także światła dziennego nie uzyskały informacje, dlaczego w wieku 40 lat nadal był kawalerem...

wpisy z internetowego forum Odkrywcy

Dorota Abramowicz i Ryszarda Wojciechowska - POLSKA Dziennik Bałtycki
Awatar użytkownika
fdt
Posty: 1644
Rejestracja: 2004-01-04, 15:49
Lokalizacja: Elbląg

Post autor: fdt »

http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/ ... l?skad=rss
"Tajemnice Westerplatte" za państwowe pieniądze, ale ze zmianami
ga2008-11-05, ostatnia aktualizacja 2008-11-05 10:41
Kadr z filmu "Westerplatte" w reżyserii Stanisława Różewicza z 1967 r. Fot. Pat
Twórcy budzącego kontrowersje filmu "Tajemnica Westerplatte" dostaną państwowe pieniądze na realizację projektu - pisze dziennik "Polska". Pieniądze da Państwowy Instytut Sztuki Filmowej. Jak dowiedziała się "Polska", o tej decyzji zdecydowały przychylne opinie historyków, którzy recenzowali scenariusz.

Akceptacja ekspertów rozwiała kontrowersje, które pojawiły się pod koniec sierpnia tego roku. Po tym jak media ujawniły fragmenty scenariusza "Tajemnicy Westerplatte", na jego autorów posypały się gromy. Pawła Chochlewa, reżysera i autora scenariusza, oskarżano o znieważanie pamięci bohaterskich obrońców Westerplatte i fałszowanie historii. Powodem ataku było kilka kontrowersyjnych scen: polscy żołnierze mieli sikać na portret marszałka Rydza-Śmigłego, lizać karty ze zdjęciami nagich kobiet, biegać nago pod ostrzałem Niemców, kraść jedzenie z magazynów żywności.

W jednej ze scen Chochlew planował też pokazać, że kilku obrońców zostało zastrzelonych przez swoich towarzyszy za próbę dezercji. W gorącą dyskusję, która wybuchła po ujawnieniu tych fragmentów scenariusza, zaangażowali się najważniejsi politycy.



Swój patronat wycofała kancelaria premiera, a minister kultury Bogdan Zdrojewski zagroził, że cofnie przyznane wcześniej 3,5 miliona złotych dotacji na powstanie filmu. Ostateczną decyzję o tym, czy podległy jego resortowi PISF da pieniądze na "Tajemnicę Westerplatte", Zdrojewski uzależnił od wyniku dodatkowych ekspertyz historycznych.

Jak dowiedział się dziennik "Polska", zlecone przez PISF ekspertyzy są już gotowe. Ich autorzy, historycy specjalizujący się w dziejach kampanii wrześniowej, zasugerowali Chochlewowi dokonanie kilku zmian i ostatecznie zaaprobowali scenariusz, z którego zniknęły najbardziej oprotestowane sceny. A to oznacza, że twórcy filmu dostaną wsparcie z budżetu państwa.

Tej informacji nie potwierdza oficjalnie rzeczniczka PISF Anna Godzisz. - Za wcześnie, żeby mówić, jaka będzie ostateczna decyzja, ale to się wyjaśni w ciągu kilku najbliższych dni, bo czekamy już tylko na recenzję ostatniego historyka - mówi "Polsce". Ale reżyser filmu Paweł Chochlew w rozmowie z nami przyznaje, że dostał z PISF zapewnienie o tym, iż opinie historyków są przychylne, więc dotacja nie zostanie odebrana.

- Rozmawiałem niedawno z szefową PISF Agnieszką Odorowicz i zapewniła mnie, że dostaniemy obiecane 3,5 miliona złotych - mówi.
ODPOWIEDZ