Jak patrzę na tego ostatniego 
Gromo-Dragona... Wielkie nieba!
Na co mu ten dalocelownik z typu L/M? Jeżeli jest to adaptacja zestawu uzbrojenia 5.25in z typu 
Dido, to powinien mieć DCT i dalocelowniki HA/LA też z typu 
Dido -- a tam był typowy dalocelownik krążownika (bez radaru) plus dwa HA/LA Mark IV z radarami 285. Z kolei Boforsy nie współpracowały z układem Mark VI/282, tylko z dalocelownikami amerykańskimi Mark 51/Mark 14, i to było stosowane także na okrętach brytyjskich.
Wcześniejsze koncepcje to już bardziej ujdą... Typowa brytyjska szajba w rodzaju przerabiania szabli na pistolet 

 Ta z armatami 4.7in nawet mi się podoba, choć oczywista wiem, że komory amunicyjne mogłyby tego nie zdzierżyć. Ale jak powiedziałem, Bofors tak czy siak nie współpracował z dalocelownikiem pom-pomów Mark VI, i to wartałoby zmienić.
Co się tyczy podrajcowanego 
Groma -- Bofors przed nadbudówką jak mniemam, ogłuszyłby całą obsadę wewnątrz, waląc salwami przy dużych kątach obrotu 

 A odstęp między tylną ścianą lawety 138,6 mm a nadbudówką jest o wiele za mały, na
 Mogadorze bylo dokładnie 1 metr. Na rufie jeszcze ujdzie, ale na dziobie załoga musiałaby się wczołgiwać do osłony, albo wchodzić przez drzwi wprost z przedniej ściany nadbudówki (skądinąd praktyczne przy złej pogodzie -- czemu ja wcześniej na to nie wpadłem?. 

 )
Ale biorąc pod uwagę kształt osłony, laweta przy tak małym odstępie i tak nie miałaby szansy się obrócić. 
  
Notabene, w jednej z moich byłych firm robiono takie rzeczy, tyle że nie z okrętami, ino z traktorami. Nazywało się to 
łunochod i przykładowo składało się z przedłużonego domowym sposobem (wspawane dwuteowniki ze złomu) podwozia UAZ-a z nadwoziem z Alfa Romeo (tylko przód, stosownie powycinany od spodu i wzmocniony starymi rurkami wodociągowymi) i paką z Żuka, przedłużaną płytami szalunkowymi ze sklejki. Ponieważ kierownica (bez wspomagania) była duża i pozioma, wystając z przodu, więc w kabinie nie było przedniej szyby, tylko wiatrochron z pleksi na masce, zresztą łamanej w dwie części, bo przy tej wielkiej kierownicy inaczej nie dałoby się jej otworzyć. 

 Przypinało się ją parcianym pasem, żeby się nie otwarła w czasie jazdy. Do tego wciągarka bębnowa ze Stara 66 i tylne światła z rozbitego Fiata 125p, wkręcane w zderzak z desek. Tudzież, w tej kabinie Alfa Romeo, ręcznie zbijane drewniane siedzenia (uczciwie zapewniam, tylko to po stronie pasażera przypominało kolejowy sedes - dawało się je unieść, by wrzucić różne rzeczy do skrzynki pod nim), ale za to podsufitka -- oryginalny włoski bajer 
  
. Z kolei siedzenie kierowcy miało oparcie na zawiasach (te akurat były nowe, prosto z GS-u), żeby dało się wychodzić na pakę bez wysiadania z auta. Z zegarów, o ile pamiętam, tylko obrotomierz, bo po co reszta, jak się jeździ z sadzonkami po lesie. Zresztą po 'adaptacji' z tablicy Alfa Romeo i tak wiele więcej nie zostało. 
  
 
A to tylko taki w miarę trzymający się logiki 
łunochod, po opisie bardziej ciekawych obawiam się, że co poniektórzy Panowie Dyskutanci mieliby złe sny. 

 Taki mały przykład -- piła tarczowa, napędzana bezpośrednio przez silnik ze Stara 21, mocowany do starych szyn kolejowych (a przez domowej roboty przekładnię napędzał też piłę ramową -- i to równocześnie). 
 
Potem niektórzy się tu dziwią, że ja wszystkie te projekty 'rozbieram' na detale do analizy. W końcu nic innego w tej firmie nie robiłem. 

 Po 'analizie' z reguły miałem dialog z właścicielem "Panie szefie, tego się w życiu nie zrobi." "Panie Teller, klient nie chce tego 'w życiu' tylko na przyszły czwartek". "Jeśli tak, to zostanę dzisiaj na nockę". Proza życia. 
