Napoleon pisze: ↑2022-01-26, 17:40
Peceed, napisałem: (...) Stąd i to "zaczynanie żałowania".
To była żartobliwa hiperbola odnosząca się do "naiwności" a nie osobista wycieczka.
Napoleon pisze: ↑2022-01-26, 17:40
Byłoby lepiej gdyby otwarcie przyznać że budujemy marynarkę wyłącznie na "misje"... Bo na Bałtyku wielkiego wojowania okrętami nie ma i nie będzie.
Rzecz w tym, że myśmy te okręty chcieli budować nie tylko na misje ale także na Bałtyk. Do obrony plot obszaru wybrzeża, czy obszaru kraju od strony wybrzeża (że to tak dość nieprecyzyjnie ujmę). I moim zdaniem nie jest to takie głupie - można powojować i na Bałtyku.
Moim zdaniem w przypadku "poważnej" wojny największą bolączką marynarzy będzie czy zażyli tabletki z jodkiem potasu.
Kalingrad jest przy naszej granicy i fregaty nie ochronią niczego na lądzie, bo każdy sensowny atak na cele naziemne to będą nisko lecące pociski samosterujące które nawet na cele w portach nadlecą od strony lądu. Potencjalny agresor ma zwiad satelitarny.
Same okręty mogą zostać zaatakowane Iskanderami w wersji "MIVR": w ten sposób zamiast jednej hipersonicznej głowicy do zestrzelenia pojawi się ich 10
(i każda znacznie bardziej zabójcza niż trafienie pociskiem 155 mm). Każdy atak będzie miał charakter saturacyjny. Takie głowice nie są zaanonsowane ale to logiczny kierunek rozwoju który trzeba antycypować.
Wszystkie realistyczne działania "podprogowe" nie wymagają absolutnej nowoczesności od okrętów.
No i kwestia sojusznicza: jeśli będziemy sami, to flota niczego nie zmienia. Jeśli mamy wsparcie militarne sojuszników, to flota niczego nie zmienia (bo nasze okręty to ułamek ich możliwości).
Dlatego według mnie powinniśmy budować flotę "misyjną" będącą wizytówką Polski na świecie (jedyny element sił zbrojnych projektowany pod tym kątem) z możliwościami które będą wystarczające do każdego poziomu poniżej progu otwartej wojny (co niestety sprowadza się do bycia celem).
Można przyjąć że możliwości ZOP nie będą upośledzone, tylko że Rosjanie mając Kalingrad i Kalibry i tak panują nad Bałtykiem. Można być też pewnym, że będą posiadać wyrzutnie na jednostkach cywilnych i to niekoniecznie pod swoją banderą. To nie jest "fantastyka", tylko zapomniana "klasyka" działań na morzu!
Okręty podwodne są im absolutnie niepotrzebne jako wyrzutnie, mając te same wady jakie wysuwam w stosunku do naszych: żenująco małą wydajność ogniową w stosunku do kosztów. OOPy zwracają się jedynie przy posiadaniu głowic nuklearnych.
Napoleon pisze: ↑2022-01-26, 17:40
I moim zdaniem nie jest to takie głupie - można powojować i na Bałtyku. Pod warunkiem, że ma się czym. Adelaidy do tego akurat za bardzo się nie nadawały.
A mogę się dowiedzieć w czym są tak bardzo gorsze od oryginalnych korwet projektu Gawron? Tzn. dlaczego nie można ich potraktować w ten sposób, jako wielkich korwet z dodatkowymi możliwościami p-lot?
Według mnie wszysko robiłyby lepiej, jedynie mając większą sygnaturę radarową.
Chciałbym też poznać jakie są i jak bardzo prawdopodobne scenariusze w których Miecznik (powrót do tematu) działa lepiej od Adelajd.
Zwłąsza w scenariuszu "Rosjanie są zdeterminowani zatopić naszą flotę za wszelką cenę (cel polityczno-propagandowy)".
Można się oglądać na tendencje światowe w budownictwie okrętów, ale przypadkiem nasz sąsiad jest najlepszym specjalistą od rakietowego topienia okrętów na świecie, z możliwościami krojonymi dla skontrowania największego światowego mocarstwa ( całego bloku NATO). Kombinacja jakość/ilość środków ataku nie pozwala na jakiekolwiek złudzenia że nasza flota jest w stanie się obronić w takiej odległości od baz przeciwnika: żadna nie jest w stanie.
Mój scenariusz: na wykrytego satelitarnie Miecznika nadlatują 3 Iskandery z 10 pociskami każdy (naprowadzanie "GPS"+inercjalne z koordynatami celu uaktualnianymi z satelity )
Zadanie: Iloma takimi rakietami Rosjanie będą musieli ponowić atak aby osiągnąć praktyczną pewność (99.9%) zatopienia okrętu?
Z góry przepraszam za wybranie bardzo "wrednego" systemu ataku, ale cel jest chyba tego wart?