: 2008-05-08, 20:23
Nie mieliśmy, nie mamy i zapewne nigdy nie będziemy mieć...Darth Stalin pisze:...
Myśmy nie mieli nawet ułamka zaplecza, jakie sowieckim konstruktorom i inżynierom zapewnił Koba.
Warship Discussion Board
https://fow.pl/forum/
Nie mieliśmy, nie mamy i zapewne nigdy nie będziemy mieć...Darth Stalin pisze:...
Myśmy nie mieli nawet ułamka zaplecza, jakie sowieckim konstruktorom i inżynierom zapewnił Koba.
Używam tego przyrządu tylko jako synonimu pewnych zjawisk i mentalności w polskim lotnictwie międzywojennym. Były środowiska lotnicze, które zawiodły, ale były też i takie, które nie zawiodły i do dziś można je stawiać za wzór.Darth Stalin pisze:Tylko czy ten przyrząd wymagał materiałów o wielkiej wytrzymałości, do produkowania i opracowania których trzeba było miec sztab inżynierów od materiałoznawstwa?
Tacy Sowieci wysyłali przecież hurtowo swoich inżynierów do MIT, zatrudniali inżynierów amerykańskich, kupowali licencje na wszystko, co mogli, Amerykanie stawiali im całe kompleksy przemysłowe... a i tak z silnikami dużych mocy mieli problemy potężne, rozwiązane w zasdadzie dopiero PO wojnie.
Myśmy nie mieli nawet ułamka zaplecza, jakie sowieckim konstruktorom i inżynierom zapewnił Koba.
„Nie mieliśmy” - prawdaesem pisze:Nie mieliśmy, nie mamy i zapewne nigdy nie będziemy mieć...Darth Stalin pisze:...
Myśmy nie mieli nawet ułamka zaplecza, jakie sowieckim konstruktorom i inżynierom zapewnił Koba.
Całkowita racja. Wątek silnikowy Polski międzywojennej przypomina konstruowanie Irydy i jest to rzecz tylko dla prokuratorów. Ale środowisko lotnicze Polski międzywojennej nie zawierało tylko ludzi bez wyobraźni i kompetencji, bo bywały dziedziny, gdzie mieli siłę przebicia ludzie stosujący odwieczną najświętszą zasadę każdego rodzaju przemysłu – „biedny nie może oszczędzać, bo biednego nie stać na zakup tandety”. Jak ta przemysłowa zasada działa to sam mogłem się przekonać wielokrotnie. Oznacza ona tyle, że w pewnych dziedzinach rzeczy mają być albo najlepsze, albo wcale, bo nawet rachunek ekonomiczny na to wskazuje, nie mówiąc już o innych parametrach.Darth Stalin pisze:Dlatego już WTEDY trzeba bylo puknąć się w głowę, popatrzeć po sobie i sąsiadach, po czym postawić zasadnicze pytanie: "Czy jesteśmy w stanie zrobić silnik będący w istocie rekordem świata pod każdym względem, nie mając do tego celu ŻADNEGO zaplecza kostrukcyjno-technologicznego?"
Jako, że odpowiedź byłaby negatywna, to skutki są oczywiste do przewidzenia: zamiast szarpać się z motyką na słońce, kupic licencję na odpowiedni wypasiony silnik - i voila...
Beufighter był konstruowany jako myśliwiec przechwytujący uzbrojony w działka.Speedy pisze:Czy ja wiem czy taki niepotrzebny...?Ksenofont pisze: P.S. Dla Smoka: do czego miał służyć Bristol Beufighter, i do czego służył drugi członek jego załogi
dla ułatwienia dodam, że słowo "członek" pasuje do tego drugiego jak ulał - takie miał skomplikowane zadanie
X
Po pierwsze pomoc w nawigacji. Przypominam że Wielka Brytania jest wyspąwięc ciężki myśliwiec dalekiego zasięgu zmuszony był do wykonywania długotrwałych lotów nad morzem. Nawigator wydaje się rzeczą całkiem przydatną w takiej sytuacji.
Bajki...esem pisze:Nie mieliśmy, nie mamy i zapewne nigdy nie będziemy mieć...Darth Stalin pisze:...
Myśmy nie mieli nawet ułamka zaplecza, jakie sowieckim konstruktorom i inżynierom zapewnił Koba.
Są tu kolejne, z niezliczonych, kosmiczne brednie Tymoteusza Pawłowskiego wypisywane radosną techniką dziecinnego chlapania się w basenie i miłości własnej, co opisałem wcześniej. Bzdury wypisywane z myleniem techniki lotniczej i radiolokacyjnej, bzdury z całkowitą nieznajomością nauki, techniki, historii, faktów, chronologii wydarzeń i terminologii przyporządkowanej do lotnictwa i radiolokacji. Czyli klasyka jak zawsze w przypadku T. Pawłowskiego. Gdy w 1938 r. projektowano Beaufightera to nawet nie istniał w Wielkiej Brytanii termin „myśliwca przechwytującego” w odniesieniu do samolotów wielosilnikowych. Są to kolejne wysysane z palca i nieodpowiedzialne fantasmagorie Pawłowskiego nie mającego najzieleńszego pojęcia o lotnictwie, ale mającego poczucie „misji” i słyszącego głosy, że musi o nim pisać. Beaufighter miał być tylko samolotem myśliwskim dalekiego zasięgu i nie do niego należał termin „interception” (przechwytywanie), bo gdyby wiązać ten termin z Beaufighterem, to należał on (termin) do zupełnie innej grupy konstruktorów zupełnie innej dziedziny, czyli do twórców systemów radiolokacyjnych typu AI (Airborne Interception). Cała brytyjska lotnicza literatura fachowa lat 20. i 30. jeśli już posługuje się terminem „interceptor fighter” to czyni tak wyłącznie w odniesieniu do samolotów jednosilnikowych. Gdy w 1938 r. rysowano Beaufightera to jeszcze się nikomu nie śniło, że będzie on musiał cokolwiek „przechwytywać” metodami radiolokacyjnymi i to w nocy, żeby ratować Brytyjczyków przed bombami, bo na żadną wojnę Wielka Brytania się nie wybierała, poza zwyczajowymi walkami ulicznymi w Indiach.Ksenofont pisze:Beufighter był konstruowany jako myśliwiec przechwytujący uzbrojony w działka.
Są tu kolejne, z niezliczonych, kosmiczne brednie, mity i wiejskie bajdy zasłyszane gdzieś przez Tymoteusza Pawłowskiego, a wypisywane w ramach misji „oświecania” ludu i zaspokajania miłości własnej. Kolejne ludowe wierzenia i podania wypisywane przez osobę chorą od arogancji i pychy, a przy tym nieskażoną jakąkolwiek, choćby mikroskopijną własną wiedzą o przemyśle lotniczym i o polskich kulisach jego funkcjonowania.Ksenofont pisze:Polskie zaplecze produkcyjne istniało nawet po II wojnie światowej. Zostało zniszczone przez partyjnych kretynów, którzy - wierni mocodawcom z Moskwy zamiast inwestować w nie - wybierali zakupy licencji.
Znajomy jest moim rówieśnikiem, a Franklina nie wiadomo, jak liczyć, bo ciągle przechodził z rąk do rąk i zmieniał nazwę.dessire_62 pisze:Ile lat ma ten Franklin ,młodszy od znajomego?
Nie wiem, czym się różni literatura popularna, od popularno-naukowej, ale literatura naukowa wyróżnia się tym, że zawiera "warsztat", czyli przypisy.esem pisze:@Ksenofont jest twórcą literatury popularnej (bo na pewno nie popularno-naukowej).
Sorry, ale jestem za stary aby czytać literaturę popularną a naukową wyłącznie recenzuję..Ksenofont pisze:![]()
___________________________________
Nie wiem, czym się różni literatura popularna, od popularno-naukowej, ale literatura naukowa wyróżnia się tym, że zawiera "warsztat", czyli przypisy.esem pisze:@Ksenofont jest twórcą literatury popularnej (bo na pewno nie popularno-naukowej).
Tak się zabawnie złożyło, że do obu tez podałem literaturę - radzę przeczytać, a potem zabrać merytoryczny głos w dyskusji.
X
Jeśli tak twierdzisz...esem pisze:Cromwell najlepszym czołgiem dws
Beaufighter był konstruowany jako szybko dostępny ersatz spóźniającego się Whirlwinda.Ksenofont pisze:Beufighter był konstruowany jako myśliwiec przechwytujący uzbrojony w działka.
Ty się chwaliłeś, a ja zaledwie pokazałem Ci, że po pierwsze nie ma czym, bo każdy może sobie kupić książkę wydaną poza Polską, za paroma kliknięciami, a po drugie, że nie udało Ci się jej dokładnie przeczytać.Ksenofont pisze: Jedynym zadaniem oryginalnie postawionym przed drugim załogantem było przeładowywanie tych działek (60-nabojowe bębny). Botras może to znaleźć w ksiażce, której znajomością chwalił się na FOW.
Nie było żadnych "wymogów zamontowania w nim działek". Whirlwind miał dwa silniki, mimo że powstał w odpowiedzi na wymagania zawierające warunek jednosilnikowości, tylko dlatego, że konstruktor miał jeden szczegółowy pomysł na rozwiazanie... chłodzenia silników.Ksenofont pisze: "Dwusilnikowość" Beufightera (tak samo Whirlwinda, i w dużym stopniu Wilka) nie wynikała z jakichś zadań "morskich" tylko z wymogów zamontowania na nim działek.
Whirlwind ani Beaufighter nigdy nie miały być następcami Hurricane. Hurricane, Spitfire (a potem Tornado/Typhoon) oraz Whirlwind i Beaufighter to osobne, równoległe linie rozwoju, które połączyły się w pewnym momencie.Ksenofont pisze: To, że później używano go w innych celach... no cóż, nie sprawdził się jako następca Hurricane'a, więc skierowano go nad morze i do lotów nocnych. Podobnie jak i Defianta.
W paru dziedzinach owszem, ale na pewno nie co do konstruowania silników lotniczych. Niestety w większości dziedzin, gdzie owo zaplecze zaistniało, to do końca było w tyle za czołówką, gdy chodzi o nowoczesność. U nas do końca nitowało się samoloty nitami o wystających główkach, by wspomnieć akurat tą dziedziną - kontrukcję duralowych płatowców - gdzie wydarzyło się chyba najwięcej dobrego.Ksenofont pisze: Nie mieliśmy przed 1918, ale po 1918 roku zaplecze takie stworzyliśmy - budując własne firmy, zakupując licencje wysyłając studentów na praktyki.
Porównujesz rzeczy kompletnie nieporównywalne. Inne czasy, inne wyzwania, inne potrzeby. Pierwsza skonstruowana w Polsce broń strzelecka była produkowana seryjnie po kilkunastu latach od uzyskania niepodległości, a w Izraelu po ośmiu. I kto tu był "szybszy"...? Powtórzę: to są nieporównywalne przypadki.Ksenofont pisze: Nawet Żydom stworzenie przemysłu zbrojeniowego zajęło - i to z olbrzymią pomocą innych - więcej czasu niż II Rzeczpospolitej.
Seryjnie i udane - jeden typ i to w wyniku maksymalnego sprężenia się całego owego potencjału.Ksenofont pisze: Warto pamiętać o tym, że w przeciągu kilkunastu lat staliśmy się jednym z siedmiu-ośmiu państw świata budujących dwusilnikowe samoloty bojowe...
A co takiego miał Pe-2 z Lend Lease, bez czego nie był "zdolny do latania operacyjnego"? A czego brakowało DB-3? Domyślam się, że pijesz do Pe-8, tylko nie wiem nic o tym, żeby jakieś krytyczne problemy z nim brały się z płatowca.Ksenofont pisze: (Nb. Przykład sowiecki jest zupełnie nietrafiony: Dopóki współpracowali z Niemcami, to Tupolew mógł "projektować" swoje junkersy.
Gdy współpraca się zerwała - to kolejny, zdolny do latania operacyjnego metalowy samolot powstał dopiero dzięki Lend Leasowi...)
Kupili bez cudzysłowu. Po prostu kupili.Ksenofont pisze:Tyle tylko, że oni "kupili" licencje we Francji i USA, a my - w Wielkiej Brytanii.
Jakiego wymogu? To Bristol jesienią 1938 r. zgłosił się do Air Ministry z pomysłem swojego cannon fightera z czterema działkami, opartego na Beauforcie - a nie odwrotnie.Ksenofont pisze: Masz rację, że nie było wymogu zamontowania w nim działek (jedynie wzmocnienia uzbrojenia strzeleckiego powyżej standardowych 4 km).
Nie sformułowałem żadnej oceny Pe-2, więc nie przyznawaj mi "racji". Odniosłem się do Twojej sugestii, że wielosilnikowe samoloty bombowe skonstruowane przez Sowietów potrzebowały czegoś z Lend Lease, żeby być używanymi operacyjnie ("Gdy współpraca się zerwała - to kolejny, zdolny do latania operacyjnego metalowy samolot powstał dopiero dzięki Lend Leasowi..."). To nie jest prawda.Ksenofont pisze: Masz rację, że Pe-2 były udane: 600 kg bomb z prędkością 580 km/h - to jak na 1942 roku rzeczywiście sukces.
Raczysz żartować, że to było "mniej więcej" tyle, co Sowieci. U nas był Łoś, setka z groszami i paręnaście Żubrów. U nich produkowane seryjnie w tysiącach egzemplarzy (i używane operacyjnie) były TB-3, SB, DB-3, Pe-8, Jer-2, Pe-2 - gdy mówimy tylko o wielosilnikowych bombowcach. Naturalnie ponad wszelką wątpliwość sowieckie możliwości były po wielokroć większe niż nasze - to i mieli więcej typów i znacznie więcej egzemplarzy. To się nie da porównywać. Polska i Związek Sowiecki to nie jest ta sama liga. My nie byliśmy nawet w tej samej lidze, co Włosi i Japończycy. Do naszej ligi zaliczyłbym Czechosłowację oraz kraje, co były podobnie biedne jak Polska i też zaczynały od zera, jak Rumunia i Jugosławia.Ksenofont pisze: Masz rację, że w wyniku maksymalnego sprzężenia polskiego potencjału osiągnęliśmy mniej więcej tyle, jaki Sowieci militaryzacją całego państwa.
Nie powiedziałbym, że ich problemy z silnikami były takie same. Oni owszem jak my miewali problemy z wdrażaniem licencji. Poza tym, problemy mieli z silnikami własnej konstrukcji, z tym że były one znacznie mniejsze, niż nasze, znaczy u nich była seryjna produkcja, a u nas nie. Poza tym, oni udanie rozwijali licencje, a my nie (pomijając Morsa...) za czym M-105 przewyższał mocą (nie wiem, jak trwałością...) HS12Ycrs, a M-88 - GR14K. Noga powinęła się im dopiero, jak spróbowali zrobić krok dalej, znaczy dogonić najlepszych (M-71).Ksenofont pisze: Nie wiem, czy zwróciłeś uwagę na to, że i Polacy, i Sowieci mieli dokładnie takie same problemy z silnikami.
Tyle tylko, że oni "kupili" licencje we Francji i USA, a my - w Wielkiej Brytanii.
Z silnikami znaczy? Wszyscy wyżej wymienieni kupowali silniki za granicą. Włosi i Japończycy rozwijali licencje, tworząc nowe wzory. My nie. My wzięliśmy motykę i ruszyli na Słońce robiąc Fokę. Coś podobnego próbowali robić Włosi (min. Fiat A.38 ), tylko w ich wypadku nie była to motyka i Słońce, bo ich potencjał intelektualny i przemysłowy był znacznie większy.Ksenofont pisze: Podobne problemy mieli także inni liczący się producenci płatowców z końca lat trzydziestych: Włosi, Japończycy, Holendrzy...