Wracając do
Ale myślę że przede wszystkim przez ten zaawansowany SKO o którym zmilczałeś

i może też przez cięższe pociski. Może i faktycznie wyszło im w tym momencie, że pocisk 28 mm jest za słaby jak na obecne potrzeby. Wymyślili go na początku lat 30. z takim nastawieniem, że pojedyncze trafienie będzie wystarczające do poważnego uszkodzenia czy zniszczenia samolotu. Ale to co było wystarczające w 1931 to w 1941 mogło już nie być.
Może wersja skrócona, pełnej historii rozwoju uzbrojenia plot to nie dam rady.
Brytyjczycy do Directora do pom poma podeszli wtedy gdy na serio zajęli się problemem obrony okrętów przed samolotami, czyli już na początku lat 20-tych ( a w zasadzie to chyba jeszcze w 1919 ) jak się przymierzali do budowy nowych pancerników, które ostatecznie zaowocowały projektem G3 i N3.
Wyszło im wtedy, że mimo najszczerszych chęci i super sprawnych ciężkich dział plot i czego tam jeszcze, coś się może nad okręt przedrzeć i narobić szkód.
Przed tym miały bronić szybkostrzelne działka. Wybrano wspomniane pom pomy.
Pierwotna specyfikacja mówiła o 10 lufowych stanowiskach.
Osobiście uważam tezę o wyborze działka z powodu 2 mln sztuk gotowej amunicji za nieporozumienie.
Pancernik miał mieć 4 wieloludfowe stanowiska, czyli 40 luf. W miarę możliwości również te stare.
Jedna lufa miała mieć zapas 2 tysięcy pocisków na działko. Powiedzmy 1500 jakby się nie dało więcej.
Pancerników w służbie miało być koło 30, co daje 120 wielolufowych stanowisk, czyli 1200 działek.
Przy zapasie nawet 1500 pocisków na działko daje 1,8 miliona amunicji na jedno zatankowanie floty. A jeszcze dochodzą krążowniki ( koło setki okrętów z dwoma stanowiskami każdy ), niszczyciele, lotniskowce...
Może te 2 miliony coś tam znaczyły, ale na pewno nie były decydujące.
Zresztą mniejsza.
W każdym razie od razu zdali sobie sprawę, że celowanie takim wielolufowcem lokalnie nie będzie łatwe. Działka hałasują tak, że nie słychać własnych myśli, oślepiają, wydzielają dym itd. Do tego wszędzie latają ładowniczy.
Wszystko to nie sprzyja precyzyjnym operacjom koniecznym dla dobrego celowania. Do tego wcale nie tak łatwo było ustawić takiego pom poma coby nie był poddawany podmuchom artylerii średniej, nie był zadymiany itd.
Stąd od razu powstała specyfikacja directora. Miał być wyniesiony na odpowiednią odległość wszelkich urządzeń coby nie zakłócały pracy obsłudze. W miejscu zapewniającym odpowiednią widoczność i w ogóle komfort pracy obsługi. Do tego w miejscu zapewniającym dobrą widoczność, brak zadymienia itd.
Z definicji musiało być toto dość daleko od samego pom poma.
Director miał na bazie obserwacji celu automatycznie wyliczać poprawki kierunku i podniesienia z uwzględnieniem różnicy w położeniu direcotra względem stanowiska.
Tak to nie pomyłka, o dziwo Royal Navy też miała tachymetryczny system kierowania ogniem i do tego wyspecyfikowany na początku lat 20-tych.
Wbrew powszechnej opinii Anglicy od razu i świadomie zrezygnowali z tachymetrii w przypadku systemu dla cięższych dział. Te miały strzelać na dużą odległość. W tej odległości samoloty mogły jeszcze kluczyć ( z wyjątkiem dużych bombowców horyzontalnych ) a wszelka zmiana kierunku rozwala każdy system tachymetryczny.
Dla odmiany przy podejściu do celu w ostatniej fazie samolot nie miał wyjścia – musiał iść prosto mniej więcej ze stałą prędkością inaczej nie trafił. Czyli tak czy tak okręt do przodu – jak samolot kluczy to nie trafi ( sukces ) a jak nie kluczy to nasz tachymetryczny system w połączeniu z super działkami go zestrzeli.
Przy czym system ten dawał odczyty natychmiast ( żyroskopy miały z tym coś wspólnego, ale nie doszedłem jeszcze jak to dokładnie działało ), choć może mniej precyzyjne niż to co się otrzymywało po 70 sekundach obliczeń w przeliczniku jednego dość wychwalanego systemu kierowania ogniem.
Niestety jak to bywa było parę „ale”.
Pierwsze „ale” to sposób przekazywania wyliczonych kątów podniesienia i kierunku do stanowiska pom pomów. Wtedy był to „follow the pointer” czyli na stanowisku ruszała się wskazuwa, za którą miała podążać obsługa. Nie wiem czy na tamtym etapie
Sam director ( podobnie jak i wielolufowy pom pom ) powstał z dużym opóźnieniem. W sumie na początku lat 30-tych kiedy zaczęto go produkować w jakiś ilościach wartych odnotowania jeszcze wystarczał, ale nie długo już nie.
Gdzieś pod koniec lat 30-tych opracowali do niego RPC. Powstały trzy modele. Dwa z napędem hydraulicznym i jeden z elektrycznym ( albo odwrotnie ). Anglicy preferowali hydraulikę jako lepszą na morze. W końcu jest dość odporna na wodę z solą. W realiach materiałów izolacyjnych z okresu lat 30 i 40-tych przewaga elektryki nie była taka oczywista ( teraz to coś zupełnie innego ).
Ale nie zawsze się hydraulikę opłacało pchać ( czy też nie zawsze było to możliwe ), więc wersja elektryczna powstała.
Dla każdego coś miłego. Gdzie się da pakujemy hydraulikę, gdzie nie elektryke.
Dodatkowo gdzieś pod koniec lat 30-tych ( nie pomnę kiedy, może już w 1940? ) dołożyli do directora dedykowany radar. Każdy z direcotrów miał swój własny niezależny radar służący do celowania. Dalocelownik optyczny zaczęto traktować jako element pomocniczy.
Dalej – samo stanowisko pom pomów miało na sobie amunicji na ponad minutę prowadzania ciągłego ognia.
Możliwe było uzyskanie pełnej szybkostrzelności i ( prawie ) pełnej celności całego tego ustrojstwa przy pomocy dwóch ludzi. Jednego przy directorze ( dla ułatwienia celowania namierzał całość joystickiem ) i jednego przy pom pomie. W razie niespodziewanego ataku ( standard w Norwegii ) nie trzeba było trzymać pełnej obsługi całą dobę przy działkach.
Z tym wszystkim pojechali do USA.
Chcieli to oddać praktycznie darmo i jeszcze dopłacić za zbudowanie fabryki byle tylko Amerykanie produkowali toto również na potrzeby Royal Navy.
Mieli też Boforsa i skopiowane stanowisko Hazemeyera.
I tu mamy moment kiedy Amerykanie zastanawiali się nad przyszłym uzbrojeniem plot dla swoich okrętów.
Doświadczenia z pierwszego okresu wojny wskazywały, że tylko pom pom jest skuteczny. Inne działka są za słabe. Owszem jak taki Oerlikon ( czy inny wynalazek ) trafi to pewnie zestrzeli. Ale trafić na odległość większą niż kilometr to jest trudno a na dwa czy więcej to wręcz niemożliwe ( chyba że przypadkiem ), w końcu samolot to dość mały, szybki i zwrotny cel.
Trzeba więc mieć odpowiednią siłę wybuchu pocisku coby odłamki/fala uderzeniowa szkodziły bez bezpośredniego trafienia.
Teraz od tyłu, od najlepszego
działka
Bofors miał najlepsze osiągi balistyczne, najcięższy pocisk ( pom pomy w tym czasie miały już niemal wyłącznie HV amunicję, a ta była lżesza ) i solidną szybkostrzelność. Działko było nowe i zdawało się mieć duży potencjał rozwojowy.
I to w zasadzie wszystko.
Nie było przyzwoitego stanowiska dla niego – tylko 2 lufowe o dość ograniczonej funkcjonalności. Nie było sensownego systemu dostarczania amunicji – te magazynki do dobrze wyglądają w teorii, ale jakieś przycięcie w dostarczaniu magazynku, czy wręcz pomyłka z kierunkiem podania ( łuska do przodu czy do tyłu ) i robi się problem. Do tego zmęczenie obsługi przy ciągłym machaniu pociskami. Wyobraźmy sobie takie podawanie non stop w tempie bodaj 20 na minutę zgrzeweg cukru. Anglikom wychodziło, że z pełną szybkostrzelnością do
dobrzy[/] ładowniczy są w stanie strzelać jakiś 20 sekund. Zwykli krócej ( to też dotyczy innych broni, ale mniejsza, może po prostu amerykańscy ładowniczy byli lepsi i dlatego się o tym nie wspomina? Anaboliki czy jak? ).
Do tego brak jakiegoś systemu kierowania ogniem.
Owszem Hazemeyer to wszystko miał, tyle że miał taką budowę, że Amerykanie powiedzieli mu baj baj,
Pom pom dla odmiany. Miał nieco mniejszą szybkostrzelność, słabszy pocisk o mniejszej prędkości wylotowej ( ale bez przesady z tym, przy skutecznym zasięgu obydwu działek na poziomie 2 km różnica w czasie lotu pocisku nie była aż tak wielka ), ale gotowe wielolufowe stanowisko z udowodnioną niezawodnością ( to nie pomyłka, Illustrious wystrzelił w owym czasie w walkach coś ze 12 tysięcy pocisków bez żadnego zacięcia – Kuntan gdzie pom pomów więcej stalo niż strzelało to trochę później ) jak się o nie dba. Z ilością amunicji bezpośrednio na stanowisku, co powodowało że nawet jak atakujący samolot przeleciał po ładowniczych z karabinów to i tak to strzelało ponad minutę bez zmian. Gotowy system kierowania ogniem wyprzedzający wszystko co większość świata miała.
Co istotnie był to gotowy, działający, w pełni spójny system sprawdzony w walce.
37 nie miała niemal nic.
28 była ba poziomie Boforsa z dosyłaniem amunicji, jakiś prymitywny system kierowania ogniem i lepsze stanowisko niż Bofors, ale za słaby pocisk żeby był skuteczny.
Zostały więc dwa. Pom pom i Bofors.
Początkowo nie mogę przeć się wrażeniu, że Amerykanie skłaniali się do pom poma.
Ale potem weszło parę spraw. Pominę anglofobię ( choć pewnie też miała niebagatelne znaczenie – jak to ci brytole mieliby zrobić lepszego niż Amerykanie?????? )
Amerykanie w owym czasie stawiali na masowość produkcji. Mieli niemal hopla na tym punkcie. Jak wiadomo, coś musi być przystosowane do masowej produkcji. Żeby było to proces technologiczny musi się składać z wielu prostych czynności, z których każda zajmuje stosunkowo mało czasu. Produkcja pom poma przypominała wszystko tylko nie to. Zwłaszcza 8 lufowego. To była raczej manufaktura porównywalna z wykonywaniem rzeźby, co się przełożyło na jakąś żenującą ilość 8 lufowych stanowisk wyprodukowanych. Nie z powodu ich masy, tylko głównie skomplikowania w budowie, a w konsekwencji małej ilości, nie montowano ich na krążownikach.
4 lufówka była pod tym względem lepsza, ale i tak na masówkę się nie nadawała.
Trzeba byłoby całość przeprojektować pod kątem masowości produkcji.
Samo działko miało już swoje lata i osiągi nie powalały. Do tego strzelało przy pomocy kordytu, który nie był lubiany w USA i ponoć z jakiś powodów ( licencja? Nie sądzę, można kupić albo wymusić przekazanie ) nie mógł być tam produkowany.
Przyjęcie na uzbrojenie okrętów USA takiego działka oznaczałoby uzależnienie się od dostaw kordytu z Anglii czy Kanady. To nie wyglądało dobrze.
Ponoć pom poma nie można było łatwo przystosować do strzelania amerykańskimi ładunkami ( czemu? Nie wiem ). Wymagało to dużej ingerencji w działko.
Czyli znów przeprojektowanie.
Wychodziło na to, że żeby produkować to masowo, to trzeba było zaprojektować to od zera, \z uwzględnieniem tych zmian, bazując tylko na oryginalnym rozwiązaniu.
I tu dochodzimy do sedna.
Sam pom pom miał już swoje lata i wiele rozwinąć się nie mógł. Byłaby to ostra inwestycja w sprzęt nie mający w zasadzie perspektyw rozwojowych.
Bofors wręcz przeciwnie.
A skoro stanowisko tak czy tak trzeba było zaprojektować, to co za różnica pod jakie działko?
A system kierowania ogniem – tu pojechali trochę po ambicji – jak Angole potrafią to my też.
A USA były w czasie pokoju, więc wydawało się że jest wystarczająco dużo czasu na opracowanie tego wszystkiego, a kłopoty Anglików to ich kłopoty.
Badziewność pom poma nie miała wiele wspólnego z tą decyzją. Z Amerykańskich raportów wyziera coś wręcz przeciwnego. Starali się za wszelką cenę forować swoje systemy, ale się nie udawało, bo po prostu „z czym do ludzi”
Kordyt okazał się świetną wymówką.
Zresztą w Amerykańskich realiach pokoju, uważam ich decyzję za bardzo logiczną i sensowną. Może i inwestycje w Boforsa potrzebne były większe, ale uzbrojenie bardziej perspektywiczna a i nabranie wprawy we własnej budowie SKO jest nie do zlekceważenia.
Możemy tylko przypuszczać co by było gdyby Japończycy uderzyli na USA z rok ( czy coś takiego ) wcześniej, jeszcze w trakcie testów porównawczych, gdy parametr „czas” zacząłby mieć zdecydowanie większe znaczenie.
Niestety wojna wybuchła za wcześnie, więc do produkcji weszło coś co nie zostało do końca dopracowane ( mam na myśli podstawy, dosyłanie pocisków, SKO ) ale było systematycznie modyfikowane.
Dopiero Anglicy zrobili podstawę jednoznacznie lepszą pod każdym względem od pom poma – te 6 lufowe stanowiska z Vanguarda, ale wtedy to pocisk Boforsa powoli był uważany za zbyt słaby ( Kamikaze ) i wiele pożytku z tego nie było.
Więcej jak będę miał kiedy.