Miałem okazję obejrzeć wczoraj film – Yamato – The last Battle, niestety…. Tylko po japońsku,

co bardzo ograniczyło odbiór całości. Film trwa 2 godziny 25 minut z czego ostatnie 70 minut, to przygotowania do ostatniego wypłynięcia w morze, bitwa no i zakończenie losów bohaterów.
Po drodze „Yamato” bierze też udział w wyprawie na Filipiny.
Są w nim wplecione wątki osobiste rodzin, które utraciły najbliższych lub przyjaciół z załogi pancernika.
Trudno o recenzję, kiedy się nic nie rozumiało, poza niektórymi, pojedynczymi słowami. Z tekstu dotarły do mnie takie wyrażenia, jak Yamato, Sajpan, Nagumo, Ito, Yamamoto, Hiroszima.
W ten sposób, bazując na wiedzy ogólnej, mogłem się zorientować, w jakim punkcie czasu toczy się akcja. Domyślam się też, kto grał rolę dowódcy okrętu.
Japończycy zdołali ustrzec się hollywoodzkiego wzorca i wyprodukowali coś „japońskiego”. Gdyby starać się porównać z tamtymi, to wtedy można uznać, że miejscami film jest chropawy czy wręcz spartański, bo brak w nim wyciskających u niektórych łzy melodyjek, które nic do sprawy nie wnoszą, a tylko rozpraszają.
Na filmie widać straszny los obsługi nieosłoniętych stanowisk przeciwlotniczych, koszonych masowo prze amerykańskie myśliwce i to jest głównie eksponowane z całej bitwy.
Można też przyjrzeć się zwyczajom panującym na okręcie no i obyczajom panującym w japońskich domach. Jeżeli do tego dodać ich wystrój, to ma się w miarę kompletny obraz, jak wówczas mieszkali.
Co mnie brakowało, to brak jednostek towarzyszących. Nie ma „Yachagi” ani żadnego niszczyciela. Pokazano jedynie ratowanie rozbitków przez bliżej niesprecyzowany okręt, z którego widać jedynie burtę. W sumie zamiarem producentów było przedstawienie losów samego „Yamato”, ale to by się przydało.
Ciekaw jestem, czy ktoś jeszcze widział i co sądzi.
Zapewne, film pojawi się niebawem w dystrybucji anglojęzycznej, na co bardzo liczę.
