Napoleon pisze: ↑2022-01-30, 12:09
Każdy okręt można zatopić. Rozumując w ten sposób, nie należałoby budować okrętów w ogóle. Istotną kwestią jakim dana jednostka będzie dysponowała potencjałem OPL i na ile będzie miała szansę przeżyć na polu walki (do jakiego jest budowana).
Budować kosztowne okręty tylko do misji, jest moim zdaniem w tym momencie marnotrawstwem środków. Ale budować je także do działań OPL - już nie.
Nie uważam się za jakiegoś eksperta w tej kwestii, ale biorąc pod uwagę co robią inne marynarki bałtyckie, to zakładają spore szanse przeżycia dla swych okrętów na Bałtyku w przypadku konfliktu. Więc z naszego punktu widzenia po prostu należy zbudować określone jednostki nie oszczędzając na tym, na czym oszczędzać nie można. Gdyby ktoś tu miał oszczędzać na zasadzie, że rezygnujemy z czegoś ważnego, to lepiej rzeczywiście tych okrętów nie budować.
Oczywiście te okręty powinny mieć także możliwość brania udziału w misjach (tu nawiasem najbardziej by się nam przydał jakiś uniwersalny śmigłowcowiec/desantowiec z możliwością przekształcenia np. w okręt szpitalny lub coś podobnego - puszczam wodze fantazji), ale możliwość operowania na Bałtyku powinny mieć "wpisane w swe DNA".
Przede wszystkim - taka Dania będąc praktycznie wyspą może spodziewać się wyłącznie zagrożeń od strony morza. Dlatego jest skazana na rozwój floty, nie przejmując się że w trakcie walki okręty toną. Przeciwnik też ma ograniczone środki ataku i "wszystkich nie zatopi". Bronie hipersoniczne/stealth to zmieniają na niekorzyść, ale występująca inercja nie pozwala nagle zrezygnować z floty państwu od wieków morskiemu.
W wypadku Danii zamiana fregat i OOPów na dywizje pancerne niczego nie poprawia, u nas jest odwrotnie (abstrachując od dyskusji nad "zmierzchem czołgów").
Nasza sytuacja jest o tyle inna, że granica morska ma 3-rzędne znaczenie. Każda flota na którą nas stać, będzie ułamkiem zachodnich przez co już sama ilość pozwoli ją łatwiej i szybciej zatopić, nie wspominając o bliskości środków ataku.
Flota jest dla nas tak samo przydatna dzisiaj, jak w 1939 roku.
Jeśli już miałbym myśleć o stworzeniu sił nawodnych, to wybrałbym myślenie "platformowe", tzn. okręty są wysuniętymi platformami z których operują śmigłowce i BSL-e, również drony podwodne, regularnie stacjonujące na lądzie. Tak, aby w wypadku wojny "u siebie" można było te wszystkie kosztowne zabawki ewakuować częściowo na ląd i używać z brzegu.
Drogie wyposażenie, takie radary dalekiego zasięgu, hydrolokatory, jednostka ognia rakiet - powinny być rozproszone na wielu kadłubach budowanych seryjnie.
W czasie pokoju kadłub mógłby pełnić rolę zwykłego patrolowca.
Jedynym stałym wspólnym wyposażeniem byłyby silna OPL bliskiego zasięgu i uzbrojenie artyleryjskie będące jej częścią oraz sensowne ECM.
Zamiast jednej fregaty mielibyśmy jej funkcjonalność podzieloną na kilka kadłubów, z takim bonusem, że zabierana jednostka ognia przy odpowiedniej konfiguracji mogłaby być większa, a łączna obrona OPL bliskiego zasięgu byłaby zwielokrotniona.
Prawda jest jednak taka, że potrzebny jest przełom w zakresie skutecznej obrony przeciwlotniczej bliskiego zasięgu. Potrzebne są systemy hard-kill które posiadałyby zasięg od 5 do 10 km, błyskawiczny czas reakcji i ekstremalnie niską cenę pozwalającą wygrać wszystkie pojedynki saturacyjne.
Jest to jak najbardziej możliwe.
Rakieta grom kosztuje 100_000 dolarów. Składają się na nią ścisłe wymagania odnośnie masy i droga głowica optoelektroniczna.
W sytuacji kiedy nie maksymalizujemy zasięgu rakiety i nie minimalizujemy jej wymiarów cena spadnie. Naprowadzanie może mieć charakter radiokomendowy w połączeniu z półaktywnym. Fregata ma radar ścianowy o wystarczającej mocy aby mógł posłużyć do naprowadzania pocisków na cele i wygrać z każdymi zakłóceniami, to kwestia oprogramowania wprowadzającego takie tryby.
Po obniżeniu ceny rakiet do 10_000 dolarów (może się komuś wydawać że to za mało, ale to cena samochodu osobowego) przy masie do 100 kg (więcej niż sidewinder) okręt może zabrać setki podpocisków które uczynią ataki saturacyjne zbyt drogimi i nieskutecznymi.
Nawet jeśli cena byłaby utrzymana na poziomie Groma, to dodanie powiedzmy 200 pocisków zwiększa bezpieczeństwo freagat, kosztując jedynie 20 mln. dolarów za jednostkę ognia. W skali kosztów jakie mają fregaty to grosze.
Waldek K pisze: ↑2022-01-30, 09:44
Następny zarozumialec, który wie wszystko i nie miewa wątpliwości. ŻEGNAM!
Ludzie uwielbiają obciążać swoimi "grzechami" innych. Ale ja miałem wątpliwości i sprawdziłem - przed zatopieniem, aby w ogóle otrzymać pozwolenie na taką akcje okręt musi być wyczyszczony ze wszystkiego co przypadkiem mogłoby zaszkodzić środowisku, np. jeśli zachowali jakieś silniki to wyłącznie po wyczyszczeniu z oleju.
Do tego w ćwiczeniach SINEX cele są zazwyczaj mocno "utwardzane" - uszczelnia się wszystkie przedziały, dokłada dodatkowe grodzie a nawet montuje pontony wewnętrzne. Okręt jest lekki i pusty. Zachwycanie się nad odpornością fregat na podstawie tych ćwiczeń może wynikać wyłącznie z niewiedzy. Owszem, konstrukcja mocna ale nie da się zakładać że fregata w gotowości bojowej wytrzyma takie trafienia.
Torpeda zdetonowana pod kilem łamie taki okręt.