Marmik pisze: ↑
Zadań nie formułuje się by było łatwiej tylko by osiągać założone cele. Według mnie Niemcy nie mieli żadnych podstaw by uważać tralowce za mniej zagrożone niż niszczyciele.
No i proszę, nie przesadzaj ze zwrotnością trałowców. Prócz tego okręty te były co do prędkości dwa razy wolniejsze od niszczyciela co ułatwiało ocenę możliwości manewru prędkością.
Gdyby adm. Unrug podzielał Twoje poglady, Marmik, to na pewno wydałby dowódcom naszych OP rozkaz atakowania trałowców przy każdej sprzyjającej okoliczności. Wydał taki?
Myślę, że to nie tylko dlatego, że chciał, by nasze OP zachowały torpedy na cele bardziej wartościowe. Unrug sam pływał na okrętach podwodnych w trakcie I wojny światowej i wiedział, że okręty o takich rozmiarach jak trałowce są śmiertelnie niebezpieczne dla okrętów podwodnych, bo już wtedy odnosiły pewne sukcesy. Trałowce w mojej ocenie są nawet bardziej niebezpieczne niż niszczyciele. I potwierdza to także II wojna światowa. Tak się składa, że analizowałem niedawno większość pojedynków alianckich OP z niemieckimi jednostkami nawodnymi na obszarze Europy Zachodniej. Bilans bezpośrednich pojedynków okrętów podwodnych z niemieckimi trałowcami był nie tylko niekorzystny - był tragiczny. Cztery okręty brytyjskie: Seahorse, Undine, Starfish i Snapper poszły na dno w wyniku walki z trałowcami, kilka innych odniosło poważne uszkodzenia. A nie podaję jeszcze przykładów z Morza Śródziemnego czy Pacyfiku. Jeśli udawało się trafić jakieś jednostki tego typu, to raczej było to dziełem przypadku - gdy okręty podwodne atakowały konwój statków handlowych, a przypadkiem obrywał trałowiec eskortujący statki. Niemcy też nie wychodzili na tym dobrze - np. to czy nie brytyjski trałowiec zatopił w początku 1940 r. U 33? A to tylko jeden przykład z wielu możliwych do zacytowania. Zresztą co tu daleko sięgać - kto spuścił największy "łomot" WILKOWI? Czy właśnie nie trałowce? WILK przedarł się do Wielkiej Brytanii, ale w kiepskim stanie. Krótko mówiąc - w jakimś sensie namawiałbyś naszych podwodniaków do działań samobójczych. Doświadczeni dowódcy nie atakowali trałowców, zwłaszcza gdy były razem w grupie po dwa lub trzy. A i przy Helu większość niemieckich trałowców tak działała. Pojedyncze rzadko było widać.
Sięgnij do "Torpedy w celu" i przypomnij sobie zdanie komandora Romanowskiego na ten temat. W swojej karierze atakował tylko raz samotny trałowiec i więcej tego nie próbował. Kiedyś napotkał dwie takie wrogie jednostki, zmierzające do konwoju statków i choć mu się "ładnie" ustawiły, nie zaatakował ich. Bo do takich okrętów trzeba się zbliżyć bardzo blisko by trafić, w razie pudła czasu na ucieczkę jest bardzo mało, a jeśli choć jeden przeciwnik pozostanie nienaruszony, bardzo groźny kontratak jest murowany. O tym, że takie okręty bardzo trudno trafić, Romanowski właśnie rozmawiał z innym brytyjskim dowódcą OP, który ten konwój potem atakował i tęgo był okładany bombami przez właśnie te okręty, których Romanowski nie atakował. Brytyjczyk też mu powiedział, że dobrze zrobił, nie zaczepiając ich.
Nawet Grudziński, będąc zupełnym przeciwieństwem "Kłocza" nie atakował na ORLE napotkanych kilku niemieckich trałowców w trakcie szóstego patrolu z Rosyth. Też już świetnie wiedział, czym to grozi.