Napoleon pisze:Natomiast obowiązku noszenia maseczek bym nie lekceważył. Zdrowego rozsądku tu nic nie zastąpi, więc to co napisał Marmik, jest tu jak najbardziej na rzeczy. Ale jeśli zaczynać tu wymianiać wyjątki, to potem pojawi się kwestia ich interpretacji w określonych sytuacjach itd. Z tego co słyszałem, to na świeżym powietrzu praktycznie niepodobna się zarazić jeżeli mijamy innych w odległości jakichś 2 m. Ale zaraz się znajdą tacy, którzy chcieliby wszystko centymetrem mierzyć. Więc tu bym się raczej nie czepiał.
Gdyby taka realna możliwość istniała to dziś już wszyscy bylibyśmy zarażani, bo nasycenie wirusem i tak byłoby większe w budynkach pomimo maseczek niż na świeżym powietrzu bez maseczki. Akurat początkowe rady ex-ministra Szumowskiego były dobre tj. unikanie niepotrzebnych kontaktów, gdy możliwe to trzymanie dystansu, jak ktoś chory to nie łazi do pracy, kichanie na wampirka i mycie rąk.
Ja w przeciwieństwie do Adriana to się akurat z maseczkami zgadzam, bo prawa fizyki są bezlitosne. Krople poruszając się zdecydowanie dalej

w przypadku braku przeszkody (ci co noszą przyłbice mogą zobaczyć ile "plują"), tak samo jak zasięg aerozoli jest zdecydowanie mniejszy. Tym samym, zgodnie z rachunkiem prawdopodobieństwa przyjęcie odpowiedniej dawki wirusa powodującej zakażenie jest zwyczajnie ograniczone. Ale to naprawdę dotyczy określonych sytuacji. Najlepsze efekty osiąga się gdy się ludzi przekona, a nie gdy się ludzi ciemięży. Długoterminowo (a nie ma wątpliwości, że to nas czeka) samodyscyplina zawsze będzie lepsza niż swoisty terror. Problem w tym, że klasa polityczna w Polsce tego zwyczajnie nie rozumie i nawet nie podejmuje działań wspierających samodyscyplinę.
Napoleon pisze:Reasumując, epidemię i prawdopodobnie katastrofę zafundowaliśmy sobie na własne życzenie.
Bez przesady - skądś do nas przyszła. Fundujemy sobie co najwyżej poważne problemy, większe niż nieuniknione.
Faktycznie, to wyolbrzymienie.
Niemniej, gdyby podejmować racjonalne działania to dziś nie bylibyśmy w ciemnej dupie, w której za chwilkę zaczniemy się urządzać.
Realny przykład z NZOZu z wczoraj. Poszukiwania miejsca w szpitalu dla pacjenta i próby ściągnięcia karetki cowidowskiej trwały z przerwami 5 godzin i zaangażowane były tak sanepid jak i telefony do znajomych lekarzy w kilku szpitalach. Poszukiwania były niestety bezowocne. Jeśli dożył do dziś to może tym razem się uda po ponownym zmarnowaniu czasu, w którym można byłoby udzielić kilku teleporad, wystawić kilkanaście recept lub przyjąć na miejscu kilku chorych na inne choroby, które przecież nadal istnieją.
Dodam jeszcze, że według mojego stanu wiedzy w większości NZOZów nie ma kombinezonów ochronnych lub jest jedna sztuka. W tej sytuacji przyjęcie pacjenta z podejrzeniem CoViD odbywa się w jednorazowym fartuchu (towar też deficytowy). Oczywiście realnie, przy zachowaniu prostych zasad bezpieczeństwa to w zupełności wystarczy, ale podaję przykład po to by uświadomić jeden z powodów, czemu część ZOZów po prostu robi co może by utrzymać "zamknięty" system pracy.
Minęło 6 tygodni od przerzucenia części obowiązków z sanepidów na ZOZy, a nadal jest problem z procedurami oraz z działaniem systemu komputerowego (pomijając, że część lekarzy w wieku emerytalnym ma w ogóle problemy z komputerami jeszcze sprzed pandemii). Na szczęcie MZ "wychodząc naprzeciw oczekiwaniom lekarzy, wkrótce mają powstać specjalne rozporządzenia, w których zostanie opisany schemat postępowania z pacjentem podejrzanym o zakażenie oraz ze stwierdzonym zakażeniem". Hurrrrra! Wszystkim ulżyło. Oby to wkrótce nie trwało do grudnia. No i oby ten schemat opisał coś, co realnie da się zrobić.
Napoleon pisze:Szwedzi są zdyscyplinowani, wierzą władzy, są gotowi współpracować. Polacy - nie.
I właśnie dlatego w telewizji w kółko powinni się wypowiadać medycy i ci którzy chorowali, a nie politycy, bo nikt im nie wierzy. Powinno się prosić (tak: PROSIĆ!) a nie żądać, bo efekt będzie zdecydowanie lepszy.