Mariusz pisze:Obe te alianckie pancery miały jedną wspólną cechę: łatwość produkcji, a co za tym idzie jej masowość. Generalnie były technicznie i ergonomicznie gordze od niemieckich odpowiedników.
Jeżeli Ronsona - przepraszam - Shermana można jeszcze jakoś porwnać, to nie wytrzymuje tego T-34. Ruskie czołgo to jak mrówki, a niemieckie - jak przysłowiowy słoń. Wynik starcia jest przewidywalny.
Pozdro.
Sądząc po wyniku II WŚ masz rację ?
Wynik starcia był oczywisty.
crolick pisze:Eeee tam, zeby mojego kochanego piszczoszka tak nisko cenic Oczywistym jest fakt, ze zacytuje wielkiego poete "Tygrys wielkim czolgiem byl..." To nie ulega watpliwosci Jedyny problemem jaki ja widze, to ciezar, i problem odholowania uszkodzonych jednostek. Do holowania uszkodzonych PzKpfw VI nadawaly sie tylko inne Tygrysy, a to jak wiadomo strata mobilnosci jednostki i narazenie kolejnej na uszkodzenie...
A PzKpfw IV to sie moze schowac, nie ta armata, nie ten pancerz. Lipa jakas, jak to mowi Smok - to chyba z papieru czolg byl
Nie obrazaj PzKpfw IV
To fajne maszynki byly.
Heheheh... Zwłaszcza wersja "J" z wieżą obracaną wyłącznie ręcznie
PzIV to od poczatku byl kryzysowy (pancerz 15-30 mm, bardzo skomplikowane zawieszenie i wielopłaszczyznowa konstrukcja kadłuba)...
Jak chcieli zrobić z niego porządny czołg to wystarczyło poszerzyć kadłub do szerokości nadbudowy (dałoby to jedna płytę boczną powiedzmy o głubości 40 mm), przód kadłuba 80 mm pochylony ala Panther i wieżę w stylu Schmalturm z KWK 40 L/48. Masa tez wynosiłaby około 25 ton - dla poprawienia dynamiki silnik zamienić na 360 KM Maybah HL 90 i powstałby całkiem porządny czołg - dużo tańszy i prostszy w produkcji...
Witam wszystkich Jam Ci nowy na forum, ale trochę w tym siedzę więc pozwolę sobie wskoczyć do rozmowy
Ad crolick
Zupełna racja. Do odholowywania uszkodzonych Tygrysów używano poza pojedyńczymi Bergetigerami głównie maszyn bojowych co znacznie zmniejszało siłę bojową jednostek i zabierało mnóstwo czasu oraz odbierało możliwość wypoczynku załodze (że o zarzynaniu silników nie wspomne). Kapitalne pod tym względem są obszerne fragmenty dziennika Joachima Scholle'a :
Zresztą z tych wspomnień wynika, że nie zawsze głównym zajęciem Tygrysów była walka z czołgami npla. Bohater wspomnień miał wśród kolegów ksywę "gruzowik" gdyż niszczył na początku przeważnie ciężarówki.
Zapewne każdy z Was zna już tę stronę ale bardzo gorąco ją polecam.
Jezeli czołg nadawal się do odholowania to mały problem. Gorzej było kiedy ucierpiało zawieszenie - trzeba było najpierw odepchnąć siły wroga, ściągnąć porządny dźwig, wymienić koła nośne i elementy zawieszenia (drążki skrętne i ich mocowania) a na koniec założyć nowe gąsienice (lub wymienić zniszczony fragment). Na taką operację bardzo rzadko starczało czasu więc załogi poprostu wysadzały Tygrysy aby nie wpadły w ręce wroga. A min wtedy było bardzo dużo w użyciu...
Jeżeli czołg nadawał się do odholowania to mały problem. Gorzej było kiedy ucierpiało zawieszenie - trzeba było najpierw odepchnąć siły wroga, ściągnąć porządny dźwig, wymienić koła nośne i elementy zawieszenia (drążki skrętne i ich mocowania) a na koniec założyć nowe gąsienice (lub wymienić zniszczony fragment). Na taką operację bardzo rzadko starczało czasu więc załogi poprostu wysadzały Tygrysy aby nie wpadły w ręce wroga. A min wtedy było bardzo dużo w użyciu...