Natomiast jeżeli chodzi o wilgotność piroksyliny to w tej kwestii czasem pojawią się w literaturze mity i nieporozumienia.
Zgadzam się i do tej kwestii podchodzę z "pewną taką nieśmiałością", tym niemniej faktem jest, że amunicja ppanc eskadry portarturskiej i władywostockiej była skuteczniejsza. Wadliwych zapalników lub innych przyczyn też nie wykluczam.
Japończycy tymczasem, nauczeni własnym doświadczeniem i czerpiąc z doświadczeń Royal Navy zdecydowali się na burzące.
Ja sądzę (ale nie jestem pewny), że bardziej własnym doświadczeniem - z 10 sierpnia. Po prostu obawiali się, że bitwa też przybierze charakter starcia na dalekim dystansie. A w takiej sytuacji granaty z szimozą, bez względu na odległość z jakiej zostałyby wystrzelone, byłyby zawsze tak samo skuteczne.
i już w 1900 roku a więc ładnych parę lat przed Cuszimą konstatowano, że najnowsze działa 12" można by w zasadzie określić jako QF.
Zaraz, zaraz! "Filozofia" strzelania ciężkimi armatami i średnimi QF była przecież inna! Pamiętajmy, że ówczesne regulaminy zakładały, że dystans bitwy będzie relatywnie niewielki - 15-25 kabli. Na takim dystansie można by spokojnie użyć też artylerii średniej, przy czym zaletą armat QF w tej sytuacji byłaby ich szybkostrzelność - "wypuszczając" w kierunku przeciwnika masę pocisków zawsze można było liczyć na sporo trafień, co przy niemożliwości opancerzenia całych kadłubów musiało przynieść n-plowi straty. A szybkostrzelność ciężkich armat, choć teoretycznie duża, praktycznie była znacznie mniejsza.
Teoretyczna szybkostrzelność armat 152 mm mogła wynosić 6-7 strz. na minutę, realnie jednak nie przekraczała 3 (a przeważnie była jeszcze mniejsza). Najnowsze armaty 305 mm mogły oddać strzał w ciągu niecałej minuty, ale tylko teoretycznie! Relacje Rosjan spod Cuszimy (z Suworowa i Orła) mówiły, że strzelali oni bardzo szybko - szybciej nawet niż na ćwiczeniach! Momentami osiągając 1 strzał na 2 minuty! Japończycy strzelali jeszcze wolniej. Przez pierwsze 15 minut może nawet 1 strzał na 4-5 minut - później trochę szybciej, ale z przerwami.
"Filozofia" strzelania z ciężkich armat nie polega na szybkości prowadzenia ognia, tylko celności. A ta wymaga czasu! Ową nawałę ogniową pod Cuszimą "robiły" głównie armaty 152 mm, w mniejszym stopniu 203 mm.
A stosowanie dwóch kalibrów armat straciło sens wraz z wzrostem dystansu walki. Zauważmy, że w pierwszej fazie bitwy 10 sierpnia armaty średnie prawie nie strzelały. A w całej bitwie ilość ich trafień jest w stosunku do ilości trafień ciężkich pocisków bardzo mała.
Raporty potwierdziły tak naprawdę to, o czym wszyscy wiedzieli; to, że pocisk 12" był silniejszy niż 8" było oczywiste.
Ale chodzi o skalę! Czy powiedziałby Pan, że jedna armata 10-calowa na Kasudze była więcej warta od 4 armat 8-calowych na Nisshin? to nie jest moje zdanie - zaznaczam - ale takie wnioski też formułowano!
Co do zatrzymania "Oslabii" to w rzeczy samej możemy tylko spekulować ile dokładnie trwał ów postój ale na pewno nie było to 15min!
Toteż ja nie twierdzę, że tyle czasu okręt ten stał bez ruchu. Po prostu maksimum (mogło być trochę mniej) tyle czasu upłynęło od tego gdy zatrzymał maszyny do tego czasu gdy znów ruszył z miejsca.
Chm... ale czy to manewr był błędem, czy może jego wykonanie było kalekie?
Wykonanie było fatalne, ale i manewr był błędem.
1. Dlaczego Rożestwieński zdecydował się przejść w szyk dwukolumnowy nie chcąc przecież walczyć w dwóch zespołach?
Na rozprawie tłumaczył, że obawiał się min, które na kursie jego eskadry mogły zrzucić krążące przed nią japońskie krążowniki. Dwie kolumny miały odgonić nieprzyjacielskie krążowniki z kursu rosyjskiego zespołu.
I tu mamy dwa aspekty tej sprawy
- Obawy były absolutnie nieuzasadnione. Rożestwieński prawdopodobnie znał raporty rosyjskie z bitwy na M. Żółtym, gdzie rzeczywiście pojawiał się wątek owych pływających min zrzucanych na kursie eskadry (Witgeft nawet z tego powodu zmieniał kurs i robił uniki). Ja nawet sam w to po trochu kiedyś wierzyłem, dopóki nie natrafiłem na raporty dowódców japońskich niszczycieli, którzy m.in. informowali, że przed bitwą wyrzucili do morza kosze w których bunkrowali węgiel (10 sierpnia wyjście w morze Rosjan zaskoczyło część okrętów japońskich przy pobieraniu węgla). Te kosze właśnie Rosjanie wzięli za pływające miny!
Japończycy początkowo w ogóle nie chcieli nawet użyć min w działaniach pod Port Arturem obawiając się, że zerwane z kotwic będą stanowić zagrożenie dla neutralnej żeglugi i własnych jednostek (Rosjanie zresztą też mieli z tego powodu opory). A co dopiero puszczać je "samopas" na morze!!!
- Rożestwieński jednak o tym wiedzieć nie musiał. Teoretycznie więc, mógł się ich obawiać. Ale w takim wypadku dlaczego wycofał krążowniki Szeina z rozpoznania? Przecież wystarczyło rozgonić nieprzyjacielskie jednostki - to raz. A dwa - jak się zamierzało wykonywać takie manewry, to należało zadbać o informację gdzie są siły główne Togo! Czyli, trzeba było mieć rozpoznanie! A to Rożestwieński zlekceważył - co było karygodnym błędem. Na procesie tłumaczył, że wycofał jednostki rozpoznawcze, bo zdawał sobie sprawę z tego, że Japończyków prędzej czy później napotka!!! I on to mówił całkiem poważnie!!! Jak tu nie mieć do niego pretensji?!
Zresztą jeśli większość okrętów japońskich strzelała do Oslabi to tym samym pozostałe siłą rzeczy musiały być pominięte w ostrzale a więc mieć swobodę w prowadzeniu ognia.
Pisałem o tym w artykule. Japończycy początkowo ostrzeliwali Oslabiję i Suworowa (mniej więcej "po równo", choć do Suworowa strzelało w sumie więcej armat 305mm a do Oslabiji 203 mm). Już na samym początku bitwy jednak udało im się, za względu na ów fatalny manewr Rożestwieńskiego, ustawić w pozycji zbliżonej do "crossing T". Po 10 minutach 1 dywizjon wyprzedził okręty rosyjskie tak,że w jego kierunku Rosjanie strzelać mogli prawie wyłącznie tylko z dział dziobowych (jeżeli jeszcze funkcjonowały - bo np. na Oslabiji już nie). Tym samym w ich kierunku prowadziło ogień może 8, może 10, może 12 ciężkich armat (z niezbyt wygodnych, przeważnie, pozycji), które przez pierwsze 45-50 minut bitwy mogły wystrzelić góra 100 ciężkich pocisków. Oczywiście Rosjanie ciężkich pocisków w tym czasie wystrzelili znacznie więcej, ale do krążowników Kamimury, które były od nich znacznie dalej - a więc strzelając do nich mieli znacznie mniejszą celność!!! Okręty 1 dywizjony oberwały w tym czasie 10 razy pociskami 305 mm - a więc trudno powiedzieć aby Rosjanie strzelali niecelnie (1 zespół). Ale sami Japończycy w tym czasie trafili 20-22 razy w Suworowa i Oslabiję z pocisków 254-305 mm i 26-27 razy z pocisków 203mm. Krążowniki Kamimury oberwały wtedy może też z 10 razy, ale pamiętajmy, że trafienia rosyjskie "rozkładały się" na wiele okrętów (najwięcej trafień dostał Mikasa) a japońskie w 90 % koncentrowały się na 2 pancernikach - które dzięki temu zostały szybko wyeliminowane z walki. I to miałem na myśli pisząc o przewadze miejscowej! Taki też zresztą był cel-efekt manewru "L".
Co do kwestii dotarcia do Port Artura lub Władywostoku. Zaznaczyłem już w dyskusji, że wysyłając II Eskadrę na Daleki Wschód Rosjanie mieli świadomość, że jej ostatecznym celem będzie Władywostok. Na naradzie z carem tego nie akcentowano, ale świadomość była. Gdy II Eskadra wypływała z Libawy, Port Artur był pod ostrzałem japońskiej artylerii i jego wartość jako bazy dla rosyjskiej floty była ZEROWA! Upadek Port Artura - w kontekście rejsu II Eskadry - miał więc znaczenie psychologiczne ale nie miał wpływu na sens całej ekspedycji. Tym bardziej, że już na wiosnę rozpoczęły się ciche rozmowy w kwestii zawarcia pokoju (za pośrednictwem USA). Przedarcie się II eskadry do Władywostoku postawiłoby Rosjan w znacznie lepszej sytuacji i dałoby im silną kartę przetargową. Tym bardziej, że Japonia była już wojną kompletnie wyczerpana, a Rosjanie nie - nie ruszyli nawet swoich rezerw złota. O możliwościach mobilizacyjnych nie wspomnę - po utworzeniu dodatkowych 4 dywizji, Japończycy wyczerpali przeszkolone rezerwy a Rosjanie mogli wysłać na Daleki Wschód jeszcze masę ludzi (latem 1905 mieli już na froncie lądowym 30 % przewagę!).
Rosjanie mogli wygrać tę wojnę nawet po Cuszimie, byłaby to jednak droga impreza (w sumie nieopłacalna). No i rewolucja - w sumie to ona skłoniła cara do szybkiego zawarcia pokoju.
A co do transportowców... a niby dlaczego Rożestwieński musiał je ze sobą wlec?! Mógł je zostawić w portach chińskich (okręty warsztatowe i zaopatrzeniowe potrzebne mu były w drodze a nie w bitwie), mógł im kazać płynąć naokoło Japonii.... Najgorsze co mógł zrobić, to wlec je ze sobą - zupełnie bez sensu.
Można sobie pofilozofować, czy zwycięstwo lub uzyskanie przewagi wiąże się z błędami przegranego czy może geniuszem zwycięzcy, a może po prostu zwycięzca miał szczęście? W sumie gdy mówi się o kardynalnych błędach przegranego automatycznie umniejsza się sukces zwycięzcy.
Błędy przeciwnika nie umniejszają zasług zwycięzcy. Bo błędy też trzeba umieć wykorzystać - do tego też potrzebny jest geniusz. Togo zrobił to perfekcyjnie - i za to mu sława. Z tego samego powodu bardzo dobrze oceniam Witgefta 10 sierpnia.