Hej
Majestro pisze:Japończycy też chyba o tym wiedzieli i sami stosowali u siebie na przykład prawie czystą nitrocelulozę w karabinach maszynowych. Pewnie próbowali też z większymi kalibrami, ale dlaczego tak, a nie inaczej wyszło z użyciem?
Tu jest problem technologiczny, związany z wielkością ziarna prochowego (a w zasadzie grubością jego warstwy palnej, mówiąc ściślej). W prochu do amunicji strzeleckiej to są ułamki milimetra; w prochach artyleryjskich wiele milimetrów (kilka, kilkanaście, chyba i kilkadziesiąt w dużych kalibrach). Mówiąc w skrócie, ziarno prochu art. jest grubsze.
Proch z samej nitrocelulozy produkuje się z użyciem lotnego rozpuszczalnika organicznego (np. mieszanina eteru etylowego i alkoholu etylowego). Nitrocelulozę ugniata się w mieszalnikach, dodając rozpuszczalnik i substancje modyfikujące, aż do uzyskania ciastowatej masy, z której formuje się ziarno prochowe. Następnie suszy się je, odpędzając lotny rozpuszczalnik. Ale gdyby ziarno było bardzo grube, trudno byłoby je suszyć, gdyż dyfuzja rozpuszczalnika z jego wnętrza trwałaby strasznie długo. A trzeba to zrobić, inaczej proch w miarę utraty rozpuszczalnika zmieniałby swe właściwości, poza tym opary łatwopalnego rozpuszczalnika w magazynie prochu to nie jest to o co nam wszystkim chodzi.
Dlatego w amunicji artyleryjskiej stosuje się raczej proch na rozpuszczalniku nielotnym, w postaci nitroestrów (nitrogliceryna i/lub nitrodiglikol). Jego się już nie odpędza, po uformowaniu ziarna zostaje sobie on tam w tej nitrocelulozie. Tyle że jest taki myk, że tak naprawdę, żeby porządnie rozpuścić nitrocelulozę, to nitrogliceryny musiałoby być strasznie dużo, z 50% mieszaniny. Taki proch ma bardzo już wysoką temperaturę spalania i erozja luf byłaby mocno dokuczliwa. Stąd te wszystkie XIX-wieczne kombinacje typu kordytów rozmaitych, gdzie stosowano zarówno rozpuszczalnik lotny, jak i nielotny; dzięki temu jednego i drugiego potrzeba było mniej (aczkolwiek w pełni nie wyeliminowało to problemu z grubym ziarnem). Potem wymyślono ów dinitrodiglikol, który jest dla nitrocelulozy lepszym rozpuszczalnikiem niż nitrogliceryna, a inne własności ma podobne, i lotnego rozpuszczalnika można było wcale nie używać.
Tym bardziej należy doceniać Amerykanów, którzy tak zakombinowali z owym suszeniem, geometrią ziarna itp. że byli w stanie produkować proch o grubym ziarnie, odpowiedni do ciężkich dział, złożony z samej nitrocelulozy. To jest fajna i chytra sztuczka, nie wiem dokładnie jak oni to robili. Aczkolwiek pomysł raczej nie zyskał naśladowców. Dodatek tej nitrogliceryny itp. ma bowiem jeszcze pewną zaletę: "kopa" daje mówiąc potocznie, taki proch jest "mocniejszy". Dlatego w pogoni za coraz wyższymi i wyższymi osiągami współcześnie stosuje się raczej w artylerii proch na nielotnym rozpuszczalniku, obniżając jego temperaturę spalania innymi sposobami.