Skuteczność rosyjskich rakiet przeciw lotniskowcom USN.

Okręty Wojenne po 1945 roku

Moderatorzy: crolick, Marmik

krzysiek

Post autor: krzysiek »

Z drugiej strony może za bardzo się wymądrzam w tematyce o której mam bardzo blade pojęcie (chociaż czytałem Red Storm Rising :lol: ).
ale to tylko uwagi natury ogólnej, żeby zwrócić uwagę na sprawy pominięte :)
Awatar użytkownika
Darth Stalin
Posty: 1201
Rejestracja: 2005-01-23, 23:35
Lokalizacja: Płock

Post autor: Darth Stalin »

U Jankesów też nie o wszystkim się dowiesz, zwłaszcza o wpadkach ze sprzętem. Słyszałeś może w co walnął ten OP typu Los Angeles? Jakoś cisza w temacie... :P

Zacięcie rakiety na prowadnicy to musiałbyś wyszperać w jakimś biletynie wewnętrznym Marynarki w sprawie obsługi sprzętu lub czymś podobnym. Wątpliwe, czy byłoby to gdzieś indziej.
Wybuch w wieży pancernika typu Iowa (chyba Missouri, ale nie dam głowy) był widowiskowy i przyniósł ofiary w ludziach, to było głośno. Zacięcie rakiety... byloby głośno gdyby przez taką awarię zatonął lotniskowiec :)

Psujność - nie aż tak wysoka jak się powszechnie wydaje. Amerykańskie też się psują. I też o tym nie mówi się zbyt głośno.

Poza tym.. wiesz, dlaczego pierwszy Seawolf miał takie opóźnienie w wodowaniu? Bo musieli mu poszycie wymieniać i spawać na nowo, bo się okazało w poowie budowy że spawy są do kitu i trzeba bylo wszystko na nowo robić :oops:

Juz nie mówiąc o wspaniałych "kosmicznych czółenkach", które jak wiadomo są bezawaryjnym cudem techniki :lol:
DARTH STALIN - Lord Generalissimus Związku Socjalistycznych Republik Sithów

Owszem - to był Towarzysz Stalin... i na niego nie znaleźli rozwiązania...
krzysiek

Post autor: krzysiek »

Przecież gdyby odpalona rakieta zacięła się w prowadnicy to doszłoby do widowiskowej eksplozji!
Ile w czasie zimnej wojny zatonęło atomowych opów amerykańskich, a ile sowieckich? Jak się miały do siebie standardy bezpieczeństwa na tychże okrętach u Sowietów i u Amerykanów?
Słyszałeś co się działo na sowieckim atomowym opie, który sami Rosjanie przezwali Hiroszimą?

Oczywiście, że amerykański sprzęt też się psuje, a Pentagon to nie aniołki i wolą takich informacji nie ujawniać jeśli nie muszą. Ale jawnośc danych o tych sprawach była i jest u Amerykanów z pewnością większa niż u Rosjan...

Na Seawolfie może i spaprali kadłub, ale go poprawili, żeby wszystko grało, a u Rosjan taki okręt pewno wszedłby do służby tak jak został pierw zrobiony i finito...

PS. Co do promów to racja :) Beznadziejnie kosztowne i nieekonomiczne, do tego śmiertelnie awaryjne. Tak to jest jak się spoczywa na laurach i nie pracuje na serio nad nowymi projektami Nie ma jak progressy :lol:
Awatar użytkownika
Darth Stalin
Posty: 1201
Rejestracja: 2005-01-23, 23:35
Lokalizacja: Płock

Post autor: Darth Stalin »

Eeeee tam, eksplozja....

wystarczy, jak podczas podawania na wyrzutnie coś się gdzieś zatnie i rakieta utknie w połowie prowadnicy. Nijakiej eksplozji nie będzie a wyrzutnia i tak wyłączona z akcji :P

Owszem, sowiecki sprzęt był bardziej awaryjny, ale pytanie, na ile objawiłoby sie to przy takim ataku? Rakiety byłby sprawadzane na pewno; zresztą, to chyba nawet kolega uwzględnił - z 264 rakiet wstawił do rachunku raptem 250 :P 14 niesprawnych w trakcie misji to i tak sporo
DARTH STALIN - Lord Generalissimus Związku Socjalistycznych Republik Sithów

Owszem - to był Towarzysz Stalin... i na niego nie znaleźli rozwiązania...
nek
Posty: 398
Rejestracja: 2005-07-25, 16:07
Lokalizacja: Ustroń

Post autor: nek »

Sami Amerykanie liczyli że uda się im zestrzelić maksymalnie do 2/3 rakiet lecących na nich , a do zniszczenia zespołu lotniskowca wystarczy jedna głowica atomowa , lub do trzech konwencjonalnych trafionych w sam lotniskowiec , eskorcie wystarczy po jednej . W wypadku uderzenia taktyczną bronią jądrową do zniszczenia nawet wszystkich lotniskowców amerykańskich które znajdowałyby się północnym Atlantyku wystarczyłyby spokojnie Ruskom dwa pułki Tupolewów które zawsze latają pojedynczo albo parami i nawet nic by nie zostało dla rakiet i torped biednych ich okrętów podwodnychpoza podobijaniem ślepych i głuchych wraków / nie dzialająca elektronika / , przy konwencjonalnym byłoby trudniej - rakiety musiałyby trafić celniej i być ich więcej.
PS.Eksplozja w wieży "B" była na Iowie - było to kiedyś opisane w Morzu.
Która rakieta plot US Navy miała głowicę atomową i wystarczający zasięg by przy likwidacji sześciu rakiet z parki Tu nadlatujacych nawet tylko z jednego kierunku nie zlikwidowała przy okazji swoich własnych okrętów .
Awatar użytkownika
Krzysztof Miller
Posty: 206
Rejestracja: 2005-08-08, 11:25
Lokalizacja: Łańcut

Post autor: Krzysztof Miller »

NOTE: cyferki w nawiasach [] oznaczają odnośniki - lok at koniec posta.

Analizowaliśmy scenariusz wg powieści Toma Clancy’ego, stad te 73 Tu-22M.

Jak pisałem wyżej, stosując odpowiednią taktykę, nawet w starym Harpoonie (pierwsze Battleset: GIUK i NACV z pierwszej połowy lat 80-tych, Rosjanie są tam ewidentenie najgłupszym narodem świata, a ich okręty toną same) osaczyć i wytłuc grupę lotniskowcową (standardowy przykład: scenariusz nr 7 z NACV, nazwany „Ambush”: 1 lotniskowiec vs pułk Tu-22M /27 maszyn/ i 1 „Oskar”, baza w Keflawiku Amerykańska). Odpowiednio kierując atakiem, można rozproszyć wysiłki obrońców – mając samoloty o większym zasięgu można tak nimi manewrować, żeby zmusić obronę powietrzną zespołu do wystawiania wciąż nowych patroli. Wystrzeliwując pociski przeciwokrętowe spoza zasięgu osłony mysliwskiej (np K-10 w „niebojowej” wersji WRE, opisane na końcu I części artykułu z nTW [1]) można skierować ich zainteresowanie na to nowe zagrożenie. Mając podaną dokładnie pozycję wrażego zespołu, bombowce moga podlecieć na małej wysokości i odpalić pociski na łagodnym wznoszeniu. Są tysiące metod.

Pozwolę sobie zacytować artykuł p. Tomasz Szulca:

„Procedura ataku formacji Tu-22K na lotniskowiec była następująca. Nosiciele rakiet o promieniu działania 2700 km przy prędkości poddźwiękowej i 1300 km przy locie z prędkością naddźwiękową w liczbie od 6 do 16 były osłaniane przez co najmniej jeden Tu-22P, dwie eskadry myśliwców i poprzedzane przez 4 Tu-22R. Dwa pierwsze z nich miały przebić się na małej wysokości przez zaporę przeciwlotniczą okrętów, dokonać optycznego (!) potwierdzenia składu grupy i wskazać lotniskowiec. Informację przekazywały drugiej parze, lecącej na dużej wysokości, a ta z kolei nosicielom, które rozwijały się z kolumny w szyk czołowy (jedna fala liczyła co najmniej 6 maszyn). Z odległości ok. 350 km operatorzy tych ostatnich mogli już obserwować na swych radarach echa celów -zaznaczali echo lotniskowca i głowica samonaprowadzająca rakiety rozpoczynała śledzenie. Samolot kierował się następnie na cel (pilot musiał zgrać wskaźnik rzeczywistego kursu IKO z wypracowanym przez aparaturę położeniem znacznika „0”). W tym momencie rakieta sygnalizowała podjęcie automatycznego śledzenia, nawigator włączał procedurę przedstartową (uruchomienie autonomicznego zasilania z baterii chemicznych, nadmuch zbiorników paliwa, rozaretowanie żyroskopu) i zrzucał rakietę, po czym, będąc w odległości 280-320 km od celu, samolot rozpoczynał zwrot na kurs powrotny.”

To dotyczy poczatku lat siedemdziesiątych. Dalej:

„Dla nosicieli Tu-95K-22 i Tu-22M przewidziano podobną procedurę ataku na cele morskie: każdy z nich miał być zwalczany przez grupę 7-8 samolotów, czyli ponad 15 rakiet, z których część miały stanowić pociski przeciwradiolokacyjne, a resztę samonaprowadzające. Mimo ogromnej siły rażenia rakiety z głowicą konwencjonalną o masie 630 kg z 500 kg TNT (wybijała w burcie dziurę o powierzchni ok. 22 m2, a strumień kumulacyjny „wgryzał się" na 12 metrów w głąb), planowano użycie przeciw lotniskowcom głównie głowic atomowych. Wyniki symulacji i prób poligonowych dowiodły jednak, że już po wybuchu pierwszej z nich zakłócenia, tak elektromagnetyczne, jak atmosferyczne, będą na tyle duże, iż trafienie w cel przez kolejne rakiety staje się problematyczne. Rezultatem tego była zmiana taktyki - do zwalczania grup lotniskowców przeznaczono pociski Ch-22MA z głowicami o mocy ok. 200 kT. Już jeden powietrzny lub podwodny wybuch w pobliżu celu powinien wystarczyć do wyłączenia całego zespołu okrętów z walki. Wskutek tego ilość samolotów w grupie uderzeniowej zmniejszono do 3, z których każdy przenosił dwa pociski w wersji MP (z głowicami konwencjonalnymi?) i po jednym MA. Dla atakowania bardziej odległych celów bombowce mogą jednak przenosić tylko po jednej rakiecie i wtedy znowu minimalna liczba maszyn, niezbędnych do wykonania zadania, rośnie do ok. dziesięciu.”

„Pod koniec lat 70. było już do dyspozycji trzecie pokolenie rakiet z rodziny Ch-22. Składały się na nie: Ch-22M z aktywną głowicą radiolokacyjną, Ch-22MP z głowicą przeciwradiolokacyjną oraz „autonomiczna" Ch-22MA z precyzyjnym układem nawigacji bezwładnościowej. Dzięki zastosowaniu półbalistycznej trajektorii lotu i silnika S5.83M udało się zwiększyć zasięg do 400 km, a prędkość przekroczyła 4 Ma. Zachowano możliwość odpalenia z małego pułapu i lotu pocisku na małej wysokości (za cenę obniżenia zasięgu), wprowadzono odporne na zakłócenia zapalniki optyczne zamiast radiolokacyjnych. Charakterystycznym wyróżnikiem rakiet nowego pokolenia była składana końcówka statecznika pionowego (zapewne wymagała tego nieco inna konstrukcja komory bombowej Tu-22M). Kompleks K-22N, wdrożony wraz z Tu-22M2, miał trzykrotnie większą efektywność, niż Tu-16K-10, a zastosowanie rakiet rodziny „M” jeszcze tę relację poprawiło.
Ponieważ pociski Ch-22 pozostają w uzbrojeniu do dziś, podejmowano sukcesywnie działania, zmierzające do ich doskonalenia. Producent podaje, że maksymalna prędkość pocisku może wynosić 6,3 Ma, największy pułap 90 km, a zasięg - 570 km. Wszystkie te osiągi nie mogą być jednak uzyskiwane równocześnie, np. maksymalna prędkość, zapewne ze względu na rozgrzewanie płatowca, może być utrzymywana przez najwyżej 70 s., a największy pułap osiąga się kosztem zasięgu. Nie jest też jasne, czy proporcjonalnie zwiększono możliwości układu naprowadzania, czy też dystans ponad 500 km może być pokonywany wyłącznie przez pociski kierowane programowo. Od niedawna mówi się o nowej, zaawansowanej modernizacji rakiet tego typu - Ch-32. Miałaby ona polegać na wymianie silnika na bardziej ekonomiczny, zastosowaniu nowej, aktywnej głowicy radiolokacyjnej i penetrującej części bojowej.”

Przeprowadziłem kolejną symulację używając w/załączonego pliku.

Założenia: obrona plot: jedna Ticonderoga (18 celów naraz) plus kilka dalszych okrętów plot, razem mogacych zwalczać POKPR, razem 30 kanałów dla całej grupy. Radarom SPS-62 dałem 120 km zasięg sledzenia celów, prawdopodobieństwo trafienia rakiet przeciwlotniczych 60 %, prędkość pocisków przeciwokrętowych 4000 km/h, do punktu odpalenia dotarło 30 Tu-22M /niesprawne, zestrzelone, choć zakładam duże szanse na oszukanie mysliwców – opisy powyżej/ i posłało 90 pocisków.

Do celu dotrze 36 rakiet.



Co do odwetu, konsekwencji, itd. Mój pogląd na wojnę jądrową w przybliżeniu już wyłożyłem. Ewentualne kontrakcje Amerykanów na bazy lotnictwa morskiego ZSRR widzę problematycznie. Po pierwsze: zajmowała by się tym marynarka, a więc lotniskowce, a więc trzebaby dopłynąć na 800 km do Półwyspu Kola. Tomahawki z głowicami jądrowymi: nie da się wykorzystać w pełni ich zasięgu, atakujac z Morza Norweskiego: silnik jest przystosowany do lotów na małej wysokosci i w mojej opinii nie byłby w stanie udźwignąc trudów przeskoku nad górzysta bądź co bądź Norwegią. A więc dookoła. Z drugiej strony – radziecka obrona przeciwlotnicza była już w latach 80tych przystosowana do odpierania ataków poddźwiękowych celów niskolatajacych. Pierwsze pułki MiG-31 wchodziły kolejno do służby: 1982 – rejon Moskwy, 1983 – Schalin, 1984 – rejon Murmańska, a reszta także szła głównie na Północ, gdzie sieć radiolokacyjna była uboga, więc samolot z TAAAAKIM radarem zapełniał tą lukę. A pierwsze systemy przeciwlotnicze S-300P i S-300PT weszły do służby w 1976 roku.

Tak wyglada dobrze zabezpieczona baza lotnicza na Syberii:

http://www.globalsecurity.org/wmd/world ... r0107d.jpg
http://www.globalsecurity.org/wmd/world ... r0107e.jpg
http://www.globalsecurity.org/wmd/world ... r0107h.jpg

i nie sądzę, aby bazy lotnictwa morskiego były gorzej przygotowane. Aby zniszczyć stojący za tymi nasypami samolot, trzeba detonować głowicę tuż nad nim, lub na odpowiedniej wysokości i pod odpowiednim kątem. Umocnienia, nawet ziemne, dość dobrze rozpraszają falę uderzeniową. To nie są tekturowo-sklejkowe domki w Hiroszimie. Nasypy ziemne są przy tym lepsze niż beton – są dużo mniej twarde i nie przeniosą siły fali uderzeniowej, ale ją rozproszą [2]. Samolocik odczyści się i w drogę. Załoga będzie pewnie trochę rzygać w efekcie napromieniowania, ale kilka lotów zdoła wykonać.

Wersja Standarda z głowicą jądrową – słyszałem o niej, ale z tego co wiem nigdy nie była używna. Głowice jądrowe w pociskach przeciwlotniczych były stosowane (ladowe Nike Ajax/Hercules/Zeus, S-75/SA-2, chyba też na któryś przeciwlotniczych pociskach US Navy z lat 60-tych), jak i w powietrze-powietrze (AIR-2 Genie). Ale te rzeczy i tak nadawały się tylko do niszczenia zwartych grup samolotów (co to jest – 5 kT ...). Amerykanie na pewno w latach 80tych już tego nie uzywali.

Celność Tomahawków:
Podstawą wysokiej precyzji pocisków typu BGM-109/UGM-109/LGM-109 jest system TERCOM, porównujący mapę terenu z zakodowaną w bazie danych. Ważna jest duża ilość punktów charakterystycznych ternu: uskoki, klify nadmorskie, im większe pofałodwanie terenu tym więcej punktów ch-stycznych. Na północnych obszarach Rosji brakuje raczej takich elementów geograficznych, mogłyby być kłopoty.
W trakcie „pierwszego ataku” wojny jądrowej Siły Powietrzne USA (oni mieli kontrolę nad wszystkimi rakietami i bombowcami) mogłyby posłać trochę ładunków w bazy lotnictwa morskiego. Ale uważam, że większość rakiet poszłaby w radzieckie wyrzutnie, a bobmowce, których nie byłoby znowu tak wiele [3], też miałyby co robić. Całość ładunku przeznaczonego przez US Air Force dla Soviet Navy poszłaby w bazy okrętów podwodnych, tych z dużymi rakietami. I obie marynarki musiałyby rozstrzygnąć same, kto jest debeściak. Na pięści, noże i zęby.



Na pociechę fragment z książki W. Suworowa „Inside the Soviet Army”:


3

The philosophy of the Soviet General Staff is no different from that of the horsemen whom I had watched riding the desert. `If you want to stay alive, kill your enemy. The quicker you finish him off, the less chance he will have to use his own gun.' In essence, this is the whole theoretical basis on which their plans for a third world war have been drawn up. The theory is known unofficially in the General Staff as the `axe theory'. It is stupid, say the Soviet generals, to start a fist-fight if your opponent may use a knife. It is just as stupid to attack him with a knife if he may use an axe. The more terrible the weapon which your opponent may use, the more decisively you must attack him, and the more quickly you must finish him off. Any delay or hesitation in doing this will just give him a fresh opportunity to use his axe on you. To put it briefly, you can only prevent your enemy from using his axe if you use your own first.
The `axe theory' was put forward in all Soviet manuals and handbooks to be read at regimental level and higher. In each of these one of the main sections was headed `Evading the blow'. These handbooks advocated, most insistently, the delivery of a massive pre-emptive attack on the enemy, as the best method of self-protection. This recommendation was not confined to secret manuals--non-confidential military publications carried it as well.
But this was trivial by comparison to the demonstration which the Soviet Union gave the whole world at the beginning of the 1970s, with the official publication of data about the Soviet anti-missile defence system. This whole system was, in reality, totally inadequate, but the idea behind it provides an excellent illustration of the Soviet philosophy on nuclear war. By contrast to the United States, the Soviet Union had no thought of protecting its strategic rockets with an anti-missile system. The best protection for rockets in a war is to use them immediately. Could any one devise a more effective way of defending them?
4


In addition to such elementary military logic, there are political and economic reasons which would quite simply compel the Soviet command to make use of the overwhelming proportion of its nuclear armoury within the first few minutes of a war.
From the political point of view, the turning point must be reached within the first few minutes. What alternative could there be? In peacetime Soviet soldiers desert to the West by the hundred, their sailors jump off ships in Western ports, their pilots try to break through the West's anti-aircraft defences in their aircraft. Even in peacetime, the problems involved in keeping the population in chains are almost insoluble. The problems are already as acute as this when no more than a few thousand of the most trusted Soviet citizens have even a theoretical chance of escaping. In wartime tens of millions of soldiers would have an opportunity to desert--and they would take it! In order to prevent this, every soldier must realise quite clearly that, from the very first moments of a war, there is no sanctuary for him at the other side of the nuclear desert. Otherwise the whole Communist house of cards will collapse.
From an economic point of view, too, the war must be as short as possible. Socialism is unable to feed itself from its own resources. The Soviet variety is no exception to this general rule. Before the revolution, Russia, Poland, Estonia, Lithuania, and Latvia all exported foodstuffs. Nowadays they have not enough reserves to hold out from one harvest to the next. Yet shortage of food leads very quickly to manifestations of discontent, to food-riots and to revolution. Remember what happened in Novocherkassk in 1962, throughout the Soviet Union in 1964 and in Poland in 1970 and 1980. If socialism is unable to feed itself in peacetime, when the whole army is used to bring in the harvest, what will happen when the whole army is thrown into battle and when all the men and vehicles at present used for agriculture are mobilised for war?
For these reasons, the Communists are forced to plan any adventures they have in mind for the second part of the year, for the period when the harvest has already been brought in, and to try to finish them as quickly as possible. Before the next season for work in the fields comes round."

[1] - http://www.hudi2.republika.pl/lotnicze1.htm
http://www.hudi2.republika.pl/lotnicze2.htm - nie wiem skąd, ale tam jest.
[2] - w „nowej Technice Wojskowej” w 1997 roku była seria artykułów o amerykańskich międzykontynentalnych pociskach rakietowych. Był tam między innymi stwierdzony fakt, że niektóre z rosyjskich silosów rakietowych można było zniszczyć tylko BEZPOŚREDNIM trafieniem głowicą jądrową. Amerykańskie silosy były budowane tak, aby wytrzymać eksplozję 200 kT w odległości 300-500 metrów. Ale nie jest to szczyt inżynierii.
[3] – zakładając, że każdy dywizjon bombowców byłby w stanie utrzymywać po dwie maszyny w patrolu nad Arktyką, mamy jakieś 40 maszyn (to dla okresu „wzmożonego napięcia międzynarodowego”). Jak dowiedzą się o nadlatujących rakietach, będą podrywać samoloty z baz. Bombowce i ich załogi są ćwiczone w szybkim „wyjsciu spod uderzenia”, ale sam bombowiec nie doleci do ZSRR. Potrzebuje tankowca. Każde skrzydło bombowe miało po 1-2 dywizjony bombowców, i po jednym tankowców. Ale czy ktoś słyszało albo widział zdjęcia startujych alarmowo „wielorybów” KC-135? Oprócz „bombowoskrzydłowych” dwywizjonów cystern było samodzielne skrzydło – na Alsce, podejrzewam, że właśnie do wspierania patroli nad biegunem. Ale tedwadzieścia dodatkowych maszyn nie poprawiłoby sytuacji, głównie dlatego, że prawdpodobnie nie zdążyłyby wystartować ... są trochę za blisko ZSRR, a na wschód od Uralu były trzy dywizje strategicznych wojsk rakietowych, uzbrojone w mobilne kompleksy RDS-10 Pionier/SS-20. A czy ktoś widział zdjęcia B-52, B-1 czy KC-135 w hangarach? Bunkrach? Za umocnionymi wałami ziemnymi?
Ostatnio zmieniony 2005-08-11, 10:07 przez Krzysztof Miller, łącznie zmieniany 1 raz.
Awatar użytkownika
Krzysztof Miller
Posty: 206
Rejestracja: 2005-08-08, 11:25
Lokalizacja: Łańcut

Post autor: Krzysztof Miller »

Cholera, wysłano mi tą wiadomość dwa razy.
Ostatnio zmieniony 2005-08-11, 10:00 przez Krzysztof Miller, łącznie zmieniany 1 raz.
Awatar użytkownika
Krzysztof Miller
Posty: 206
Rejestracja: 2005-08-08, 11:25
Lokalizacja: Łańcut

Post autor: Krzysztof Miller »

A nawet trzy .... powód: przy wysyłaniu posta dwa razy wywalił mi, że serwer miał error, no to wysyłałem do skutku ....
miller
Posty: 431
Rejestracja: 2004-12-26, 13:29
Lokalizacja: Lublin/Opole Lubelskie

Post autor: miller »

1. Głowica nuklearna w rakiecie plot bodajże standard miała 15 kt (piszę z pamięci) - zatem gdyby wybuchła w odległości powyżej 5 mil od zespołu nie spowodowałaby żadnych zniszczeń na okrętach, choć mogłaby stącić samoloty, które by się nie ewakuowały... natomiast szansa, żeby zdetonowała głowice rakiet wydaje mi się raczej znikoma, konwencjonalne pewnie by wybuchły, ale nuklearne niekoniecznie. Niezależnie od tego system System Talos i niektóre standardy (wstyd nie znam oznaczeń) na pewno te z USS Long Beach i typów Belknap i Leahy byłyby w stanie atakować nosicieli na granicy odpalenia rakiet (tak mi się wydaje), więc sprawa nie jest taka oczywista.
2. Niemniej gdyby sześć rakiet z prędkością 2,5 Macha zbliżało się do zespołu z lotniskowcem uważam, że byłby to poważny problem bez względu na to czy posiadałyby głowice nuklearne czy konwencjonalne... bo na wojnie nigdy nic nie wiadomo...
3. rakieta nie musi utknąć na wyrzutni, wystarczy, ze padnie pokrywa zabezpieczająca magazyn, przed gazami wylotowymi rakiet i szybkostrzelność wyrzutni spada (vide HMS Coventry pod Falklandami)
4. Promy kosmiczne mają swoje lata, ale nie uważam je za strasznie wadliwe... mają swoje lata, a napewno są bardziej ekonomiczne od tego co było wcześniej.... a progress nie zawiezie ludzi, którzy naprawią teleskop Hubble'a...

pozdrawiam
miller
Posty: 431
Rejestracja: 2004-12-26, 13:29
Lokalizacja: Lublin/Opole Lubelskie

Post autor: miller »

Małe sprostowanie... Nieduża jest szansa zestrzelenia z okrętu nosiciela przed atakiem... przesadziłem, a le z drugiej strony trzeba wziąć pod uwagę, pewną ilość zakłóceń niewątpliwie stosowanych przez obie strony, które to zakłócenia utrudniłyby rozpoznanie....
A co do wzrokowego rozpoznania zespołu... to cos jak razwiedka bojem... może się udać... ale czy załoga tego, który dotrze do zespołu zdąży potwierdzić jego skład... nie wiem.

Podtrzymuję twierdzenie, że wysyłanie 70 Tu 22 na zespół z lotniskowcem, choć przedstawione w literaturze ma coś z pomysłów adm. Ohnishi - jak nie umieja trafić bombą niech trafią samolotem... przy odpaleniu ponad 200 rakiet można by je wystrzelić w reżimie niekierowanym i coś pewnie trafi. A jeśli użyjemy głowic nuklearnych to wogóle możemy nie przejmować się celowaniem i opl amerykańskiego zespołu.

Swoją drogą można by atakować falami w najgorszym wypadku przy trzeciej amerykanie by się wystrzelali z rakiet plot.

A jeśli chodzi o vulkan phalanx to nie sądzę, żeby miał duże szanse zniszczenia wielkiej rakiety naddżwiękowej to jest tylko 20 mm o zasięgu skutecznym do 2 - 2,5 km - ta rakieta taki dystans pokonuje w 2-3 sekundy. poza tym przy 140 rakietach amunicja by im sie pokończyła...
Wydaje mi się też, że wczesne wersje phalanxa niezbyt dobrze nadawały się do zwalczania celów naddźwiękowych.

Pozdrawiam

P.S. Aluminiowe okręty obwieszone radarami i uzbrojone w rakiety nie są romantyczne - romantyzm zapewnia maszyna parowa i armata celowana po lufie, no może przy prostym celowniku optycznym i dalmierzu jak było w wojnie 1898, bądź pod Cuszimą.
Awatar użytkownika
Darth Stalin
Posty: 1201
Rejestracja: 2005-01-23, 23:35
Lokalizacja: Płock

Post autor: Darth Stalin »

Krzysztof Miller pisze:A nawet trzy .... powód: przy wysyłaniu posta dwa razy wywalił mi, że serwer miał error, no to wysyłałem do skutku ....
Krzysztof, nie przejmuj się:
jak masz dłuższy post to zawsze jest komunikat o errorze, ale post tam poszedł. Wystarczy wejść na forum i sproawdzić - post jest, chociaż na spisie go nie widać. Widać po wejściu w temat.

Jak ci wywali taki error to sprawdź, czy rzeczywiście postu nie ma. Powinien być a to tylko takie "gremliny" ;)
DARTH STALIN - Lord Generalissimus Związku Socjalistycznych Republik Sithów

Owszem - to był Towarzysz Stalin... i na niego nie znaleźli rozwiązania...
nek
Posty: 398
Rejestracja: 2005-07-25, 16:07
Lokalizacja: Ustroń

Post autor: nek »

Jak juz wchodzimy do lat osiemdziesiątych to wystarczyłaby Sława lub dwa Sowriemienne poza zasięgiem Harpoonów eskorty żeby usunąć z powietrza samoloty przy zasięgu swoich rakiet plot. z lotniskowca na trasie przelotu rakiet z Tu , chociażby najprawdopodobniej sama Sława poradziłaby sobie i z lotniskowcem i jego eskortą - przeciwlotniczymi Spruancami - Ticonderogami , nie wspominając o Kirowach .
PS.Clancy uważa Rosjan za idiotów tak w "Czerwonym sztormie " jak i np." W polowaniu na Czerwony Pażdziernik"- niedoceniając ich możliwości , a przeceniając amerykańskie.
Malutkie pytanko do Pana moderatora czemu trzeba się kilkakrotnie logować żeby się zalogować ?
Ostatnio zmieniony 2005-08-11, 12:01 przez nek, łącznie zmieniany 1 raz.
karolk

Post autor: karolk »

no pana Clancego krytykować za powieści owszem należy, ale nie można wymagać od twórcy literatury pięknej obiektywizmu, czy wywazenia, bo powieść może okazać się kisielem zamiast schabowego :-)
Awatar użytkownika
Krzysztof Miller
Posty: 206
Rejestracja: 2005-08-08, 11:25
Lokalizacja: Łańcut

Post autor: Krzysztof Miller »

karolk pisze:no pana Clancego krytykować za powieści owszem należy, ale nie można wymagać od twórcy literatury pięknej obiektywizmu, czy wywazenia, bo powieść może okazać się kisielem zamiast schabowego :-)
Fakt oczywisty, i zgadzam się z nim.
Zwracam jednak twoją uwagę na fakt, że Tom Clancy pisał swoje powieści, zaś Larry Bond tworzył Harpoona na podstaawie tych danych, które zawarte były w oficjalnych źródłach Pentagonu, Ministry of Defence czy w publikacjach agencji zajmujących się problematyką militarną (Jane's). A te źródła informacji stanowiły odzwierciedlenie poglądów panujących w kołach wojskowych NATO i wiedzy Sojuszu na temat zagrożenia z strony Ukladu Warszawskiego. Luki w wiedzy panów z Waszyngtonu/Brukseli były często przerazajace.
Awatar użytkownika
Krzysztof Miller
Posty: 206
Rejestracja: 2005-08-08, 11:25
Lokalizacja: Łańcut

Post autor: Krzysztof Miller »

miller pisze:Małe sprostowanie... Nieduża jest szansa zestrzelenia z okrętu nosiciela przed atakiem... przesadziłem, a le z drugiej strony trzeba wziąć pod uwagę, pewną ilość zakłóceń niewątpliwie stosowanych przez obie strony, które to zakłócenia utrudniłyby rozpoznanie....
A co do wzrokowego rozpoznania zespołu... to cos jak razwiedka bojem... może się udać... ale czy załoga tego, który dotrze do zespołu zdąży potwierdzić jego skład... nie wiem.
Jes poczatek lat 70tych, podstawowym mysliwcem US Navy jest F-4B i F-4J, AWACSy to E-1. Częstotliwosci pracy radarów wszystkich tych samolotów są znane Rosjanom choćby z Wietnamu (E-1 mogą sobie 'pościągać' nawet na codzień, latając wokół lotniskowców Tu-95RC). Jakość pocisków Sparrow z F-4B/J jest niska jak diabli (wspomniane wyżej), przechytywanie nisko lecacych maszyn naddźwiękowych problematyczne (też opisane wyżej). Kilka symulowanych nalotów*, troszkę zakłóceń (wspomniano o Tu-22P w artykule) i - wg mojej opinii - mogłoby się udać.


* - w Harpoonie /lepszego test narzedzia nie posiadam, a że w GIUK/NACV Rosjanie są posiepani jak cholera, to za sukces uznać można jakiekolwiek zwycięstwo/ robi się to tak: Wokół grupy lotniskowców (położenie okreslone np na podstawie danych z RORSAT, czyli Liegendy, z "harpoonową" dokładnoscią do pół równika) rozstawić trzeba kilka Tu-95. Mają potworny zasieg, wystarczy paliwa, don't worry. Latają na małej wysokosci, poniżej horyzontu radiolokacyjnego. Co jakiś czas wznoszą się na dużą wysokość i włączają radary. Amerykanie wysyłają dyżurującą parę F-14 za nimi, ale Tu-95 po chwili wyłącza radar i znowu na małą wysokość, poniżej horyzontu radiolokacyjnego. Aby zastąpić 'zwolniony' do poscigu patrol, trzeba wysłać dwa nowe F-14A. Po zniknieciu Tu-95 mamy już kilka pałętających sie po niebie samolotów. Robiąc tak po kilka razy, mozna było wyciągnąć dużo Tomcatów w powietrze i nawet przescigać kilka z nich po niebie - jakl ubią gonić za duchami, to niech ganiają. Po dwóch-dwu i pół godzinach nadchodzi moment, gdy wszystkie lub większość F-14A leci na resztkach paliwa lub właśnie ląduje, aby je uzupełnic, lub właśnie tankuje to paliwo. wystarczy odpowiednia kalkulacja czasu. Wówczas atakować.
Gość

Post autor: Gość »

Kilka uwag,
- awarie kilkunastu rakiet z salwy 260 to możnaby przewidywać, gdyby to były harpoony czy inne amerykańskie ustrojstwa. W przypadku Sowietów postawiłbym na gdzieś 1/3 jeśli nie więcej rakiet, które nie zadziałają prawidłowo.
- rozpoznanie optyczne to jakieś jaja są :-o
- nadal nie widzę przekonywujących argumentów z jakiej racji nosiciele rakiet nie zostałyby przynajmniej częściowo zestrzelone przed odpaleniem, sparrowy w Wietnamie nie były używane w sposób do jakiego były przeznaczone, co wyżej już wyjaśniono.

pozdro'
Krzysiek
ODPOWIEDZ