Całe twoje dyrdymały polegają na tym, że racjonalizujesz sobie że to jak jest to być musi, a jest po prostu wyjebiście.

A kto powiedział, że decyzje polityczne muszą coś mieć wspólnego ze zdrowym rozsądkiem? Zresztą, mogą mieć, ale pamiętaj o priorytetach. Jeśli np. priorytetem dla danej partii jest pełnia władzy w kraju a to by się kłóciło z pozostaniem w UE, to wyjście jest rozwiązaniem do przyjęcia, nawet korzystnym. Że wpłynie to negatywnie na gospodarkę? Ale da władzę. Kto to kiedyś powiedział, że nie ważne czy Polska jest biedna czy bogata, ważne by była katolicka. Z punktu widzenia priorytetów tej osoby, to wcale nie musi być głupie stwierdzenie - to kwestia priorytetów.Państwa mają do wyboru albo wyjście ze wspólnego rynku albo pozostanie w nim, nic pomiędzy. Nie ma żadnego zysku z wyjścia ze wspólnego rynku opartego o zdrowe zasady - nie mającego obciążeń politycznych jak UE (które były powodem Brexitu).
Dlatego opuszczenie UE wielu się opłaci. A jeśli chodzi o nasze podwórko, to idę o zakład, że w tym kierunku (choć "miękko") pójdzie PiS (w zasadzie to już tą drogą idzie i to praktycznie od początku swych rządów). Bo twardy elektorat PiS hasła opuszczenia UE zaakceptuje.
A co to, Peceed, znaczy "dobre"? Czy zgodzisz się, że w wielu kwestiach to co będzie "dobre" według Ciebie, nie będzie "dobre" według mnie? Popełniasz klasyczny błąd uznając, że tylko Ty i osoby podobnie do Ciebie myślące, mają monopol na to co "dobre". A tak nie jest. Są jeszcze inni, którzy mają inne poglądy. Oni też uczestniczą w polityce, głosują, podejmują decyzje. Stabilność uzyskuje się przez pogodzenie jednych i drugich (jeśli się da i na ile się da). Ale wtedy nikt nie dostanie tego co chce i wszyscy do pewnego stopnia będą niezadowoleni. Dobrym przykładem jet tu kompromis aborcyjny. Dobrym przykładem, bo pokazuje też, co się dzieje gdy ktoś kompromis łamie.A nie mogłyby być przede wszystkim dobre?
To co piszesz świadczy tylko o tym, że tego problemu kompletnie nie rozumiesz. A jego zrozumienie jest kluczem do zrozumienia zasad funkcjonowania polityki i jej obiektywnej oceny.
Te "lobbujące strony" bowiem ZAWSZE lobbują w interesie dużych grup społecznych. I znów przypominam, że politycy zawsze będą robili to, co chcą ich wyborcy. Ty temu zaprzeczasz i dlatego nic nie rozumiesz (nawet nie próbujesz) i potem piszesz niedorzeczności.
Zwróć uwagę na to, gdzie piszesz:
Zaproponowałeś kompromis. Który w teorii (pomijam żart) ma zadowolić obie strony sporu (tu są tylko dwie strony, bywa, że jest więcej). Jak sądzisz, czy ten kompromis zadowoliłby jednych i drugich? I gdyby ci ludzie wiedzieli kto ten kompromis zaproponował (kto jest jego autorem) mieliby pretensje czy nie? Bo ja sądzę, że i jedni i drudzy by mieli. To co byś im odpowiedział?Skoro spór był zaciekły, to obie strony miały tyle samo zwolenników. Zatem połowa ławek w kościele powinna zostać wyheblowana. Tyle mój "wewnętrzny rabin". A naukowiec każe zrobić testy obu rozwiązań

"Lat świetlnych czasu" (tak nawiasem, to lata świetlne są miarą odległości a nie czasu - mylę się?) to może nie mieliśmy, ale lata już tak. Zakup interwencyjny jednego modelu, powiedzmy że można od biedy zrozumieć. Ale po co kolejnego, zupełnie innego? Ale, na ten temat długo wcześniej dyskutowaliśmy...jak byśmy mieli lata świetlne czasu
Bzdura. Powtórzę jeszcze raz - w historii wszystko już było.że tak naprawdę wielkich kryzysów wystarczająco długich (a nie po prostu silnych) aby sprowokować wyjście ze wspólnego rynku nie ma i nie będzie
Euro ma tu znaczenie, ale nie wszystkie kraje UE mają euro (tym bardziej w 2008 roku). Długość kryzysu nie ma zaś takiego znaczenia jak jego siła. Powtarzam - wszystko już było. I pokazalo, że owa "czapa polityczna" ma ogromne znaczenie.Ta polityczna czapa niczego nie zmieniła. Największym klejem, mocno niefortunnym, jest euro, a sam kryzys był krótki.
KAŻDE przepisy mające eliminować nadużycia będą generowały dodatkowe koszty. Może być i tak, że większe niż potencjalne nadużycia. Gdyż KAŻDA rzecz na tym świecie ma swą cenę. Cokolwiek by się wymyśliło, swą cenę będzie mieć. Przekonanie, że nie, jest co najmniej naiwnością.Wyborcy życzą sobie przepisów które wyeliminują nadużycia, a to że nie macie wyobraźni aby lepiej poradzić sobie z tym problem to już nie ich wina.
A czy w tym podcaście powiedzieli, że większość tego typu decyzji wymaga konsultacji społecznych? Czyli przejścia odpowiednich procedur pozwalających wypowiedzieć się mieszkańcom, organizacjom społecznym itd.? Trzeba się tylko zainteresować. To działa, pod warunkiem oczywiście, że ci ludzie, organizacje się tym zainteresują. Bo podstawowy problem polega najczęściej na tym, że większości ludzi takie kwestie wiszą i powiewają. Niekiedy budzą się po fakcie i narzekają. I oczywiście wtedy ZAWSZE winni są urzędnicy i rządzący. Ale oni już nie, bo przecież kto to widział by wymagać od nich zainteresowania się jakimiś projektami!Rozmówca między innymi pomaga definiować potrzeby jakie mają miasta. Często zauważa, że tymi sprawami zajmuje się kilka osób z różnych komórek administracji municypalnej i nawet nie wie o sobie nawzajem.