No dobrze jeszcze raz Panu odpowiem.
U1 pisze:Stąd istotna wydaje się kwestia do kogo był kierowany rozkaz z 10 września („Hel lub port neutralny”); Pertek delikatnie („Grudziński z polecenia dowódcy”) a Borowiak wprost ("poinformowany […] przez Grudzińskiego”) twierdzą, że Korespondencją z DF zajmował się kapitan Grudziński. Jednak Grom w swoim artykule obala – w typ wypadku rzetelnie i w oparciu o „mocny” materiał źródłowy – tę tezę i udowadnia, że nadawcą/odbiorcą był Kłoczkowski.
Znów nie czyta Pan przypisów. Powołuję się na samego Jana Grudzińskiego, który tak właśnie zeznał. A zatem ponawiam pytanie.
Kto ma rację ? M.Borowiak, J.Pertek, W.Pasek ? Czy J.Grudzinski ?
U1 pisze:To jednak sprawia, że – zapewne wbrew swym intencjom – Grom praktycznie „uniewinnia” kapitana Grudzińskiego, bo jeżeli odbiorcą rozkazu był Kłoczkowski, to na nim i tylko na nim spoczywała w takim wypadku całkowita i wyłączna odpowiedzialność za wykonanie rozkazu
Nigdzie nie sugeruję, że jest odwrotnie. Tak rzeczywiście H.Kłoczkowski ponosi odpowiedzialność za doprowadzenie okrętu do portu neutralnego.
U1 pisze:Ale nie można ignorować dość istotnej różnicy: otóż kapitan Grudziński wskazał – być może, bo to wiemy tylko z notatek Kłoczkowskiego – Tallin jako miejsce wyokrętowania dowódcy, ale BYŁ PRZECIWNY WCHODZENIU DO PORTU
Obawiam się, że zdanie i opinia J.Grudzińskiego miały drugorzędne znaczenie. Głównym powodem były owe wieloletnie ciche zarządzenia z KMW. Niestety znów wszystko Pan przekręca. Orzeł do portu w Talllinie wszedł dopiero po internowaniu. Od przypłynięcia do momentu internowania okręt stał na redzie. F.Prządak zeznał, że około 8 mil morskich od wejścia do tallińskiego portu. Oczywiście należy też wziąść poprawkę na to, że zeznawał on wiele lat później i zwyczajnie mógł wyolbrzymić dystans.
U1 pisze:Tu dopiero wychodzi w pełni ignorancja Kłoczkowskiego co do konwencji humanitarnych dotyczących zasad prowadzenia wojen, bowiem sytuacja prawna osoby należącej do sił zbrojnych państw wojujących schodzącej bezpośrednio z okrętu lub wysiadającej z łodzi w porcie neutralnym jest dokładnie taka sama; niezależnie czy odwołamy się do II konwencji genewskiej V, X lub XIII konwencji haskiej.
Raczej wychodzi zawodność pamięci. Bowiem to sam Kłoczkowski na redzie kazał spuścić łódź na wodę i chciał popłynąć na brzeg. Dokładnie kiedy wsiadał do niej pojawiła się pierwsza jednostka MW Estonii i oni też potwierdzili, że widzieli łódź spuszczoną na wodę.
U1 pisze:Langsdorff przesadzając załogę „Grafa Spee” na redzie Montevideo do szalup i kierując ich do brzegu argentyńskiego
Porównanie trafione tak samo jak przy działaniach Orła i U - 47.
U1 pisze:Tak czy inaczej Kłoczkowski – będąc nadal dowódcą okrętu wydał rozkaz wejścia do Tallina. Po czym zszedł z okrętu udając się na… konferencję w Dowództwie Marynarki Wojennej Estonii. Kol. Grom twierdzi, że Kłoczkowski przestał być d.o. w momencie zejścia z pokładu. Rodzi się jednak pytanie: w jakim charakterze negocjował w takim razie z Estończykami?
Odpowiadałem na to wcześniej, jednak odpowiem jeszcze raz. Kłoczkowski jako d.o. został zawieziony do budynku DF Estonii. Jego udział ograniczył się do przedstawienia powodów wejścia na redę Tallina. Negocjacje z Estończykami prowadził attache płk.Szczekowski.
U1 pisze:1. Czy skoro sam Kłoczkowski uznaje Grudzińskiego za „zastępcę” i wydaje mu rozkazy, to czy można mówić, że nastąpiło przekazanie dowództwa i że to kapitan Grudziński odpowiada za okręt?
Absolutnie tak. Bez względu na zapatrywania H.Kłoczkowskiego co do swojej pozycji i władzy rozkazodawczej. Instrukcja jeśli była wydana, to znajdowały się w niej polecenia natychmiastowego opuszczenia redy Tallina bez względu na wszystko.
U1 pisze:2) Skoro był czas na przygotowanie „pisemnej, bardzo dokładnej instrukcji” (nota bene: sąd wojenny nie uwierzył w jej istnienie), to dlaczego nie starczyło go na dokonanie wpisu w dzienniku okrętowym o przekazaniu okrętu?
Pan tego nie wie. Dzienniki nie istnieją bądź nie zostały odnalezione.
U1 pisze:Tym bardziej, że treść owej rzekomej „instrukcji” wydaje się być sensacyjna (oficerowie nie potwierdzają w swych zeznaniach istnienia „pisemnej” instrukcji, ale przyznają, że Kłoczkowski nakazał, bo „Orzeł” przez dwa tygodnie czekał na swego „dowódcę” kręcąc się po środkowym Bałtyku). Szczęście Kłoczkowskiego polegało chyba na tym, że sąd wojskowy nie dostał kopii rzekomej „instrukcji”, w której Kłoczkowski traktuje „Orła” jak taksówkę, którą można zamówić na „za dwa tygodnie” w dowolne miejsce estońskiego wybrzeża – nie skończyłoby się chyba na tak niskim wyroku.
Gdybanie, gdybanie, gdybanie.
U1 pisze:Tak na marginesie: czy po ucieczce z Tallina oficerowie „Orła” nie wypełniali przypadkiem owej absurdalnej „instrukcji” Kłoczkowskiego – bo niby w jakim innym celu „Orzeł” kręcił się 9 dni pod Gotlandem (21-30IX) i później jeszcze 7 dni pod Olandem (1-7X)?
I cóż tam zwojowali ? Ruch statków niemieckich był znaczny. Dlaczego nic nie zatopili. Mieli przecież torpedy.
U1 pisze:Kłoczkowski negocjuje z Estończykami m.in. kwestie zaopatrzenia okrętu w prowiant i wodę oraz wyjścia okrętu z portu w 24 godziny po jednostce niemieckiej. Jako kto? Były dowódca?
Negocjacje prowadził attache płk.Szczekowski.
U1 pisze:Ponadto Kłoczkowski stwierdza, że stanowczo sprzeciwił się pozostaniu „Orła” w porcie, dziwnym jednak trafem ani porucznik Mokrski, ani pułkownik Szczekowski takiego sprzeciwu nie zauważyli i nie odnotowali – dziwne, bo kol. Grom chętnie przywołuje Szczekowskiego
Oświadczenie płk.Szczekowskiego jest ścisłą odpowiedzią na zadawane z KMW pytania. Skoro nikt go o to nie pytał to i nic nie wspominał. Natomiast Mokrski miał powód by to ukryć.
U1 pisze:Tak więc Morski i Szczekowski „brief’ują” kapitana Grudzińskiego co do ustaleń poczynionych przez Kłoczkowskiego z Estończykami
Ależ Pan jest niemożliwy z tym przekręcaniem i nadinterpretacją.
U1 pisze:bo jego zeznanie jest tu spójne z całą resztą:
Skoro zostało wcześniej uzgodnione z resztą oficerów.
U1 pisze:Kłoczkowski po prostu nie chciał rozstać się z dowództwem „Orła” i – wbrew rozkazowi – nie przekazał okrętu zastępcy.
To, że nie chciał jest logiczne. Jednak już sprawa rozkazodastwa na okręcie oraz podejmowania decyzji to już zupełnie inna bajka.
U1 pisze:Tu kolejna dygresja: ani z tego, co pisał kol. Grom, ani z wywodów kol. Fdt nie wynika, że Kłoczkowski nie „wyokrętował” w Tallinie swojej dubeltówki i maszyny do pisania, To, że Kłoczkowki niczego nie dźwigał w estońskim dowództwie MW to żaden dowód – bo przecież transportem zajmowali się żołnierze estońscy. Mogli mu to dostarczyć do szpitala np. rano 15, 16 lub nawet 17 września.
Rzeczy osobiste Kłoczkowskiego zostały spakowane po jego zejściu z okrętu bez udziału samego zianteresowanego. Dostarczono je do szpitala przez Estończyków. Szanowny Kolego trzebaby odwiedzić jeden albo drugi okręt podwodny tej wielkości by poznać powody. Zobaczyć tą ciasnotę i zrozumieć, że takie drobiazgi zwyczajnie przeszkadzają na okręcie, a w związku z tym trzeba się tego z pokładu pozbyć jak najszybciej.
U1 pisze:Wracając zaś do spraw regulaminowych: zejście d.o. z pokładu nie sprawia, że automatycznie z.d.o. staje się p.o.d.o. – a zdaje się tak to sobie wyobraża kol. Grom.
Zdaje się, że nie czytał Pan RSO dokładnie, bo tak to jest tam napisane.
U1 pisze:Bolesław Romanowski – który może ma pewne kłopoty ze szczegółami swych wspomnień, ale w końcu jest współautorem RSO, który z takim nabożeństwem zwykł cytować kol. Grom
Jakoś nie jestem sobie w stanie wyobrazić by B.Romanowski opracowywał RSO w 1932 roku.
U1 pisze:Trudno też zgodzić się z kol. Gromem, że „od chwili zejścia komr. Kłoczkowskiego, zgodnie z rozkazem Dowództwa Floty z 10 wrzęsnia oraz pkt. 26 i 27 RSO, czasowo pełniącym obowiązki dowódcy okrętu ze wszystkimi uprawnieniami był kpt. Jan Gruziński i on ponosiłby odpowiedzialność za decyzję o wyjściu okrętu w morze, wbrew ustaleniom attache z władzami estońskimi
Wedłu regulaminu tak to właśnie wygląda. I od chwili zejścia H.Kłoczkowskiego z pokładu p.o.d.o. ponosił całą odpowiedzialność za okręt.
U1 pisze:Ale końcówka tego zdania dotyka bardzo ważnego problemu: otóż działania Kłoczkowskiego w Tallinie mają wszelkie cechy procedury „RWD” (= Ratuję Własną Dupę): Kłoczkowski ma rozkaz przekazać dowodzenie zastępcy ale tego nie robi, wbrew radom oficerów wchodzi do portu zamiast wyokrętować się przy pomocy łodzi, schodzi z pokładu i udaje się na konferencje do dowództwa marynarki estońskiej, gdzie ustala (nie jest prawdą, że jakieś „ustalenia” poczynił wyłącznie attache i to „za plecami” Kłoczkowskiego), że okręt dokona naprawy sprężarki, pobierze wodę i prowiant a następnie wyjdzie z portu.
To jest Pańska nadinterpretacja. Postępowanie Kłoczkowskiego w Tallinie ma wszelkie znamiona zainteresowania losem jednostki z załogą oraz jej jak najszybszemu wypłynięciu z redy. Proszę poczynić też korekty, albo może przeczytać jeszcze raz. O.R.P. Orzeł nie stał w porcie tylko na redzie. Zgodnie z zeznaniami bosmn.F.Prządaka w odległości około 8 mil morskich od wejścia do portu w Tallinie.
U1 pisze:To zastanówmy się teraz w jakiej sytuacji prawnej byłby Grudziński, gdyby zdecydował się na natychmiastową ucieczkę z portu i – dajmy na to – Estończycy zatopiliby „Orła”
A to niby czym ?
U1 pisze:… Porwanie (bezprawne, samowolne przejęcie) okrętu i jego utrata, działanie wbrew prawu międzynarodowemu i ustaleniom podjętym przez „prawowitego” dowódcę z marynarką estońską – KS jak nic.
Porwanie napewno nie.
Utrata oczywiście, że tak zwłaszcza jeśli okręt został internowany na redzie można to uznać za poddanie jednostki, lub nawet za oddanie jej.
U1 pisze:Biorę na siebie odpowiedzialność za złamanie prawa międzynarodowego. Ale takiej kartki Kłoczkowski nie przekazał. Nie przekazał, bo był tchórzem i nie chciał brać na siebie żadnej odpowiedzialności. Zwalał na kapitana Grudzińskiego całą odpowiedzialność nie przekazując mu jednak formalnie dowodzenia.
Dowodzenie przeszło samoistnie, bez względu na to czy to się Panu podoba czy też nie. Odpowiedzialnością za okręt jest obarczony ten kto aktualnie sprawuje na nim władzę rozkazodawczą.
U1 pisze:Więc kiedy kapitan Grudziński został formalnie p.o.d.o.? Formalnie nie został. Został nim de facto kiedy wydał pierwszy rozkaz sprzeczny z poleceniami (czy ich brakiem) Kłoczkowskiego – dotyczący przygotowań do ucieczki, czyli nie wcześniej niż 15 września po południu.
Formalnie po zejściu Kłoczkowskiego został p.o.d.o i RSO co do tego nie pozostawia żadnych złudzeń. Formalnie też od powrotu Mokrskiego miał pełną załogę i wolną drogę w morze. Decyzji nie podjął żadnej, nawet kiedy estońskie okręty opuszczały port.
U1 pisze:Ale mentalnie oficerowie „Orła” nie uwolnili się od „cienia” Kłoczkowsiego jeszcze długo
I nie ma się czemu dziwić. Żałoga patrzyła na nich krzywo, a w tak zamkniętym środowisku natychmiast było wiadomo, że "oni coś knują przeciwko dowódcy". Nawet po zejściu Kłoczkowskiego załoga nie mówiła o nim inaczej jak z szacunkiem "dowódca". Chyba sobie ten szacunek czymś zdobył.
U1 pisze:Paradoksalnie – działania Estończyków (internowanie) spadły im jak z nieba
Z nieba z kilkudziesięcio minutową żeglugą na pozycje. Meldunkami syganlistów
"Panie kapitanie estońskie okręty wychodzą z portu"
"Panie kapitanie okręty są uzbrojone"
etc etc etc
Jaka decyzja kapitana ?
U1 pisze:nawet musieli, aby samemu nie współodpowiadać za utratę okrętu
Dokładnie. Ich działania skupiają się na uniknięciu odpowiedzialności za utratę okrętu wartego miliony złotych zakupionego ze składek społeczeństwa i utraconego w wyniku braku wyobraźni oraz braku profesjonalizmu.