No i tak to jest. Jak się jeździ, to się nie ma ochoty płacić mandatu.
Nic w tym odkrywczego.
To może na ten temat nieco z mojego podwórka, a konkretnie z Zachodniej Australii.
Poniższa tabelka pokazuje „cennik” za przekroczenie prędkości, który obowiązuje do tej pory.
Speeding fines in WA as at 1/1/2010:
Less than 9 km/h - $75 0 Demerit Points
10 km/h - 19 km/h - $150 2 Demerit Points
20 km/h - 29 km/h - $300 3 Demerit Points
30 km/h - 39 km/h - $700 5 Demerit Points
More than 40 km/h - $1000 7 Demerit Points
No, ale to nie koniec. Owych “demerit points” mamy 12 na trzy lata.
Czyli, jeżeli przytrafi się nieszczęście załapać jakieś punkty, to ten swąd będzie się ciągnął za nami przez trzy lata od daty wykroczenia. Po tym czasie wracamy do 12 no chyba, że w międzyczasie coś się znowu przytrafi. W tym momencie jest ważny podkreślenia fakt, że firmy ubezpieczeniowe wymagają powiadomienia o wykroczeniach za prędkość, jak szybko jechaliśmy i ile punktów się dostało. Jak nie powiadomimy, to nie ma sprawy, ale gdyby w tym czasie zdarzył się wypadek jakiś, to dzwonią na policję i sprawdzają delikwenta. Jeżeli okaże się, że miał mandat i nie powiadomił, nie wypłacą odszkodowania. Gdy jednak powiadomi, to ubezpieczenie może wystawić ostrzeżenie, że skasuje polisę jeżeli sytuacja się powtórzy, może podnieść stawkę ubezpieczeniową, obniżyć wartość ubezpieczonego samochodu, lub od razu wywalić na zbitą buzię, jeżeli delikwent znalazł się w górnym przedziale wykroczenia.
Te same zasady obowiązują w wypadku jazdy po alkoholu, i przejechania skrzyżowania na czerwonym świetle. Za czerwone światełko płacimy $350 i 6 punktów.
Jeszcze jakieś dwa lata temu w mieście były stosowane kamery, które w zasadzie mogły łapać pojazdy na jednym pasie ruchu. Czyli ustawiano je przy drodze skierowane na lewy pas, przy naszym lewostronnym ruchu, i odchylone jakieś 10 stopni od osi jezdni. Wszyscy, którzy jechali tym pasem mieli przechlapane, ale jak już jechali drugim albo trzecim, to z reguły wychodzili cało, bo wiązka promieni już tam dokładnie nie łapała. Takie kamery kosztowały 150 tysięcy za sztukę.
W związku z taką niedoskonałością

sprowadzili z Ameryki nowe, które łapią wachlarzem kilka samochodów na raz jadących na sąsiadujących pasach. I mogą to robić zarówno do przodu, jak i łapać samochody oddalające się. W tym momencie nie ma znaczenia kąt ustawienia.
Te kamery kosztują w granicach 350 tysięcy za egzemplarz. Stare kamery nie poszły na złom.
Z powodzeniem używane są na drogach stanowych, które z reguły są jednopasmowe, wąskie i trzeba jechać gęsiego, bo pasy często oddzielone są ciągłą linią. Co kilka, kilkanaście kilometrów są mijanki i tam pojawia się sąsiadujący pas, na którym można wyprzedzić, jak ktoś wolno jedzie i ruch hamuje.
Dla tych nowych kamer zakupiono sporo specjalnych samochodów. Cały majdan jest umieszczony z tyłu za dużymi szybami i nie jest narażony na warunki atmosferyczne. Montuje się je też klasycznie. Sam samochód gdzieś w chaszczach schowany, a kamera stoi przy drodze podłączona kablami.
Na skrzyżowaniach są stare jeszcze kamery, które łapią jedynie za czerwone światło, ale nowe mają dodatkową funkcję, bo mierzą także prędkość. Obok zaraz stoi drugi słup na którym jest zainstalowana silna lampa błyskowa do nocnych zdjęć. Można zatem przejechać na zielonym, ale mandat też można złapać.
Do tego dochodzą nieoznakowane radiowozy no i specjalne samochody, które są wyposażone w komputery sprawdzające tablice rejestracyjne i podłączone przez satelitę z bazą danych. Jeżeli okaże się, że właściciel danego pojazdu ma zatrzymane prawo jazdy, to od razu zatrzymują na miejscu lub wysyłają zawiadomienie do domu, że w takim a takim miejscu, o takiej godzinie samochód jechał tu i tu. Na końcu pytanie, kto prowadził.

Jeżeli ktoś, kto miał prawo jazdy, to w porządku, ale jeżeli delikwent, to zabierają samochód na 28 dni i nikogo nie interesuje, czy ten pojazd służy komuś innemu w rodzinie do jazdy do pracy, albo odwożenia dzieci do szkoły.

Obowiązuje odpowiedzialność zbiorowa.
Koszt holowania i przechowania auta spada oczywiście na właściciela, a do tego mandat za jazdę bez prawa jazdy.
Taką praktykę zabierania samochodu stosuje się też przy przekroczeniach prędkości. Regułą jest właściwie, że przekroczenie o 40km/g skutkuje natychmiastowym zatrzymaniem samochodu, jeżeli przy drodze jest policja i do tego mandat wg taryfy.
Jeżeli tylko kamera, to mandat przychodzi do domu i samemu trzeba auto odprowadzić na policję.
I znowu, nie ważne, kto jechał czy właściciel samochodu czy ktoś inny z rodziny, mechanik który go „sprawdzał” po przeglądzie, kolega, ktokolwiek.
W zasadzie, to by było na tyle, bo płaci się też za ciągłą linię na drodze, za przejście dla pieszych i za inne sprawki, tak jak w Polsce, ale nie znam cennika.
Tak czy inaczej jest to bardzo dochodowy interes dla rządu. Obrażają się mocno i protestują, kiedy im to dziennikarze wypominają i twierdzą, że kierowcy są mlecznymi krowami.

W zeszłym roku wpłynęło do kasy $120 milionów. W tym będzie pewnie podobnie i nawet więcej, bo dostawiono stałe kamery na skrzyżowaniach i na autostradzie. Tam dozwolona prędkość, to 100km/g, ale nieraz naród lubi trochę przycisnąć no i nieszczęście gotowe. Maksymalna prędkość w tym Stanie wynosi 110km/g i tacy właściciele mocnych aut, stworzonych do szybkiej jazdy, cierpią strasznie, kiedy muszą się wlec z taką prędkością. Powstaje pytanie, po co takie samochody sprowadzają, skoro nie ma szans nimi jeździć.