Panowie - kiedyś dawno temu nieoceniony Jasienica był łaskaw odświeżyć takie zdanko o "szlachcie co to się na pamięć uczyła całej jedynej warszawskiej gazety, włącznie ze stopką i ogłoszeniami"

aby pokazać jaka jest na czasie... i niczego nie pominąć...
Niestety coś nam z tej starej "metody" zostało i dziś bo bardzo wielu niekoniecznie refleksyjnie powtarza wymyślone przez "dyżurnych kreatorów" tezy, bon młoty i podobne.
Strach pomyśleć jak by wedle tej metody powinni zostać przedstawieni np. ministrowie obrony Niemiec, Holandii czy choćby samej Rosji z ostatnich dwóch dekad - ale jakoś pisze się o nich bez podobnych "ansów" a naprawdę byłoby się do czego przyczepić w każdym z tych przypadków...
Ani mi tu w głowie bronić czy tłumaczyć Macierewicza - chciałbym jednak zwrócić uwagę, że nie można tak "jarmarcznie" podchodzić do było nie było poważnego tematu. Wielu rotacji czy posunięć możemy zwyczajnie nie rozumieć nie na poziomie "wielkiej polityki" tylko na banalnym poziomie kadrowym, gdzie rodzima zdolność budowania układzików i układów gdzie miernota wspiera miernotę osiąga niekiedy postać trudną w ogóle do nawet abstrakcyjnego wyobrażenia. Osobiście dawno temu spotkałem się z sytuacją gdzie usunięty przez naszego bohatera VIP o CV zapierającym dech w piersiach dzięki "koneksyjkom" został stosunkowo niskiej rangi pracownikiem szczebla kierowniczego w pewnej prywatnej firmie. Facet, którego "doświadczenie" (może papierowe ale i międzynarodowe itd,itd) wszystkim by nam pewnie zaimponowało zachowaywał się na dobrze płatnej posadzie niczym prawdziwe lub rzekome popisy pewnego rzecznika o randze rzecznika ale nie jednorazowo tylko prawie dzień w dzień

. Dodając do tego prawdziwie zapierające dech pomysły na wykonywanie jego zawodowych obowiązków dochodziło się do kłopotliwego pytania czy ktoś aby nie podmienił komuś CV. Skończyło się dyscyplinarką mimo prawdziwej pielgrzymki "ochraniaczy". Koniec historii? A gdzie tam - w parę miesięcy facet wrócił

na wyższy stołek dzięki poparciu... Znowu dając popisy trudne do logicznego wytłumaczenia znowu wyleciał... aby znowu wrócić za jakiś czas...
Przy czym nie był wcale jedyny a tylko taki może najbardziej widowiskowy... jakoś na takiej "kastracji" raczej stosowny resort niewiele stracił...Co ciekawe sam doszedł do wniosku nawet po zmianie ekipy, ze dawnej gwiazdy już nie chce.
Dlaczego o tym jednak piszę - otóż dlatego, że nieco znając ten światek chcę zwrócić uwagę na to, że dowolny szef MON ma u nas praktycznie dwie ścieżki przed sobą - bierną i czynną zaraz wyjaśnie w czym. Do tej pory praktykowana była ścieżka bierna wyrażająca się w nieingerowaniu w tysiące przedziwnych i jarmarcznych systemów powiązań pomiędzy najróżniejszymi osobami co jadnak w praktyce powodowało skrajną nieefektywność resortu skupionego głównie na grach personalnych a nie jakichś tam zakupach - no chyba, że USA chce...

Jeżeli jednak myślimy o ścieżce czynnej czyli takiej która pozwoli na coś więcej musimy zmienić tak wiele, że nie skupia się to wcale na zakupie śmigła x czy Y. To zaś niestety wymaga czasu i skomplikowanego "rozbrajania" środowiska, gdzie wcale nie wszystkich można wyrzucić czy zmusić do odejścia. Nie jestem podkreślę tu jeszcze raz sympatykiem ministra ale zdaje się dobrze rozumiem ten niewidzialny problem spotęgowany też i tym, ze pewnie też ławka kadrowa ludzi PIS-u jako tako znających się na praktycznych zagadnieniach obronności tez może wcale nie być taka długa (ale akurat tu trudno mi to oceniać).
Pozdrawiam