Ciekawi mnie jakimi drogami dziś najprawdopodobniej będziesz chciał dojechać do Warszawy na marsz Jurgieltników i sprzedawczyków i czy napotkane remonty na drodze...
Byłem oczywiście, Piotrze S.
I muszę Ci powiedzieć, że:
1. "Sprzedawczyków" ci u nas dostatek (jak to ktoś na marszu dosadnie określił, policzyliśmy się dokładnie i jest nas w ch#$). To zresztą ciekawa sprawa, gdy ktoś "sprzedawczykami" (itp.) nazywa połowę, czy nawet ponad połowę populacji danego państwa/narodu. Powiedz mi Piotrze S. czy może być taka, że połowa narodu (a raczej ponad połowa) to "sprzedawczyki" a druga już niekoniecznie? Bo w takich sytuacjach nasuwa się pytanie, czy czasem "sprzedawczykami" (itp.) nie jest ta druga, "mniejsza połowa"?
2. Dróg miałem do wyboru co najmniej kilka. Z tego co się orientuję, na mierzei jest jedna.
Zawsze ciekawi mnie, dlaczego ludzie tacy jak Ty, lekką rękę stawiają połowie Polaków zarzuty, które w zasadzie uniemożliwiają jakąkolwiek poważną dyskusję? No bo ze "sprzedawczykami" itp. się nie rozmawia - prawda? Ale co najmniej połowę Polaków do tych "sprzedawczyków" winieneś zaliczyć. I co z tą połową chcesz zrobić? Jesteś w stanie na to pytanie odpowiedzieć?
Chce Ci też zwrócić uwagę na kwestię taką, że problem nie polega na tym, że tę drogę się remontuje. Problem dotyczy tego jak się ją remontuje.
1. Nagle. Ktoś sobie zapomniał, że maszyny i ciężarówki rozjeżdżą to co jest. Jakieś to takie znajome...
2. Robi się to z Polskiego Ładu, co narzuca pewne zasady. Np. my robimy sporą inwestycję na 20 mln, która musi być rozliczona w dwóch fakturach. To ma wpływ na sposób realizacji.
3. Podporządkowanie owemu rozliczeniu (szczegółów nie znam, ale to Polski Ład, więc zasady muszą być podobne) narzuca jak ten remont robić. Jak znam życie, gdyby po prostu planowano remont tej drogi, robiono by to inaczej (sposób, tempo, termin itd.). I uciążliwość byłaby zapewne mniejsza.
Cała sprawa polega na tym, że najpierw pada hasło budujemy kanał (pomijam, że bez sensownej ekonomicznej analizy), bez zastanowienia się nad skutkami ubocznymi. Potem te skutki wychodzą, więc na szybko, z tego co jest i tak jak się da, próbuje reagować. Bez oglądania się na to, czy gdyby przewidzieć pewne rzeczy, nie dałoby się im zapobiec lub przynajmniej rozwiązać jakoś zręczniej.
Czyli koniec końców starą metodą "przyznałeś", że żadnego itd nie wymyślisz

Ja nic nie muszę wymyślać - skąd ci to przyszło do głowy?! Majówka pokazała problem. Oczywiście można podejść do tego jak Ty - turyści i tak przyjadą, nie ma się czym przejmować. Miejscowi na to tak nie patrzą tylko po tej majówce mają obawy. Że nie przyjadą, a raczej przyjedzie ich mniej (pojadą tam, gdzie dojechać łatwiej o czas spędza się równie przyjemnie, obecnie zaś, biorąc pod uwagę utrudnienia o których wspomniałem, nawet przyjemniej). To są fakty Marmik. Ty je po prostu ignorujesz. Oczywiście może być tak, że się mylę. I specjalnie bym się tym nie martwił. Ale twoje stwierdzenie o "wymyślaniu" jest kuriozalne.